"Idziemy dla Dymka – Nie będziesz szedł sam" - pod takim hasłem szczecinianie przez dwie godziny chodzili w niedzielę w ramach solidarności z Robertem Dymkowskim, najlepszym napastnikiem w historii Pogoni Szczecin, który zachorował na stwardnienie zanikowe boczne. Potrzebuje pieniędzy na leczenie i rehabilitację. Dlatego charytatywny marszobieg "Idziemy dla Dymka" połączony był ze zbiórką tak potrzebnych mu funduszy.
Wziął udział w marszu - pchany przez żonę na wózku inwalidzkim.
- Jest mi niezmiernie miło, bo jest to dla mnie dodatkowy zastrzyk siły i energii - powiedział przed startem.
Najpierw jednak, zanim chodziarze ruszyli na trasę, z prowizorycznej sceny padły słowa otuchy.
- "Dymek, wielki byłeś i wielki będziesz. Zdrowiej jak najszybciej - krzyknął zachodniopomorski senator Tomasz Grodzki (chirurg).
- Przyszliśmy tu dla Ciebie. I będziemy szli do końca świata i jeden dzień dłużej - zapewnił piłkarza Paweł Bartnik, przewodniczący Rady Miasta a prywatnie długodystansowiec.
- Siła i honor - dodał Marek Kolbowicz (mistrz olimpijski w wioślarstwie).
Specjalnie, by wziąć udział w marszu, do Szczecina przyjechał Robert Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie. Przed startem poprowadził krótką rozgrzewkę. A potem, po zapewnieniu Roberta, że nie będzie szedł sam, uczestnicy marszu zaczęli odliczać: 10, 9, 8, 7... start. Przejście platanową aleją wokół Jasnych Błoni zajmuje przeciętnie 12 minut.
- Dzisiaj wynik i miejsce nie ma znaczenia. Jeśli ktoś potrzebuje na jedno okrążenie pół godziny, to nie ma problemu. Poczekamy - zapewnił Sławomir Nitras, minister sportu i turystyki.
Szczecinianie (w tym wielu kibiców Pogoni Szczecin) szli "dla Dymka" dwie godziny. Tylko raz się zatrzymali, do zdjęcia robionego z drona. Uczestnicy stanęli na wcześniej przygotowanych planszach dzięki czemu utworzyli czytany z góry napis: "Idziemy dla Dymka - Nie będziesz szedł sam".
- Dlaczego pan tu dzisiaj maszeruje?
- Bo uważam, że trzeba pomagać - przyznał pan Aleksander. - Jestem kibicem, ale to nie jest dzisiaj ważne. Przyszedłem, bo chcę pomóc.
- A pani?
- Połączyłam dwie przyjemności: ruch na świeżym powietrzu i udział w pięknej inicjatywie - stwierdziła pani Aleksandra.
Jak się dowiedzieliśmy, choroba Roberta Dymka (ASL/SLA) znacznie wpłynęła na jego życie. Były napastnik Pogoni nie ma sił w rękach. Uniemożliwia mu to wykonywanie prostych czynności, jak ubieranie się czy mycie. Poza terapią lekową Dymkowskiemu potrzebne są także specjalistyczny sprzęt oraz dostosowanie otoczenia do potrzeb osoby niepełnosprawnej.
W czasie zawodów była prowadzona zbiórka pieniędzy na pomoc Robertowi Dymkowskiemu. Aukcje prowadzone były również w lokalu Ogrody Śródmiejskie.
Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?