Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Elżbieta Niewolewska z Tarnobrzega szyje sztandary dla urzędów i organizacji z całej Polski

Klaudia TAJS tajs@echodnia
W pracowni Elżbiety Niewolewskiej powstają także okolicznościowe naszywki.
W pracowni Elżbiety Niewolewskiej powstają także okolicznościowe naszywki. Klaudia Tajs
Każdy sztandar jest inny. Różnią się napisem, wyhaftowaną postacią i ozdobnymi elementami.

Elżbieta Niewolewska z Tarnobrzega szyje sztandary, które zamawiają urzędy i organizacje z całej Polski. Swoją pasję, przekazuje swoim uczniom Szkoły Podstawowej numer 9 w Tarnobrzegu, którzy dzięki jej cierpliwości i poświęceniu potrafią przepięknie haftować.

Elżbieta Niewolewska zajmuje się produkcją sztandarów, ornatów, chorągwi i wszystkich rzeczy, które wykonuje się za pomocą technik hafciarskich.

- Można o mnie powiedzieć, hafciarka, aczkolwiek jest to wymierający zawód - przyznaje pani Elżbieta. - Zawód niszowy, rzadko spotykany. Na szczęście w ostatnich latach coraz częściej wraca się do tych technik. Wykonuje się przedmowy użytkowe, bo coś wykonane własnoręcznie, ma dużą wartość.

Z BABCI NA CÓRKĘ

Hafciarsko pani Elżbiecie towarzyszko od dawna. Pasją zaraziła ją jej babcia, a potem mama. Ona sama profesjonalnie podeszła do haftowania na studiach. Powierzono jej wówczas sztandar zakładowej Ochotniczej Straży Pożarnej, który został niefortunnie uprany.

- Sztandary wykonywane dawniej, z tamtych materiałów nie były utrwalane - tłumaczy pani Elżbieta. - Przy praniu czerwony kolor przeszedł na stronę niebieską. Zafarbowały frędzle. Tym samym sztandar był zniszczony.

Potem już poszło. Jeden sztandar przyciągnął kolejnego klienta. Zapotrzebowanie na jej wyroby rosło. Po jakimś czasie założyła działalność gospodarczą i stronę internetową, na której szeroko opisała swoją działalność, podparte zdjęciami swoich prac. Hafciarstwo w jej domu to praca zespołowa.

- Dziś jest nas trzy - wylicza. - Moja mama, ja i córka studentka. Była jeszcze moja babcia, która tak na dobre zaczynała to wszystko. To ona pokazała mi jak pracować igłą i nicią.

MODA NA SZTANDARY

Pani Elżbieta przypomina, że na początku nie było dużo zleceń. Bum przyszedł w ostatnich latach, kiedy sztandary wróciły do łask.

- Dziś święta państwowe, kościelne, są obchodzone ze sztandarami, to nieodłączne elementy obchodów - dodaje kobieta. - Dobrze, że wraca się do tego, bo młodzież trzeba nauczyć szacunku. To, że młodzi ludzie skupiają się wokół czegoś, co jest ich symbolem, to bardzo dobre zjawisko. Oni mają szacunek nie tylko do kawałka materiału, na którym jest napis z reprezentowaną formacją. Mają szacunek przede wszystkim dla samej grupy.

Swoje sztandary liczyła do pewnego momentu. Potem już przestała, bo stwierdziła, że stało się to zbyt trudne. - Czasami wykonuję ich kilka w ciągu roku, ale czasami więcej - wyjaśnia. - W tym roku będzie kanonizacja Jana Pawła II, dlatego w kwietniu będzie bum sztandarowy na szkoły imieniem Jana Pawła i instytucje, które chcą mieć sztandar z wizerunkiem naszego papieża.

Praca nad sztandarem jest długa i żmudna. - Sztandar nie lubi pośpiechu - zastrzega. - Jest to praca długa, a sztandar nie lubi pośpiechu. Kiedy się człowiek spieszy, to zazwyczaj coś wyjdzie nie tak. Liczy się dobór nici i materiału. Każdy detal jest ważny. Prosty sztandar jesteśmy w stanie wykonać w półtora miesiąca. Ale jeśli jest skomplikowany, kiedy jest ręcznie haftowana postać, a w narożnikach są dodatkowe ozdobniki i napisy, to potrzeba nawet trzech miesięcy.

Każdy odbiorca jest indywidualny. Nie ma szczególnych zleceniodawców. W pamięci pani Elżbiety zapadło tylko jedno ze zleceń. Było to zlecenie na wykonanie sztandaru policyjnego.

- To był mój pierwszy sztandar dla policji - wspomina kobieta. - Był bardzo trudny do wykonania. W trakcie pracy nad nim musiałam się stosować do rozporządzenia ministra, które należy szczegółowo przestrzegać. To dobór odpowiedniego materiału a nawet nici. Sztandar ocenia stosowna komisja przy dawnym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, a obecnie Administracji i Cyfryzacji, która dopuszcza sztandar do użytku. Mój pierwszy sztandar sprawił mi wiele kłopotów i przyprawił niemal o chorobę serca, ponieważ wrócił do poprawki. Na szczęście naniosłam poprawki, które dało się zrobić. Kolejne sztandary wykonane dla policji, nie były już przesączone takimi emocjami.

Zamówienia przychodzą z całej Polski. Z Gdańska, Szczecina, Białystok. Odbiorcami są koła łowieckie i formacje wojskowe. Do najczęstszych zleceniodawców należą zawodowe i ochotnicze straże pożarne, szkoły, parafie i urzędy. - Przed kilkoma dniami oddałam sztandar, który zamówiła szkoła z Wadowic, koło Mielca - przypomina pani Elżbieta. - Na wykonanie czeka sztandar dla Państwowej Straży Pożarnej w Tarnobrzegu, która niebawem będzie obchodziła swój jubileusz.

Po chwili ciszy dodaje. - To ja wykonałam ostatni sztandar dla Tarnobrzega. W pracowni Elżbiety Niewolewskiej powstają także chorągwie, ornaty i proporce. Powstają naszywki na odzież ochronną z logo firm. Za rządów Romana Giertycha, spod igły pani Elżbiety wyszło wiele szkolnych tarczy, które dziś można oglądać w jednym z pamiątkowych albumów. - Wykonuję sporo proporczyków - pokazuje pani Elżbieta. - Zamawiają je instytucje, prywatne firmy, które w ten sposób promują także swoje logo. Logo na proporczykach wykonujemy maszynowo.

IGŁĄ W SZKOLE MALOWANE

Swoją pasję Elżbieta Niewolewska przeniosła na grunt pracy zawodowej. Jest nauczycielem nauczania początkowego w Szkole Podstawowej numer 9 w Tarnobrzegu. Mówi o sobie, że jest nauczycielem od wszystkiego, także od nauki haftowania. Pasją i umiejętnościami przez cztery ostatnie lata dzieliła się ze swoimi uczniami, prowadząc dodatkowe zajęcia z hafciarstwa. Zwieńczeniem prac z uczniami był konkurs na "Najpiękniejszą ozdobę bożonarodzeniową wykonaną techniką haftu". W konkursie wzięli udział uczniowie z miasta i powiatu tarnobrzeskiego. Wystawa wieńcząca konkurs była zaskoczeniem dla nauczycieli i rodziców, którzy z niedowierzaniem oglądali hafty swoich dzieci.

- Na tych dodatkowych zajęciach, dzieci nauczyły się bardzo dużo - przyznaje zadowolona nauczycielka. - To dla nich ogromy plus, jeśli kiedyś w życiu przyjdzie im wyhaftować kaczuszkę lub przyszyć guzik do koszuli męża.

JADĄ ZA SZTANDAREM

W niewielkim pokoju, w którym rozmawiamy o pasji pani Elżbiety, towarzyszą nam jeszcze dwaj domownicy. Pies i suczka rasy Cziłała. Gacek i Gryzelda, nie odstępują swojej pani na krok. Towarzyszą jej także podczas pracy nad sztandarami. - Gacek ma manię brania do pyska szpilek, dlatego jak tylko rusza buzią od razu trzeba sprawdzić, co tam przegryza - śmieje się właścicielka czworonogów.

Na ścianie pokoju, obok kolorowych proporczyków, wiszą liczne zaproszenia od instytucji, które zleciły wykonanie sztandaru. Czy nauczycielka korzysta z zaproszeń i podziwia na forum publicznym swoje dzieło?

- Jeśli jest to blisko, w granicach do 80 kilometrów to jedziemy, bo uważamy, że jest to nasz obowiązek - przyznaje pani Elżbieta. - Wykonałyśmy coś, z czego odbiorcy są zadowoleni i jeśli organizatorzy uroczystości mają chęć widzieć nas na uroczystości, to jedziemy. Ale bywa i tak, że odległość jest zbyt duża. Ponadto najczęściej święta strażackie wypadają na Świętego Floriana w maju. Wtedy wybieramy jedno miejsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie