Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lasowiacka wigilia w Baranowie Sandomierskim przypomniała o dawnych zwyczajach [ZDJĘCIA]

Wioletta Wojtkowiak
Wioletta Wojtkowiak
Zespół obrzędowy Lasowiaczki z Baranowa Sandomierskiego zaprosił w grudniu gości na tradycyjną wieczerzę, na której przypomniano dawne obrzędy naszego regionu związane z wigilią Bożego Narodzenia. Jeden z nich to obmycie twarzy w wodzie z siankiem, co miało chronić od chorób i zarazy. - Spróbować na pewno nie zaszkodzi - zachęcała Zofia Wydro.

Wigilie lasowiackie mają ponad czterdziestoletnią tradycję. Zapoczątkowała je przed laty Anna Rzeszut, nieżyjąca już współzałożycielka zespołu, zapraszając na nie osoby bliskie Lasowiaczkom i mieszkańców Baranowa Sandomierskiego. Tegoroczne spotkanie w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury było wyjątkowe, bo odbyło się z okazji jubileuszu 45-lecia zespołu.

Po odczytaniu fragmentu Ewangelii o narodzeniu Chrystusa goście podzieli się opłatkiem i zakosztowali dań wigilijnych przygotowanych według starych receptur przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Podano lasowiackie chopcie, czyli gołąbki z kaszą jęczmienną, pierogi z kapustą i grzybami, kapustę z grochem, barszcz z grzybów, ziemniaki z olejem okraszone cebulą i kompot z suszu.

A jak było dawniej?

Dzień Wigilii był dniem ścisłego postu, jedynym pożywieniem była gorzka herbata i kromka chleba. Tego dnia nie wolno było się kłócić, starano zachować się spokój w domu. Dzieci miały być posłuszne. Miał to być dzień pełen pracy, żeby być pracowitym przez cały rok. W ten dzień pierwszą osobą, która przeszła przez podwórko miał być chłop. Wierzono bowiem, że jeżeli pierwsza przejdzie baba to przyniesie ze sobą choroby.

W wigilię gospodarz wnosił do izby tak zwanego króla. Snop z żytniej słomy trzykrotnie związany trzema powrózkami.

- Bo trzy osoby były w stajence betlejemskiej. Pan Jezus, Matka Boska i Józef Święty - mówi Zofia Wydro. Króla stawiano w południowym kącie, na dobry urodzaj. Broń Boże od północy, skąd przychodziło samo złe - chmury, grady i zarazy.

Przed wieczerzą każdy z domowników, chociaż umyty i wyszykowany, musiał obmyć twarz w niecce z wodą. Były tam już garść siana i grosik, żeby pieniądze się domu trzymały. Wierzono, że umycie się w takiej wodzie chroniło od chorób i zarazy.

Gdy tylko zaświeciła pierwsza gwiazdka rozpoczynała się wigilia nazywana przez Lasowiaków „pośnikiem”. Wigilijny stół musiał być przykryty białym obrusem, a pod nim nie mogło zabraknąć sianka i opłatka. Wieczerzę gospodarz rozpoczynał wspólną modlitwą. Przy stole musiała siedzieć parzysta liczba osób, jedna miska musiała być wolna, gdyby ktoś przyszedł z podróży. Od stołu odchodzono dopiero wtedy, gdy wszyscy zjedli.

- Jadło się drewnianymi łyżkami z jednej misy, a przez całą wieczerzę nie wolno było łyżki wypuścić z rąk. Po kolacji gospodyni brała wszystkie łyżki i próbowała je związać wiązką skręconego siana spod stołu. Jeśli jej się udało to był znak, że za rok domownicy zasiądą w takim samym gronie do stołu wigilijnego - przypomniały Lasowiaczki.

Po „pośniku” nadchodził czas śpiewania kolęd.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie