Droga energia? Produkuj ją sam! To się opłaca. W budowie instalacji dla domów jednorodzinnych i firm pomagają nowe ulgi i przepisy [DEBATA]

Materiał informacyjny
Przeciętny Polak – zarówno indywidualnie, jak i jako przedsiębiorca - może już na nowych źródłach energii bardzo dużo zyskać. Tym baczniej winien się przyglądać rewolucji technologicznej oraz zmianom prawnym, które czynią takie inwestycje coraz atrakcyjniejszymi.
Przeciętny Polak – zarówno indywidualnie, jak i jako przedsiębiorca - może już na nowych źródłach energii bardzo dużo zyskać. Tym baczniej winien się przyglądać rewolucji technologicznej oraz zmianom prawnym, które czynią takie inwestycje coraz atrakcyjniejszymi. Joanna Urbaniec / Polska Press
Wprowadzane od trzech lat przepisy coraz bardziej zachęcają do stosowania nowoczesnych źródeł energii, jak panele fotowoltaiczne, i to nie tylko do produkcji prądu, ale i ciepła na własne potrzeby. Takie inwestycje przynoszą właścicielom olbrzymie oszczędności, a całej okolicy - czyste powietrze. Małe instalacje w domu i firmie zwracają się BEZ DOTACJI w 5 - 8 lat, a działają 25 lat i więcej. Buduje się je i przyłącza bajecznie łatwo.

Szokujące podwyżki cen prądu, sięgające nawet 70 proc., wywołały pod koniec zeszłego roku frustrację małopolskich przedsiębiorców. Dostawcy wypowiadali umowy, narzucając radykalnie wyższe stawki.

- Takich przypadków zgłoszono nam mnóstwo – przyznaje Grzegorz Piątkowski, terenowy pełnomocnik i szef biura Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców w Krakowie.

Drastyczny wzrost cen uderzył także w samorządy. Krakowscy urzędnicy szacują, że same tylko koszty oświetlenia ulic w stolicy Małopolski wzrosną w rok z 16 mln do ponad 25 mln zł!

Fala podwyżek miała zrujnować także odbiorców indywidualnych: przecieki mówiły o 30-procentowym skoku.
Falę tę zatrzymała przyjęta rzutem na taśmę ustawa o zamrożeniu cen prądu.

– Ale przedsiębiorcy doskonale wiedzą, że to rozwiązanie tymczasowe, na rok wyborczy. Dotowanie energii przez państwo jest w dłuższej perspektywie niemożliwe – komentuje Stefan Życzkowski, prezes krakowskiej firmy Astor, słynącej z udanej cyfryzacji, automatyzacji i robotyzacji polskich przedsiębiorstw.

Eksperci z branżowego portalu Wysokienapiecie.pl zwracają uwagę, że spółki energetyczne poniosły z powodu zamrożenia cen duże straty, które mają im być zrekompensowane z budżetu państwa, a więc z kieszeni podatników (chodzi o 5 miliardów zł!). Poza tym feralna ustawa wywołała potężne zastrzeżenia w Brukseli. I przedsiębiorcom, i odbiorcom indywidualnym grozi zatem skokowy wzrost opłat za prąd. O ile?

Wedle wyliczeń ekspertów, koszt produkcji energii w starych blokach na węgiel kamienny (a te dominują w Polsce) wzrósł ze 138 zł za MWh w kwietniu 2017 r. do 249 zł w listopadzie 2018 r., głównie za sprawą wzrostu opłat za emisję CO2 i cen węgla. A coraz trudniej dostępny rodzimy węgiel będzie nadal drożał.
- Przedsiębiorcy patrzący kilka lat naprzód szukają możliwości, po pierwsze, oszczędzania energii, a po drugie – produkowania jej we własnym zakresie – mówi Stefan Życzkowski. Jego firmie udało się zmniejszyć zużycie energii w hali produkcyjnej przejętej niedawno od innego przedsiębiorcy o… 60 proc. Teraz rozgląda się za alternatywnymi źródłami energii.

Coraz intensywniej rozmyślają o tym również właściciele milionów domów jednorodzinnych, ogrzewanych starymi nieefektywnymi kotłami na węgiel. – W samej Małopolsce mamy takich domów 500 tysięcy! Zgodnie z uchwałą antysmogową, wszystkie tzw. kopciuchy muszą zniknąć do 2022 roku. Większość domów wymaga uprzedniego ocieplenia, bo są to istne wampiry energetyczne – opisuje Andrzej Guła z Polskiego Alarmu Smogowego.

Właściciele takich domów powinni skorzystać z rządowego programu Czyste Powietrze, oferującego dotacje i pożyczki na termomodernizację i wymianę źródeł energii.

– Zainteresowanie jest olbrzymie i zapewne będzie rosło – mówi Paweł Korczak, doradca energetyczny z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie, odpowiedzialnego w Małopolsce za realizację rządowego programu. Dodaje, że szybko rośnie również liczba osób chcących produkować energię elektryczną na własny użytek, m.in. przy użyciu paneli fotowoltaicznych (na ich zakup i instalację można otrzymać korzystną pożyczkę).

- Wzrost zainteresowania jest niebywały – przyznaje Marcin Łopatyński z krakowskiej firmy Strefa Energii, która zamontowała w południowej Polsce tysiące instalacji. Powód? Urządzenia szybko tanieją i są coraz efektywniejsze, a przy tym niezwykle trwałe. Raz zamontowane, działają niezawodnie przez co najmniej ćwierć wieku.

- Jeśli inwestor nie korzysta z dotacji, zwracają się już po 6-8 latach, a w przypadku firm nawet po 5-6. Przez kolejnych 20 lat właściciel ma prąd za darmo! Z każdym rokiem jego korzyść jest coraz większa, bo tradycyjna energia z sieci musi drożeć – wyjaśnia Marcin Łopatyński.

Atrakcyjność alternatywnych źródeł energii w Polsce wzrosła za sprawą nowych regulacji prawnych. Do budowy przydomowej instalacji o mocy do 50 kW wystarczy zgłoszenie. Zarządca sieci ma obowiązek przyłączyć taką instalację w ciągu 30 dni. Nadmiar wyprodukowanego prądu można przekazać do sieci i odebrać sobie później, gdy będzie potrzebna.

Dodatkowo od tego roku obowiązuje rewolucyjna ulga termomodernizacyjna, pozwalająca odliczyć od podatku wszystkie wydatki (np. na instalację paneli) aż do 53 tys. zł – przez 6 kolejnych lat.

Czytaj także: Skawina zakazuje pieców węglowych w nowych domach

W przypadku firm pojawiają się coraz korzystniejsze formy finansowania takich inwestycji, np. przy pomocy leasingu. Są też unijne dotacje i pożyczki.

– Kto dziś zainwestuje w oszczędzanie energii i jej rozsądną produkcję na własne potrzeby, uzyska przewagę konkurencyjną nad tymi, którzy tego nie zrobią – przyznaje Stefan Życzkowski.

Marcin Łopatyński dodaje, że coraz więcej klientów korzystających z darmowej energii z paneli fotowoltaicznych planuje rozbudowę instalacji, by przy ich pomocy również ogrzewać domy. Podobne plany ma wiele energochłonnych firm.

– To nowe, ale bardzo pożyteczne zjawisko. Widzę w nim szansę na pozyskiwanie przez Polaków taniej energii odnawialnej na dużą skalę, a zarazem na pozbycie się smogu – komentuje Andrzej Guła.

Debata ekspertów: Tani lub darmowy prąd w domu i firmie, czyste powietrze

Ceny prądu będą rosnąć. Państwo nie jest w stanie w nieskończoność rekompensować tych podwyżek. Znacznie zdrowszym rozwiązaniem jest szerokie stosowanie ulg, upustów i ułatwień dla tych, którzy chcą czysto wytwarzać energię na swoje potrzeby.
Mamy w Polsce ponad 200 dni słonecznych, w które można efektywnie wytwarzać energię z otaczającego nas światła. Za darmo. W pozostałe dni ta energia też jest do pozyskania, choć nie w takiej ilości. Regulacje prawne z ostatnich lat sprawiają, że inwestowanie w instalacje przy domu, a także w firmach, zaczęły się opłacać. Ale można jeszcze zwiększyć ich atrakcyjność - dla dobra powietrza i kieszeni Polaków, indywidualnych odbiorców i przedsiębiorców. Jak? Rozmawialiśmy o tym w debacie z cyklu nagrodzonego m.in. prestiżową nagrodą im. W. Grabskiego (za najlepszą publikację ekonomiczną). Podczas debat staramy się zdiagnozować najważniejsze problemy trapiące Polaków i podpowiedzieć politykom najlepsze rozwiązania. Nasze debaty są dla tych, którzy cenią wiarygodność, dobrze sprawdzone fakty i opinie ludzi kompetentnych.

W debacie uczestniczą:

  • Paweł Korczak, doradca energetyczny, WFOSiGW w Krakowie
  • Stefan Życzkowski, prezes ASTOR, Loża Małopolska Business Centre Club, Kraków
  • Marcin Łopatyński, Strefa Energii, Kraków
  • Andrzej Guła, Polski Alarm Smogowy, Kraków
  • Grzegorz Piątkowski, dyrektor biura Rzecznika MŚP, Kraków
  • Moderuje: Zbigniew Bartuś

- Smog jest ściśle związany z czymś, o czym się rzadziej mówi, czyli z marnotrawstwem energii w Polsce oraz z wytwarzaniem jej w sposób nieefektywny. W domach jednorodzinnych rządzi najtańszy kocioł węglowy, czyli kopciuch, którego sprawność jest żałosna…

Andrzej Guła: - Świadomość tego, że to jest złe i trzeba to zmienić wzrosła zarówno wśród przeciętnych Polaków, jak i polityków. W ostatniej kampanii samorządowej to był jeden głównych tematów. Mamy w Polsce 5,5 mln domów jednorodzinnych, z czego 80 proc. jest ogrzewanych przestarzałymi kotłami. Jeśli chcemy usunąć smog, musimy usunąć wszystkie kopciuchy. Ale ważne jest również to, ile energii możemy zaoszczędzić, zwłaszcza poprzez termomodernizację starszych domów. Dziś polskie budynki są wampirami energetycznymi. Rządowy program Czyste Powietrze daje nadzieje, że ten problem będzie w najbliższych latach rozwiązywany.

- A o czym winni myśleć ci, którzy rozpoczynają budowę domu lub właśnie ja planują?

Andrzej Guła: - Nowe budynki powinny iść w kierunku zerowego zużycia energii pochodzącej z zewnątrz, jak to jest w krajach będących liderami. Czyli z jednej strony chronimy budynek przed stratami energii, a z drugiej – stosujemy technologie pozwalające odzyskiwać i samodzielnie produkować energię. Np. pompy ciepła i fotowoltaika mogą nam dać całkowitą niezależność. Na etapie budowy domu koszty takich rozwiązań nie są dziś wysokie. Inwestycja szybko się zwraca.

- Mówimy tu o prosumentach, czyli odbiorcach energii, którzy są zarazem jej producentami. W cywilizowanych krajach wspiera się ich...

Andrzej Guła: - Do niedawna słowo prosument było wśród polskich polityków totalną egzotyką, ale to się zmienia. Pojawiły się zupełnie realne obietnice wspierania zarówno indywidualnych prosumentów, jak i małych i średnich firm, które chciałyby produkować energię dla siebie. To jest na pewno dobry kierunek, w przeciwieństwie do uchwalonego pod koniec zeszłego roku zamrożenia cen energii, które oznacza w praktyce dopłacanie przez państwo do każdego kilowata.

- Produkowanie energii własnym sumptem stało się gorącym tematem w firmach, gdy dostawcy prądu zaczęli wypowiadać przedsiębiorcom długoterminowe umowy i „proponować” stawki nawet dwa razy wyższe od dotychczasowych.

Grzegorz Piątkowski: - Kwestia wypowiadania umów i dyktowania znacznie wyższych cen była masowo zgłaszana poprzez działającą przy Rzeczniku MŚP Radę Przedsiębiorców. W ramach Rady działa zespół zajmujący się tylko i wyłącznie tym problemem, mam nadzieję, że wkrótce uda się przedstawić rozwiązanie.

- Rząd zdecydował się na ustawowe zamrożenie cen prądu, ale tylko na ten rok.

Grzegorz Piątkowski: - Państwo nie jest w stanie w nieskończoność kompensować wzrostu cen energii, który jest globalny. Niestety, zaniedbaliśmy temat energii atomowej. Zaniedbaliśmy też temat produkcji energii we własnym zakresie.

- Krakowscy producenci pizzy tracą możliwość opalania pieców drewnem. Może powinni dostać w zamian ulgi na montaż alternatywnych źródeł?

Grzegorz Piątkowski: - Owszem, jeśli państwo coś zabiera, powinno coś dać. Ulgi byłyby jak
najbardziej na miejscu. To jest zawsze lepsze od dopłat do kilowata. Powinny temu towarzyszyć
odpowiednie regulacje, ułatwiające takie inwestycje.

Stefan Życzkowski: - Ceny prądu dla firm są w Polsce wyższe od cen prądu dla gospodarstw domowych. Dziś polski przedsiębiorca płaci za energię więcej niż niemiecki, co obniża jego konkurencyjność. Problem potęguje fakt, że niemieccy przedsiębiorcy są zdeterminowani, by stosować nowoczesne rozwiązania pozwalające oszczędzać i wytwarzać energię.

- Polscy nie są?

Stefan Życzkowski: - Kupiliśmy ostatnio halę od dobrego polskiego przedsiębiorcy. Szybko zmniejszyliśmy tam zapotrzebowanie na energię o 60 proc. Poprzednicy też mogli to zrobić, ale o tym nie myśleli. Teraz niektóre firmy zaczynają myśleć.

- Bo inaczej wykończą ich koszty energii?

Stefan Życzkowski: - Tak. Grozi im utrata konkurencyjności.

- Co powinien zrobić ktoś, kto już dostrzegł u siebie ten problem i chce go rozwiązać?

Paweł Korczak: - Najpierw musi zlecić audyt, który pokaże, co dany budynek naprawdę boli. To jest
jak szeroka diagnoza lekarska. Efektem jest recepta: co trzeba zrobić, by nie marnować tyle energii i jakie źródła energii zastosować, by zużywać jej jak najmniej. Dotyczy to domów jednorodzinnych, jak i obiektów firm, np. hal przemysłowych.

- „Receptę” można zrealizować dzięki programowi Czyste Powietrze.

Paweł Korczak: - Tak. Ale to jest program głównie dla właścicieli domów jednorodzinnych. Bardzo ich zachęcam do zapoznania się z informacjami na specjalnej stronie internetowej dedykowanej temu programowi. Brak podstawowej wiedzy powoduje wiele nieporozumień niepotrzebnej frustracji. Na początek warto wiedzieć, że warunkiem udziału w tym programie jest efekt ekologiczny, czyli musi być w domu zamontowany odpowiedni kocioł.

- Część osób sfinansuje jego zakup i montaż przy pomocy bezzwrotnej dotacji. A co z odnawialnymi źródłami energii, jak fotowoltaika na dachu?

Paweł Korczak: - Na ten cel mamy atrakcyjne pożyczki na maksymalnie 15 lat. Do tego dochodzi wprowadzona w tym roku ulga podatkowa. Przysługuje jako odliczenie od dochodu wydatków poniesionych na materiały budowlane (np. do ocieplenia ścian), urządzenia (np. panele fotowoltaiczne itp.) czy montaż. Maksymalna kwota do odliczenia to 53 tys. zł.

- A jeśli podatnikowi nie starczy w jednym roku dochodu do odliczenia całej ulgi?

Paweł Korczak: - Może ją rozliczyć w ciągu kolejnych sześciu lat. Więc pożyczka na OZE może się w ten sposób całkowicie zbilansować.

- To sporo zmienia.

Marcin Łopatyński: - Tak. Ktoś, kto montował fotowoltaikę 5-6 lata temu, był bardziej hobbystą, który chciał mieć coś ciekawego na dachu, a niekoniecznie zyski. Zazwyczaj podpatrzył to w Niemczech, Austrii. Zaczynaliśmy montować panele na przełomie 2014 i 2015 r. i trudno było uświadomić Polakom, że można produkować prąd u siebie na dachu. Wiedza była nikła, nieprzyjazne było prawo, niekorzystnie był prąd rozliczany. No i ceny samych paneli fotowoltaicznych były wyższe. Okres zwrotu inwestycji wynosił wtedy między 10 a 15 lat…

- Sytuacja diametralnie zmieniła się w 2016 r.

Marcin Łopatyński: Tak. Wprowadzone wtedy regulacje pozwalają osobom wytwarzającym prąd w małej instalacji „magazynować” go w sieci. Jeśli w słoneczny dzień produkujemy dużo energii, a jej nie zużyjemy, oddajemy ją do sieci, zaś kiedy będziemy jej potrzebować, np. nocą – zabieramy ją z powrotem.

- Całą?

Marcin Łopatyński: - 80 procent. 20 procent zostaje w zakładzie energetycznym.

- I to się opłaca?

Marcin Łopatyński: - Bardzo. Co ważne, na rozliczenie ewentualnych nadwyżek mamy cały rok, więc jeśli nasza instalacja naprodukuje dużo energii latem, to możemy sobie ją odzyskać zimą. To świetne rozwiązanie, bo nie potrzebujemy drogich systemów magazynowania. Możemy wyprodukować dokładnie tyle energii, ile potrzeba naszemu domowi.

Grzegorz Piątkowski: - Panele opłacają się w Nevadzie, bo tam słońce świeci cały rok…

Marcin Łopatyński: - Wbrew pozorom w Polsce też się opłacają! Mamy mnóstwo inwestycji wykonanych w ostatnich latach i możemy podać konkretne uzyski z konkretnych instalacji. Użytkownik może sobie sprawdzić co do dnia, ile energii wytworzył. Z instalacji o mocy 1kW, czyli trzech-czterech paneli, otrzymujemy około tysiąca kilowatogodzin prądu do wykorzystania rocznie. A w zeszłym roku było to nawet 1,1 tys.

- Instalacja o mocy poniżej 10 kilowatów wystarczy zatem nie tylko do oświetlenia i zasilania telewizora, pralki, lodówki?

Marcin Łopatyński: - Właśnie. Można myśleć także o zwykłym piecu elektrycznym wpiętym do standardowej domowej instalacji hydraulicznej w miejsce węglowego czy gazowego. Mamy ostatnio mnóstwo zamówień tego typu od naszych klientów. Pragną zwiększyć swoje instalacje, bo zobaczyli, że to działa, że płacą do zakładu energetycznego rachunki po 5 złotych. Popularne są też elektryczne maty grzewcze - zamiast wodnej podłogówki.

Adam Guła: - To bardzo ciekawe, bo przez lata prąd nie był rozważany jako potencjalne źródło ogrzewania domu w miejsce kopciuchów, ani w nowo budowanych domach. Uchodził za zbyt drogi. A tutaj możliwość rozliczania energii produkowanej przez instalację fotowoltaiczną w ciągu całego roku otworzyła szaremu Kowalskiemu drogę do ogrzewania domu właśnie prądem. To bardzo czyste źródło wydaje się bardzo ciekawą alternatywą dla źródeł wymagających wymiany. A w samej Małopolsce wymienić trzeba 500 tys. kotłów opalanych węglem. Ich właściciele mają na to czas do końca 2022 roku.

- Ulga podatkowa mocno podniosła opłacalność inwestycji. Przedsiębiorcy też mogą z niej korzystać?

Marcin Łopatyński: - Niestety, na razie nie. A powinni! Tu przydałaby się zmiana przepisów pod kątem MŚP. Dzwonią do nas codziennie dziesiątki przedsiębiorców, w których podwyżki cen prądu bardzo mocno uderzyły. Ktoś, kto pracuje na bardzo niskiej marży, stał się przez to nagle niekonkurencyjny, tnie inne koszty, zwalnia ludzi… A mógłby mieć prąd za darmo – i nikogo nie zwalniać.

- Ale najpierw musi zainwestować w budowę instalacji 100 tys. lub nawet więcej.

Marcin Łopatyński: - Jednym z najsensowniejszych modeli finansowania takiej inwestycji jest leasing, bo instalację można od razu wrzucić w koszty, odliczyć VAT… Gdyby banki weszły w to na szerszą skalę…

- Mogłyby to zrobić zwłaszcza te państwowe, których rolą ma być – jak słyszymy z ust premiera – pobudzanie gospodarki i pomoc w jej unowocześnianiu.

Marcin Łopatyński: - Tak. Rozmawialiśmy na ten temat kilkoma bankami, ale tam jest wciąż duża nieufność do paneli. Wolą sfinansować leasing samochodu, bo jakby co, bank go zabierze. Niewielu rozumie, że fotowoltaika nie niesie żadnego ryzyka, bo sama się spłaca. Pieniądze, które przedsiębiorca przeznaczyłby normalnie na zapłacenie rachunku za prąd, idą na spłatę raty leasingowej.

Andrzej Guła: - A jaki jest dzisiaj okres zwrotu inwestycji?

Marcin Łopatyński: - W przypadku przedsiębiorcy między pięć a siedem lat. A w przypadku indywidualnego odbiorcy między sześć a osiem lat. Instalacja projektowana jest przy tym na 25 lat, obecne rozwiązania modułów i inwerterów na to pozwalają, badania przeprowadzane w najlepszych laboratoriach w Europie dowodzą, że to naprawdę tyle wytrzyma.

Stefan Życzkowski: - Ile w praktyce wytrzymuje instalacja fotowoltaiczna?

Marcin Łopatyński: - My bazujemy na panelach japońskiej firmy Sharp. Jej instalacja przy świątyni w Japonii działa nieprzerwanie od ponad trzydziestu lat… To są cały czas te same ogniwa! Na panel są dwa rodzaje gwarancji: 10 - 12 lat na sam produkt oraz gwarancja sprawności, która mówi, ile moduł traci co roku na wydajności. To jest od 0,4 do 0,7 proc. rocznie. Czyli po 25 latach musi mieć minimum 80 proc. sprawności wyjściowej. Można złożyć reklamację, gdyby było mniej.

Stefan Życzkowski: - Jaką powierzchnię dachu zajmują panele o mocy 1 kW?

Marcin Łopatyński: Ok. 6 m kw. Czyli instalacja o mocy 5 kW zajmie 30 m kw.

Andrzej Guła: - A czy taka instalacja musi być na dachu?

Marcin Łopatyński: - Nie ma problemu, żeby zamontować ją na gruncie, ale wtedy VAT jest wyższy: 23 proc. zamiast 8 proc.

Grzegorz Piątkowski: - Czemu?

Marcin Łopatyński: - Bo takie są przepisy. To nie ma znaczenia dla przedsiębiorcy, bo on sobie ten VAT odliczy, ale ma znaczenie dla Kowalskiego…

- Po zwróceniu się inwestycji mamy przez kilkanaście lat czysty zysk?

Marcin Łopatyński: - Tak. I on jest z każdym rokiem coraz większy. Bo ceny prądu będą rosnąć. Mogę sobie dać rękę uciąć, że za 10 lat kilowatogodzina nie będzie kosztować 65 groszy, tylko koło złotówki, a nawet 1,20 zł. Ktoś, kto będzie miał fotowoltaikę, w ogóle nie odczuje tego wzrostu. Ktoś, kto nie będzie miał, np. sąsiad, odczuje bardzo mocno. To samo dotyczy przedsiębiorców. Taka inwestycja wybitnie zwiększa konkurencyjność, jej brak – w perspektywie paru lat - mocno ją osłabi.

- Czyli pierwszy postulat to rozszerzenie ulgi na przedsiębiorców, żeby im się to jeszcze bardziej opłacało – bo szybki zwrot inwestycji jest tutaj kluczowy. Drugi postulat dotyczy wielkości instalacji, na które nie trzeba pozwolenia i które mogą się rozliczać z sieciami energetycznymi na owej prostej zasadzie: oddajesz nadwyżkę aktualnej produkcji, odzyskujesz z tego 80 proc. w ciągu roku…

Marcin Łopatyński: - To byłoby bardzo dobre. Obecnie instalacje fotowoltaiczne zostały podzielone na trzy grupy: do 50 kW, od 50 do 500 kW oraz większe. Tę najmniejszą można wybudować na podstawie zgłoszenia (a nie pozwolenia na budowę) i przyłączyć do sieci bardzo szybko, bo w ciągu 30 dni. Bez zbędnych formalności, które w przypadku większych instalacji, wymagających pozwolenia, potrafią trwać nawet 10 miesięcy...

Grzegorz Piątkowski: - Proszę do nas zgłaszać wszelkie przypadki opóźnień, w uzasadnionych sytuacjach będziemy interweniować.

Stefan Życzkowski: - Ale 50 kW to za mało dla wielu zainteresowanych przedsiębiorców.

Marcin Łopatyński: - Owszem, dlatego apelujemy do ustawodawcy o podniesienie tego progu, by z uproszczonych, szybkich procedur mogli korzystać MŚP. Optymalna barierą mogłoby 200 kW. To się idealnie wpisuje w halę produkcyjną.

Stefan Życzkowski: - A można sobie zbudować dwie instalacje po 50kW?

Marcin Łopatyński: - Mamy w tej sprawie mnóstwo pytań. Bo polscy przedsiębiorcy są… przedsiębiorczy i próbują jakoś racjonalnie rozwiązać problem ograniczeń. Generalnie można, ale wymaga to dwóch działek i dwóch osobnych liczników.

Andrzej Guła: - Skoro okresy zwrotu są rzędu 6,7,8 lat, to gdzie tkwi bariera?

Stefan Życzkowski: - W mojej branży, automatyzacji, robotyzacji, przedsiębiorcy oczekują zwrotu inwestycji w ciągu dwóch lat. Inaczej jej nie zrobią. To wynika ze zmienności otoczenia prawnego. A jak przedsiębiorca słyszy, że jest potrzebne pozwolenie na budowę, jakaś biurokratyczna mitręga, nie do końca ufa państwu w kwestii rozliczeń tego prądu – bo a nuż przyjdzie inny rząd i zmieni… To jest bariera. Przedsiębiorca mówi wtedy: „Nie robię!”

- Czyli mamy kolejny wspólny postulat do rządzących: uproszczone procedury budowy i przyłączenia dla MŚP potrzebujących instalacji o mocy do 200 kW.

Andrzej Guła: - W tej chwili przy Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii działa grupa robocza, która ma na celu wypracowanie udogodnień mających służyć rozwojowi energetyki prosumenckiej, nie tylko odbiorców indywidualnych, ale i MŚP. Ten postulat powinien się tam pojawić, tym bardziej że mądra polityka regulacyjna może bardzo dużo zmienić zarówno w polskiej gospodarce, poprawiając jej konkurencyjność, jak i w walce ze smogiem. Wymaga to jednak świadomego długofalowego działania regulatora, logicznych przepisów, żeby wszyscy wiedzieli, czego będą mogli się spodziewać w kolejnych latach.

- Przedsiębiorcy nie mogą też korzystać z systemu „magazynowania” wyprodukowanej przez siebie, a w niezużytej w danej chwili energii, jak to jest w przypadku indywidualnych prosumentów.

Marcin Łopatyński: - Nie mogą. Po prostu sprzedają ów nadmiar po aktualnej cenie rynkowej. Gdyby zostali objęci systemem opustów, mogliby energię wyprodukowaną przez swoje instalacje w weekendy, gdy linia produkcyjna nie działa, zużyć w poniedziałek i wtorek. Wtedy okres zwrotu instalacji skróciłby się do 3 lat...

Grzegorz Piątkowski: - System opustów i zwolnień oraz ulg dla przedsiębiorców inwestujących w takie rozwiązania wydaje się oczywisty, podobnie jak skrócenie czasu wydania warunków przyłączeniowych - bo wedle naszych danych trwa to średnio 150 dni, czyli zdecydowanie za długo. Ważne jest też uproszczenie akcyzy, bo dzisiaj jest to jeden z elementów zniechęcających MŚP do takich przedsięwzięć, a tak być nie powinno.

- Mówimy tu o darmowej energii, którą można by lepiej wykorzystać. Ale opór stawiają obrońcy tradycyjnej energetyki, zwłaszcza w Polsce opartej na węglu, który „jest naszym skarbem” i ma być wieczny…

Paweł Korczak: - Jest taki rysunek Sahary z dwoma kwadratami, jednym mniejszym, drugim większym. Te kwadraty przedstawiają potencjalne farmy fotowoltaiczne. Mniejsza mógłby zasilić w energię całą Europę, a większa – cały świat. Zadajmy sobie proste pytanie: czemu świat nie chce zmierzać w tym kierunku? Bo rządzi nim pieniądz. Ktoś by na tym stracił.

- Ale Kowalski – zarówno indywidualnie, jak i jako przedsiębiorca - może już na nowych źródłach energii z mocno zyskać. Tym baczniej winien się przyglądać rewolucji technologicznej oraz zmianom prawnym, które czynią takie inwestycje coraz atrakcyjniejszymi.

POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie