Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat rodziny pani Beaty trwa. Do budowy domu brakuje nie tylko urzędniczych decyzji

Klaudia TAJS
Codziennie na węglowej kuchni pani Beata grzeje po kilka wiader wody do prania i mycia.
Codziennie na węglowej kuchni pani Beata grzeje po kilka wiader wody do prania i mycia. Klaudia Tajs
W prowizorycznej łazience, budynku dawnej stajni, w którym mieszka Beata Tyburska, na montaż czekają już wanna i ubikacja. Lada dzień zostanie zamontowana pralka automatyczna.

Przybywa materiałów budowlanych, z których powodzianka z Tarnobrzega wspólnie z ludźmi dobrej woli wybuduje dla swojej rodziny nowy dom.
Jest nadzieja, że w końcu łańcuch urzędniczej niemocy zostanie przecięty i czteroosobowa rodzina powodzian z Wielowsi w Tarnobrzegu znajdzie swój stały kąt.

Kiedy miesiąc temu w artykule "Rodzina chce wyjść ze stajni" opisaliśmy dramat Beaty Tyburskiej, w tarnobrzeskiej redakcji "Echa" rozdzwoniły się telefony od ludzi, których los stawiającej czoło życiowym przeciwnościom młodej matki ujął za serce. Łańcuch ludzi dobrej woli był długi. Ktoś przywiózł jej do domu żywność, ktoś inny ubrania dla dzieci. Wszyscy, wychodząc z zaadaptowanej stajni, w której mieszka Beata z dwójką dzieci i chorym na serce partnerem, zadawali jedno pytanie. Jak to możliwe, że na terenie podmiejskiego osiedla Wielowieś, o którym mówi się, że dary docierają tirami, a każdy powodzianin jest pod stałą opieką pracownika socjalnego, młoda kobieta może mieszkać w takich warunkach. Oburzenie wielu z nich było tym większe, że powodzianka w ręce ma decyzję o przyznaniu jej 119 tysięcy złotych zasiłku powodziowego za uszkodzony drewniany dom, lecz na jej koncie nie ma złotówki. Nie ma, bo w chwili powodzi, jak tłumaczą urzędnicy, nie zamieszkiwała tam. Ona tłumaczy, że mieszkać nie mogła, bo przed powodzią dom się spalił.

Pomagający pani Beacie nie mogą pogodzić się także z decyzją inspektorów nadzoru budowlanego, którzy zaadaptowaną na mieszkanie stajnię po powodzi zakwalifikowali do remontu, a nie rozbiórki. Z decyzją tą najbardziej nie mogli pogodzić się fachowcy przysłani przez siostrę Rozarię z pobliskiego klasztoru Dominikanek, którzy mieli wzmocnić fundamenty budynku. Jednak po odkopaniu ziemi stwierdzili, że budynek grozi zawaleniem, a osoby, które zakwalifikowały go do remontu, a nie do rozbiórki, powinny stanąć przed sądem i stracić swoje uprawnienia.

WYJAŚNIAJĄ TEMAT MIESZKANIA

Po naszym materiale, o przyszłości rodziny pani Beaty ma zdecydować specjalny zespół, powołany przez władze Tarnobrzega. W jego skład weszli dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie siostra Rozaria, Wojciech Brzezowski, prezes Tarnobrzeskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego oraz Wiktor Stasiak, wiceprezydent Tarnobrzega. - Chodzi o to, by skoordynować różne działania, które wokół pani Beaty są podejmowane - tłumaczy Wiktor Stasiak. - W tej chwili czekam na ekspertyzę stanu technicznego budynku dawnej stajni. Ta ekspertyza jest kluczowa w sprawie pani Beaty.

Wiceprezydent Stasiak nie kryje, że rozwiązanie problemów, jakie piętrzą się wokół tej rodziny, nie będzie sprawą łatwą. Jednak zapewnia, że działania zespołu będą zmierzały w tym kierunku, by zadowolić panią Beatę. - Jako przykład podam mieszkanie zastępcze, bo takie jej proponowaliśmy, ale w centrum miasta, ale ona chce w Wielowsi - tłumaczy wiceprezydent Stasiak. - Chce mieszkać blisko swojej ziemi. Owszem, jest tam jedno mieszkanie komunalne, w budynku, gdzie mieści się ośrodek zdrowia, ale jest zajęte przez lokatora. Właściwie to jest puste, bo lokator przebywa za granicą, ale jest opłacane przez jego rodzinę.

Temat 40-metrowego mieszkania, które znajduje się zaledwie 200 metrów od miejsca, gdzie dziś mieszka pani Beata, nie jest stracony. Wojciech Brzezowski, prezes Towarzystwa Budownictwa Społecznego, który zarządza zasobami komunalnymi w mieście, przypomina, że jeszcze w lipcu wysłał do najemcy pismo. - Ponieważ wiedzieliśmy, że lokator jest za granicą, daliśmy mu trzy miesiące na skontaktowanie się z nami, bo chcemy mu złożyć pewną propozycję - tłumaczy prezes Brzezowski. - Od rodziny lokatora wiem, że najemca wyjechał za pracą. Chcemy wiedzieć, jak długo tam będzie. Jeśli rok, to zaproponujemy mu opiekę nad przedmiotami zgromadzonymi w mieszkaniu, by na ten czas wprowadziła się tam pani Beata z rodziną. Mniej więcej tyle czasu trwałaby budowa jej nowego domu. Nie znamy planów lokatora, dlatego czekam na spotkanie. Ma się do mnie zgłosić do końca tego tygodnia.

Co będzie, jeśli najemca mieszkania komunalnego oświadczy, że nie udostępni lokalu na czas budowy domu przez panią Beatę? - Nie wiem - mówi Wojciech Brzezowski. - Możemy zaproponować mu inny lokal w mieście. Ostatecznie sprawa może mieć swój finał w sądzie.

DWIE DECYZJE

Mieszkanie mieszkaniem, ale dziś najważniejsza jest wycena kosztów rozebrania dawnej stajni, która ostatecznie została zakwalifikowana do rozbiórki. Wycena stanie się podstawą do wypłaty zasiłku do 100 tysięcy złotych, który pozwoli wybudować dla rodziny Beaty Tyburskiej nowy dom. O tym, jak doszło do wydania dwóch ekspertyz technicznych budynku gospodarczo-mieszkalnego, które wzajemnie wykluczają się, mówi Józef Brudz, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Tarnobrzegu. - W lipcu, kiedy woda opadła, na posesje Beaty Tyburskiej przyszła pierwsza komisja, która oszacowała straty znajdujących się tam budynków drewnianego i gospodarczego - przypomina Józef Brudz. - W tym czasie na naszym terenie było dwa tysiące uszkodzonych budynków, dlatego inspektorzy przyjeżdżali z różnych miejscowości Podkarpacia i nie tylko. U pani Beaty oceny dokonali inspektorzy z Głównego Urzędu Nadzory Budowlanego z Warszawy.

Ich nazwiska widnieją na końcowym protokole, stwierdzającym, że na dzień oględzin "wstęp" do starej stajni jest możliwy, a budynek nie grozi zawaleniem. Pod opinią podpisał się także Józef Brudz, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Tarnobrzegu. Na odnowienie po powodzi starej stajni i przystosowanie jej do zamieszkania opieka społeczna przyznała pani Beacie 20 tysięcy złotych zasiłku. Wypłaciła jej tylko 10 tysięcy, bo w międzyczasie okazało się, że coś z budynkiem jest nie tak.

O tym, że z budynkiem dawanej stajni jest coś nie tak, mówiła głośno siostra Rozaria, która po wysłuchaniu opinii fachowców złapała się za głowę, bo jego stan techniczny zagrażał rodzinie. Pod namową siostry pani Beata 20 września wysłała pismo do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Tarnobrzegu z prośbą o ponowne przeprowadzenie oględzin i oceny stanu technicznego oraz ewentualne sporządzenie ekspertyzy technicznej zajmowanego przez nią budynku. W swoim piśmie pani Beata napisała także, że żadna z firm remontowo-budowlanych nie chce podjąć się prac budowlanych, tłumacząc, że nie nadaje się on do remontu.
Do drzwi Józefa Brudza zapukała także siostra Rozaria, która mówiła o konieczności wykonania ponownej ekspertyzy. - Pojechałem na miejsce do pani Tyburskiej, to było 22 września - wspomina Józef Brudz. - Budynek gospodarczy był remontowany. Po tej wizycie zdecydowałem o konieczności wykonania kolejnej ekspertyzy.

Na pytanie, czy pierwsza komisja z Warszawy wydała błędną decyzję, Józef Brudz odpowiada? - Nie wiem, to są budowlańcy, posiadający uprawnienia budowlane.
Ekspertyza informująca o rozebraniu budynku gospodarczego była gotowa 25 października. Budynek ma być rozebrany do końca września przyszłego roku. Wczoraj otrzymaliśmy informację z biura prasowego Urzędu Miasta Tarnobrzega, że w trybie pilnym została zlecona wycena rozbiórki budynku gospodarczego, zajmowanego przez Beatę Tyburską. W przyszłym tygodniu powinna być znana kwota wyceny strat. Stanie się to podstawą wypłaty zasiłku powodziowego do 100 tysięcy złotych na rozbiórkę budynku gospodarczego i budowę nowego domu.

ZBIERAJĄ I POMAGAJĄ

Kiedy urzędnicy oglądają się na siebie z pytaniem, co dalej z decyzjami i mieszkaniem zastępczym, informacja o dramatycznej sytuacji rodziny pani Beaty dotarła do ludzi, którzy postanowili podać jej pomocną dłoń. Łącznikami między rodziną i tymi, którzy chcą pomóc, są siostra Rozaria i sąsiad pani Beaty, pan Janusz. Po naszym pierwszym artykule właśnie do nich zwrócili się ludzie z pytaniem, jak pomóc. Państwo Szulcowie z Wielowsi przekazali dla rodziny pani Beaty pięć drzwi wewnętrznych - wylicza pan Janusz. - Policjant z Tarnobrzega, który prosił o zachowanie anonimowości, przekazał pustaki na strop. Dwie tony cementu przywiózł Alfred Martyniak z Tarnobrzega. Mamy już kleje, materiały izolacyjne. Od siebie też coś dorzuciłem i zachęcam pozostałych.

Pani Beata może liczyć także na Iwonę i Darka Kołków, przedsiębiorców z Tarnobrzega. - Pomożemy finansowo albo przyślemy fachowców, bo mamy swoich i sprawdzonych - zapewnia Darek Kołek. - Na wiosnę będę rozpoczynał swoją inwestycję, to nawiozę na podwórko ziemię, bo tam dziś tylko góra gruzu leży, a przecież wokół domu musi rosnąc trawa, dzieci powinny mieć miejsce do zabawy, a ich mama ogródek.
Z pomocą pani Beacie przyszli także organizatorzy charytatywnego koncertu na rzecz powodzian z tarnobrzeskiego osiedla Wielowieś, organizowanego przez Norberta Mastalerza przy wsparciu Polskiego Czerwonego Krzyża. Zawartość puszek wysypano we wtorek. Doliczono się ponad tysiąca złotych.

Dzień później Genowefa Stadnik, kierownik biura Polskiego Czerwonego Krzyża w Tarnobrzegu, spotkała się z siostrą Rozarią. Panie decydowały, na co przeznaczyć pieniądze z koncertu. - To spora suma, dlatego trzeba się dobrze zastanowić, czego pani Beacie dziś potrzeba najbardziej - mówiła Genowefa Stadnik.
Ostatecznie ustalono, że rodzina najbardziej potrzebuje pralki automatycznej. - Po powodzi wspólnie z siostrą przełożoną z naszego klasztoru przywiozłyśmy jej pralkę franię - przypomina siostra Rozaria. - Ale wiadomo, jak to z taką pralką. Wodę pani Beata musi grzać, bo tylko zimną ma podłączoną. Trzeba pamiętać, że ma dwoje dzieci i chorego na serce Romana, który po wszczepieniu by-pasów nie będzie mógł jej pomagać. Dlatego automat bardzo ułatwi jej życie.
Pralka "przyjedzie" do pani Beaty lada dzień. Niewykluczone, że z pozostałej sumy uda się kupić przepływowy podgrzewacz wody, który hydraulik zamontuje w prowizorycznej łazience.

POD LUPĄ URZĘDNIKÓW

Sprawą Beaty Tyburskiej, a dokładnie urzędniczą opieszałością i niekonsekwencją, zajmą się także urzędnicy Wydziału Polityki Spraw Społecznych Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego.
Co zaś dotyczy urzędników z Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, którzy najpierw zdecydowali, że budynek dawnej stajni w dniu oględzin nadawał się do zamieszkania, a dwa miesiące później już nie, to zdaniem Wiesława Beka, rzecznika wojewody podkarpackiego, nie muszą oni pozostawać bezkarni. - Są dwie drogi dochodzenia swoich praw przez panią Tyburską - tłumaczy Wiesław Bek. - Może wystąpić do sądu i ubiegać się o swoje prawa z powództwa cywilnego - podpowiada. - Może także wykorzystać drogę administracyjną. Ona lub osoby, które jej pomagają, mogą złożyć skargę na inspektorów, którzy poprzez swoje niekonsekwentne decyzje przyczynili się do pogorszenia jej warunków życia. Skargę należy złożyć do wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego w Rzeszowie.

CZEKA NA ROMKA

W czwartek z krakowskiej kliniki po zabiegu wszczepienia bypasów wrócił Roman, życiowy partner pani Beaty. - On teraz musi mieć dobre warunki, do zdrowia musi dojść - mówiła rano pani Beata. - Dlatego trzeba szybko ubikację i wannę zamontować, bo Romek już na zewnątrz nie wyjdzie. Damy radę. Są siostra Rozaria i sąsiedzi. Ja też mam siłę, bo żyję dla moich dzieci, które muszą mieć normalny dom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie