Zieloni grali "mecz o życie"
Przed pierwszym gwizdkiem sędziego podopieczni Dawida Szulczka wiedzieli, że ich sytuacja jest bardzo niekomfortowa i jeśli chcą zapewnić sobie utrzymanie w lidze, muszą przynajmniej wywalczyć punkt. Sobotnia wygrana Korony Kielce doprowadziła bowiem do sytuacji, że Puszczy oraz Warcie, znów widmo spadku spojrzało głęboko w oczy. Zieloni mieli bowiem tylko dwa punkty przewagi nad kielczanami, którzy w ostatnim meczu przyjeżdżają na Bułgarską. Co to oznacza, przy obecnej formie Lecha Poznań nietrudno się domyślić, a Wartę czeka jeszcze wyjazd do Białegostoku, gdzie Jagiellonia, by zdobyć tytuł mistrzowski, będzie musiała wygrać.
Legia, która tydzień temu pokonała Kolejorza i "wskoczyła" na podium, była faworytem. Warszawski zespół twardo walczy o ostatnie miejsce gwarantujące start w eliminacjach europejskich pucharów i od początku widać było jego przewagę w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła.
Legia lepsza, Warta chaotyczna
Goście opanowali środek pola i potrafili sobie wypracowywać sytuacje strzeleckie. O bezradności Zielonych świadczyła sytuacja, gdy Elitim łatwo minął czterech piłkarzy Warty, pobiegł nieatakowany do pola karnego i dograł do Guala. Hiszpan posłał piłkę wzdłuż linii, ale Rosołek nie sięgnął futbolówki. Aktywny na początku Wszołek, też wypracowywał okazje kolegom, ale na szczęście dla Zielonych, gubili oni piłkę, zanim udało im się uderzyć na bramkę. Niewiele brakowało, by gości wyręczył Kopczyński. Były legionista fatalnie skiksował we własnym polu karnym, ale piłka przeleciała nad poprzeczką. To byłby równie kuriozalny gol, jak tydzień temu samobójcze trafienie Salamona.
Mocno przemeblowany zespół Zielonych grał chaotycznie. Lecz przy odrobinie szczęścia mógł objąć prowadzenie. Kiełb wrzucił z rzutu wolnego w pole karne do Kopczyńskiego, pomocnik Warty tym razem uderzył we właściwym kierunku, ale też niecelne.
Jak wykonuje się stałe fragmenty gry pokazała Legia w 27 min. Żegnający się ze stołecznym klubem Josue dorzucił piłkę z rzutu rożnego, a Pankov w ekwilibrystyczny sposób dołożył głowę i strzelił idealnie w górny róg. Lis nie miał nic do powiedzenia, mógł tylko mieć pretensje do Bartkowskiego, który nie upilnował rywala.
Warta miała swoje sytuacje
Bramka dodała pewności siebie legionistom, którzy kontrolowali to spotkanie. Choć kolejną okazję miał jeszcze Kopczyński, statystyki nie pozostawiały wątpliwości, kto jest lepszy. 67:33 procent w posiadaniu piłki dla gości i 10:3 w strzałach.
Na początku drugiej części Zieloni wreszcie pokazali, że nie mają zamiaru składać broni. Dobrze w polu karnym zachował się Szmyt, który podał do Eppela, ale Węgier minimalnie przestrzelił. Chwile później zablokowany został Kopczyński.
Legia, która po zmianie stron mocno spuściła z tonu, dopuściła pod swoją bramką do kolejnej groźnej sytuacji. W roli głównej znów wystąpił Kajetan Szmyt. Skrzydłowy Warty strzelił bez namysłu, ale piłka przeszła obok słupka.
Szmyt, który był motorem napędowym Warty i jedynym zawodnikiem, który bardzo starał się odwrócić losy meczu, ładnie przedarł się w polu karnym też w 84 minucie. W ostatniej chwili zablokował go jednak Ziółkowski i Legia korzystny dla siebie wynik "dowiozła" do końca.
Zobacz oceny Warciarzy za mecz z Legią:
Warta Poznań - Legia Warszawa 0:1 (0:1)
Bramka: Pankov (27.)
Warta: Lis – Bartkowski (74. Vizinger), Kiełb (80. Przybyłko), Szymonowicz (50. Stavropoulos), Matuszewski – Kupczak, Luis, Kopczyński (74. Paszkowski) – Borowski (80. Rychlik), Eppel, Szmyt
Legia: Tobiasz – Pankov, Kapuadi, Ziółkowski – Wszołek, Celhaka (57. Zyba) , Elitim, Josue, Ribeiro – Rosołek, Gual (82. Kramer)
Włókniarz Częstochowa - GKM Grudziądz. Trener Robert Kościecha
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?