Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie się podziały duże pieniądze?

Agnieszka LASEK-PIWARSKA
- Nie przyznaję się do zarzutów - mówiła w sądzie Wiesława G. - Jestem zamożną kobietą.
- Nie przyznaję się do zarzutów - mówiła w sądzie Wiesława G. - Jestem zamożną kobietą. A. Lasek-Piwarska

Sąd Rejonowy w Starachowicach umorzył postępowanie w sprawie Wiesławy G., emerytowanej nauczycielki, która w całym kraju znana jest z tego, że kilka lat temu zamierzała kupić Hutę Ostrowiec. Prokuratura postawiła jej zarzut wyłudzenia od 18 osób 660 tysięcy złotych. Kobieta, jak orzekli biegli, jest chora psychicznie i nie może brać udziału w postępowaniu sądowym.

Cały kraj dowiedział się o Wiesławie G. trzy lata temu. Wtedy emerytowana nauczycielka postanowiła kupić Hutę Ostrowiec. Sprawą zainteresowały się ogólnopolskie media. Kobieta zapraszała dziennikarzy do domu i opowiadała o swojej fortunie. Historia była wzruszająca. Emerytka twierdziła, że pieniądze, a miało ich być około 300 milionów dolarów, dostała od żydowskiego bankiera z Ameryki, którego rodzinę uratował podczas wojny jej dziadek. Miliony, jak wtedy opowiadała, chciała zainwestować w województwie świętokrzyskim. Mowa była o ostrowieckiej hucie, o cementowni w Ożarowie, a nawet o oddłużeniu starachowickiego szpitala.

Obiecywała fortuny

Emerytka bez przeszkód działała prawie przez trzy lata. Dopiero w ubiegłym roku do komendy policji zgłosili się ludzie, którzy pożyczali jej pieniądze. W lipcu Wiesława G. trafiła do aresztu. Prokuratura postawiła jej zarzut wyłudzenia od 18 osób 660 tysięcy zł. Pod koniec lutego sprawa trafiła na wokandę sądu w Starachowicach.

Prokurator Beata Wójcik, przedstawiając w sądzie akt oskarżenia, stwierdziła, że Wiesława G. w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, za pomocą wprowadzenia w błąd co do faktu otrzymania darowizny gotówkowej z zagranicy, doprowadziła pokrzywdzonych do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Kobieta - zdaniem prokuratury - zapewniała, że pieniądze przeznaczy na opłaty notarialne i skarbowe, umożliwiające podjęcie rzekomej darowizny lub na wsparcie zagranicznej fundacji, wykup złotych kart bankowych czy kart kredytowych z banku, w którym miała prowadzić swój rachunek. W zamian miała obiecywać fortuny, stanowiska w zarządzie firmy, pracę dla bezrobotnych, opłacenie operacji dla chorych.

Na liście pokrzywdzonych są ludzie z całej Polski: biznesmeni, renciści, emeryci, a nawet ksiądz. Mówią, że Wiesławie G. "pożyczali" różne kwoty, od kilku aż do 110 tysięcy złotych. Ci, którzy stracili najwięcej, niechętnie opowiadają, jak do tego doszło.

- Trafiła do mnie przez rodzinę, to był taki łańcuszek, jeden mówił drugiemu - opowiada biznesmen, prosząc o anonimowość. - Wcześniej widziałem w telewizji, jak opowiadała o tym, ile ma pieniędzy i że chce kupić hutę. Najpierw przyjechali do mnie do domu dwaj panowie, opowiadając, jaki to jest świetny interes. Potrzeba było tylko gotówki na opłacenie podatku od darowizny. Wyciągnąłem pieniądze z konta. Zawiozłem do niej do domu i wręczyłem do rąk własnych najpierw 70 tysięcy złotych. Potem już sama przyjeżdżała do mnie. Drugim razem dałem jej 40 tysięcy. Dlaczego uwierzyłem? Nie dało się nie uwierzyć. Była starszą kobietą, profesorką. Przysięgała, klękała. Była wiarygodna. Ostatni raz była u mnie jeszcze latem ubiegłego roku. Chciała jakiejś nierównej kwoty, chyba 9 tysięcy 930 złotych. Mówiła, że to na karty do bankomatu, bo inaczej nie może wyciągnąć pieniędzy z konta. Wtedy zorientowałem się, że coś może być z nią nie tak. Gdy powiedziałem, iż nie dam jej nawet złotówki, zaczęła płakać. Kolejnym argumentem było, że jest Żydówką. W pewnym momencie ktoś dał jej sygnał na telefon komórkowy, a ona udawała, iż odbiera telefon z huty. Do pustej słuchawki mówiła: "Czy te wały są już wykonane? Niech je pakują i wysyłają do Hiszpanii, ja zaraz będę".

Jestem zamożną kobietą

- Nie przyznaję się do zarzutów - mówiła w sądzie Wiesława G. - Jestem zamożną kobietą. Zaczęło się od kupna huty. Ja byłam jedną z chętnych do jej kupienia, ale tak naprawdę jestem niedoświadczonym bogatym człowiekiem, więc zrezygnowałam z niej.

Emerytka podczas rozprawy mówiła też, że część pieniędzy "na jej nazwisko" wyłudzał pan K. w porozumieniu ze swoimi znajomymi. Kobieta przyznała, że od niektórych pokrzywdzonych pożyczała pieniądze, niektórzy sami jej je przekazywali z prośbą, aby im pomogła. Wiesława G. Powiedziała, że w kilku przypadkach pieniądze wzięła w zamian za zobowiązanie do zabezpieczenia przyszłości osób, które jej je przekazały. Stwierdziła też, iż część pieniędzy oddała i chce zwrócić pożyczone fundusze.

- Nie wyłudzałam, ale przyjęłam - mówiła w sali sądowej. Mowa była również o agentach ze szwajcarskiego banku, o kontach w Japonii i Szwajcarii oraz o "zastrzykach finansowych" od kuzyna w Ameryce.

Nie wyglądała na niepoczytalną

Po wysłuchaniu tego, co miała do powiedzenia oskarżona, prokurator wniósł o przeprowadzenie badań psychiatrycznych. Sędzia przychylił się do tego wniosku. Na kolejnej rozprawie mieli być przesłuchiwani świadkowie. Nie doszło do tego, bo do sądu wpłynęła opinia biegłych. Lekarze psychiatrzy orzekli, że Wiesława G. jest chora psychicznie, przejawia objawy organicznych zaburzeń maniakalno-urojeniowych. Stwierdzili też, że w czasie popełniania zarzucanych jej przestępstw była niepoczytalna oraz że ze względu na stan zdrowia nie może brać udziału w postępowaniu sądowym. Prokuratorka wniosła o ustne przesłuchanie lekarzy. Zostali wezwani do sądu.

- Czyny opisane w akcie oskarżenia pozostają w bezpośrednim związku z objawami jej choroby - mówiła lekarz psychiatra Beata Bakalarz. - Kobieta wymaga diagnostyki i leczenia. Potwierdził do drugi biegły - Piotr Chmolewski.

Po wysłuchaniu opinii biegłych oraz wniosków prokuratora i adwokata sędzia postanowił uchylić areszt tymczasowy Wiesławie G. O tym, co dalej z postępowaniem przeciwko emerytce, zadecydowano na posiedzeniu "za zamkniętymi drzwiami".

- Ona jest chora? - krzyczała na korytarzu sądowym po usłyszeniu opinii biegłych kobieta z Ostrowca. - Ja jestem bardziej chora - mówiła, wskazując na jedno sztuczne oko. - Nie wyglądała na niepoczytalną, gdy dałam jej 30 tysięcy. Te pieniądze pożyczyłam od znajomych, rodziny. Pojechałam do pracy za granicę, żeby spłacić swoje długi. Nie mam się za co leczyć, nie mam jak pozwać ją teraz do sądu.

- Jestem rencistą, mieszkam na Śląsku - mówił nam starszy pan. - Obiecywała w Ameryce operację dla mojego syna. Dałem jej 8900 złotych. Pożyczyłem te pieniądze. Proszę zobaczyć, teraz mam do spłaty 13.500. Odsetki mam doliczane codziennie.

Gdzie są pieniądze?

Sprawę umorzono, jednak pytanie, gdzie jest 660 tysięcy złotych, pozostało. Jeden z pokrzywdzonych twierdzi, że jest świadek, który widział, jak Wiesława G. przed aresztowaniem wypłaciła całą kwotę z banku w Ostrowcu.

Oskarżona, pytana przez sąd, gdzie znajdują się pieniądze, odpowiedziała, że nie chce o tym mówić. - Przyjdzie czas, to wyjaśnię - odpowiedziała. Zapytana, dlaczego nie chce ujawnić miejsca, gdzie je ulokowała, odpowiedziała, że "czuje, że tego nie chce robić".

Teraz pokrzywdzonym pozostaje wnieść sprawy z powództwa cywilnego.

- Czy się na to zdecyduję? - mówi biznesmen, który stracił 110 tysięcy. - Raczej nie. Koszty sądowe są duże, a ja nie chcę stracić jeszcze więcej. No i jaka jest gwarancja, że moje pieniądze odzyskam?

Emerytka od ubiegłego poniedziałku jest wolna. Na ławie oskarżonych w tej sprawie zasiadał też jej syn, któremu prokuratura zarzuciła pomoc w nakłonieniu do przekazania jednej z "darowizn". Sąd postanowił wyłączyć tę sprawę. Kolejna rozprawa syna ma się odbyć w kwietniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie