Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekkoatletka Anna Sabat: Daleko mi do miana supertwardej [WYWIAD]

Bartosz Michalak, facebook.com/bartosz.michalak1991
O ciężkiej pracy w Niemczech, słabszych wynikach i złym samopoczuciu w ostatnich miesiącach, a także zmianie barw klubowych - Anna Sabat, pochodząca z Jeżowego, wieloletnia lekkoatletka Sparty Stalowa Wola.


Przypadkowo dowiedziałem się o twoich problemach ze zdrowiem. Ja rozumiem, że kobiety mają wyższy próg bólu od mężczyzn, ale żeby cierpieć na anemię i normalnie trenować?

Jestem już trochę zmęczona tym tematem. W minionym tygodniu zrobiłam badania kontrolne w Rzeszowie i wyniki ponownie okazały się być fatalne. Poziom żelaza w moim organizmie jest druzgocąco niski. Paradoks polega na tym, że czuję się już znacznie lepiej niż dwa, trzy miesiące temu. Wróciłam do treningów. Byłam przekonana, że mam już za sobą to upierdliwe cholerstwo.

Ewidentnie podniosło ci się ciśnienie...
Ale nie gadaj**my dłużej o tym. Nie chcę, żeby ktoś przeczytał naszą rozmowę i stwierdził: “Ale się żali dziewuszynka. Na siłę szuka usprawiedliwienia”. W ostatnich miesiącach nieświadomie trenowałam i startowałam z anemią, ale ludzie radzą sobie z większymi kłopotami. Daleko mi do miana supertwardej dziewczyny (uśmiech). Chociaż nie ukrywam, że “pindzią” to ja nie jestem.

Co konkretnie masz na myśli?
Nie o wszystkim chciałabym mówić publicznie. O pewnych sprawach po prostu nie wypada „głośno” dyskutować. Na pewno jednak do pracy w Niemczech nie jeżdżę z nudów. Od kilku lat wakacyjne miesiące spędzam za zachodnią granicą. Zarobione tam pieniądze pozwalają mi mieć komfort psychiczny w Polsce. Pracuję jako pomoc kuchenna w domu spokojnej starości. Mieszkam u rodziny. Zdecydowanie większą styczność, niż z myciem naczyń, mam z gotowaniem, byciem “prawą ręką” szefowej kuchni.

Lekkoatletka Anna Sabat: Daleko mi do miana supertwardej [WYWIAD]


Ile godzin dziennie?

Pracę zaczynam o 12:30, kończę o 19:30. Pasuje mi taki harmonogram, bo rano mam czas na trening. Bądźmy jednak szczerzy, nie są to idealne warunki do szlifowania formy na mistrzostwa Polski, które przez ostatnie dwa lata odbywały się końcem wakacji, kiedy to właśnie wracałam z Niemiec. I wychodzi na to, że się żalę (uśmiech)!

Kiedy zdecydowałaś się powiedzieć komuś o swoim złym samopoczuciu i zrobieniu badań?

Coraz częściej męczyły mnie nawet najlżejsze treningi. Bo to, że “przytykało” mnie w trakcie treningu, brakowało mocy na zawodach kontrolnych uważałam za... zwykłe zmęczenie i dobrze wykonywaną pracę, która przyniesie efekt na docelowej imprezie. Wychodziłam z założenia, że daję z siebie wszystko.

Zawody, po których doszłaś do wniosku, że coś nie gra.

Frustracja pojawiła się w listopadzie, po młodzieżowych mistrzostwach Polski w biegach przełajowych, na których zajęłam dopiero piąte miejsce. Tlen odcięło mi już po drugim kilometrze. Głównie skupiłam się na tym, żeby nie zejść z trasy i jakoś dobiec te ostatnie cztery kilometry. Tym samym nie zakwalifikowałam się na mistrzostwa Europy we Francji. Doszło do mnie, że czas schować dumę i trochę głośno ponarzekać, że coś jest nie tak. Wystarczyły podstawowe badania, żeby określić, co jest powodem mojej wyjątkowo niemrawej formy.

Lekkoatletka Anna Sabat: Daleko mi do miana supertwardej [WYWIAD]


Na co dzień studiujesz fizjoterapię na Uniwersytecie Rzeszowskim. Jesteś na drugim roku, ale z moich obliczeń wynika, że, jako 22-latka, za pół roku powinnaś bronić pracy licencjackiej. Czyżby jakaś mała “rysa” na życiorysie?

Nie, po prostu po maturze zdecydowałam się na policealną szkołę w Stalowej Woli, żeby zdobyć zawód. Konkretnie technik masażysta. Uświadomiłam sobie jednak, że to zdecydowanie za mało. Że bez skończonych studiów w tym kierunku, i to najlepiej na poziomie magisterskim z dodatkowymi szkoleniami, nie mam co myśleć, żeby w przyszłości znaleźć pracę jako fizjoterapeutka. Ale taka w pełni profesjonalna, wykonująca swoje zadania z pasją. Nie tylko, żeby “poświecić” laserem po nodze i odesłać pacjenta do domu. Z autopsji wiem, czego potrzebuje rekonwalescent.

Słyszałem historię o twoim biegu ze złamaną kością w stopie.
Ukończyłam bieg na 400 metrów i zaczęłam jeszcze bardziej kuleć niż przed startem. Po przewiezieniu do szpitala, lekarz będący na dyżurze zrobił prześwietlenie i stwierdził, że żadnego złamania nie widać na zdjęciu. Okład z lodu miał wystarczyć (uśmiech). Na oddział wróciłam na drugi dzień z tak ostrym bólem, że nie byłam już w stanie chodzić. Złamaną miałam kość łudkowatą. Doszło do stanu zapalnego - ogólnie mało przyjemna pocztówka z przeszłości.

Raz w swoim życiu miałaś skręcony staw skokowy, który wyeliminował cię na kilka miesięcy ze startów.
Równie przykra historia, ale nie ze względu na ból, tylko rehabilitację wykonywaną przez ludzi, dla których najprostszym sposobem na unikania kontuzji jest stwierdzenie: “Szkoda dziecko twojego czasu i zdrowia na sport”. Miałam wówczas szesnaście lat, ale słowa te pamiętam do dziś. Momenty, w których ludzie podcinają ci skrzydła zostają na długo w pamięci. Na szczęście nie tak łatwo mnie zniechęcić.

Na czym polegał twój wybór pomiędzy Spartą a Victorią? Nie od dziś wiadomo, że na większe wsparcie finansowe z miasta może liczyć ten drugi stalowowolski klub.
Szczerze? Jakie pojęcie o funkcjonowaniu klubów lekkoatletycznych w Stalowej Woli może mieć 12-latka z Jeżowego (uśmiech)? Zostałam wypatrzona przez szkoleniowców Sparty. Kilkukrotnie otrzymywałam propozycje przejścia do Victorii, ale... to byłoby nie fair wobec ludzi związanych ze Spartą, którzy nierzadko z własnych pieniędzy pomagali mi kupić na przykład odżywki, wysyłali mnie na zawody do najdalszych zakątków w Polsce, czy umożliwili wyjazd na jakiś obóz w pobliżu. Niektórzy twierdzą, że w sporcie nie ma miejsca na sentymenty, ale z drugiej strony kiepskiej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy.

Miałabyś dużo większe szanse na otrzymywanie co miesiąc stypendium, dzięki któremu nie musiałabyś chociażby dojeżdżać do Stalowej Woli za swoje pieniądze.

Zmieńmy temat. Od początku 2016 roku, na czas studiów, będę wypożyczona do Resovii Rzeszów. Musiałam podjąć taką decyzję. Oczywiście nie ze względów finansowych. Potrzebuję stałego kontaktu z trenerem, który na co dzień może korygować moje błędy na treningach. Studiuję dziennie w Rzeszowie. Nie mam ani możliwości, ani sił, żeby dojeżdżać na treningi do Stalowej Woli, a wykonywanie poleceń na telefon lub z tak zwanej kartki na dłuższą metę nie jest dla mnie.

Rezygnujesz się z biegów przełajowych, stawiasz na biegi na 800 i 1500 metrów.

Największe sukcesy rodzą się w ciszy. Wiadomo, że mistrzynią świata czy olimpijską to ja nie zostanę, ale... daję sobie dwa, trzy lata na osiągnięcie wyniku, który osobiście by mnie satysfakcjonował.

Jak ci się mieszka w akademiku?

Wszystko byłoby super, gdyby tylko za ścianą pokoju, w którym mieszkam razem z koleżanką, nie znajdował się stół do tenisa stołowego, na którym dosłownie przez całą dobę, dzień w dzień, odbywają się “turnieje”. Przez sen słyszę ten charakterystyczny stukot...

Jakich doczekałaś się już pseudonimów, związanych oczywiście z twoim oryginalnym nazwiskiem?
“Dziewczyna szamana”, “Czarownica” i kilka zdrobnień nazwiska. Bez szału (uśmiech).

Na koniec. Znasz to? “Nie ma nic gorszego, niż dziewczyna z Jeżowego”...
Znam. Prześladuje mnie to hasło, lecz... nie sposób zaprzeczyć (uśmiech).


Anna Sabat
- urodziła się 9 listopada 1993 roku. Pochodzi z Jeżowego w powiecie niżańskim. Od dwunastego roku życia rozpoczęła treningi w stalowowolskim klubie lekkoatletycznym “Sparta”. Na Uniwersytecie Rzeszowskim studiuje fizjoterapię. Na ostatnich młodzieżowych mistrzostwach Polski w Białymstoku wywalczyła 5. miejsce w biegu na 800 metrów. Na imprezie tej samej rangi, w 2014 roku w Inowrocławiu, zajęła 4. miejsce w biegu na dystansie 1500 metrów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie