Powódź to nie spektakl

fot. Krzysztof Strauchmann
Chętnych do oglądania wysokiej wody nie brakowało także podczas tej powodzi.
Chętnych do oglądania wysokiej wody nie brakowało także podczas tej powodzi. fot. Krzysztof Strauchmann
Kiedy jedni z poświęceniem ratowali sąsiadów przed wodą, inni na ich tle robili sobie pamiątkowe fotografie i utrudniali akcję ratowniczą.
PowódL na OpolszczyLnie. Raclawice Śląskie. (fot. Stanislaw Stadnicki - raclawice.net)

Powódź - wasze zdjęcia (3)

- W jednej z wiosek pod Prudnikiem woda wylewała już z brzegów na najbliższe domy - opowiada asp. Bogusław Pawłowski z prudnickiej straży pożarnej. - Mieszkańcy i strażacy uwijali się, żeby ustawić zapory z worków. W tym czasie zadzwonił do nas człowiek, który mieszka 200 metrów dalej. Domagał się, żeby do niego natychmiast przyjechać i wypompować wodę z piwnicy.

- Ludzka solidarność wymaga, żeby w momencie zagrożenia zdrowi mężczyźni przyszli i zaoferowali pomoc - sugeruje wiceburmistrz Prudnika, Stanisław Hawron. - A przynajmniej niech nie przeszkadzają.

Tymczasem do Łąki Prudnickiej i Moszczanki przyjeżdżali ludzie, żeby tylko pokazać dzieciom dużą wodę. Wiceburmistrzowi szczególnie zapadł w pamięci widok samochodu z małymi dziećmi na tylnych siedzeniach, który o północy jechał przez zalaną Moszczankę.

- Byłem zaskoczony, że niektórzy mieszkańcy, zalewanych przez wodę wsi, nie włączali się do pomocy, ale w tym czasie siedzieli w domach przed telewizorem. Im jeszcze nic nie zagrażało - relacjonuje Hawron.
Co drugi obserwator ma dziś cyfrowy aparat fotograficzny i chce dojść jak najbliżej, żeby zrobić fotkę z miejsca akcji. Widzowie muszą oczywiście dojechać wygodnie samochodem nad samą rzekę. Kierowcy ignorowali wystawiane znaki zakazu, omijali bariery drogowe.

- Niektóre samochody nie dość, że wjeżdżały na zalewane drogi, to jeszcze jechały tak szybko, że powodowane przez nie fala przelewała się przez budowane obok wały z piasku - wspomina asp. Pawłowski.

- Zabezpieczaliśmy mostek, pod którym biegną linie z gazem i wysokim napięciem. W każdej chwili mogło dojść do urwania rur i przebicia prądu - opowiada Tomasz Dziedziński, komendant straży miejskiej z Głuchołaz. - A ludzie podchodzili pod samą wodę z małymi dziećmi. Byle tylko zrobić sobie fotografię pamiątkową.

Widok gapiów z rękami w kieszeniach wywoływał u poszkodowanych tylko nerwowe reakcje.
- Do Mochowa przyjechała grupa młodych ludzi i patrzyła, jak mieszkańców zalewa woda. Sam ich poprosiłem, żeby odjechali i nie denerwowali uczestników akcji ratunkowej - opowiada kom. Piotr Kulczyk z prudnickiej policji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska