Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największe samoloty świata myje się… mopem na kiju!

Jarosław PANEK, [email protected]
W takich modelach samolotów w hangarze ćwiczy się między innymi ewakuację pasażerów. Fot. Jarosław Panek
W takich modelach samolotów w hangarze ćwiczy się między innymi ewakuację pasażerów. Fot. Jarosław Panek
Największe samoloty świata myje się… zwykłym mopem na kiju! Stewardessy ćwiczą na modelach kabin, zbudowanych w specjalnych halach, a obsługa hangarów korzysta z futurystycznych automatów do kawy i herbaty, które same podają kubek. Jako jedni z niewielu w Polsce mogliśmy obejrzeć bazę Lufthansy we Frankfurcie nad Menem i zrobić zdjęcia w miejscach, w których zdjęć robić nie wolno. (zobacz unikatową galerię)

Najpierw dumna kwatera główna Lufthansy. Wielka konstrukcja ze stali i szkła. Powtarzalne moduły biurowe, których w przyszłości będzie więcej, bo projekt przewiduje dostawienie nowych za kilka lat. Pomiędzy każdym kilkupiętrowym modułem wysokie na tyle samo pięter przeszklone patio. Jest ich tu kilka, każde urządzone innym stylu. Mamy więc ogród azjatycki z bamusami i klonami japońskimi, a zaraz potem cztery wysokie na kilkadziesiąt metrów żywe palmy i miniaturę Karaibów. W takim otoczeniu pracownicy biur Lufthansy pracują na sukces firmy. Na jednym z wyższych pięter znajuje się ogromna kantyna, w której cały personel w tym także piloci i stewardessy jadają posiłki. Ceny bardzo niskie. Można wybierać w kilku zupach, kilkudziesięciu przystawkach i drugich daniach. Do tego soki ze świeżych owoców. Wszystko z widokiem na lądujące tuż za szybą potężne boeingi 747, zwane jumbo – jetami.

Katastrofa na życzenie

Niejako na tyłach tej głównej siedziby znajdują się budynki, w których cały personel pokładowy Lufthansy uczy się latać, obsługiwac gości, itp. Znajduje się tutaj kilkanaście symulatorów lotu, w jakich piloci z całego świata ćwiczą najpoważniejsze awarie, wypadki, turbulencje i inne nieprzewidziane sytuacje.

- Przeciętnie każdy taki symulator kosztuje około 10 milionów euro - tłumaczy nasz przewodnik po bazie Lufthansy, dodając, że tylko dzięki wynajmowaniu symulatorów innym liniom, całe to przedsięwzięcie jako tako się opłaca. Spacerujemy w długich blaszanych halach bez okien, po wąskim stalowym pomoście. Kilka metrów pod nami stoją symulatory poszczególnych samolotów: jednego z najdłuższych na świecie Airbusa A – 340, potężnego boeinga 747, czy najpopualrniejszego boeinga 737, jaki najczęściej lata na trasach europejskich. Symulatory są jak wielkie kapsuły i w każdej trwa trening. Potężne hydrauliczne ramiona dosłownie „rzucają” kabinami pilotów, jak wzburzony ocean małą łódką. Strach pomyśleć, jakie awarie ćwiczą w tej chwili siedzący w tych kapsułach ludzie. Oby nigdy nikt nie przeżył w środku prawdziego samolotu tego, co my widzimy zaledwie z zewnątrz. Na sam widok gwałtownie wstrząsanej kabiny robi nam się niedobrze, a co musi czuć pilot, ćwiczący tę trudną sytuację pod okiem instruktora?

Ćwiczenia w modelach

Ale ćwiczą nie tylko piloci. Kompletnie zaskakują nas pomieszczenia, w których uczą się stewardessy. Dla nich zbudowano w tym budynku modele kabin najpopulartniejszych samolotów jakimi lata Lufthansa. Są więc szerokokadłubowe giganty, takie jak własnie Airbus A 340 czy Boeing 747, ale też kabiny mniejszych samolotów. Każda z fotelami, oknami, drzwiami, kuchniami do przygotowania posiłków itp. To takie kilkunastometrowej długości wycinki prawdziwych maszyn.

Po co je zbudowano? Nasz przewodnik tłuamczy, że tutaj ćwiczy się obsługę pasażerów, szybki przejazd wózkiem posiłkami między fotelami, komunikację między personelem pokładowym, trudne sytuacje z pasażerami, jacy na przykład łamią pokładowy regulamin itp. Tu stewardessy uczą się witać pasażerów, prowadzić ich na miejsce, szybko odszukiwać tych, którzy w czasie lotu wzywają pomocy itp. W kolejnej wielkiej hali, jaką również pozwolono nam zobaczyć, jeszcze dłuższe i większe modele samolotów. W tych trochę dziwnych kabinach ćwiczy się ewakuację pasażerów. Wynajęci aktorzy w kilkunastoosobowych grupach udają spanikowanych pasażerów, uciekających przed pożarem w kabinie albo próbujących się wydostać z maszyny, która właśnie z przyczyn awaryjnych musiała wodować. Ewakuacja pasażerów jest przeprowadzana między inynmi basanie. Nasz przewodnik tłumaczy, że Lufthansa wybrała wersję basenu bez sztucznych fal, choć niektóre inne linie mają nawet takie „bajery”.

Cały dział szkoleń, poszczególne sale treningowe aż roją się od adeptów latania. Co chwila mijamy kandydatów na pilotów lub stewardessy. Ci pierwsi nigdy nie pochodzą z wojska. Linia woli pilotów cywilnych, których szkoli od podstaw.

Mijamy kolejne klasy, zupełnie jak w szkole. W jednej z klas ktoś ćwiczy sprawne zakładanie maski tlenowej, w innej, zapinanie pasami bezpieczeństwa małego dziecka. Międzynarodowy tłum. Dużo Azjatów. Lufthansa ma dużo połączeń azjatyckich i potrzebuje takiego personelu pokładowego. Który ćwiczy, ćwiczy, ćwiczy. Bo trzeba się nauczyć nie tyko spraw technicznych, ale także zwyczajów. Innego powitania wymagają pasażerowie europejscy, a innego azjatyccy czy arabscy. Inne gesty, inne słowa, inne miny i gestykulacja. Coś, co jednemu pasażerowi schlebi, drugiego może obrazić.Trzeba znać kody kulturowe z całego świata.

Tajemnice hangarów, czyli… mop w roli głównej?

Opuszczamy hale treningowe. Wchodzimy przez boczną furtkę na główną płytę lotniska. Mijamy stojące spokojnie największe pasażerskie samoloty świata. Nasz przewodnik prowadzi nas do hangarów. Wielkich. W każdym mogą się na raz zmieścić po cztery jumbo – jety. Stoją dumnie w przeszklonych halach. Cierpliwie poddają się przeglądowi i sprzątaniu. „Rozbebeszone” silniki, zdjęte wykładziny i zagłówki w środku. Wielki Airbus A 340, który zabiera około 300 osób na pokład, wieczorem poleci do Singapuru. Trzeba go posprzątać.

Obok jumbo – jet. Właśnie jest myty od zewnątrz. I bynajmniej nie chodzi tylko o schludny wygląd. Nasz przewodnik tłumaczy, że czysty, lśniący samolot stawia w powietrzu mniejszy opór, a więc spala mniej paliwa. Szokuje nas sposób mycia. W koszu na specjalnym wysięgniku stoi człowiek, który myje Boeinga 747 zwyczajnym mop - em na długim kiju. Jeden z takich olbrzymów zwiedzamy. Wchodzimy także do luku bagażowego, który w istocie jest całym osobny piętrem w samolocie.

- Proszę uważać, bardzo uważać - nawołuje nasz przewodnik. Po chwili, wiemy dlaczego. Jeden nierozważny krok w luku bagażowym B 747 i można… złamać nos. To dlatego, ża całą podłogę tego dolnego pokładu wyposażono w ruchome kulki. Po to, aby bez dźwigania łatwo przesuwać bagaże pasażerów. Po tej podłodze chodzi się jak po lodowisku.

Opuszczamy hangary Lufthansy. Obok nas bez przerwy startują kolejne samoloty. Wiele z nich ma przed sobą kilkanaście godzin lotu. Bo Frankfrut to przede wszystkim lotnisko międzykontynentalne. Tylko jedna czwarta pasażerów, to ludzie, którzy przyjechali z miasta na lotnisko lub wyszli z terminala i jadą do centrum. Pozostałe trzy czwarte pozostaje w strefie tranzytowej, traktując największe miasto Hesji tylko jako miejsce przesiadkowe. Ten wielki ludzki ul nie odpoczywa nawet przez chwilę.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia