Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Lato: - Jacek Gmoch to zawistny facet

Tomasz Ryzner
Krzysztof Łokaj
Rozmowa z Grzegorzem Lato, trzykrotnym uczestnikiem piłkarskich mistrzostw świata, królem strzelców mundialu 1974, byłym prezesem PZPN

RAMKA

RAMKA

Grzegorz Lato (ur. 8 kwietnia 1950 roku w Malborku), reprezentant Polski (104 mecze), uczestnik finałów mistrzostw świata (RFN 1974, 3 miejsce, król strzelców - 7 goli, Argentyna 1978 i Hiszpania 1982, 3 miejsce), złoty (1972) i srebrny (1976) medalista igrzysk olimpijskich, król strzelców ekstraklasy w latach: 1973 (13 goli) i 1975 (19 goli), dwukrotny mistrz Polski (1973, 1976) w barwach Stali Mielec.
Grał kolejno w klubach: Stal Mielec, KSC Lokeren, Atlante Meksyk, Polonia Hamilton. Trenował kluby: North York Rockets Toronto, Stal Mielec, Olimpia Poznań, Amica Wronki, AO Kavala, Widzew Łódź. W latach 2001-2005 zasiadał w Senacie z ramienia SLD, od roku 2008 do 2012 prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.

- Jedzie pan do Brazylii?

- Zostaję w domu.

- Stać pana przecież.

- Owszem, ale muszę być na miejscu, załatwić sprawy osobiste. Poza tym lata lecą, a to daleka podróż, olbrzymi kraj. Z miasta do miasta podróżuje się czasem po parę tysięcy kilometrów. Męcząca sprawa.

- Coś nie tak ze zdrowiem?

- Wreszcie się za nie wziąłem. Zrobiłem sobie biodro. Po rehabilitacji dochodzę do siebie. Szkoda, że zwlekałem z zabiegiem tak długo. Teraz jest już w miarę dobrze. Pływam, jeżdżę na rowerze.

- Kiedy ostatnio kopał pan piłkę?

- Nie pamiętam, dawno. To już raczej nie dla mnie. Trzeba uważać na stare kości. Mam 64 lata.

- Brazylia musi się panu fajnie kojarzyć. Strzelił pan jej dwa gole, oba **na mistrzostwach świata. Ten pierwszy dał nam trzecie miejsce w **niemieckim mundialu.

- Zapomniał pan o golu w meczu towarzyskim. W Sao Paulo zremisowaliśmy 1:1 po moim trafieniu. To było po argentyńskim mundialu, za czasów trenera Kuleszy. W Brazylii byłem kilka razy. Ciekawy kraj. Piękna pogoda, piękne dziewczyny, ludzie o wszystkich kolorach skóry i wszyscy zakochani w piłce.

- Czy polski kibic nie powinien kibicować Anglii? W końcu to ona **wyprzedziła nas w grupie eliminacyjnej.**

- Ja mam innych faworytów. Na pewno Brazylia, ale od kilku lat kibicuję Hiszpanii, która gra piłkę piękną dla oka. Wprawdzie mundialu w Ameryce nigdy nie wygrała europejska drużyna, ale to jest możliwe. W 1978 roku w Argentynie brakowało do tego paru centymetrów. W ostatnich minutach finału w słupek trafił Rensenbrink, napastnik Holandii.

- Pogoda będzie pomagać gospodarzom?

- W Brazylii jest w tej chwili jesień. Bóg wie, jakich upałów nie ma się co spodziewać. Mnie z trudnymi warunkami kojarzy się bardziej mundial w Hiszpanii czy w Niemczech. Tam zdarzały się dni, kiedy oddychało się naprawdę ciężko.

- Wspomniał pan o niemieckim mundialu. Za niecały miesiąc pan i **koledzy z reprezentacji Kazimierza Górskiego będziecie mogli **zaśpiewać "40 lat minęło jak jeden dzień".

- Cóż, czas pędzi. Wiem, oczywiście, o czym pan mówi. 7 lipca minie 40 lat od meczu o trzecie miejsce w niemieckim mundialu.

- Napisano, powiedziano o nim wszystko, czy może niekoniecznie?

- Mecze są w internecie, każdy może obejrzeć, jak graliśmy. Po słynnym remisie na Wembley kibice i dziennikarze nie liczyli na wiele, ale pojawiła się fajna, uzdolniona grupa piłkarzy. Nie mieliśmy kompleksów i zadziwiliśmy świat.

- Polak królem strzelców mistrzostw świata. Dziś brzmi to jak bajka.

- No to dodam do tego coś, o czym nie każdy kibic pamięta. Podkreśla się mój wynik, ale przecież wicekrólem strzelców, do spółki z Holendrem Neeskensem, został Andrzej Szarmach. Król i wicekról strzelców w jednej drużynie. Tego ani wcześniej, ani później nie było.

- Nazywają was "Orłami Górskiego", ale trener Jacek Gmoch lubi w **wywiadach akcentować, że bez niego nie byłoby medalu, że Kazimierz **Górski wcale nie była taki genialny.

- Jacek to zawistny facet, zazdrosny o sukcesy trenera Górskiego. Zdobyliśmy złoto na igrzyskach w Monachium, srebrne medale na mundialu w Niemczech. Takie wtedy medale dawano za trzecie miejsce. Potem było jeszcze srebro na igrzyskach Montrealu. Mieliśmy piłkarzy, ale słaby trener by takich wyników nie osiągnął. Jacek był odpowiedzialny wtedy za bank informacji. To nam pomagało, ale nie decydowało o wszystkim. Gdyby trener Górski słuchał we wszystkim Jacka, to marnie byśmy na tym wyszli. Jacek proponował, by mnie postawić na boku obrony. Wymyślił sobie, że skoro jestem szybki, sprawdzę się na tej pozycji. Trener Górski zadał wtedy jedno krótkie pytanie: A kto, panie kolego, będzie gole strzelał?

- Cztery lata później na mundialu w Argentynie to Gmoch był tym **pierwszym. Mówi się, że zmarnował szansę na złoto.**

- Potencjał na mistrza mieliśmy, tyle że Jacka to przerosło. Nie wytrzymał ciśnienia. Poza tym brakło trochę cwaniactwa. Wygraliśmy w grupie wszystkie mecze i wpakowaliśmy się do grupy z Brazylią, Argentyną i Peru. Inne drużyny, jak choćby Niemcy, potrafią czasem zakombinować, uniknąć niewygodnych rywali. My graliśmy na sto procent. Niby tak powinno być, ale jak potem coś nie wyjdzie, to człowiek zaczyna gdybać.

- Książka "Spalony", czyli wywiad z Andrzejem Iwanem, cieszy się **dużym powodzeniem. Nie kusi pana, by tak jak Iwan wydać drukiem coś **z pieprzem?

- To nie w moim stylu. Takie książki, jak Andrzeja, są ciekawe dla kibiców, ale mnie nie kręcą. Nie jestem za tym, aby po latach babrać się w jakiś konfliktach, wciągać brudy z szatni. Można łatwo kogoś obrazić, czyta to rodzina, dzieci, krewni...

- Parę dobrych lat temu jeden brud pan jednak wyciągnął, wspominając **o dolarowej zachęcie Argentyńczyków, którą 40 lat temu dostaliście przed meczem z Włochami (wygrana Polaków dawała awans ekipę Ameryki Płd. - przyp. red.). Pieniądze dostał podobno Robert Gadocha, **ale nigdy się nimi nie podzielił.

- Przekonałem się, że jak czasem dajesz wywiad, to mówisz jedno, a potem czytasz drugie. O sprawie dowiedziałem się od argentyńskiego piłkarza, gdy grałem w Meksyku. Powiedział, że ktoś dostał te dolary, ale nie wiedział kto. Nigdy nie mówiłem, że to Robert, ale dziennikarz włożył mi takie zdanie w usta i poszło w świat, że Lato nadaje na kolegę.

- Przed meczem z Litwą odbyło się spotkanie Orłów Górskiego, ale **Gadochy nie było. **

- Siedzi gdzieś za granicą. Nie ma z nim kompletnie kontaktu. Brakowało też Maszczyka. Spotkanie zorganizował PZPN. Było miło, sympatycznie, każdy dostał na pamiątkę koszulkę reprezentacji ze swoim numerem.

- Iwan miał problemy z alkoholem i hazardem. W książce zdradza, że na **mundialu Hiszpanii graliście w pokera o grube sumy. Najwięcej miał **przegrać Józef Młynarczyk.

- Może. Mnie do pokera nie ciągnęło, do kasyna tak samo. Ciężko zasuwałem, żeby do czegoś dojść i szanowałem to, co zarobiłem. Nie jestem abstynentem, ale nie znajdzie pan jednego zdjęcia, czy filmu, na którym Lato chwieje się na nogach. Wino do obiadu, kieliszek-dwa przy jakiejś okazji wypiję, ale nigdy nie był to problem.

- Kumple z kadry Górskiego nie zazdroszczą panu pozaboiskowej **kariery? W końcu nie każdy z nich się dorobił, a pan był trenerem, występował w reklamach, godnie zarabiał jako senator, a w końcu jeszcze lepiej jako szef PZPN-u.**

- Poradziłem sobie w życiu, ale większość kolegów też. Heniu Kasperczak zrobił trenerską karierę. Nie zadzieram nosa, jestem sobą. Mam wielu dobrych kompanów z dawnych lat. Jasiu Domarski to niemal rodzina. Lubię krakowską paczkę: Adama Musiała, Zdzisława Kapkę czy Kazimierza Kmiecika.

- A Jan Tomaszewski? Pisano, że chciał go pan usunąć z Klubu **Wybitnego Reprezentanta.**

- Sam zrezygnował. Janka roznosi energia, ale w tym wszystkim grubo przesadza. Rzuca obelgami, obraża piłkarzy, kolegów. Zachowuje się jak chory człowiek, ale co mam zrobić. Śmieję się z tego.

- Z ataków Kazimierza Grenia, prezesa podkarpackiego ZPN-u, też się **pan śmiał?**

- To mały człowiek. Z Kaziem to było tak. Przyszedł do mnie i zaproponował pomoc przy wyborach na prezesa PZPN-u. W zamian chciał zostać członkiem zarządu związku i nim został. Potem nabrał jednak apetytu na coś więcej. Gdy tego nie dostał, wściekł się i zaczął po mniej jeździć.

- Kiedy ludzie czują się zniesławiani, oddają sprawę do sądu.

- Po sądach lubi chodzić Kaziu. Ja mam grubą skórę i cieszę się życiem.

- Ktoś kiedyś napisał, że szefując w taki a nie inny sposób PZPN-owi, **deptał pan własną legendę.**

- Dziennikarze bili we mnie jak bęben, ale proszę mi wierzyć, spokojne patrzę w lustro. Zostawiłem związek bez długów. Niczego nie ukradłem, byłem uczciwy. Zarzucano nam korupcję przy kupnie działki Wilanowie. Sąd śledztwo umorzył, a potem biegły sądowy wycenił ją jeszcze wyżej, niż my za nią płaciliśmy. Zaglądano nam do kieszeni, patrzono na ręce, zapominając, że związek nie bierze złotówki od polskiego podatnika.

- Jakie ma pan relacje ze Zbigniewem Bońkiem?

- Jak najlepsze. Rozmawialiśmy w czasie gdańskiego spotkania.

- Mundial się skończy, przyjedzie jesień i trzeba będzie walczyć w **eliminacjach do mistrzostw Europy. Damy radę?**

- Obejrzałem mecz z Litwą. Wygraliśmy, ale mogę po nim powiedzieć tylko jedno: mamy problem. Są niby dobrzy piłkarze, ale nie mamy drużyny. Gra się nie klei.

- Trzeba się bać meczu z Gibraltarem?

- (śmiech). Bez przesady. Z nim wygramy, ale z Niemcami i Szkotami trzeba będzie coś pokazać, by nazbierać punktów.

- Po odejściu z PZPN-u właściwie nic o panu nie słychać. Grzegorz Lato **to już emeryt?**

- Jeszcze nie. Coś się szykuje, ale wyjaśni się po mundialu. Na razie czeka mnie miesiąc w fotelu, przed telewizorem. Czuję, że to będą fajne mistrzostwa.

WSZYSTKO o Mundialu w Brazylii

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Grzegorz Lato: - Jacek Gmoch to zawistny facet - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie