Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lutek - legenda Bieszczadów, gospodarz Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej. Zobaczymy o nim film

Beata Terczyńska
Beata Terczyńska
Krzysztof Kapica
- Połoniny? Są piękne. Otwarta przestrzeń, natura - rozmarza się Ludwik Pińczuk, człowiek legenda Bieszczadów. Pół wieku był gospodarzem Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej. Właśnie powstaje o nim film.

Uherce Mineralne, urokliwa wieś na pograniczu Bieszczadów i Gór Sanocko-Turczańskich. Malownicza „Zagroda Magija” z mottem „W górach jest wszystko, co kocham”, chatami: Jodłową, Modrzewiową, Spichlerzem, Wesołą Stodołą. To właśnie w tym miejscu rozgościła się ekipa filmowa, która już od dwóch lat pracuje nad dokumentem o najsłynniejszej postaci kojarzącej się z Połoniną Wetlińską - Ludwiku Pińczuku, nazywanego przez wszystkich Lutkiem.

Projekt w reżyserii Roberta Żurakowskiego i Małgorzaty Mielcarek, mających już w swoim dorobku produkcję trzech dokumentów o tematyce górskiej: „Jerzy Hajdukiewicz. Człowiek gór” (2015), „Tadeusz Gąsienica Giewont. Bez ale” (2016), „Piotr Malinowski. 33 zgłoś się…” (2017) - jest próbą rekonstrukcji odchodzącej w zapomnienie bieszczadzkiej epoki nieskomercjalizowanych jeszcze, dzikich połonin. Świata turystów z gitarą, których przy ognisku łączy nie tylko miłość do górskiej przyrody, ale i potrzeba bliskości, wspólnoty.

Na planie filmu "Lutek legenda Bieszczad" w zagrodzie Magjia w Uhercach Mineralnych.

Na planie filmu "Lutek legenda Bieszczad" w zagrodzie Magjia...

Takim miejscem spotkań bieszczadzkich wędrowców przez dziesięciolecia było schronisko Chatka Puchatka. A historia tego miejsca to przede wszystkim historia gospodarzy, w tym Lutka, który prowadził je przez prawie pół wieku. Reżyser zaznacza jednak, że to będzie film nie tylko o Lutku Pińczuku.

Chatka Puchatka zapisana w kadrach

- Stoi za nim tyle ciekawych osobowości, wspaniałych, fascynujących ludzi, że nie można ich pominąć. Za dużo niesamowitych osiągnięć, za dużo piękna, magii Bieszczadów, żeby też tego nie pokazać. Mam nadzieję, że ujawnimy kawał historii. Legendarnej chatki już nie ma, ale my ją mamy zapisaną w kadrach, wspomnieniach, opowieściach. Mamy sfilmowane prawdziwe życie tętniące w niej. Za dnia i w nocy. Ale też ściskające za serca zdjęcia z rozbiórki budynku.

Najbardziej wzruszające, plastyczne, barwne ujęcia?

- Mam przed oczami takie ujęcie od tyłu, kiedy Urszula, pierwsza żona Lutka, stoi z wnuczką Jagódką - która zresztą niesamowicie dużo ciepła wniosła do filmu, opowiadając o dziadkach - i spoglądają na schronisko, którego już nie ma. Widzę też Ludwika zaglądającego przez szybę do wewnątrz. Tłum ludzi tam na górze do niego podchodzi, robią sobie zdjęcia. Wszyscy chcą mieć pamiątkę. Potem Ludwik odchodzi na bok i patrzy w ukochaną przestrzeń.

Małgorzata Mielcarek, drugi reżyser, zdradza, że dla niej najbardziej wzruszające były właśnie momenty pobytu w schronisku. - Nie jestem osobą szalenie emocjonalną, ale były chwile, kiedy naprawdę ściskało w gardle, a zdziwiłabym się, gdyby widzom nie popłynęły łzy. To pożegnanie, kiedy Lutek dotyka ścian... Namacalnie czułam, jakie to symboliczne.

Kręcili na połoninie, ale też m.in. w Warszawie, z Elżbietą Dzikowską, od lat zaprzyjaźnioną z głównym bohaterem opowieści, w Berehach - w bunkrze, w którym Lutek zmontował sobie piec i z koniem przetrwał dwie zimy, w obecnym domu Pińczuka w Wetlinie.

W dokumencie niebagatelna będzie melodia, dźwięki. Wykorzystana zostanie autorska muzyka skomponowana przez podkarpackiego artystę Dominika Muszyńskiego, lidera zespołu Wa Da Da, obracającego się w gatunkach etno, inspirowanych naturą słowiańską tradycją.

- To niesamowity człowiek - podkreśla reżyser. - Urzekło mnie jego sięganie do korzeni.

Być może pojawią się także utwory grupy Tołhaje. - Chcemy również pokazać tradycyjne utwory bieszczadzkie, które wszyscy znają. Tak to sobie wyobraziłem, że muszą to być przerobione, bardzo mocne, rockowe kawałki. Mam jeszcze parę pomysłów.

Dla oddania atmosfery bieszczadzkiego świata, która odcina jego mieszkańców od zgiełku miejskiego życia, nadając wymiar niejako baśniowy, wykorzystane zostają sceny, których autorem jest Jacek Gut, rysownik i animator z Podkarpacia.

Jesień często bywa piękna, ale chyba najpiękniej prezentuje się w Bieszczadach. Zresztą zobaczcie sami.

Przepiękna jesień w Bieszczadach [ZDJĘCIA]

Uzupełnieniem dla opowiadanych historii będą bogate zbiory archiwaliów: zdjęcia, pamiętniki, nagrania z archiwów Telewizji Polskiej (Polska Kronika Filmowa). Wyjątkowym materiałem są m.in. prowadzone przez Urszulę Pińczuk dzienniki i księgi pamiątkowe. Jako młoda dziewczyna, oprócz osobistych notatek, wklejała tam biało-czarne fotografie, wzbogacając je odręcznymi komentarzami opisującymi okoliczności. To równocześnie reporterski zapis życia na połoninie, jak i emocjonalny pamiętnik młodej kobiety znajdującej się w romantycznym związku z Lutkiem.

Lutek zawsze był dla nas guru

W klimatycznej chacie, z gitarą w kącie przy kredensie, przy stole siedzą Lutek, filmowcy, ratownicy GOPR i TOPR. Buzuje ogień w rozpalonym kominku. Jest tak swojsko. Legenda Bieszczadów snuje opowieści z minionych lat. Kamera, akcja. Wszystko jest nagrywane.

- Historia życia Lutka to materiał na kilka filmów. To bardzo ważne, żeby ludziom ją pokazać. Szczególnie młodemu pokoleniu - zaznacza Waldemar Czado, nauczyciel, ratownik Bieszczadzkiej Grupy GOPR. - Wierzę, że uda się wyeksponować ten niesamowity wysiłek człowieka, który kilkaset razy obrócił z koniem pod górę i w dół, by za każdym razem zabrać po kilkadziesiąt cegieł na budowę schroniska.

Roman Szubrycht, także ratownik bieszczadzkiego GOPR, przewodnik beskidzki, dodaje, że Lutek miał i ma w sobie to coś, co przyciąga ludzi.

- To taka osobowość, z którą chce się przebywać. Za co go podziwiam? Za wszystko, co tutaj zrobił w Bieszczadach. Niewyobrażalne, jak jeden człowiek może podołać takim wyzwaniom. Słuchałem ze zdumieniem, jak wywoził piasek na połoninę do remontu budynku. Załadował na konia dwa worki po 120 kg.

Wojciech Szatkowski, przewodnik, pracownik Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, historyk, dopiero podczas nagrania w Uhercach Mineralnych poznał 82-letniego Lutka. Mówi, że dotknął legendy.

- Lutek ma taki uścisk ręki, jakby miał 30 lat. Jak skała. Mimo że ten człowiek tak ciężko fizycznie pracował na tej połoninie, zawsze dawał sobie radę. A opowiada o tym, jakby szedł na spacerek Krupówkami. Właśnie to mnie ujęło. Bije od niego taki spokój, opanowanie. Ma taki fajny dystans do siebie. Żartuje, zero w nim zgorzknienia życiem. Wydobywa na wierzch to, co jest pozytywne w ludziach. Cenna umiejętność.

A reżyser dorzuca, że to Andrzej Borowski Żmiju, znany np. z polsatowskiego serialu „Drwale i inne opowieści Bieszczadu”, przepięknie powiedział o Lutku, że dla niego to papież Bieszczadów.

Przyjechałem w Bieszczady zbierać jagody

Przerwa w nagraniach. Lutek wychodzi z chaty na świeże powietrze. Zrywa pigwę z pobliskiego krzaka. Żółty owoc o niezwykłych walorach leczniczych. Fotoreporterzy, dziennikarze mają czas na zdjęcia, chwilę rozmowy. Bohater dokumentu żartuje, że czuje się niczym rasowy aktor. Plan go nie stresuje. - Po prostu opowiadam to, co przeżyłem - mówi skromnie.

Namawiamy go na krótkie wspomnienia. Jak trafił w „kapuściane” góry?

- Był rok 1959. Pracowałem w kopalni „Prezydent” w Chorzowie. Po południu chodziłem do szkoły, do technikum górniczego. Pewnego razu sięgam po dziennik wieczorny, patrzę: Bieszczady, kraina lasów, grzybów. Same dobra natury tam pokazane. Potrzebują ludzi do zbiorów. Mówię, trzeba będzie pojechać w te góry. Zobaczyć.

To były lata autostopu. Dotarł do Sanoka. A potem „dotelepał” się do Dołżycy, gdzie funkcjonował oddział spółdzielni Las.

Na miejscu rozstawione były namioty, kuchnia. - Ci, którzy przynieśli co najmniej 5 kg jagód, dostawali zupę za darmo i spanie w tym „hoteliku”. Ja umiałem zbierać borówki. Szło mi bardzo dobrze. Po tygodniu, czy dwóch, kierownik bazy wytypował mnie do prowadzenia kolejnych ludzi na zbiory na stokach, w źlebach.

Pamięta, że owoce pakowane były do dębowych beczek. I prawdopodobnie szły do Niemiec. - Fama głosiła, że Niemcom nie zależało tyle na jagodach, jak właśnie na tych beczkach.

Zastanawia się. Był rok 61 lub 62, kiedy odkrył opuszczone schronisko na połoninie.

- To był obiekt wojskowy. Ochrona nie wiadomo w zasadzie przed czym. Osiem takich było posadowionych na terenie Bieszczadów i Beskidu Niskiego. Obszedłem wkoło i byłem zdziwiony, że dość zdrowy obiekt i tak niezagospodarowany. Dlatego wziąłem się do roboty, zrobiłem, co mogłem.

Jednak pierwsze, co zrobił, to zadbał o miejsce dla konia.

- Radziłem sobie dość dobrze, bo miałem swojego Karo, a później już samochody 4-napędowe. Do dziś Gaz jest jeszcze na chodzie.

Za co tak ukochał te połoniny?

- Są piękne - oczy aż mu się świecą. - Otwarta przestrzeń, natura. Człowiek przylgnął do tych gór. Teraz będzie ślicznie, kiedy buki nabiorą kolorów.

Kiedy premiera filmu?

- Praktycznie kończymy już zdjęcia - mówi Robert Żurakowski. - Zostały nam tylko dwie sceny fabularyzowane i dopięcie animacji. Cała zima przed nami, żeby przejrzeć i wybrać materiał, zająć się montażem. Nie wyobrażam sobie, by nie powstał w przyszłym roku, gdzieś w połowie. Tak zakładamy. Zapraszam na premierę. Oczywiście w Bieszczady.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lutek - legenda Bieszczadów, gospodarz Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej. Zobaczymy o nim film - Nowiny

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie