Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramatyczny apel o pomoc w zbiórce pieniędzy na operację córki

Konrad SINICA
- Teraz każda złotówka jest dla mnie na wagę złota – mówi zrozpaczony Wojciech Guściora, ojciec Anny. – Proszę wszystkich ludzi dobrej woli o wsparcie finansowe. Liczy się każda kwota.
- Teraz każda złotówka jest dla mnie na wagę złota – mówi zrozpaczony Wojciech Guściora, ojciec Anny. – Proszę wszystkich ludzi dobrej woli o wsparcie finansowe. Liczy się każda kwota. Konrad Sinica
Anna Guściora z Rudnika nad Sanem 5 października przejdzie skomplikowany zabieg w holenderskiej klinice. Ta operacja to jedyna szansa na uratowanie jej życia. Rodzina nie jest w stanie pokryć kosztów zabiegu. Ojciec prowadzi zbiórkę pieniędzy.

Możemy pomóc

Możemy pomóc

Zbiórkę pieniędzy na pomoc dla Anny Guściory prowadzi Caritas Diecezji Sandomierskiej. Wszyscy, którzy zechcieliby wesprzeć finansowo rodzinę Guściorów w tej dramatycznej sytuacji proszeni są o wpłacanie pieniędzy na konto: 81 1060 0076 0000 3200 0031 9541 z dopiskiem "Darowizna dla Anny Guściora". Pieniądze można wpłacać również na konta Wojciecha Guściory: 53 9430 1032 0001 0142 3000 0003 PLN, 80 9430 1032 0001 0142 3000 0002 USD

Anna Guściora ma 26 lat. Jest matką 6-letniej dziewczynki. Pracowała w Biedronce w Rudniku nad Sanem. Pierwszą umowę dostała na czas określony, drugą podobnie. Gdy umowa dobiegała końca, Anna łudziła się, że jako matka samotnie wychowująca dziecko, otrzyma normalną umowę o pracę. Niestety, wręczyli jej wypowiedzenie. Wtedy postanowiła poszukać szczęścia za granicą. W lutym tego roku wyjechała za chlebem do Holandii. Początkowo pracowała na czarno. W czerwcu dostała legalną pracę na niepełny etat. Dorabiała na sprzątaniu.

UDERZYŁA GŁOWĄ O KRAWĘŻNIK

Drugiego sierpnia wyszła ze znajomymi na spacer. Anna szła na końcu grupy. Nagle jeden z przyjaciół obejrzał się za nią i zobaczył, że dziewczyna bezwładnie opada na chodnik. Przewróciła się i tyłem głowy uderzyła o krawężnik. Znajomi natychmiast wezwali karetkę. Ta przyjechała po kilku minutach i zabrała Annę do najbliższego szpitala. Lekarze po kilku godzinach stwierdzili, że jednak sobie nie poradzą i niezbędne było przewiezienie dziewczyny do specjalistycznej kliniki w Utrechcie. Po prześwietleniu okazało się, że z lewej strony głowy Anny pękł tętniak.

- Córka nie wiedziała, że ma tętniaka - mówi Wojciech Guściora, ojciec Anny. - Często miewała bóle głowy. Mówiłem jej żeby poszła do lekarza i zrobiła badania. Nie słuchała, mówiła, że weźmie tabletkę i wszystko będzie w porządku. Nieraz dwa opakowania dziennie tych tabletek brała.

PRZYPADEK JEDEN NA MILION

Przez cztery dni Anna była nieprzytomna. Wyciek z tętniaka udało się zablokować po pięciu dniach pobytu w klinice. Gdy 6 sierpnia do szpitala przyjechał ojciec Anny, dziewczyna była w stanie krytycznym. Lekarze zapewniali, że z dnia na dzień stan córki będzie się poprawiał. Tej poprawy jednak nie było. Anna była sparaliżowana. Nie mogła ruszyć prawą ręką i nogą. Wykrzywiło jej twarz. Dziewczyna częściowo straciła pamięć. Nie poznaje osób, które bardzo dobrze znała. Dopiero po kilku dniach odzyskała mowę.

Dziesiątego dnia lekarze ponownie wykonali prześwietlenie. Okazało się, że również z prawej strony głowy nastąpił wyciek krwi. To dlatego stan Anny się nie poprawiał. Nie wiadomo czy ten wyciek pojawił się przy uderzeniu głową o krawężnik czy później. Jeden z lekarzy z holenderskiej kliniki powiedział, że w swojej dwudziestoletniej pracy nie spotkał się z taką sytuacją. Mówił, że takie przypadki zdarzają się raz na milion.
BEZ OPERACJI NIE MA SZANS NA DALSZE ŻYCIE

Obecnie stan Anny nieco się ustabilizował. Dziewczyna przebywa już w trzeciej z kolei klinice, niedaleko Hilversum. Lekarze każdego dnia prowadzą z nią siedem godzin zabiegów rehabilitacyjnych. Na dzień dzisiejszy dziewczyna zaczyna przy pomocy rehabilitantów stawać na prawą nogę. Jednak aby Anna mogła dalej żyć niezbędna jest skomplikowana operacja. Początkowo rozważano cztery warianty operacji. Jednak ze względu na wykryty po prawej stronie wyciek pozostała tylko jedna możliwość. Lekarze za pomocą mikroskopijnego wężyka mają wejść w żyłę koło kostki w prawej nodze, iść aż do mózgu i stamtąd ściągać krew z prawej półkuli. I choć zabieg ten będzie się odbywał z narażeniem życia pacjentki i nie daje żadnej gwarancji, to jednak jest konieczny. Daje chociaż nadzieję. Bez operacji Anna nie ma szans na dalsze życie. Termin operacji wyznaczono na 5 października.

NIE STAĆ MNIE NA POKRYCIE KOSZTÓW

Zarówno operacja, jak i sam pobyt w klinikach to ogromne koszty. Ubezpieczenie Anny obejmowało tylko wypadki w czasie pracy. Jej wypadek przydarzył się na ulicy w czasie wolnym. Klinika, w której dziewczyna przebywa obecnie nie pobiera opłaty za pobyt. Kosztowna za to będzie operacja. Zapłata należy się także poprzednim szpitalom, w których Anna spędziła trzy tygodnie. Dzienny pobyt w holenderskiej klinice to koszt ponad tysiąca euro. Kwota, jaką musi zapłacić Wojciech Guściora jest zatem astronomiczna. Na szczęście z pomocą przyszli mieszkający w Holandii Polacy. Dzięki ich pomocy w sprawę zaangażowała się dziennikarka z holenderskiego radia i profesor wykładający na amsterdamskim uniwersytecie. Udało im się wynegocjować zmniejszenie kosztów pobytu Anny w szpitalu. Jednak na całkowite umorzenie kosztów nie ma szans.

Na dzień dzisiejszy dokładnie nie wiadomo, jaką sumę przyjdzie zapłacić rodzinie Guściorów. Może to być zarówno kilka, jak i kilkanaście tysięcy euro. Jakakolwiek suma by to nie była, znacznie przekracza możliwości finansowe Wojciecha Guściory. Dzięki pomocy profesora i dziennikarki ubezpieczalnia pokrywa koszty pobytu Anny w obecnej klinice. Rodzina jednak będzie musiała zapłacić za operację. Lekarze, znając sytuację rodziny Guściorów, sugerowali żeby wpłacić na początek chociaż kilka tysięcy euro.

- Pracuję w komunalce, na rękę mam 1600 złotych. Nie stać mnie na pokrycie kosztów leczenia - mówi ojciec Anny. - Poprosiłem, żeby mi od razu nie wysyłali faktury, bo ja takich pieniędzy po prostu nie mam.
APEL O POMOC

Pan Wojciech rozpoczął na własną rękę prowadzić zbiórkę pieniędzy. Rozwiesił w Rudniku nad Sanem plakaty z prośbą o pomoc. W zbiórkę pieniędzy zaangażowali się również księża z okolicznych parafii. Ojciec Anny zwrócił się także o pomoc do Caritasu, który zgodził się na pomoc w gromadzeniu funduszy. - Mówiłem lekarzom, że będę prowadził zbiórkę. Nie wiem ile uda mi się zebrać, ale każda złotówka jest dla mnie na wagę złota - dodaje Wojciech Guściora.

Ojciec Anny zwraca się z prośba do wszystkich ludzi, którzy mogliby wesprzeć go finansowo w tej trudnej sytuacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie