Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

3 liga. Łukasz Bereta, trener Stali Stalowa Wola: Najtrudniej było szybko wejść w środowisko [WYWIAD]

Damian Wiśniewski
Damian Wiśniewski
- Chcę, aby na boisku bronił cały zespół, bo w mojej filozofii napastnicy są pierwszymi obrońcami i mają wywierać presję na obrońcach rywali - powiedział nam Łukasz Bereta
- Chcę, aby na boisku bronił cały zespół, bo w mojej filozofii napastnicy są pierwszymi obrońcami i mają wywierać presję na obrońcach rywali - powiedział nam Łukasz Bereta Marcin Radzimowski
Łukasz Bereta, trener Stali Stalowa Wola, w rozmowie z nami opowiada między innymi o swojej dotychczasowej pracy w klubie, planach na kolejne miesiące i o tym, jak ma grać jego zespół. Wspomina również pracę w Ruchu Chorzów i awans z tą drużyną z trzeciej do drugiej ligi.

Czy po czterech z rzędu wygranych meczach w lidze i dwóch w pucharze pomyślał pan, że to już jest taka Stal, jaką chciałby pan oglądać?
Na pewno są jeszcze jakieś rezerwy, przede wszystkim musimy skupić się na doskonaleniu gry defensywnej. Trzeba sprawić, żeby przeciwnik nie dochodził tak łatwo do sytuacji strzeleckich. Do tego chcemy zacząć dłużej utrzymywać się przy piłce. To są elementy, które musimy poprawić.

Część rzeczy udało nam się już poprawić. To na przykład stwarzanie sobie sytuacji strzeleckich, ponieważ w każdym meczu mamy ich wiele i to zdecydowanie jest duży plus. Nie wykorzystujemy ich jeszcze tak, jakbyśmy chcieli, ale skuteczność przyjdzie z czasem. Chcę, aby na boisku bronił cały zespół, bo w mojej filozofii napastnicy są pierwszymi obrońcami i mają wywierać presję na obrońcach rywali. W meczach z Orlętami i Siarką było trudno o tyle, że nie znałem jeszcze wszystkich zawodników, teraz ich znam i jest mi dużo łatwiej prowadzić zespół.

Jak docelowo ma wyglądać gra Stali? To ma być ofensywny styl z pressingiem na całej długości boiska?
Tak. W meczu pucharowym z Siarką próbowaliśmy to robić, ale nie zawsze to wychodziło. Graliśmy jednak z bardzo dobrą drużyną i liderem trzeciej ligi. To zespół z bardzo dobrymi indywidualnościami i wysokimi zawodnikami. Strzelił nam dwa gole po stałych fragmentach gry, czym nas nie zaskoczył, bo to jego najgroźniejsza broń.

Co było według pana najtrudniejszym zadaniem po przyjściu do Stali?
Szybkie wejście w środowisko, brakowało czasu. Już mecz z Orlętami Radzyń Podlaski (remis 2:2 - przyp. red.) był bardzo ważny i mieliśmy sytuację w ostatniej minucie, by wygrać i zdobyć trzy punkty. Nie udało się, a wygrana mogłaby nas zbudować. Z Siarką w lidze straciliśmy gola w samej końcówce, a też mogło być inaczej (Stal przegrała 0:1 - przyp. red.). Pod względem mentalnym nie byliśmy pewni siebie. Dzisiaj ta pewność jest dużo większa, choć jeszcze nie optymalna.

Zrobiłem też delikatne roszady w składzie i ci zawodnicy, którzy weszli na boisko wykorzystali swoją szansę (Mateusz Hudzik, Szymon Klepacki i Wiktor Stępniowski).

Czy kontaktował się pan z poprzednim trenerem by omówić wady i zalety zostawionego przez niego zespołu?
Chciałem się spotkać, aczkolwiek pojawiło się bardzo dużo spraw związanych z moją przeprowadzką do Stalowej Woli. Przeprowadziłem za to indywidualne rozmowy z zawodnikami, które były bardzo ważne i ostatecznie odciąłem się od tamtej sytuacji - być może trochę brzydko to zabrzmi, ale nie interesowało mnie to, co było wcześniej. Ważne jest to, co jest tu i teraz. Skupiłem się właśnie na tym i na zmianie w grze. By nasza przyszłość w klubie była lepsza. Po meczu z Siarką traciliśmy do lidera dziesięć punktów i trudno było odrobić punkty. Skupiliśmy się tylko na sobie i to przyniosło efekt.

Pan podobnie jak Roland Thomas, zaczynał w bardzo młodym wieku. Trudno było odnaleźć się w szatni tak dużego klubu jak Ruch?
Mi było o tyle łatwiej, że dobrze znałem środowisko wokół klubu. Wychowałem się na osiedlu kibiców Ruchu i sam byłem jego fanem. Byłem też jego zawodnikiem, aż do młodej ekstraklasy i do juniora starszego byłem kapitanem w moim roczniku. Bywałem powoływany do reprezentacji młodzieżowych. Nieźle mi szło, ale później kariera nie potoczyła się tak, jakbym chciał. Poszedłem na AWF gdzie ukończyłem tytuł magistra i zrobiłem papiery trenera drugiej klasy. Następnie uzyskałem licencję UEFA A oraz UEFA ELITE YOUTH w szkole trenerów w Białej Podlaskiej. Teraz moim celem jest zakwalifikowanie się i ukończenie licencji UEFA PRO.

Trafiłem do Ruchu jako trener grup młodzieżowych gdzie w późniejszym czasie byłem jednym z koordynatorów. Szkoliłem chłopaków do dziesiątego roku życia i jednocześnie zacząłem pracę z seniorami. Jako grający trener prowadziłem klub z klasy A Pogoń Ruda Śląska z którym wywalczyłem awans do okręgówki i puchar podokręgu. Potem przeszedłem do Warty Kamieńskie Młyny gdzie utrzymaliśmy się w lidze, następnie do Szczakowianki Jaworzno gdzie walczyliśmy o awans. To klub nieco bardziej rozpoznawalny, więc pojawiło się trochę więcej presji. W każdym klubie miałem bardzo dobry wynik: czasami utrzymanie, lub wywalczenie awansu. W czasie prowadzenia Szczakowianki Jaworzno dostałem propozycje z 4 ligowego Gwarka Ornontowice, gdzie kolejny raz wykonaliśmy kawał dobrej roboty wraz z zawodnikami. Gdy dostałem propozycję z Ruchu Chorzów ani na moment się nie zawahałem ponieważ wiedziałem że to będzie świetna inwestycja i rozwój trenerski. Byłem znany w środowisku, choć w Ruchu od początku było mocno dramatycznie.

To było po spadku z drugiej ligi, prawda?
Dokładnie tak. Kilku trenerów odrzuciło oferty pracy w tym klubie, między innymi był to Mirosław Smyła, który później polecił mnie, co mogło być decydującym czynnikiem, dla którego dostałem tę pracę. Najpierw zaproponowano mi pracę asystenta, ale na to nie chciałem się zgodzić. Wychodziłem z założenia, że chcę być tylko pierwszym trenerem i taką propozycję później dostałem. W klubie od początku były zawirowania, był między innymi problem z płynnością finansową i przez cztery miesiące pracowaliśmy za darmo. Dwa pierwsze mecze mieliśmy przełożone, kolejne dwa przegrane, a następnie przytrafił nam się remis. Było bardzo nerwowo, ale stworzyła się drużyna i potem było dużo lepiej. Choć początek był fatalny. Samo wejście do szatni nie było jednak trudne.

Jak wyglądało budowanie autorytetu u starszych zawodników, których często trzeba zdejmować z boiska, lub już przed meczem sadzać na ławce?
Trzeba po prostu być sobą i podejmować trudne decyzje. Nie zawsze zawodnicy są zadowoleni, czasami po prostu nie są. Szczególnie w pierwszych chwilach. Kiedy jednak trener broni się swoją pracą, drużyna gra dobrze, a zmiana miała sens, to jest łatwiej. Wiadomo, że przed podjęciem decyzji jest ryzyko, bo po niej to każdy może sobie ocenić. Ja to ryzyko jednak podejmowałem, drużyna to akceptowała i stworzył się team spirit. Dobrze mi się pracowało w Chorzowie. Bardzo mi jednak pomogło to, że wcześniej chodziłem na mecze i znałem zawodników, choć może nie wszystkich osobiście, ale ich oglądałem. Byli starsi zawodnicy, jak Janoszka, Foszmańczyk i Kowalski, ale reszta to byli młodzi piłkarze. Zawsze byliśmy wysoko w klasyfikacji Pro Junior System. Stawialiśmy na wychowanków, czasami na boisko wychodziło pięciu-sześciu młodzieżowców, nawet z trudnymi rywalami. Wielu z tych zawodników teraz poszło wyżej, jak Mateusz Winciersz, który gra w Piaście Gliwice czy Mateusz Bartolewski występujący Zagłębiu Lubin. Początki były trudne i z wieloma zawodnikami musieliśmy się rozstać z powodów finansowych, jak na przykład z Tomkiem Podgórskim, Wojciechem Kędziorą, czy Piotrem Gielem. Zostało tylko kilku starszych, którzy mieli być liderami a reszta to byli młodzi zawodnicy.

Z klubu odszedł pan przez zapis dotyczący klauzuli odejścia. Powie pan więcej na ten temat?
Chciałem mieć zabezpieczenie, że jeśli wyniki nie będą najlepsze, to moja dotychczasowa praca wykonywana często z ryzykiem, że pieniędzy nie otrzymam, sprawi, że będę miał kontrakt zagwarantowany na dłuższy okres czasu. Takiego zapewnienia nie otrzymałem. Miałem dostać taki sam kontrakt jak wtedy, gdy przychodziłem do klubu jako Łukasz Bereta z czwartej ligi. Wtedy moje nazwisko nic nie znaczyło. Potem jednak mój warsztat się zmienił, moje doświadczenie było dużo większe i chciałem się zabezpieczyć, że jeśli zostaję w Chorzowie, to na dłuższy okres czasu.

Wiadomo, że jeśli zaczęlibyśmy fatalnie, to znając kibiców i środowisko, to rękami i nogami nie trzymałbym się posady. Gdyby było źle, to doszlibyśmy do porozumienia. Nie było jednak takiej chęci. Ja chciałem zostać, nie wysłałem cv do innych klubów. Dużym zaskoczeniem było dla mnie to odejście i trudno było znaleźć inną pracę. To był martwy okres, ponieważ te kluby, które miały dokonać zmian, to zrobiły to już wcześniej. Wiadomo było, że nie będę nigdzie pracował, a tego nie zakładałem. Pod względem finansowym się dogadaliśmy, ale chciałem mieć zabezpieczenie w postaci klauzuli dotyczącej.

W kontrakcie ze Stalą Stalowa Wola udało się panu zawrzeć taką klauzulę?
Nie. Tutaj jest forma odszkodowania, nie wypowiedzenia, bo tak tylko jest w kontraktach. W Stalowej Woli jeszcze nic nie osiągnąłem, więc nie zakładałem takiej klauzuli. Przychodzę tutaj z zewnątrz, ale jeśli zrobimy awans, to wymagania też będą inne. Moim zdaniem każdy trener, który osiąga wynik z klubem powinien mieć większe zaufanie niż trener, który dopiero przychodzi do klubu i jeszcze nic nie osiągnął. Powinien mieć wsparcie od klubu nawet po dwóch-trzech słabszych meczach. Jeśli tego nie ma, to trudno jest mu budować drużynę, bo wiadomo, że łatwiej jest zmienić trenera niż zawodników, którzy mają po dwa lata kontraktu i są chronieni. Jeśli trener ma dwumiesięczny lub trzymiesięczny okres wypowiedzenia, to jego zawsze łatwiej jest zmienić. Moim zdaniem trenerzy powinni się szanować i ten okres mieć dłuższy. Na szczeblu centralnym, bo takim jest druga liga, nie jest łatwo znaleźć klub, który od razu weźmie trenera. Trener też musi mieć odpowiednie warunki i zabezpieczenie, bo naprawdę bardzo dużo ryzykuje.

Pod względem oczekiwań stawianych do zrealizowania i presji można porównać Ruch i Stal?
W pierwszym moim sezonie w Ruchu nie było dużych wymagań mieliśmy się utrzymać i zbudować drużynę, ale w drugim roku nie było żadnych problemów pod względem organizacyjnym, bardzo dużo się poprawiło w tym elemencie i to napędzało cały klub. Organizacyjnie Ruch był zabezpieczony i mógł awansować do drugiej ligi. Wcześniej byłoby trudno, ale w drugim roku nie było ryzyka i nacisk i presja była bardzo duża.

Wiadomo też, że gdy jest więcej kibiców, to jest większa presja na meczach, choć my dobrze sobie z nią radziliśmy, o czym świadczy seria 17 wygranych meczów z rzędu, co nie często się zdarza. Obojętnie kto był na boisku, to dawał jakość. Drużyna miała charakter i zawsze walczyliśmy do ostatniej minuty meczu. Czasami trudno grało nam się z zespołami wychodzącymi na mecz z pięcioma, sześcioma obrońcami i jednym napastnikiem. Wszyscy na stadionie pytali nas nie czy, ale jak wysoko wygramy mecz, a to nie było wcale łatwe.

Trudno oceniać dwa różnie środowiska, cel był ten sam. W Chorzowie miałem więcej czasu i właściciele zaakceptowali mój plan dwuletni budowania zespołu, równolegle działał prezes Seweryn Siemianowski wraz z cała grupą pomocników, aby odbudować klub pod względem organizacyjnym, tak aby klub był przygotowany na awans sportowy. Uważam, że klub który chce awansować powinien być poukładany zarówno pod względem sportowym jak i organizacyjnym.

Jakie są pana relacje z kibicami? Brał pan udział w spotkaniu z nimi - jak pan ocenia sposób komunikacji z nimi?
Bardzo dobrze. Kibice na samym początku dali mi wsparcie, powiedzieli że wierzą we mnie i dali mi pole do działania, choć wiadomo, że ostatecznie wszyscy czekają na efekt. Nie było jednak żadnego problemu. Myślę, że fani widzą, że jest zrobiona praca i są jej efekty. Mam nadzieję, że kibiców na stadionie będzie coraz więcej, bo tu jest bardzo duży potencjał, by kibice przychodzili na nowy stadion i nas wspierali.

W Ruchu były podobne spotkania z kibicami?
Było bardzo dużo akcji marketingowych i ja też w nich uczestniczyłem. Mieszkałem na osiedlu, na którym Ruch dominował i miałem kontakt z kibicami, którzy często mnie zaczepiali i pisali do mnie na komunikatorach. Znałem te osoby wcześniej, więc wymienialiśmy spostrzeżenia, czy gratulacje. W Ruchu kibice byli bardzo aktywni i wspierali nas różnymi darowiznami przez stowarzyszenie Wielki Ruch czy BLUE England. Dofinansowywali do obozów, kupowali sprzęt na siłownie i tak dalej.

Czy przed przyjściem do Stali rozmowy prowadził z panem Marek Citko, czy ktoś inny?
Zadzwonił do mnie pan prokurent Andrzej Zieliński i to z nim było wszystko ustalane w początkowej fazie. Później wiadomo ze był pan Zieliński oraz pan prezes Grzegorz Czajka.

A czy pan Citko bierze czynny udział w budowaniu z panem zespołu?
Mieliśmy jedno spotkanie i wiem, że pan Marek był na kwarantannie. Odbyło się luźne spotkanie, by się zapoznać, ale niczego konkretnego nie ustaliliśmy.

Widzi pan jakieś pozycje na boisku, które trzeba wzmocnić już w zimowym okienku?
Jestem ostrożny z taka oceną i czekam do samego końca. Mam nadzieję, że to będą kosmetyczne zmiany, trzech-czterech nowych zawodników. Tacy, którzy wprowadzą jakość do zespół. Zawodnik ma też posiadać odpowiedni charakter. Nie będę na pewno jednak mówił nic o pozycji, mam je w głowie, ale nie będę ich zdradzał. Daję szansę tym zawodnikom, którzy teraz są w zespole. Piłkarze wiedzą, że w składzie jest duża rotacja, że dostają szansę i od nich zależy czy się obronią czy nie. Ja trzymam za nich kciuki, bo jak będziemy wygrywać, to wszystkim będzie łatwiej.

Czy zarząd obiecał panu środki na tę wzmocnienia?
Na razie nie rozmawialiśmy o tym. Cały czas śledzimy ligę, poznajemy zawodników i zobaczymy, co z tego będzie. Będę się jednak upierał, żeby to były kosmetyczne zmiany, a nie przebudowa całego zespołu.

Czy dla pana awans to jest kwestia być albo nie być w Stali?
Moja umowa skonstruowana jest jasno - jeśli zrobimy awans to jest opcja jej przedłużenia, a jeśli nie, to zobaczymy, na pewno ja również mam swoje ambicje i chciałbym pracować wyżej. Mam nadzieję że wszyscy będziemy wspólnie zadowoleni.

Jak w ostatnich tegorocznych meczach zachować koncentrację i udowodnić swoją jakość na boisku?
Będziemy koncentrować się tylko na sobie. Obojętnie czy gramy z zespołem z ostatniego miejsca, czy z pierwszego, punkty są tak samo ważne. Jeśli już przed meczem będziemy mówić, że mecz wygramy, że będzie łatwo, będziemy zastanawiać się nad rozmiarami zwycięstwa, to będą nasze pierwsze kłopoty i wygrać będzie trudno. Mecze różnie się układają, to jest sport. Przeciwnik może zagrać mecz życia i z nami wygrać. Może być różnie. Mamy pewne problemy z kontuzjami i z Siarką nie zagrało siedmiu piłkarzy. Michał Zięba zerwał więzadła krzyżowe poboczne na treningu, a był to zawodnik, który bardzo mi się podobał i miałby prawdopodobnie miejsce w składzie. Po meczu z KSZO wypadli nam Szymon Klepacki, Mateusz Hudzik, brakuje Wiktora Stępniowskiego (dwaj ostatni wrócili do gry na mecz z Wólczanką Wólką Pełkińską - przyp. red.), a po pucharowych derbach odpadł na tydzień / dwa Jakub Persak. Poza nimi mamy jeszcze kilku kontuzjowanych piłkarzy, poważnego urazu kolana doznał Jakub Lebioda. O tym mało się mówi, a bardzo ważna są szeroka kadra i rywalizacja na treningach.

Rozmawiał Damian Wiśniewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie