Krzysztof Faraś
Krzysztof Faraś
Ma 32 lata lata, jest kierowcą wyścigowym w Automobilklubie Doliny Sanu w Stalowej Woli. Na co dzień pracuje jako kierownik działu z częściami w Oplu. Żonaty, żona Agnieszka, córka Marcelina (2,5 roku).
32-letni Faraś zaczynał od wyścigów gokartów, w wieku 14 lat, potem brał udział w amatorskich rajdach samochodowych, był mistrzem okręgu podkarpackiego. Następnie zrobił licencję rajdową i startuje z powodzeniem w wyścigach górskich.
MOCNA OBSADA
Skąd to zainteresowanie wyścigami? Krzysztof Faraś przyznaje, że interesował się motoryzacją "od małego".
- Startuję obecnie w wyścigach w klasie HS 1600, czyli wyścigach samochodów o silniku 1600 cm - mówi stalowowolski kierowca. - Wyścigi różnią się od rajdów tym, że jeżdżę bez pilota, a zawody składają się z dwóch podjazdów zapoznawczych, dwóch treningowych i dwóch wyścigowych. Walczy się w klasach i "generalce", zdobywa punkty po każdym wyścigu. Auta startują w odstępach półminutowych, w wyścigach płaskich na pętli po asfalcie, w górskich na odcinkach. Górskie Samochodowe Mistrzostwa Polski to wyścigowa "pierwsza liga", zawody o wysokiej randze, połączone nieraz z zawodami Mistrzostw Europy. Obsada jest bardzo mocna, ja startuję na hondzie civic, w ubiegłym roku zająłem drugie miejsce w kategorii HS 1600, wyprzedziłem między innymi mistrza Polski, Arkadiusza Borczyka z Sanoka. W tym roku byłem drugi w swojej klasie na zawodach na Słowacji, był to wyścig w ramach Mistrzostw Europy Centralnej, startowali mocni Austriacy czy Czesi. A także drugi w zawodach w Zagórzu koło Sanoka.
WYBUCHŁ SILNIK
Krzysztof Faraś, który na co dzień pracuje w salonie opla w Stalowej Woli i jest kierownikiem działu z częściami, w przyszłym roku mierzy w tytuł mistrza Polski. I uważa, że jest to w pełni realne. Oprócz niego w wyścigach startują z Automobilklubu Doliny Sanu: Jacek Obirek na cinquecento, Adrian Gwizdała na renault oraz… Włoch Sergio Azzini, który jest biznesmenem, mieszka w Janowie Lubelskim i zgłosił swój akces do Automobilklubu. Wcześniej startował w jednej z ekip włoskich.
- Najtrudniejsze w wyścigach jest utrzymanie koncentracji i to, żeby wytrzymać ciśnienie, gdy jedzie z się z dużą prędkością - tłumaczy kierowca. - Tu nie ma pilota, muszę sam cały czas myśleć, co będzie za następnym zakrętem. Zdarzały mi się kolizje, na jednych zawodach kierowcy, który jechał przede mną, wybuchł silnik, ja wpadłem w bandę, a w bok trafił mnie samochód, który jechał za mną, bo nie zauważył flag, że jest wypadek na trasie. W wyścigach nie ma kasy, tylko uścisk dłoni i puchary, mnie wyjazd na jedne zawody kosztuje od półtora tysiąca złotych do dwóch tysięcy. Ale mam swoich sponsorów, chociaż kolejni są mile widziani.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?