Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera z krwiobusem w tle. Dawcy skarżą się na złe traktowanie i karygodne warunki oddawania krwi

Marcin RADZIMOWSKI
Jeden z uczniów gorzyckiej szkoły oddaje krew w krwiobusie.
Jeden z uczniów gorzyckiej szkoły oddaje krew w krwiobusie. archiwum ZS Gorzyce
- Byliśmy piętnasty i ostatni raz oddać krew w Tarnobrzegu - zapowiadają krwiodawcy ze szkoły w Gorzycach

Najpierw wymarzli się czekając na przyjazd krwiobusu, później część z dawców zostało odesłanych z kwitkiem, bo lekarz… po wyglądzie ocenił ich wagę jako za niską. - W ogóle warunki oddawania krwi i traktowanie nas były karygodne. Jest mi wstyd przed uczniami - mówi Renata Stadnik-Komórkiewicz, nauczycielka Zespołu Szkół w Gorzycach.

Kiedy likwidowano w Tarnobrzegu stacjonarny punkt krwiodawstwa funkcjonujący w budynku szpitala, przedstawiciele Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie zapewniali, iż mobilny punkt poboru krwi (krwiobus) objeżdżający wraz z obsługą różne miasta, będzie bardzo dogodnym "zamiennikiem" punktu stacjonarnego.

ROZCZAROWANI I ZMARZNIĘCI

Życie pokazuje jednak, że te obietnice były bez pokrycia - tak przynajmniej uważają krwiodawcy z Zespołu Szkół w Gorzycach. W ostatni piątek kolejny, po raz 15 przyjechali do Tarnobrzega oddać krew. Tym razem w autobusie. Tu 24-osobową grupę czekały same rozczarowania.

- Krwiobusy miał podjechać o godzinie 8, co potwierdzaliśmy telefonicznie dzień wcześniej. Czekaliśmy zmarznięci na parkingu za Tarnobrzeskim Domem Kultury. Autobus przyjechał grubo po 8 a zanim kierowca zaparkował i obsługa była gotowa do poboru krwi, była prawie 9 - wspomina Renata Stadnik-Komórkiewicz, wspólnie z nauczycielem Robertem Saneckim opiekująca się kołem krwiodawców w Zespole Szkół Gorzyce.

Zmarzniętym uczniom nie podano ani herbaty ani kawy, a zaraz po oddaniu krwi musieli wyjść z autobusu. Obsługa tłumaczyła, że nie ma w środku tyle miejsca.

- Schodzili po schodach na chodnik, nie było w pobliżu ławki ani niczego, na czym można było usiąść. A co, gdyby uczeń schodząc zemdlał? - pyta retorycznie nauczycielka.

Zresztą jeden z uczniów zemdlał po oddaniu krwi i wówczas zaczęła się niezrozumiała - zdaniem gorzyckich krwiodawców - selekcja. Siedmioro kolejnych uczniów odesłano z kwitkiem.

DZIWNA SELEKCJA?

- Odrzucani byli po wyglądzie. Trzeba mieć 50 kilogramów wagi, by móc oddać krew. Chłopcy ważą po 65, 75 kilogramów i więcej, ale bez ważenia pani doktor mówiła "Jesteś za chudy i nie możesz oddać krwi" - kontynuuje Renata Stadnik-Komórkiewicz. - Pytaliśmy dlaczego? Jaka jest minimalna waga? Odpowiadali to zależy i to wszystko, czego się dowiedzieliśmy. Co ciekawe ja nie ważę nawet 50 kilogramów, ale oddać krew mogłam.

Nauczycielka wspomina czasy oddawania krwi w punkcie stacjonarnym, w szpitalu: - Panie pielęgniarki odprowadzały każdego ucznia trzymając pod rękę na krzesełko, następnie podawały herbatę lub kawę i dbały o każdego. Pytały kilkanaście razy jak się czują uczniowie nawet mimo mojej obecności. Dopiero po odczekaniu pół godziny uczeń mógł wstać, jeśli się dobrze czuł. W krwiobusie nic nikogo nie interesowało.

Problem pojawić się miał także w kwestii zwrotu pieniędzy za dojazd, co zawsze było realizowane. - Zapytałam o zwrot pieniędzy za bilety, to jedna z pań powiedziała, że nigdy czegoś takiego nie było i oni nie mają tu żadnych pieniędzy - dodaje nauczycielka.

WARUNKI SĄ INNE, ALE NIE BEZNADZIEJNE

Sytuacja wyjaśniła się dopiero po kontakcie telefonicznym ze Zbigniewem Nitą z Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie. Pieniądze zostały wypłacone niektórym uczniom.

- Rzeczywiście ta nauczycielka kontaktowała się ze mną, ale w kwestii zwrotu kosztów doszło do zwykłego nieporozumienia - przekonuje Zbigniew Nita, rzecznik Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie. - Pieniądze na ten cel wozi kierowca i wypłaca je na podstawie okazanego biletu. Nikt nie prosił go o zwrot przed wykonaniem telefonu do mnie.

Zbigniew Nita dodaje, że nie wszystkie zarzuty kierowane pod adresem ekipy z krwiobusa i dotyczące warunków poboru krwi są zasadne.

- Przyznaję, że autobus się spóźnił i za to mogę przeprosić. Spowodowane było to korkami, krwiobus utknął na drodze wyjeżdżając z Rzeszowa - mówi Nita. - Odnośnie samych warunków to nie pierwszy raz zdarzają się uwagi krwiodawców, którzy porównują mobilny punkt poboru z punktem stacjonarnym. Przede wszystkim to, że w autobusie nie ma tyle miejsca, ale właśnie dlatego samochód zatrzymuje się w pobliżu budynków użyteczności publicznej, w których jest toaleta i poczekalnia. W Tarnobrzegu jest to dom kultury, więc nie było problemu, żeby tam uczniowie poczekali. Tam zresztą się rejestrowali przed oddaniem krwi.

Zbigniew NIta dodaje, że odnośnie kwalifikacji osób, które danego dnia mogą oddać krew, nie jest władny do oceny pracy lekarza. To jego suwerenna decyzja, bowiem lekarz bierze za nią odpowiedzialność i nie może nikogo narażać.

- Nie podejrzewam, by chodziło o samą tylko wagę krwiodawcy - uważa. - Zresztą w niedzielę w Stalowej Woli obok KUL-u krew oddało 37 osób, choć chętnych było ponad 50, jednak nie wszyscy danego dnia zostali zakwalifikowani.

Opiekująca się szkolnym kołem krwiodawców w Gorzycach Renata Stadnik-Komórkiewicz zapowiada, że jej podopieczni nie chcą już oddawać krwi w "mobilnych" warunkach. Nikt jednak nie zamierza się "obrażać" na osoby potrzebujące daru życia - gorzycka młodzież oddawać krew będzie w Stalowej Woli lub Sandomierzu, dwóch najbliższych punktach stacjonarnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie