Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Rosiński, jeden z najsłynniejszych twórców komiksu tworzy z niczego, jak pan Bóg

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Piotr Rosiński na tle komiksu Thorgala, on zaprojektował katalog do wystawy ojca.
Piotr Rosiński na tle komiksu Thorgala, on zaprojektował katalog do wystawy ojca. Zdzisław Surowaniec
Największa w Europie wystawa twórczości Grzegorza Rosińskiego prezentowana jest w Stalowej Woli. To miasto, gdzie mistrz przyszedł na świat.

Grzegorz Rosiński

Grzegorz Rosiński

Urodził się 3 sierpnia 1941 w Stalowej Woli, wyjechał z rodzicami w 1946 roku. Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych i Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Karierę zaczął od rysowania popularnych w Polsce serii komiksowych. Po wprowadzeniu stanu wojennego wyjechał z kraju na stałe. Od 1979 roku, w którym to artysta otrzymał nagrodę Saint-Michel za najlepszy realistyczny komiks, jego prace były nagradzane na wielu festiwalach komiksowych: Grand Prix Alp w 1988 roku na festiwalu komiksu w Sierre, nagrodę dla najlepszego rysownika przyznaną przez belgijskie stowarzyszenie komiksu w 1988 roku, nagrodę dziennikarzy na festiwalu komiksu w Durbuy w Belgii. Artysta wykłada sztukę komiksu na uczelni w Sion, w Szwajcarii.

Grzegorz Rosiński, jeden z najsłynniejszych twórców komiksu na kontynencie europejskim, po raz drugi pojawił się w Stalowej Woli, gdzie się urodził w 1941 roku i skąd wyjechał z rodzicami jako dziecko. - Zawsze we mnie gdzieś tam siedzi Stalowa Wola - wyznał.

Kiedy przyjechał przed dwoma laty z synem Piotrem, przeszedł po wzruszających ścieżkach wspomnień. - Spełniło się marzenie mojego życia - powiedział wówczas Rosiński, kiedy z towarzyszącym mu synem wysiadł z pociągu na dworcu w Stalowej Woli.

ZAMKI ZE SZKŁA

Został zaproszony na obiad do Jerzego Augustyńskiego, do mieszkania, gdzie prawdopodobnie mieszkał z rodzicami przy obecnej ulicy Ofiar Katania. Z dzieciństwa pamiętał piaski Stalowej Woli, San i to, że budował zamki ze szkła i że skaleczył stopę na szkle. Pamiętał też trupy żołnierzy wiezione na furmankach pod koniec wojny.

- Te obrazki z lat czterdziestych gdzieś tam we mnie funkcjonują. To gdzieś jest tam z tyłu głowy, jakieś wojenne obrazki, ta Stalowa Wola gdzieś tam drzemie. To nie jest takie bezpośrednie, jak napis Stalowa Wola, ale to gdzieś tam we mnie siedziało i siedzi - wyznał na spotkaniu z dziennikarzami w muzeum, gdzie za chwilę miał wziąć udział w otwarciu wystawy pokazującej jego twórczość od początków tworzenia obrazów i komiksów po najsłynniejsze dzieło swojego życia - postać komiksowego Thorgala.

MIASTO NA UBOCZU

- Jestem bardzo wzruszony z pobytu tutaj i to nie jest z mojej strony kurtuazja. To zawsze we mnie tam gdzieś siedzi ta Stalowa Wola, co widać w komiksach, w mojej naturze. Niestety, nie mogłem do tej pory tu przyjeżdżać, bo nie było mi tu po drodze. To miasto na uboczu, a ja jestem człowiekiem zapracowanym i nie dane mi było tu przyjechać. Nie miałem przecież żadnych wakacji, takich wakacji wspomnieniowych, żeby podążać ścieżkami nostalgii. Teraz nadarzyła się okazja - wyznał.

I zaraz przyznał, że ruszenie się ze Szwajcarii, gdzie mieszka w domu na wzgórzu w dolinie Rodanu, to jest dla niego nie lada wyczyn. - Nie lubię podróżować, bo się boję, choć kiedyś podróżowałem bardzo dużo. To jest taka niesprawiedliwość dziejowa, bo są ludzie, którzy nie mają pieniędzy, nie mają możliwości, a lubią podróżować. Mnie stać, ale nie lubię. Mam stres, który mnie ciągle prześladuje, że stoję na jakimś dworcu, a moja walizka odjeżdża pociągiem i to jeszcze w przeciwną stronę, a ja nawet nie wiem, która to jest przeciwna strona. To są takie moje koszmary, które się pojawiają, kiedy znowu musze gdzieś jechać. Jak wychodzę z pracowni, to jak ślimak ze skorupy. Sam moment opuszczenia mojej pracowni jest ciężki, ale jak już gdzieś dotrę, to jest dobrze - rozpogodził się.

NAJLEPSZA WYSTAWA

W podróży do Stalowej Woli po raz drugi towarzyszy mu syn Piotr. To jemu miasto zawdzięcza stworzenie wystawy z prac ojca, z czterystu dwudziestoma pracami. Twórca Thorgala tak ją ocenił: - To wspaniała wystawa, najlepsza i największa, jaką miałem, w sensie bogactwa, struktury i staranności przygotowania.

Prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak, który jest rzadkim gościem na otwarciu wystaw, tym razem się zjawił. Nie krył swojego uwielbienia dla mistrza, wpadli sobie w ramiona na powitanie. A wystawę jego twórczości podsumował krótko i dosadnie: - Jest po prostu zajebista!

Piotr Rosiński wspominał, że jego życie bardzo mocno związane było z twórczością słynnego ojca. - W domu zawsze były tony papierów, tony ilustracji, tysiące książek, Moje dzieciństwo, to zapach farby i tysiące innych zapach związanych z pracownią ojca. Thorgal rzeczywiście przyniósł mu sławę. Na chwilę odchodził od niego, aby urozmaicać techniki, ale Thorgal jest najważniejszą częścią jego życia. O Stalowej Woli słyszałem całe życie, nigdy nie miałem okazji poznać tego miasta. Spotkało nas przemiłe przyjęcie, muzeum jest wspaniałe, prowadzone przez panią Lucynę Mizerę w sposób doskonały. Uwielbiam to miejsce.

NAJLEPIEJ W BRUKSELI

Grzegorz Rosiński, który w stanie wojennym wyjechał z Polski na Zachód, gdzie zrobił artystyczną karierę, tak mówi o tamtym okresie: - Najlepiej się czuję w Brukseli, bo to było miasto, które mnie chciało, które mnie pragnęło i przywitało, dało mi możliwość rozwoju. Byłem pierwszym autorem ze wschodniej Europy, który tam zaczął pracować. I to jest tak jak z fontanną Di Trevi, do której wrzuca się pieniążek, żeby wrócić do Rzymu, tak jest z Brukselą. Malowałem w Polsce na zamówienie, ale nie traktowałem tego jak osiągnięcie artystyczne. Na Zachodzie mogłem zacząć wcześniej pracować artystycznie w Paryżu, ale się wtedy wstydziłem. To, co najważniejsze, związane jest z Brukselą.

Zapytany o to komu kibicował podczas mistrzostw w piłkę nożną przyznał, że Polsce, ale szybko odpadła. - Wszystkie kraje biorące udział w mistrzostwach mnie kupują i mnie lubią i znają, to patrzyłem na czysty futbol, bez żadnych preferencji narodowych. Dla mnie to są zawodnicy w kolorowych majtkach, którzy kopią piłkę na trawniku i to jest fajne. Moje wnuki, dzieci córki, są pół-Hiszpanami, to się pasjonuję wygraną Hiszpanii.

BEZ MODELI

Przed rokiem Rosiński przyznał, że nie korzysta z modeli do tworzenia postaci, że powstają jako wytwór jego wyobraźni. Teraz to potwierdził: - Nie rysuję wizerunków aktorów, to byłoby odtwarzanie, kopiowanie. Nie korzystam ze zdjęć. Kiedy maluję nie mam nic przed sobą, nie mam żadnych zdjęć. Maluje instynktownie, tworzę postać z niczego, jak pan Bóg. Przerabiam sobie żebro na jakąś ładną dziewczynę. To jest nawet satysfakcja, że mogę coś zrobić z własnej wyobraźni. Podchodzę do tego instynktownie, można stworzyć postać z niczego i ona ma żyć swoim życiem. Staram się nie myśleć jak to robić, zamykam oczy i widzę postać. To jest jak z dzieckiem, które rysuje jak chce i nie potrafi wytłumaczyć dlaczego tak właśnie namalowało.

Przy tworzeniu komiksowych historii mistrz nie korzysta z komputera. - To mnie nie cieszy, bo jak mam czyste ręce, to się czuję głupio. Ręce muszą być brudne, wtedy jest dobrze. Zawsze chciałem robić rzeczy ponadczasowe i uniwersalne i to mi się udaje - ocenił siebie.

PORTRETY OD MISTRZA

A jak wygląda Rosiński przy pracy mogli się przekonać uczestnicy "Sztukobrania" - imprezy w Galerii Warsztat, gdzie młodzi artyści rysowali komiksowe postacie. Rysował także mistrz. Zrobił portrety siedmiu osobom. I rzeczywiście miał ręce usmolone grafitem i farbami, kiedy tworząc rysunek, przejeżdżał po nim palcem, rozmazując kontury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie