Ze stolicy Jugosławii Belgradu poszła iskra, od której wybuchła krwawa wojna na Bałkanach. Serbia potraciła wszystko, co tylko mogła. Odłączyły się od niej państwa tworzące Jugosławię - Słowenia, Chorwacja, Bośnia, Hercegowina, Czarnogóra, Kosowo, Macedonia. Dziś Serbia to najmłodsze państwo środkowo-południowej Europy, powstałe 5 czerwca 2006 roku po rozwodzie z Czarnogórą.
Jeżeli komuś Serbia kojarzy się tylko z krwawą wojną, ludobójstwem i rozpadem Jugosławii, przeżyje miłe rozczarowanie przy wjeździe do tego kraju. Już przejścia graniczne są czyste i estetyczne. Niemal sterylnie czyste są stacje paliw, z kawiarniami. Jest tam drogo (kufel piwa dwa euro), ale jeszcze do przełknięcia nawet na polską kieszeń. Ale uwaga! To samo piwo butelkowe w sklepie z lodówki kosztuje pół euro.
Przez pola kukurydzy
Kierowcy prowadzący autobusy z Polski do Turcji wybierają trasę przez Serbię. Jest dłużej niż przez Rumunię, ale pruje się wygodną autostradą przez pola kukurydzy i kwitnących słoneczników, zbudowaną jeszcze za marszałka Tity.
Komunista Tito pokazał Stalinowi "gest Kozakiewicza" i sprawił, że my, w krajach tak zwanej "demokracji ludowej", żyjący pod moskiewskim butem, z zazdrością i podziwem patrzyliśmy na rozwijającą się w szalonym tempie Jugosławię, korzystającą z uroków wolnego rynku i dinara wymienianego na dolary. Dziś wycieńczona wojną Serbia powoli podnosi się z kryzysu i rozmawia z Unią Europejską o stowarzyszeniu.
Do Belgradu wpadłem jak po ogień, korzystając z przymusowego postoju autobusu. Nie byłem przygotowany na zwiedzanie, przez co nie zobaczyłem niezwykłych obiektów, które były na wyciągnięcie ręki. Dopiero po przyjeździe poszperałem w Internecie i z żalem przekonałem się, że byłem blisko jednego z najcenniejszych zabytków serbskiej architektury - twierdzy Kalemegdan zbudowanej przez Turków.
Żałowałem, że nie mogłem zobaczyć Ada Ciganlija. To wyspa położona na rzece Sawie, tuż na przedmieściach Belgradu. W sezonie letnim jest bardzo często odwiedzana, z powodu przepięknego położenia. Przepiękny las, malownicze kawiarnie, tworzą miejsce wypoczynku, oazy od ruchliwego przedmieścia. "Każdy kto tam raz był zapewne z chęcią powróci w to miejsce" - wyczytałem to w Internecie. Napisane tak sugestywnie, że warto sprawdzić.
Zabytki w szybach
Kiedy my biadolimy, że nasza stolica była niszczona przez obce wojska, co mają powiedzieć Belgradczycy, których miasto w ciągu 23 wieków zostało czterdzieści razy zniszczone i odbudowane i nigdy nie udało się zrekonstruować całości. Biegałem po centrum nowoczesnego Belgradu, gdzie w szybach nowoczesnych budynków odbijają się cudne zabytki z białymi elewacjami. To był rzeczywiście Biały Gród. Chodziłem tylko po najpopularniejszym deptaku Belgradu jakim jest bulwar kniazia Michała. I zostały mi po tej wyprawie wspaniałe wspomnienia.
To, co mnie zaskoczyło w Belgradzie, to smutne twarze mieszkańców. Odniosłem wrażenie, że ci ludzie nie ochłonęli jeszcze po wojennych okropnościach. Gdzieś tam na cmentarzu leży pochowany przed rokiem Slobodan Milošević, oskarżony o zbrodnie wojenne w Kosowie i Chorwacji oraz ludobójstwo w Bośni. Rany po bolesnych wydarzeniach są jeszcze świeże.
Ale teraz liczyło się co innego. Świeciło mocne słońce, a ja chodziłem po wypieszczonym centrum Belgradu, gdzie nie jeżdżą auta, gdzie na bulwarze kniazia Michała i przecinających bulwar uliczkach są dziesiątki ogródków z parasolami z jedzeniem, piwem i napojami chłodzącymi.
Przy jednej z cerkwi przechodził pop. Przywitałem się z nim, powiedziałem, że jestem z Polski. - I pewnie jesteś katolikiem - powiedział po serbsku. - Jestem - zadeklarowałem po polsku z uśmiechem.
Kolejka po wizy
W dzielnicy ambasad zobaczyłem olbrzymią kolejkę przy ambasadzie austriackiej. Serbowie stali po wizy. Poczułem ulgę - jak to dobrze, że my nie musimy się prosić o wizy do państw Unii, a nawet znikły granice.
Z zadartą głową gapiłem się na piękne budynki. A kiedy zmęczył mnie upał, siadłem pod parasolem na bulwarze i wypiłem ich chmielowego "jelenia", odpowiednik naszego "żywca". A kiedy po włóczędze po sklepach (straszne ceny!) przyszła mi ochota na jedzenie, w jednej z knajpek o nazwie "Cica" poprosiłem o podanie czegoś serbskiego. No i dostałem - serbski ćevap. To placuszek usmażonej na tłuszczu pity z małymi, podłużnymi kotlecikami w środku, a do tego kleks musztardy, keczupu i górka posiekanej cebuli cukrowej. To było pyszne i wyjątkowo tanie! Oczywiście popiłem to "jeleniem".
Wracając w rozgrzane południe do autobusu mijałem na bulwarze kniazia Michała ogródki pod parasolami, gdzie turyści czy mieszkańcy posilali się. Zaimponował mi zwłaszcza ogródek przy uniwersytecie, gdzie goście niemal leżeli w wygodnych, czerwonych fotelach. Taka Serbia pozostanie mi w pamięci, do takiego Belgradu chciałbym jeszcze wrócić. Jedźcie tam. Warto!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?