Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łamali serca i zdobywali kasę. Przedwojenni Kalibabkowie

Anna Gronczewska
Pixabay
Najsłynniejszym polskim oszustem matrymonialnym był PRL-owski Jerzy Kalibabka. Ale i przed wojną nie brakowało podobnych spryciarzy. Wymarzonym miejscem do flirtu były knajpy i restauracje. Tu, przy muzyce i alkoholu, narodziła się niejedna grzeszna namiętność...

Wybierzmy się w krótką podróż po świecie oszustów matrymonialnych dwudziestolecia. W połowie lat 20. minionego stulecia prasa opisywała historię 18-letniej łodzianki Stanisławy Ralińskiej, która wyjechała do Częstochowy w poszukiwaniu szczęścia i pracy. Szybko ją znalazła, ale w obcym mieście czuła się samotna. Wtedy poznała Romana Florkowskiego. Ten mieszkaniec Częstochowy bywał częstym gościem w mieszkaniu Stasi.

Spotkanie na moście

- Kocham cię, Stasiu! - któregoś dnia wyznał miłość dziewczynie. Ta była szczęśliwa! Przecież też kochała Romana. On ją całował, mówił czułe słowa i obiecywał, że się z nią ożeni. W końcu wylądowali w łóżku. Jednak szczęście nie trwało długo... Stasia spotkała znajomą Romana. Ta powiedziała jej, że mężczyzna jest żonaty i ma troje dzieci!

Naiwna łodzianka nie uwierzyła w te słowa. Uznała, że ktoś chce zniszczyć jej miłość. Dalej spotykała się z Romanem. Ale pewnego dnia otrzymała list podpisany przez żonę Florkowskiego. Prosiła, by Stasia spotkała się z nią o godz. 11 wieczorem na moście w Częstochowie. Poszła na spotkanie. Tam spotkała nie panią Florkowską, ale samego Romana. Zaczęła się żalić, że ją oszukał i wykorzystał.

- Wiesz wszystko, więc musisz zginąć! - powiedział jej kochanek. Po czym chwycił za ramiona i zrzucił z mostu do rzeki... Dziewczyna przeżyła. A mężczyzna trafił w ręce policji.

Złoty zegarek

Pod koniec 1928 r. łodzianin Fabian Monicki na jednym z towarzyskich spotkań poznał Helenę Wirczakiewiczówną. Był mężczyzną przystojnym, eleganckim, więc wzbudzał duże zainteresowanie płci przeciwnej. Helena poczuła się zaszczycona, że Fabian zwrócił uwagę właśnie na nią. Po spotkaniu odprowadził ją do domu i umówił się na następny dzień. Drugiego dnia znajomości poszli do kina. Po seansie Monicki oświadczył się Helenie.

- Zwróć się pan do moich rodziców! - odpowiedziała szczęśliwa Helena. Trzeciego dnia ich znajomości Monicki zjawił się w domu dziewczyny. Na jej rodzicach zrobił bardzo dobre wrażenie. Powiedział, że prowadzi rozległe interesy handlowe, ma liczne kontakty finansowe i towarzyskie. - Kwestie finansowe nie odgrywają u mnie żadnej roli! - zapewniał Fabian. - Wynajmuję mieszkanie w Śródmieściu i jestem przekonany, że Helena będzie ze mną szczęśliwa.

Rodzice mieli jednak pewne wątpliwości. Córka znała Fabiana tylko trzy dni. On twierdził, że to nic nie znaczy. Zakochał się w dziewczynie od pierwszego wejrzenia. Gdy rodzice usłyszeli takie zapewnienia, uznali, że nie będą stali na drodze szczęścia dziecka. Zezwolili na ślub. Ale podczas tej pierwszej wizyty w domu przyszłych teściów Fabian próbował wynieść dwa srebrne lichtarze, złoty zegarek i kolczyki. Został złapany na gorącym uczynku.

Znikający Jakub

Hana Rozenblum, mieszkanka ul. Zachodniej w Łodzi oraz Jakub Czetwer z ul. Zgierskiej znali się dosyć długo. W końcu zostali parą. Jakub wyznał miłość Hanie i zaproponował ślub. Omówili wszystkie jego szczegóły, ale pozostała jeszcze sprawa mieszkania.

- Mógłbym wynająć śliczne mieszkanie, ale nie mam chwilowo pieniędzy - powiedział zasmucony Jakub. - Mieszkanie jest ładne i boję się, że ktoś je zajmie.

Hana zaoferowała, że może dać na mieszkanie 500 złotych swoich oszczędności. Narzeczonego ucieszyła ta propozycja. Zapewnił, że pójdzie zarezerwować mieszkanie. Wtedy już nie będzie żadnych przeszkód w tym, by mogli się pobrać. Jakub wziął pieniądze i zniknął. Przez najbliższe dni nie kontaktował się z Haną. Ta myślała, że zachorował, albo zajmują go interesy. Kiedy w końcu się pojawił stwierdził, że nie chce się już z nią żenić... Ta przyjęła to z godnością, ale poprosiła, by zwrócił jej 500 zł, które dała mu na mieszkanie... Jakub nawet o tym nie myślał. Hana zgłosiła się więc na policję. Oskarżyła niedoszłego męża o wyłudzenie.

Szczęśliwe życie

Naiwnych pań w przedwojennej Łodzi nie brakowało. Zofia marzyła o miłości, a ta jakoś nie przychodziła. Aż tu pojawiła się znienacka w parku im. Sienkiewicza. Franciszek Roguszczak był przystojnym mężczyzną, a z jego oczu biła uczciwość. Takie wrażenie odniosła Zofia. Mężczyzna zaprosił ją do kawiarni, potem do kina. Następnego dnia znów spotkali się w parku.

- Pokochałem panią gorąco, czy mogę liczyć na wzajemność? - zapytał Zofię, patrząc jej w oczy, gdy siedzieli w parku im. Sienkiewicza. - O tak! - wyszeptała szczęśliwa Zofia, która przeczytała w swym życiu wiele romansów i wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia.

Po tym wyznaniu Zofii chwycili się za ręce i zaczęli snuć plany na przyszłość. Franciszek zapewniał, że ślub wezmą w Łodzi, a potem wyjadą do Brukseli, gdzie mieszka jego wujek. Zofia była zachwycona! Marzyła o takim mężczyźnie! On miał jej zapewnić szczęśliwe życie. Do tej pory nie miała wiele szczęścia. Była sierotą, pracowała w fabryce... Kiedy spotkali się trzeciego dnia, znów w parku, doszło do pierwszych pocałunków... Otumaniona miłością dziewczyna siedziała dalej na ławce i w myślach wybierała suknię ślubną... I nagle zobaczyła, że nie ma torebki. Franciszka Roguszczaka odszukała policja. Zamiast przed ołtarz, trafił na cztery miesiące do więzienia.

Z temperamentem

Niekiedy to mężczyźni padali ofiarami kobiet. Łodzianin Rubin Leterfeld miał 18 lat i chciał zostać damskim fryzjerem. Fachu uczył się w jednym z łódzkich zakładów. Jedna z jego klientek nie ukrywała, że dobrze ostrzygł jej włosy.

- Będziesz kiedyś wielkim fryzjerem! - powiedziała do Rubina. Ten był zachwycony komplementem. Marzył bowiem, by w przyszłości pracować w jednym z paryskich zakładów fryzjerskich. Rubin miał talent i nie narzekał na brak młodych klientek. Ale kiedyś, jak podaje jedna z przedwojennych łódzkich gazet z końca lat dwudziestych, przyszła do niego starsza klientka.

- Chcę być znowu młoda, długie włosy mnie szpecą! - powiedziała, zasiadając na fotelu fryzjerskim. Kobieta była bardzo zadowolona z usług Rubina. Zaczęli rozmawiać. W pewnym momencie stwierdziła, że 18-latek mógłby dobrze zarobić. Ale musiałby spełnić prośbę kobiety. Zostać jej mężem. Kobieta miała 50 lat i nazywała się Blima Murder. - Gdy zostaniesz moim mężem, cała rodzina będzie się u pana strzyc! - wytłumaczyła kobieta. - Mam pięć sióstr, sześć ciotek, dwie babki, matkę i dwie córki. A jeśli umiesz pan golić, to mam w rodzinie jeszcze dwudziestu mężczyzn...

Rubin długo się nie namyślał. Stwierdził, że taka żona to znakomity interes. Zgodził się na ślub. Po kilku tygodniach stanęli na ślubnym kobiercu. Okazało się, że Blima mimo swoich 50 lat jest kobietą obdarzoną wielkim temperamentem.

- Męża trzymała pod pantoflem! - podawał „Express Wieczorny Ilustrowany”. - Już po kilku dniach od ślubu Rubin żałował swego kroku.

Liczna rodzina Blimy chętnie korzystała z usług młodego fryzjera, ale nikt mu nie chciał płacić. Na tym tle dochodziło między małżonkami do licznych nieporozumień. Rubin miał tego dość. Uciekł od żony. Ale szybko odnalazła go jej rodzina i przyprowadziła do domu. Żona zamknęła męża w pokoju. Rubin znów uciekł i ukrył się u znajomych. Po wielu miesiącach udało mu się rozwieść.

„Cwana Haśka”

W 1929 r. łódzkie gazety opisywały historię „Cwanej Haśki”. Dziewczyna nie cieszyła się dobrą opinią.

- Wolała się łajdaczyć z kolegami niż uczyć! - pisał o Haśce „Express Wieczorny Ilustrowany”. - Matka odebrała ją z piątej klasy i oddała do sklepu.

Tam „Cwana Haśka” zawróciła w głowie swemu szefowi. Ten gotów był dla niej porzucić żonę. Ale po wielkich awanturach właściciel sklepu rzucił dziewczynę, która jednocześnie straciła pracę. Długo nie była sama. Poznała Abrahama Jakubowicza, pracownika biurowego Widzewskiej Manufaktury. Akurat był w domu sam, bo rodzina wyjechała na letnisko. Mężczyzna zakochał się bez pamięci w „Cwanej Haśce”, choć znał jej przeszłość. Zamierzał sprowadzić ją na dobrą drogę. Udało mu się ją wykreślić z rejestru policji obyczajowej. Zapewnił, że bierze ją pod swoją opiekę.

Ale Haśka miała duże wymagania. Chętnie spotykała się z Abrahamem, ale chciała coraz droższych prezentów. Długi mężczyzny rosły. W końcu zdecydował się sfałszować weksle szefa, by spełniać zachcianki kochanki. Skończył przez to w więzieniu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Łamali serca i zdobywali kasę. Przedwojenni Kalibabkowie - Portal i.pl

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie