MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie mój błąd?

Mariusz Parkitny
Justyna nie ucieka z domu już od trzech miesięcy. Myśli o wynajęciu mieszkania, znalezieniu jakiejś pracy. - Tyle, że ja nie wiem, co chciałabym robić w życiu - mówi.

Po raz pierwszy ruszyła na gigant w ósmej klasie podstawówki. Pokłóciła się z chłopakiem. Podejrzewała, że ją zdradza.
- Wkurzyłam się, wsiadłam do pociągu i wyjechałam na Mazury - opowiada siedemnastolatka, niska brunetka z trądzikiem na twarzy. - Po drodze poznałam trzech chłopaków, którzy też postanowili zaszaleć.
Na dworcu w Olsztynie wdali się w bójkę. Zatrzymała ich policja. Trafili do izby dziecka.
Dwa dni później Justyna była już w domu. Zszokowani rodzice zabronili jej przez miesiąc wychodzić z domu.
- Mówili, że to niemożliwe, aby ich jedyna córka zrobiła coś takiego - opowiada dziewczyna. - A ja już wiedziałam, że i tak znowu zwieję z domu.

Samotne wędrówki są męczące

Dwa lata temu w Krakowie za picie piwa w centrum miasta trafiła do policyjnej izby dziecka. Tam poznała Monikę. Dziewczyny od razu przypadły sobie do gustu. Zaczęły się opowieści o ucieczkach, znajomościach z "gigantu". Po pięciu minutach rozmowy miały wrażenie, że znają się od lat.
19-letnia Monika wygląda jak Marlin Monroe w swoim najlepszym filmie. Mówi, że figurę ma po mamie.
- Znałam ją bardzo krótko, umarła, kiedy miałam dwanaście lat - dodaje. - Ojciec od razu po jej śmierci zaczął spotykać się z inną kobietą. Nienawidziłam, gdy przychodziła do nas do domu.
Całowali się przy mnie. Nie mogłam tego znieść.
Zaczęła się buntować. Po każdej awanturze z ojcem wychodziła z domu. Najpierw przez parę godzin chodziła ze znajomymi po ulicach. Pili piwo, wygłupiali się. Potem znikała na dzień, dwa. Najczęściej wyjeżdżała nad morze. Spała na plaży.
- Samotny gigant jest bardzo męczący, można wpaść w dołek - opowiada.
Podczas samotnych wypraw odwiedziła Gdańsk, Kołobrzeg, Ustkę. Godzinami chodziła po ulicach: - Myślałam o samobójstwie, wyobrażałam sobie, że tam na górze panuje spokój, którego mi tak brakuje.

Ciężko z tym skończyć

Justyna, odwrotnie niż Monika, nigdy nie była dobrą uczennicą. Na świadectwie miała najwyżej trójki. Zamożni rodzice zapewniali jej wysokie kieszonkowe, miesięcznie nawet 500 zł. Wydawała na ciuchy, papierosy, piwo i dyskoteki.
- Prosili mnie tylko, żebym się uczyła - wzrusza ramionami. - Nie byłam zresztą całkowitym głąbem.
W czerwcu ubiegłego roku powiedziała rodzicom, że jedzie z klasą na wycieczkę krajoznawczą. Dzień wcześniej zadzwoniła do niej Monika - znów pokłóciła się z ojcem i chciała ruszyć w trasę. Umówiły się na wypad do Poznania. Kiedy dojechały na miejsce, postanowiły pójść na dyskotekę. Bramkarz nie chciał ich wpuścić, mówiąc, że są nieletnie. Monika poprosiła, żeby poszedł z nią na 20 minut na "stronę". Chłopak zgodził się. Weszli do klatki schodowej.
- Rozebrałam się, uprawialiśmy seks - opowiada beznamiętnie dziewczyna. - Po półgodzinie weszłyśmy na dyskotekę.
Poznały dwóch chłopaków. Razem wypalili trochę trawki. Dziewczyny nie pamiętają, w jaki sposób znalazły się na dworcu PKP. Wsiadły do pierwszego lepszego pociągu. Daleko nie zajechały. Nie miały biletów ani pieniędzy. Kontrolerzy zawiadomili policję. Dziewczyny zostały odtransportowane do domu.
- Byłyśmy strasznie brudne, śmierdzące. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że chciałabym być w domu. Ale to uczucie trwało krótko. Potem znowu uciekłam - mówi Justyna. - Jak się raz zacznie, ciężko potem skończyć. Rodzice są zajęci swoimi interesami, nie mają dla mnie czasu.
Na tygodniowy gigant trzeba według dziewczyn 100-200 złotych. Skąd biorą fundusze?
- Mamy swoje sposoby- mówią tajemniczo.
Nigdy nie planują tras ucieczek. Mówią, że na tym to właśnie polega cała zabawa: spontaniczność, luz, jazda w ciemno.
Do domu wracają odstawiane przez policję, albo z własnej woli, gdy już im się znudzi.
Ich zdaniem najlepsze są kilkudniowe ucieczki.
- Za długi gigant robi się nudny, z czasem nie ma co robić - mówi Monika. - Takich kilka dni pozwalało zapomnieć o kłopotach i nudnych dniach. Po powrocie do domu było tak samo, więc znowu ucieczka. Ojciec nie przejmuje się moimi zniknięciami, tylko za pierwszym razem powiadomił policje. Jest przekonany, że za każdym razem wrócę.

Wielka tragedia

Syn Joanny Malec był na gigancie trzy razy. Pierwszy raz uciekł, gdy miał 17 lat. Pojechał na koncert do Jarocina, chociaż rodzice mu zabronili. Podczas ostatniej ucieczki, w październiku ubiegłego roku pobił starszego mężczyznę. Sąd skazał go na rok więzienia.
- Tylko ci, którzy to przeżyli, wiedzą jaką tragedią jest ucieczka dziecka z domu - mówi Joanna Malec. - Zaczyna się obwinianie siebie. Od trzech lat codziennie zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd, za co płacę tak wysoką cenę. Osiwiałam z tych zmartwień. Czuję się dziesięć lat starsza.

Gdzieś w Polskę

Monika nie uczy się i nie pracuje. Kilka dni temu dzwoniła do Justyny. Namówiła ja na wyjazd gdzieś w Polskę.

***

Według danych zachodniopomorskiej policji rocznie z domów ucieka ponad setka dzieci w wieku 14-17 lat.
- Najwięcej tuż przed wakacjami - mówi nadkom. Anna Kurowska, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Szczecinie. - Większość uciekinierów odnajduje się najczęściej po kilku, lub kilkunastu dniach. Część jest kierowana do pogotowia opiekuńczego, inni wracają do domu dobrowolnie. Kilka procent trafia do kronik "zaginął-zaginęła".

Jerzy Wojciechowski, psycholog

Ucieczka dziecka z domu to sytuacja patologiczna, nienormalna. Oznacza, że w jego otoczeniu dzieje się coś złego. Wydaje się, że powodów ucieczek jest tyle ile dzieci, każdy jest inny.
Kolosalne znaczenie ma tu dom rodzinny, wiele ucieczek wywołanych jest domowymi konfliktami. Dzieci uciekają najczęściej w okresie dojrzewania, kiedy ich relacje z rodzicami są na ogół trudne. Często same wyolbrzymiają problemy.
Może się zdarzyć, że wina leży po stronie rodziców, gdy są na przykład zbyt rygorystyczni, albo zbyt liberalni. Rodzice chcą dla dziecka zawsze jak najlepiej, ale czasem efekt ich działań jest odwrotny od zamierzonego, we wszystkim musi być przecież umiar. Nie można jednak powiedzieć, że wina leży zawsze po stronie rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński