Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia o tym, jak Zenek Martyniuk posłużył do utrzymania w tajemnicy podróży Bidena

Krzysztof Osiejuk
Krzysztof Osiejuk
Joe Biden z wizytą w Kijowie
Joe Biden z wizytą w Kijowie PAP/EPA/UKRAINIAN PRESIDENTIAL PRESS SERVICE HANDOUT
Gdy w poniedziałkowe przedpołudnie dotarła do nas wiadomość, że oto ni stąd, ni zowąd w Kijowie pojawił się prezydent Joe Biden, osobiście ucieszyłem się bardzo z dwóch względów. Po pierwsze, bardzo liczyłem na to, że przy okazji wizyty w Polsce uda się jakoś doprowadzić do spotkania Bidena z prezydentem Zełeńskim. Po drugie, fakt, że Biden zdecydował się – tak absolutnie niespodziewanie – pojawić się w samym środku tego piekła, sam w sobie zrobił na mnie potężne wrażenie.

Zastanawiałem się też, jak pewnie wielu z nas, jak dokładnie wyglądała owa podróż: kiedy Biden wyleciał z Waszyngtonu, dokąd prezydencki samolot go ostatecznie dostarczył, w jaki sposób i kiedy amerykański prezydent dotarł do Kijowa.

Po co Joe Biden wyruszył z Białego Domu?

Dziś już, również z informacji przekazanych przez i.pl, wszyscy wszystko mniej więcej wiemy, ja natomiast, opierając się na wcześniejszych podróżach zachodnich polityków na Ukrainę, domyślałem się, że prezydent wylądował w Rzeszowie, z Rzeszowa błyskawicznie dotarł do Przemyśla, tam przesiadł się do specjalnego pociągu do Kijowa, no i po 9 czy 10 godzinach znalazł się na miejscu. Powiem więcej.

Znając mniej więcej organizację wcześniejszych wizyt, domyślałem się też, że Biden przyleciał do Polski pod wieczór i tego samego wieczoru, możliwe że ok. godziny 22, rozpoczął ostatni etap swojej podróży pociągiem z Przemyśla do Kijowa.

Cieszy mnie więc bardzo ów przebieg zdarzeń, co nie zmienia faktu, że widzę też bardzo wyraźnie, jak wielu z nas, z powodu tego, co się stało, zwyczajnie cierpi. Oni oczywiście zdecydowanie bardziej woleliby, żeby organizacją owego ostatniego etapu podróży zachodnich prezydentów, premierów czy ministrów na Ukrainę zajmowali się Niemcy lub Francuzi. Skoro jednak między innymi ze względów geograficznych jest to niemożliwe, to pozostaje już tylko wspomniany smutek.

Są też jednak i tacy, którzy zapewne tylko po to, by z rozpaczy nie oszaleć, uznali, że wizyta Joe Bidena na Ukrainie jest dla niego jedynym powodem, by się ruszyć z Białego Domu, a Polska ze swoim „Dudusiem”, „Pinokiem” i „Kaczorem” to najwidoczniej tylko niepoważny i nic nieznaczący dodatek, którego z jakichś powodów nie udało się uniknąć.

Ale nie tylko to: z tego, co czytam w takich czy innych mediach, rozumiem, że wielu z nich jest szczerze przekonanych – podobnie zresztą było przy okazji podróży prezydenta Zełeńskiego do USA, Brukseli i dalej – że o dokładnych planach Bidena Polska nie miała pojęcia i na parę godzin teren między Rzeszowem i Przemyślem został wyłączony spod polskiej jurysdykcji, a polskie władze zostały poinformowane, że mają się nie wtrącać do tego, co robią dorośli. Wiem, że to brzmi jak żart, ale zapewniam, że również i takie głosy wielokrotnie się pojawiały.

Co łączyło koncert Zenka Martyniuka z podróżą Bidena?

Na tę okoliczność mam do opowiedzenia, moim zdaniem, historię niezwykle interesującą i zmieniającą naszą perspektywę oceniania tego co przed nami, w sposób absolutnie jednoznaczny. Otóż nie wiem, czy Państwo wiedzą, ale jakiś tydzień temu lokalne media poinformowały, że w dniu 19 lutego na Rynku w Przemyślu odbędzie się wielki koncert Zenka Martyniuka. Ponieważ Przemyśl to poniekąd moje miasto, wiadomość ta mnie zainteresowała i w niedzielę wieczorem rzuciłem nawet okiem do internetu, by z pewnym rozbawieniem ujrzeć dziesiątki tysięcy fanów artysty wypełniających przemyski Rynek wraz z przylegającymi do niego uliczkami.

Nie wiem, jak długo trwał ów koncert, nie wiem też dokładnie, kiedy się zaczął i kiedy się skończył, wiem natomiast, że to był mniej więcej ten czas, kiedy Joe Biden na przemyskim dworcu wsiadał do czekającego na niego specjalnego pociągu, by się udać na Ukrainę. Wiem też z najwyższą pewnością, że kiedy na przemyskim Rynku rozbrzmiewały słowa „Przez te oczy zielone oszalaaaaałem”, zarówno ów piękny dworzec, jak i jego okolice, były całkowicie opuszczone, a mieszkańcom Przemyśla ani w głowie było zastanawiać się, co słychać u Joe Bidena. I informacja, jak najbardziej radosna, jest taka, że tak właśnie miało być.

Możecie już przestać, jesteście śmieszni

A zatem, już na sam koniec, mam wiadomość dla tych wszystkich nieszczęśników, którzy dla swojej głupiej satysfakcji gotowi by byli Polskę najpierw spalić, a potem pozostały po Niej popiół wetrzeć głęboko w piach. Możecie już przestać. Z tego nic już nie będzie. Nadszedł bowiem dla Polski czas, kiedy bez Niej nie ma już nic i już nigdy nic nie będzie. Nie daliście rady i dziś już tylko jesteście śmieszni.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Historia o tym, jak Zenek Martyniuk posłużył do utrzymania w tajemnicy podróży Bidena - Portal i.pl

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie