Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogdan Dziuba: - Chciano potraktować mnie jak królika doświadczalnego i wszczepić… rozrusznik [ZDJĘCIA]

BARTOSZ MICHALAK, facebook.com/bartosz.michalak1991
Bogdan Dziuba ma na swoim koncie wiele wygranych maratonów.
Bogdan Dziuba ma na swoim koncie wiele wygranych maratonów. archiwum prywatne
O nocnym sprzątaniu Placu Piłsudskiego w Stalowej Woli, niebezpiecznym zdarzeniu po wygraniu tarnobrzeskiego biegu "Siarkowca", podejrzanej formie Kenijczyków, a także niewierze urzędników wobec 104-letniego biegacza - między innymi na te tematy porozmawialiśmy z Bogdanem Dziubą.
Uśmiechnięta i usportowiona rodzina Dziubów w komplecie.
Uśmiechnięta i usportowiona rodzina Dziubów w komplecie. Bartosz Michalak

Uśmiechnięta i usportowiona rodzina Dziubów w komplecie.
(fot. Bartosz Michalak)

Zaczniemy cukierkowo. Ma pan naprawdę super dom. Jestem jednak pewien, że to nie dzięki bieganiu go pan wybudował.

Nie da się ukryć. Powiem ci, że jeszcze kilka lat temu sąsiedzi czy inni znajomi podejrzewali mnie o zgarnianie naprawdę przyzwoitych pieniędzy za kolejne wygrywane biegi. Od niedawna większość z nich już wie, na czym polega moja sportowa miłość.

Na czym?

Na dokładaniu do tego, nazwijmy to interesu. W marcu zostałem halowym wicemistrzem Europy w kategorii wiekowej 40-45, w biegu na dystansie pięciu kilometrów. Ponownie pojawiły się plotki, że tym razem to na pewno dostałem jakąś fajną nagrodę (uśmiech). Prawda jest taka, że za samą możliwość wzięcia udziału w imprezie musiałem zapłacić 70 euro. Co ciekawe za uczestniczenie w innych biegach tej rangi, musiałbym zapłacić wielokrotność tej samej kwoty.

Ale za to na biegach ulicznych w Polsce można zgarnąć parę "stówek".

Momentalnie pojawiają się na nich Etiopczycy, bądź Kenijczycy i "biali" mają pozamiatane. Nawet na Bieg Konstytucji 3-go Maja w Stalowej Woli przyjechali czarnoskórzy biegacze. Oni z tego żyją. Dla większości z nich możliwość życia w Europie jest spełnieniem marzeń. W swoich krajach mogliby pracować za kilka euro miesięcznie. Wielokrotnie słyszałem opowieści, jak podczas zgrupowań polskiej kadry w Afryce, Polacy byli wręcz błagani o pomoc w załatwieniu wizy i wydostaniu się z tamtego świata. Niektórym się udaje.

Podczas każdego weekendu w Polsce odbywa się coraz więcej biegów ulicznych. Ci co byli w Stalowej Woli, wracali z dwóch innych startów, a mimo to u nas też wygrali…

Trochę to podejrzane moim zdaniem. Szczególnie, że to pewnie "trzeci garnitur" biegaczy.

Nie chcę na ten temat dużo mówić. Z tego co wiem są plany wprowadzenia obowiązkowych kontroli antydopingowych podczas biegów ulicznych. Moim zdaniem już dawno powinna być to norma. Swoje w życiu widziałem.

To znaczy?

Na tego typu imprezach często pojawiają się "podejrzani" ludzie, oferujący różne specyfiki. Najczęściej są to nasi sąsiedzi ze wschodu, którzy prawdopodobnie sami nie potrafią określić, czym handlują. To jest czarna strona tego "medalu", ale chyba warto o niej głośno mówić, żeby w końcu zaczęły obowiązywać wyrywkowe kontrole biegaczy.

Żeby nie było zbyt miło. Co pan mi odpowie, jeśli postawię tezę, że zdobycie medalu na mistrzostwach weteranów, to podobne osiągnięcie do zrobienia trzydziestu pompek przez zdrowego młokosa?

Naprawdę myślisz, że ludzie opłacaliby sobie pobyt i start w mistrzostwach świata czy Europy, gdyby byli całkowicie nieprzygotowani? Zresztą, jak chcesz to wyjdziemy zaraz przed dom i "złapię" ci czas na "piątkę" w crossie (uśmiech). Srebrny medal zapewnił mi czas: 13 minut i 36 sekund.

Nie kuśmy losu. Po co nam tutaj pogotowie i policja?

Paradoksalnie ciąży na nas duża presja. W sierpniu są mistrzostwa świata na otwartym stadionie we francuskim Lyonie. Prawdopodobnie będę musiał wyłożyć z własnej kieszeni kilka tysięcy złotych, żeby tam wystartować. Nie mam zamiaru jechać na wycieczkę, lecz po medalową zdobycz. W innym przypadku będzie można stwierdzić, że wyrzuciłem pieniądze w błoto. A chętnych po medal brakować nie będzie...

Ma pan raptem 41 lat. Czuje się pan… weteranem? Samo to słowo postarza człowieka.

Z tego względu pojawił się pomysł, by nazywać nas "mastersami". Weteranem się nie czuję. Weteranów to ja czasami mam przyjemność podziwiać. Chociażby na ostatnich halowych mistrzostwach Europy w Toruniu na 200 metrów pobiegł… 104-latek. Wyszedł w "kolcach", dystans pokonał w 45 sekund. Krążyła anegdota, że w jakimś urzędzie nie dowierzali, że ma tyle lat i prosili go o dodatkowe dokumenty tożsamości. Powiedział, że jego córka postara się je dowieźć. Kiedy dowiedzieli się, że ona ma blisko 80 lat, odpuścili (uśmiech).

Naprawdę, gdy człowiek przez kilka chwil zobaczy ludzi w tak podeszłym wieku, ale w tak dobrej formie, to dochodzi do wniosku, że bycie 40-latkiem, to sama młodość.

Był moment, że zaczął pan odczuwać oznaki starzenia?

Chyba nie, ale kiedy w warszawskim szpitalu chciano wszczepić mi rozrusznik, to poczułem się jak dziadek. W Tarnobrzegu wygrałem bieg "Siarkowca" na dystansie dziesięciu kilometrów. W wyniku zmęczenia zrobiłem delikatny skłon i wtedy poważnie się wystraszyłem, bo poczułem w sercu bardzo nieprzyjemne tarcie. Po chwili w całej klatce piersiowej zacząłem odczuwać spory dyskomfort. Mój tato zmarł na zawał. Mając to na uwadze, w momencie byłem oblany zimnym potem.

Ostatecznie zostałem skierowany do warszawskiego szpitala. Tam lekarze mieli już moje wyniki badań i gdy zobaczyli, że mój mięsień sercowy "lubi" mieć pięciosekundowe przerwy w pracy, doszli do wniosku, że zrobią ze mnie królika doświadczalnego.

To znaczy?

Już pani z rejestracji przywitała mnie słowami: "O, pan Dziuba. Rozrusznik już na pana czeka". Dzisiaj śmieję się z tej sytuacji, ale wtedy stałem jak wmurowany. - Ludzie, jaki rozrusznik, ja nie mam nawet czterdziestu lat - dyskutowałem. Lekarze tłumaczyli mi, że to w trosce o moje zdrowie, bo takie przerwy w pracy sercu, szczególnie w nocy, mogą mieć tragiczne konsekwencje. - Jak nastąpi taka przerwa, to rozrusznik wyśle sygnał do pobudzenia serca. Niech się pan nie martwi, jak wszystko dobrze pójdzie, to wróci pan do sportu - powtarzali.

Ale pan nie ma tego rozrusznika?

A skąd! Pewien profesor wytłumaczył mi, że mięsień sercowy maratończyków pracuje zupełnie inaczej, niż zwykłych ludzi. Tym samym nie pozwoliłem, żeby dokonano na mnie eksperymentu.

Skoro już pan zaczął temat maratończyków. Pana rekord życiowy w maratonie wynosi 2 godziny 19 minut i 23 sekundy. Robi wrażenie.

To jeden z moich największych sukcesów sportowych w życiu. W kwietniu 2001 roku pojechałem do Wrocławia na pierwszy w swoim życiu start w maratonie. Kończyłem studia w Krośnie, moja żona była w ciąży z córką. Do startu przygotowywał mnie trener Andrzej Zatorski. Miałem się tylko "przetrzeć". Sensacyjnie wygrałem maraton. Do dzisiaj jak oglądam te zdjęcia z finiszu, to mam gęsią skórkę (uśmiech). Ten bieg miał dla mnie szczególne znaczenie…

Z jakiego powodu?

Po skończeniu szkoły średniej w Stalowej Woli, przeniosłem się do Oleśnicy do wojska, żeby mieć możliwość trenowania w prężnie funkcjonującym w latach 90. klubie Oleśniczanka. Na koniec pobytu, za dobry występ na mistrzostwach Polski, miałem zagwarantowaną nową umowę. Startowałem na pięć kilometrów w crossie. Zaliczyłem bardzo bolesny upadek na zmrożonej ziemi. Zamiast na miejscu medalowym, bieg ukończyłem pod koniec pierwszej "dziesiątki". Umowa przepadła, podłamany wróciłem do Stalowej Woli i byłem zmuszony ułożyć sobie życie na nowo.

Co pan zrobił?

W stalowowolskim klubie nie mogłem liczyć na jakiekolwiek pieniądze, więc jeździłem do pracy do Niemiec. Taki okres przejściowy trwał w moim życiu ponad półtora roku. Potrzebowałem czasu, żeby znowu wziąć się w garść, rozpocząć studia i wznowić regularne treningi w Krośnie. Ten wygrany maraton we Wrocławiu w obecności ludzi z Oleśnicy smakował niezwykle. Inna sprawa, że dostałem wtedy największą pieniężną nagrodę w życiu. Następnie na specjalne zaproszenie pojechałem na maraton do stolicy Irlandii Północnej, Belfastu.

Nie zdecydował pan się jednak na postawienie wszystkiego na jedną kartę i poświęcenia życia dla sportu.

Było już za późno. Dzięki wykształceniu w 2000 roku mogłem zostać nauczycielem wychowania fizycznego w Zespole Szkół w Pysznicy. Obecnie jestem dyrektorem szkoły, którą skończyłem kilkanaście lat wcześniej, czyli Zespołu Szkół im. Armii Krajowej w Jastkowicach.

Podam ci przykład Szymona Kulki (utytułowany, młodzieżowy biegacz długodystansowy - red.). Nie chcę publicznie mówić, jakie otrzymuje stypendium ze związku.

Czterysta złotych?

Gdzieś w tych granicach. Co można zrobić z taką kwotą? Mam żonę i trójkę dzieci, więc nie mógłbym sobie pozwolić na takie ryzyko. Jeśli przygotowuję się do imprezy, to w tygodniu potrafię przebiec nawet dwieście kilometrów. Średnio pięć razy na tydzień wychodzę na trening. Przede wszystkim robię to ze spokojną głową, że moja rodzina ma dach pod głową, a jakość obiadów nie zależy od tego, czy tato wygra jakiś biegu uliczny, czy nie.

Stalowowolski Klub Biegacza, który założył pan wspólnie ze Stanisławem Łańcuckim, po raz trzeci organizuje w lipcu "Stalową Dychę". Znowu będzie pan… sprzątał Plac Piłsudskiego do północy, jak to miało miejsce w poprzednich edycjach?

Dużo ludzi dziwi się, że nam się chce w to bawić. Na nagrody pieniężne przeznaczamy dziesięć tysięcy złotych. 700 złotych dla zwycięzcy, 500 za drugie miejsce, 400 za trzecie i 300 dla pechowca, który znajdzie się tuż za podium. Do tego dochodzą nagrody dla zwycięzców w różnych kategoriach wiekowych po 200, 150, 100 i 50 złotych. W pierwszej edycji pobiegło dwustu uczestników, w drugiej czterystu, więc po cichu liczę na to, że w tym roku przebijemy granicę pół tysiąca. A jeżeli chodzi o sprzątanie, to w drugiej edycji nawiązaliśmy współpracą z MZK i mocno trzymam kciuku, żeby ta współpraca przetrwała (uśmiech).

Skąd wziąć kasę na takie nagrody? W Polsce nie ma zbyt wielu bardziej ubogich regionów, niż północne Podkarpacie, co pewne przekłada się na hojność biznesmenów.

Wspiera nas miasto i powiat. Pozostałych sponsorów musimy szukać sami. Nie będę ukrywał, że tych których pozyskaliśmy, zawdzięczamy znajomościom. Albo ja mam kolegę, który prowadzi własny biznes, albo Staszek Łańcucki. Grosz do grosza i będzie kokosza. Tak to działa. Z większości firm jesteśmy odprawiani z kwitkiem, ale nie traktuję tego, jako porażki.

Jeszcze kilka lat temu, gdy wychodziłem biegać w zimie, to ludzie patrzyli na mnie jak na wariata. Obecnie bieganie jest modne. Podobnie może być ze "Stalową Dychą". Za kilka lat w biegu może uczestniczyć kilka tysięcy ludzi, co sprawi, że sponsorzy sami będą się do nas garnąć. Gdyby jednak chcieć wszystko przeliczać na pieniądze, to człowiek całe życie chodziłby w jednej parze skarpet, żeby móc oszczędzać. A życie jest chyba za krótkie, żeby pozbawiać się takich przyjemności, jak spełnianie marzeń swoich i najbliższych.

Bogdan Dziuba (urodził się 30 marca 1974 roku w Stalowej Woli) - wychowanek Stali Stalowa Wola. Następnie reprezentował barwy Oleśniczanki Oleśnica, AZS-u Krosno oraz stalowowolskiej Victorii. Aktualnie pełni funkcję dyrektora Zespołu Szkół im. Armii Krajowej w Jastkowicach. Ma żonę Danutę, a także trójkę dzieci: córkę Julię (14 lat) oraz dwóch synów Michała (11 lat) i Wiktora (9 lat).

Jego największymi sukcesami sportowymi są: srebrny medal mistrzostw Polski juniorów w crossie, 4. miejsce mistrzostw Polski seniorów w crossie (4 km), udział w wojskowych przełajowych mistrzostwach świata oraz akademickich mistrzostwach świata, a także start w mistrzostwach świata i Europy w biegach górskich w stylu alpejskim i anglosaskim. Wygrywał maratony w takich miastach jak m.in. Wrocław, Steinfurt, Rajec, Bratysława czy Szwarzwald. Medalista mistrzostw Polski i Europy w kategorii "Masters" na dystansie 1000 m, 1500 m, 3000 m, 5000 m oraz w crossie.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu STALOWOWOLSKIEGO

Sensacyjne zwycięstwo naszego biegacza we Wrocławiu w 2001 roku.
Sensacyjne zwycięstwo naszego biegacza we Wrocławiu w 2001 roku. archiwum prywatne

Sensacyjne zwycięstwo naszego biegacza we Wrocławiu w 2001 roku.
(fot. archiwum prywatne)

Bogdan Dziuba odbiera gratulacje od Ireny Szewińskiej.
Bogdan Dziuba odbiera gratulacje od Ireny Szewińskiej. archiwum prywatne

Bogdan Dziuba odbiera gratulacje od Ireny Szewińskiej.
(fot. archiwum prywatne)

Po zwycięstwie zawsze znajdzie się czas na wywiady.
Po zwycięstwie zawsze znajdzie się czas na wywiady. archiwum prywatne

Po zwycięstwie zawsze znajdzie się czas na wywiady.
(fot. archiwum prywatne)

Bogdan Dziuba wygrywa zagraniczny maraton.
Bogdan Dziuba wygrywa zagraniczny maraton. archiwum prywatne

Bogdan Dziuba wygrywa zagraniczny maraton.
(fot. archiwum prywatne)

Pamiątkowe zdjęcie z obozu w górach.
Pamiątkowe zdjęcie z obozu w górach. archiwum prywatne

Pamiątkowe zdjęcie z obozu w górach.
(fot. archiwum prywatne)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie