Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Danuta Urbanik, biegaczka Victorii Stalowa Wola: Celem numer jeden są Igrzyska Olimpijskie

Bartosz Michalak
Danuta Urbanik podczas wizyty w Republice Południowej Afryki.
Danuta Urbanik podczas wizyty w Republice Południowej Afryki. Archiwum rodzinne
Mimo tego że 24-letnia Danuta Urbanik, pochodząca z Majdanu Golczańskiego lekkoatletka Victorii Stalowa Wola, tegoroczna wicemistrzyni Polski w biegu na 1500 metrów, profesjonalne treningi rozpoczęła dość późno, bo dopiero w pierwszej klasie gimnazjum, nie przeszkadza to jej obecnie osiągać sukcesów o których marzą inni biegacze.

Danuta Urbanik

Danuta Urbanik

Ma 24 lata, panna, ma chłopaka Dawida. Mieszka w Majdanie Golczańskim, jest lekkoatletką Victorii Stalowa Wola, biegaczką na 800 i 1500 metrów, reprezentantką Polski, studentką Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Największe sukcesy: srebrny medal mistrzostw Europy juniorek w biegach przełajowych w 2007 roku w Hiszpanii, piąta zawodniczka młodzieżowych mistrzostw Europy w czeskiej Ostrawie w 2011 w biegu na 1500 metrów, uczestniczka Uniwersjady w Chinach w 2011 roku i rosyjskim Kazaniu w 2013 roku (odpadła dwukrotnie w półfinale na 800 m), młodzieżowa mistrzyni Polski na 1500 m (2010 i 2011), złota medalistka halowych mistrzostw Polski seniorów na 1500 metrów i brązowa medalistka na 800 m (2011), wicemistrzyni Polski seniorów na 800 metrów (2011), złota medalistka na 1500 m i brązowa medalistka na 800 metrów halowych mistrzostw Polski seniorów (2013), srebrna medalistka mistrzostw Polski seniorów na 1500 m.

Co ciekawe z uprawiania sportu chciała zrezygnować już po… pierwszym obozie. Danuta Urbanik pozwoliła nam się poznać "od kuchni": jako profesjonalnego sportowca, ale także bardzo charakterną kobietę.

Bartosz Michalak: * Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że Twoja miłość do lekkiej atletyki miała trudne początki?
Danuta Urbanik: - Zdecydowanie. Mimo osiąganych przeze mnie małych sukcesów w bieganiu, sportu nie traktowałam początkowo całkowicie poważnie. Nie mam o to do siebie żalu. Po prostu w wieku 13 lat nie byłam jeszcze świadoma, że lekkoatletyka może stać się dla mnie pasją, ale też pracą. Szczególnie, że na początku na tle rówieśniczek wcale nie wyróżniałam się szczególnie. Większość dziewczyn trenowała już regularnie, dlatego ciężko było mi przypuszczać, że zdołam odrobić zaległości. Będąc uczennicą 1 klasy gimnazjum zaliczyłam swój pierwszy w życiu obóz sportowy w Olsztynie, po powrocie z którego kategorycznie stwierdziłam: "Bieganie nie jest dla mnie!".

* Mimo to już wcześniej pan Józef Sokal (ówczesny nauczyciel wychowania fizycznego Danuty w gimnazjum - red.) nie odpuszczał i wręcz zmuszał Cię do coraz bardziej profesjonalnego podejścia do biegania.
- Pan Sokal sam w młodości był sportowcem, dlatego chyba widząc u mnie jakiś potencjał ciągle nalegał bym sport zaczęła traktować nie tylko jako rozrywkę, ale ewentualny sposób na życie. Jestem mu za to bardzo wdzięczna do dziś.

* Twoje początki z profesjonalnym trenowaniem nie były też łatwe z innego względu. Pochodzisz z wielodzietnej rodziny i w Twoim domu się nie przelewało.
- Mieszkając w Majdanie Golczańskim na dojazd na treningi autobusem do Stalowej Woli czasami nie było mnie po prostu stać. Mimo wszystko fakt, że mam aż dwanaścioro rodzeństwa sprawił, że dzieciństwo wspominam bardzo dobrze. Nie było w nim wyjazdów na wakacje, prezentów na urodziny, ale byli cudowni rodzice i rodzeństwo, dzięki któremu nigdy nie odczuwałam, że czegoś mi brakuje. Pamiętam, że z czasem dojazdy na treningi były możliwe dzięki panu Zbigniewowi Kasprowiczowi, który do Stalowej Woli zawoził na zajęcia sportowe również swoje dzieci. Dlatego też już sama możliwość regularnego trenowania w obecności profesjonalnego trenera była dla mnie czymś dużym i do każdych takich zajęć podchodziłam i wciąż podchodzę z ogromnym szacunkiem.

* Masz sześć sióstr. Czy któraś z nich także próbuje swoich sił w sporcie?
- Jestem skłonna stwierdzić, że Renata (rocznik 1992 - red.) talent do biegania miała zdecydowanie większy ode mnie. Lecz wiem, że morderczy trening nie jest dla każdego, dlatego też nie namawiałam jej długo, kiedy powiedziała, że rezygnuje.

* Jak reagowali Twoi rodzicie kiedy z czasem zaczęłaś znosić do domu coraz większą liczbę medali zdobytych nie tylko na krajowym podwórku, ale także europejskim?
- Początkowo rodzice nie do końca byli świadomi tego, że zdobywanie tych krążków tak dużo mnie kosztuje. Wychodzili chyba z założenia, że skoro trenuję to i zdobywam wyróżnienia (śmiech). Z czasem jednak zaczęli dostrzegać większe czy mniejsze sukcesy swojej córki. Teraz jak jest transmisja w telewizji z zawodów, w których mam okazję startować, oczywiście śledzą moje poczynania.

* Jakiś przełomowy start, po którym w domu stwierdzili: "Dziecko ty masz talent!"?
- Przełajowe Mistrzostwa Europy w Toro (Hiszpania - red.) w 2007 roku, na których udało mi się sięgnąć po srebro.

* Chwila. Mówisz, że treningi zaczęłaś w 2005 roku, a już dwa lata później sięgasz po srebro?
- Odrobinę talentu, wiele pracy, trochę szczęścia i wystarczyło.

* Zostawmy na chwilę temat sportu. Jesteś dobrym materiałem na żonę i matkę?
- Powinieneś o to spytać bardziej Dawida (życiowy partner Danuty Urbanik - red). Wychodzę z założenia, że skoro ktoś wytrzymał już ze mną sześć lat to może nie jestem taka zła (śmiech). Może nie jestem super szefem kuchni, ale mam inne zalety (śmiech). Poza tym pamiętaj, że w domu musiałam pomagać mamie przy młodszym rodzeństwie, dzięki czemu temat opieki na małymi dziećmi oprócz tego, że nie jest mi obcy, to jeszcze sprawia mi dużo radości.

* Pytanie tylko jak tu zostać mamą, jeśli jest się profesjonalną lekkoatletką?
- Przygoda ze sportem nie będzie trwać wiecznie. Szczerze? Moje marzenia obecnie głównie są związane właśnie z lekkoatletyką. Igrzyska Olimpijskie w Brazylii w 2016 to cel numer jeden. Ale kto wie co będzie później…

* Jak czuje się kobieta, która w ponad 37 milionowym kraju jest druga w danej dyscyplinie sportowej?
- Normalnie (śmiech). Jestem dla siebie bardzo krytyczna. Dlatego medale zdobywane na mistrzostwach Polski cieszą mnie, ale nie sprawiają, że "odlatuję". Wiem, że stać mnie na dużo więcej i pragnę osiągać coraz większe sukcesy, ale na arenie międzynarodowej. Przytłaczającym dla mnie momentem było nie wyrobienie minimum na Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Zabrakło mi 2,5 sekundy (na koronnym dystansie 1500 metrów - red.). Do tej pory mam o to do siebie żal.

* Jesteś perfekcjonistką.
- Oj tak. Z jednej strony cieszę się z tego, ale z drugiej czasami mam już siebie dość… Potrafię mieć do siebie pretensje o setne sekundy i wałkować w głowie każdy bieg po kilkanaście razy.
* W którym konkretnie momencie zrozumiałaś, że sport jest dla Ciebie tak ważny?
- Paradoksalnie kiedy odniosłam pierwszą poważną kontuzję kolana. Cała ta sytuacja miała miejsce w 2008 roku. Miałam przerwę w treningach ponad trzy miesiące i także moje starty po kontuzji nie były najlepsze. To sprawiło u mnie taką sportową złość i chęć odnoszenia coraz większych sukcesów. Przede wszystkim poczułam tę tęsknotę za treningiem, zawodami, stresem. Dlatego jestem bardzo szczęśliwa, kiedy jestem w pełni zdrowia, dzięki czemu mogę normalnie trenować. Miewam pewne problemy z kolanami, ale to już chyba taki urok uprawiania biegów.

* Odnośnie stresu. Jesteś już doświadczoną zawodniczką, dlatego i nerwy pewnie coraz mniejsze w trakcie zawodów.
- (Śmiech). No właśnie jest na odwrót. Początkowo do swoich startów nie przywiązywałam dużej wagi, ale odkąd pokochałam to co robię jest coraz gorzej. Mam świadomość, że już nie mogę, ale muszę osiągnąć dany wynik. Presja ta mnie nie paraliżuje, ale dodatkowo motywuje, jednak sama jej obecność jest już stresująca.

* Jakieś szczególne sposoby na złapanie do tego wszystkiego dystansu?
- W dniu, w którym startuję staram się jak najdłużej nie myśleć o samym biegu. Dużo czytam, oglądam filmy. Na godzinę przed znalezieniem się na bieżni wszystko muszę mieć już w głowie rozegrane. Modlitwa i takie moje prywatne zaklęcia sprawiają, że mogę skupić się tylko i wyłącznie na jak najlepszym starcie.

* Jesteś przesądna? Część piłkarzy wbiega na boisko tylko wybraną nogą, a obuwie sportowe zakłada najpierw na daną stopę. Jak to jest u Ciebie?
- Nie posiadam żadnych takowych. Tylko kiedy wchodzę na tartan najpierw go dotykam, wykonując następnie znak krzyża. Lecz nie wiem czy ten gest można uznać za przesąd czy bardziej przekonania religijne.

* Bardzo dużo podróżujesz. RPA, USA, Hiszpania, Chiny, Rosja, Włochy, Portugalia, Francja, Belgia i długo by tak jeszcze wymieniać. A pomyśleć, że jeszcze jakieś 10 lat temu nie było Cię stać na dojazd na trening do Stalowej…
- To jest właśnie piękne w sporcie. Nigdy w życiu nie miałabym okazji zwiedzić tak dużej części świata, gdyby nie fakt, że jestem lekkoatletką i dzięki ciężkiej pracy udało mi się dostać do kadry narodowej. Podczas zawodów lub obozów, na które wyjeżdżam nie ma dużo czasu na zwiedzanie, bo głównie trzeba się skupić na ciężkiej pracy, ale mimo wszystko jestem wdzięczna losowi za to co mi dał.

* A chłopak tęskni…
- Sam był świadomy na co się porywa (śmiech). Poza tym ja też odczuwam tęsknotę, dlatego zawsze jesteśmy w ciągłym kontakcie. Jestem mu ogromnie wdzięczna za to, że mogę liczyć na jego wsparcie. Jestem tylko kobietą, miewam gorsze dni, ale dzięki nierzadko wielu godzinom przegadanych z Dawidem dostaję takiego pozytywnego kopniaka, po którym aż chce się pracować. Zawsze też mogę liczyć na rodziców, ale oni czasami mają jakieś własne małe problemy, dlatego jak coś "znęcam się" nad chłopakiem (śmiech).

* Jak wygląda pomoc z miasta? Możesz liczyć na stałe stypendium?
- Tak. Poza tym nowo powstały stadion lekkoatletyczny w mieście umożliwia mi dobre przygotowanie się do kolejnych obozów z kadrą i w następnie zawodów. Dlatego też jestem bardzo wdzięczna panu Andrzejowi Szlęzakowi (prezydent Stalowej Woli - red.), że jest skłonny pomagać mi w kontynuowaniu lekkoatletycznej przygody.

* Przygody?
- Kariera to chyba za duże słowo…

* Licznie zdobywane złote i srebrne medale na mistrzostwach Polski zarówno w hali jak w naturalnych warunkach, wciąż aktualny rekord Polski juniorek młodszych na 1000 metrów czy wysokie miejsca na młodzieżowych zawodach w Europie nie zasługują na nazywanie tego co się robi karierą?
- Broń Boże nie kreuję się tutaj sztucznie na osobę bardzo skromną. Jestem pewna siebie i mam całkiem niezły charakterek, ale tak jak już wcześniej powiedziałam, jestem też wobec siebie krytyczna. Jeśli dostanę się na Igrzyska Olimpijskie w Rio to wtedy pogadamy o mojej karierze…

* Czyli "sodówka" nigdy nie uderzyła do głowy?
- Licznie zdobywane medale dodają mi pewności siebie, ale na pewno nie sprawiają, że jestem jakąś zadufaną w sobie dziewczyną! Przykro mi (śmiech).

* Muszę chyba podzwonić po Twoich trenerach i się upewnić.
- Żaden z nich nie ma ze mną większych problemów. Bywam marudna, ale pamiętaj, że jestem tylko kobietą i to na dodatek dosyć nerwową, dlatego czasami mam swoje malutkie chandry. Aczkolwiek, żeby było jasne. To, że czasami trochę podenerwuję swoich szkoleniowców nie oznacza, że jestem jakąś rozkapryszoną lalą! Mam ogromny szacunek do warsztatu trenerskiego pana Mirosława Barszcza, który nierzadko traktuje mnie jak własną córkę. Treningi u niego są bardzo ciężkie, ale też przynoszą nadspodziewane efekty i co najważniejsze są dobierane pod indywidualny organizm. Natomiast podczas wyjazdów z kadrą Polski trenuję pod okiem Marka Jakubowskiego. Nie mam prawa na nic narzekać.

* W końcu jak ma się kontrakt z firmą Nike, to chyba nie można marudzić.
- Nie ma nic za darmo. Sprzęt, który otrzymuję jest świetny, ale takie same muszą być moje wyniki. W innym wypadku o kontynuowaniu współpracy z tą renomowaną marką będę mogła tylko pomarzyć.

* Porozmawiajmy o marzeniach. Wiem, że rozmawiasz o nich tylko z najbliższymi, ale gdybyś chciała powiedzieć coś o tych sportowych…
- Udział w najbliższych Igrzyskach Olimpijskich i… zobaczymy (śmiech). Przede wszystkim muszę zejść w biegu na 1500 metrów poniżej 4 minut (rekord życiowy Danuty Urbanik na tym dystansie: 4.08,32, rekord Polski seniorek to 3.59,22 - red.). Wiem, że stać mnie na to!

* Kiedy Danuta Urbanik była małą dziewczynką…
- Chciała zostać piosenkarką. Mimo tego, że byłam typową chłopczycą, marzyłam o karierze piosenkarki (śmiech).

* W pokoju plakaty jakich konkretnie gwiazd można było u Ciebie znaleźć?
- Nie miałam własnego pokoju, dlatego też nie chciałam ujawniać wszystkim swoich muzycznych sympatii. Ale jak się teraz tak zastanawiam to chyba nawet nie posiadałam żadnego idola muzycznego.

* Czy to, że byłaś chłopczycą miało jaki oddźwięk w szkole podstawowej bądź gimnazjalnej? Zdarzało Ci się bić z chłopakami?
- (Śmiech). Wiesz co większy wpływ na mnie miało uprawianie sportu. Czułam się dojrzalsza od swoich rówieśników, szczególnie tych płci przeciwnej, którzy w gimnazjum i później przeżywają wyraźnie trudny okres. Raz czy dwa razy zdarzyło mi się "wystartować" do chłopaków. Nie tolerowałam idiotycznych żartów, a że jestem nerwowa to… sam rozumiesz.

* Rozumiem, ale biorąc pod uwagę, że ważysz jakieś 50 kg to nie do końca sobie to wyobrażam. Co myślisz o tłumaczeniu się niektórych lekkoatletów, że nigdy nie byli świadomi stosowania środków dopingujących, a wyniki badań wskazują na coś zupełnie innego. Ostatnio to przykłady Tysona Gaya i Asafy Powella.
- Może to zabrzmi brutalnie, ale uważam, że ci panowie doskonale o wszystkim wiedzieli. To jest tylko moje zdanie, dlatego nie chcę się tutaj nad tym dłużej rozwodzić.

* Twój sportowy idol.
- Lidka Chojecka. Tytan pracy i osoba, która jest idealna do naśladowania. Może zabrzmi to pysznie, ale miałam dużą satysfakcję, kiedy na Halowych Mistrzostwach Polski w Spale w 2011 roku pokonałam ją w biegu na 1500 metrów.

* Sama stwierdziłaś, że kariera lekkoatlety nie trwa wiecznie. Myślisz już o tym co chciałabyś robić po jej zakończeniu?
- Na pewno fajnie byłoby pozostać przy sporcie. Nie mam jednak pewności czy będzie mi to dane, dlatego na Uniwersytecie Rzeszowskim skończyłam europeistykę, choć szczerze to trochę żałuję, że akurat ten kierunek wybrałam. Dlatego też w Lublinie zamierzam uzyskać stopień magistra już z innej dziedziny nauk. Czasu na nią nie mam wiele, ale mimo wszystko wiem, że muszę zdobyć wykształcenie aby posiadać jakąś alternatywę.

* Przepis na sukces Danuty Urbanik?
- Ciężka praca, ogromna wiara w siebie, która przydaje się szczególnie w chwilach zwątpienia, ale też dużo szczęścia. Ja trafiłam na życzliwe sobie osoby, które na początku pomogły mi pokochać sport. Następnie powędrowałam do klubu (KKS Victoria Stalowa Wola - red.), w którym spotkałam takich profesjonalistów jak choćby trener Stanisław Anioł i wcześniej już wspomniany przeze mnie trener Mirosław Barszcz. Miałam to szczęście, dzięki któremu obecnie mogę myśleć o ciągłym poprawianiu swoich rezultatów.

* Jakie plany na najbliższe tygodnie?
- Mam teraz trochę lżejszy okres. Po powrocie z Torunia z mistrzostw Polski trenuję zazwyczaj tylko raz dziennie. Moja laba powoli będzie się jednak kończyć, ponieważ początkiem września biorę udział w Igrzyskach Frankofońskich, które odbędą się we Francji i bardzo chcę zaprezentować się tam z jak najlepszej strony. Może znowu będę miała proroczy sen…

* To znaczy?
- Przed swoimi pierwszymi zawodami w życiu miałam taki. Możesz mi wierzyć, bądź nie, ale wyśniłam swój medal (brąz na Halowych Mistrzostwach Polski juniorów młodszych w Spale 2005 rok - red.). Co ciekawe śniło mi się, że do prowadzącej w moim śnie Ewy jej trener krzyczał, żeby uważała na tą z tyłu. Już w rzeczywistości było w zasadzie identycznie. Swój bieg wygrałam w ostatniej chwili wyprzedzając właśnie… Ewę (śmiech). Byłam w słabszej grupie, ale po zsumowaniu wyników obydwu mój czas pozwolił mi zdobyć brąz.

* Na zakończenie: ciekawa historia ze sportowych obozów. Domyślam się, że macie tam wesoło.
- Większość nie nadaje się na papier (śmiech). Opowiem Ci ciekawą sytuację związaną z… udzielanym przez siebie wywiadem, który okazał się w moim wykonaniu bardzo niefortunny. Z tym, że nie do końca była to moja wina, co bardziej dziennikarki, która pytała czy dbam o urodę i swój wygląd na zawodach. Powiedziałam, że staram się dobrze wyglądać, bo w końcu jestem kobietą. Kilka dni później przeczytałam o sobie między innymi: "Nowe ciuchy działają na mnie jak afrodyzjak" (śmiech).

* Czego Ci życzyć?
- Zdrowia, na resztę zapracuję sama. Taka już ze mnie trochę "Zosia Samosia" (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie