Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mała kielecka piekarnia od 250 lat na chodzie! Poznaj tajemnicę

Marzena SMORĘDA
- W tym miejscu przy ulicy Bodzentyńskiej chleb wypieka się od 250 lat. Rodzina Gołębiowskich robiła to od 1937 do 2010 roku. Obecnie piekarnię prowadzi wielki entuzjasta dawnego rzemiosła Michał Radziejewski - opowiada Tadeusz Gołębiowski, który dla piekarnictwa rzucił studia filozoficzne.
- W tym miejscu przy ulicy Bodzentyńskiej chleb wypieka się od 250 lat. Rodzina Gołębiowskich robiła to od 1937 do 2010 roku. Obecnie piekarnię prowadzi wielki entuzjasta dawnego rzemiosła Michał Radziejewski - opowiada Tadeusz Gołębiowski, który dla piekarnictwa rzucił studia filozoficzne. Dawid Łukasik
Mała kielecka wytwórnia pieczywa ma wielowiekową tradycję i markę, którą przez lata tworzyli niezwykli ludzie. To najstarsze miejsce w regionie, gdzie nadal wypieka się chlebW piekarni Bodzentyńskiej w Kielcach nieprzerwanie od dwóch i pół wieku kultywuje się tradycję wypieku staropolskiego chleba. Niemały udział mają w tym niedoszły filozof i dyplomowany leśnik. Robią wszystko, by ocalić to historyczne miejsce.

Przy ulicy Bodzentyńskiej 19 w Kielcach, w niepozornym parterowym budynku znajduje się stara, prawdopodobnie najstarsza w regionie, a może i nawet w Polsce piekarnia, w której chleb wypieka się niezmiennie od 250 lat! Kryje w sobie prawdziwe historyczne skarby – zabytkowe narzędzia, unikatowe receptury i ludzi, którzy są strażnikami kultury i tradycji tego miejsca.

 

PIEKARNIA STARA, JAK ŚWIAT

 

W drugiej połowie XVIII wieku, kiedy Kielce były miastem liczącym zaledwie około tysiąca mieszkańców, a jego obszar stanowił teren, na którym mieści się kościół Świętego Wojciecha, Rynek i kilka okolicznych ulic, do Kielc od strony Bożętyna, dzisiejszego Bodzentyna, wiodła wybrukowana „kocimi łbami” prawdopodobnie najstarsza ulica w mieście, zwana Bożęcką. Od XV wieku furmankami zjeżdżali nią do miasta mieszkańcy okolic na jarmarki. Ulica nazwana została później Bodzęcką, a od 1918 roku ulicą Bodzentyńską. Po zakończeniu II wojny światowej nosiła imię Armii Czerwonej, natomiast do nazwy Bodzentyńska wróciła we wrześniu 1989 roku. W XVIII wieku była sercem i obok ulicy Piotrkowskiej główną arterią miasta. Znajdowały się tu piekarnie, jatki, czyli sklepy mięsne, oraz zakłady rzemieślnicze. Spośród nich do obecnych czasów pod numerem 19 zachowała się jedna z piekarni, która dzisiaj nosi nazwę Bodzentyńska.

 

NAJLEPSZA W MIEŚCIE

 

Piekarnię zna każdy mieszkaniec Kielc. - Wielowiekowa tradycja tej piekarni jest udokumentowana w historycznych źródłach i można o niej przeczytać w dokumentach, które znajdują się w kieleckim archiwum - mówi Tadeusz Gołębiowski, którego ojciec Romuald przyjechał do Kielc z Chmielnika i założył ją w 1937 roku. - Ja z sześciorgiem mojego rodzeństwa wychowywałem się w tym miejscu i od dzieciństwa zgłębiałem tajniki wypiekania chleba. Mimo rodzinnej tradycji, pociągało mnie jednak coś innego. Chciałem zostać filozofem i studia na tym kierunku rozpocząłem w Lublinie. Widocznie jednak nie było mi to pisane, gdyż sytuacja rodzinna zmusiła mnie do przerwania nauki i powrotu do Kielc, by razem z ojcem zająć się piekarnią. I tak ramię w ramię z moim tatą przez wiele lat prowadziliśmy zakład. Piekarnia słynęła z najlepszego chleba w mieście. Rano po pieczywo ustawiały się tu kolejki sięgające aż do Rynku, a my, w najlepszym okresie dla piekarni, czyli w latach 80., przez noc musieliśmy upiec dwa tysiące bochenków. Na początku cała technologia wyrobu chleba opierała się na pracy ręcznej, a wyposażenie, jak stoły, dzieże, łopaty czy wagi miały ponad sto lat. Ciasto wyrabiano własnymi siłami w wiekowych dzieżach o wartości muzealnej i okrągłe bochenki wypiekano w zabytkowym szamotowym piecu opalanym drewnem. Z czasem nieco unowocześniono produkcję. W latach 50. XX wieku senior Gołębiowski kupił maszyny. W latach 60. zburzono stary piec i zbudowano nowy, ogrzewany gazem. W piekarni pojawiły się też maszyny do wyrabiania ciasta, które odciążyły nieco piekarzy. Ale nadal ich praca jest ciężka i czasochłonna, bo cały proces technologiczny pochłania całą dobę. Dzięki stosowaniu starej receptury otrzymuje się chleb dokładnie taki sam, jak 250 lat temu. A co najważniejsze, smaczny i zdrowy, bo nie ma w nim nawet grama „chemii”.

 

W 1980 roku, po śmierci nestora rodu Gołębiowski piekarnię przejął pan Tadeusz, w 1983 roku dołączył niego brat Jan. Biznes, choć ciężki, dawał pieniądze i dumę z dobrze wykonywanej pracy, czego namacalnym dowodem były rzesze wiernych klientów.

 

Dawid Łukasik 5520/9.09 - W tym piecu zbudowanym w latach 60. ubiegłego wieku w najlepszych czasach dla tej piekarni, czyli tatach 80. XX wieku wypiekało się dwa tysiące bochenków chleba dziennie. W tej chwili produkcja wynosi zaledwie około dwustu chlebów – mówi Michał Radziejewski, który wraz z żoną Eweliną prowadzi piekarnię Bodzentyńską w Kielcach.  Dawid Łukasik

- W tym piecu zbudowanym w latach 60. ubiegłego wieku w najlepszych czasach dla tej piekarni, czyli tatach 80. XX wieku wypiekało się dwa tysiące bochenków chleba dziennie. W tej chwili produkcja wynosi zaledwie około dwustu chlebów – mówi Michał Radziejewski, który wraz z żoną Eweliną prowadzi piekarnię Bodzentyńską w Kielcach. (fot. Dawid Łukasik)

 

W RĘKACH ENTUZJASTY

 

- W 2010 roku przyszła jednak pora, że i ja musiałem pożegnać się zawodem. Nie wyobrażałem sobie, by marka, na którą pracowały w rodzinie dwa pokolenia, znikłą z mapy miasta lub poszła w obce ręce. To miejsce ma dla mnie bowiem wartość nie tylko sentymentalną. Jego siłą jest rzemieślnicza tradycja i historyczna spuścizna dla przyszłych pokoleń. Na szczęście swój powrót z Anglii zapowiedział Michał Radziejewski, syn jednej z moich pracownic. Jemu postanowiłem wydzierżawić piekarnię – mówi Tadeusz Gołębiowski.

 

Młody człowiek nie zastanawiał się długo. - Wróciłem do kraju, bo chyba nie nadaję się na globtrotera. Próbowałem szczęścia w Niemczech, Wielkiej Brytanii, ale życie na obczyźnie jest nie dla mnie – mówi dyplomowany leśnik. – Pracując na obczyźnie, miałem nadzieję, że tam się zadomowię. Ale tęsknota za rodziną i krajem była ogromna. Postanowiłem wrócić i tu się urządzić. Pan Tadeusz zobaczył we mnie człowieka, który nie tylko poprowadzi piekarnię, ale także dochowa jej tradycji. Nie mylił się, bo los tego miejsca leży mi głęboko na sercu. Nie jest łatwo i jeśli chodzi o kondycję firmy, to balansuje ona na granicy opłacalności, ale trzyma mnie tu nadzieja, że może przyjdą lepsze czasy, ktoś pomyśli o rzemieślnikach i trochę im ulży w pracy ponad siły, jaką jest konkurowanie z ogromnymi, w pełni zmechanizowanymi zakładami piekarniczymi, w których chleb piecze się z mrożonego ciasta. Wystarczy, by przepisy stały się bardziej przyjazne małym przedsiębiorcom, którzy przecież są motorem gospodarki. W Niemczech, na przykład, takie małe piekarnie maja specjalne przywileje i ochronę państwa, które troszczy się o historyczną spuściznę. Jeśli i u nas nikt nie pomyśli o drobnych przedsiębiorcach za kilka lat, tych kilkadziesiąt małych piekarni, które jeszcze pracują w regionie, zniknie z rynku. Razem z nimi przepadnie wielowiekowa tradycja wypieku naturalnego i zdrowego chleba, a klientom pozostanie chleb zwany tak tylko z nazwy, bo z prawdziwym ma on niewiele wspólnego. Wiem, co mówię, bo taki jadłem za granicą i marzyłem, jak tysiące moich rodaków, o bochenku polskiego przysmaku. Śnił mi się nawet po nocach – mówi Michał Radziejewski.
 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia