Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kieleckie spółdzielnie socjalne padają jedna za drugą. Dlaczego?

Lidia Cichocka
Szynk Zatyłki przy ulicy Orlej w Kielcach działała tylko przez rok. Spółdzielcy bez dofinansowania nie potrafiła zarobić na siebie.
Szynk Zatyłki przy ulicy Orlej w Kielcach działała tylko przez rok. Spółdzielcy bez dofinansowania nie potrafiła zarobić na siebie. Aleksander Piekarski
Spółdzielnie socjalne powstają, żeby dać pracę osobom wykluczonym, długotrwale bezrobotnym. Założyć spółdzielnię nie jest tak trudno, ale utrzymanie jej, to wyzwanie. Przekonali się o tym spółdzielcy z obu spółdzielni założonych dzięki wsparciu Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Kielcach. Obie upadły, upadła też spółdzielnia prowadzona przez głuchych, która prowadziła w Kielcach restaurację Beethoven.

Zainteresowanie założeniem własnego biznesu wśród podopiecznych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Kielcach było duże, ale ostatecznie z 200 zostało 10 osób, które założyły dwie spółdzielnie: budowlaną i gastronomiczną, prowadzącą Szynk Zatyłki przy ulicy Orlej. - Te osoby dostały szansę na zrobienie czegoś ze swoim życiem – mówi Radek Malinowski z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Kielcach, który projekt prowadził. Poza szkoleniami przygotowującymi do poprowadzenia wybranego biznesu Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Kielcach gwarantował trwającą rok pomoc finansową, pokrywając koszty bieżącej działalności. Każdy z projektów kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Spółdzielnia budowlana zdobyła kilka zleceń, miała pozytywne opinie, ale nie zdołała się utrzymać na rynku. – Panowie się po prostu rozeszli, kilku wyjechało za granicę – mówi Malinowski.

Szynk Zatyłki prosperował lepiej, na spotkania poświęcone historii Kielc przychodziło do niego wiele osób, przyciągało niebanalne wnętrze, ale także nie poradził sobie bez wsparcia. Jest w stanie likwidacji, sprawa trafiła do sądu, bo zostali niezaspokojeni wierzyciele.

Malinowski mimo takiego finału projektu nie uważa go za nieudany. – Te osoby zdobyły cenne doświadczenie i pewnie je wykorzystają – mówi.

Wśród przyczyn niepowodzenia wymienia względy osobowe, w obu grupach pojawiły się konflikty, ale także problemy kompetencyjne. – Może wsparcie trwało zbyt krótko, by okrzepnąć na rynku – zastanawia się.

Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie nie planuje kolejnego projektu z zakładaniem spółdzielni socjalnych. Zniechęcają go do tego głosy dochodzące z całej Polski. – Słyszymy, że 80 - 90 podobnych spółdzielni jest zamykanych po roku, kiedy tracą wsparcie – wyjaśnia Malinowski. - To pokazuje, że bardzo trudno jest z osób, które łączy jedynie fakt bycia podopiecznym Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie stworzyć zespół, który pociągnie wspólny biznes. Lepiej radzą sobie ci, którzy zakładają biznes w gronie znajomych, z określonym wcześniej celem, wiedzą co chcą robić.

Takim pozytywnym przykładem jest Spółdzilnia Socjalna „Tropem przygody”, którą założyli instruktorzy harcerscy związani z ośrodkiem w kieleckiej dzielnicy Białogon. Po pierwszym roku, kiedy zdobyli zaufanie zleceń było więcej, a organizowali obozy i zajęcia połączone z aktywnym wypoczynkiem: pływaniem, wspinaczką, wiosłowaniem. – Organizowaliśmy około 50 imprez w roku – mówi Marcin Dziewięcki.

Jak wyjaśnia spółdzielnia ciągle istnieje, ale odeszły z niej trzy osoby szukające nowych pomysłów na życie. One nie chcą rezygnować z tego, co lubią robić i razem z Marcinem Jedlińskim założyli spółkę o takiej samej nazwie, która przeniosła się do inkubatora przy ulicy Olszewskiego. – Nasza spółka organizuje ponad 100 wydarzeń rocznie – dodaje Dziewięcki. – Spółdzielnia działa cały czas, dzięki niej wprowadziliśmy na rynek pracy kolejną osobę i jeśli pojawi się możliwości dofinansowania weźmiemy jeszcze jedną.

Trzecie urodziny będzie wkrótce obchodzić działająca w Bielinach spółdzielnia „Pod jodłami”. Skład spółdzielni się zmienił, ale nadal jest to 5 osób, które dzięki tej pracy zarabia na swoje utrzymanie. – Ta praca wymaga dużego zaangażowania, to nie jest praca w godzinach – mówi wiceprezes Elżbieta Sztorc. Bielińska spółdzielnia może liczyć na wsparcie gminy, która udostępniał im zabytkową zagrodę w Kakoninie, gdzie panie prowadzą punkt gastronomiczny, organizują także ogniska i zabawy, warsztaty dla dorosłych i dzieci, produkują regionalne pamiątki.

- Upadek wielu spółdzielni jest spowodowanym tym, że osoby przystępujące do pracy tak naprawdę nie mają pojęcia o działalności gospodarczej, a wchodzą na rynek i muszą walczyć o swoje, jest im trudno konkurować z tymi, którzy na rynku obecni są dłużej – ocenia Sztorc.

W listopadzie ubiegłego roku w województwie świętokrzyskim było zarejestrowanych 47 spółdzielni socjalnych, najwięcej w Kielcach – 11. Trzy znajdowały się w stanie likwidacji, ale już wiadomo, że dołączyły do nich dwie zakładane przy Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Kielcach. Jak wypadamy na tle Polski? Pod względem liczby spółdzielni socjalnych zajmujemy przedostanie miejsce w kraju, przed województwem opolskim.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Kieleckie spółdzielnie socjalne padają jedna za drugą. Dlaczego? - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia