Mam córkę z Irańczykiem. Nie boję się, że ją porwie

Czytaj dalej
Ewa Bochenko

Mam córkę z Irańczykiem. Nie boję się, że ją porwie

Ewa Bochenko

Ludzkie historie. Ania ma dziecko z muzułmaninem. Nie czuje z jego strony zagrożenia... ale do jego rodzinnego kraju w gości się nie wybiera. Nie pozwoli też dziecku spędzić tam wakacji.

Mam dziecko z mężczyzną z Iranu. Nie muszę nigdzie się chować, ani zabraniać mu kontaktów z ojcem - zaczyna Anna, Sokółczanka, która zgłosiła się do nas po publikacji naszego tekstu „Wyrwałam się z islamskiego piekła, ale nie śpię spokojnie”.

Uważa, że tekst, który opublikowaliśmy kilka tygodni temu był stronniczy, ponieważ nie każdy muzułmanom jest ortodoksem i nie każdy próbuje zniewolić kobietę. Anna przyznaje jednak, że coś w tym strachu przed związkami z innowiercami z Arabii jest... Sama nigdy bowiem nie zdecydowała się na wyjazd w rodzinne strony ojca swego dziecka, nie pozwoli mu też zabrać go tam np. na wakacje.

Od pierwszego wejrzenia

Ich historia zaczęła się niewinnie, bo od portalu randkowego. Ona, bardzo ładna wtedy 19-latka, założyła na jednym z nich swój profil. Nie miała żadnych nadziei na poznanie kogoś wyjątkowego. Taka była wtedy moda, każdy miał gdzieś swoje konto.


- Któregoś dnia w przypływie nudy, wertowałam profile mężczyzn. Jeden przykuł moją szczególną uwagę. Ciemna karnacja, równiuteńko przystrzyżona broda, zadbany i te jego ciemne oczy... - wspomina.

Od razu zauważyła, że jest innej narodowości. Niespecjalnie przestraszyła się, gdy zorientowała się, że ma do czynienia z muzułmaninem. Po prostu na nic nie liczyła. Tym bardziej, że jak sama przyznaje, nie spodziewała się zainteresowania.

- Oni wolą blondynki z jasnymi oczami, a ja jestem ich zupełnym przeciwieństwem - zauważa z uśmiechem.

Napisała jednak do niego. Oboje bardzo spodobali się sobie. Szybko z portalu randkowego przenieśli się na popularne komunikatory. Najpierw były krótkie rozmowy na gg, potem już całonocne z wizją na Skypie.

Po pół roku wirtualnej znajomości, oboje podjęli decyzję o spotkaniu.

- Mieliśmy już wszystko ustalone. On akurat studiował w Polsce. Umówiliśmy się, że spotkamy się w Warszawie. Tyle, że pokłóciliśmy się o coś strasznie przed godziną „zero” - opowiada.

W pierwszej chwili była wściekła, że tyle planów spełzło na niczym przez jakąś głupotę. Aby nie popsuć sobie wolnego dnia do końca, finalnie zdecydowała się na wyjazd do stolicy, tyle, że nie do wirtualnej sympatii, a do ciotki.

Po drodze, w pociągu wymieniła kilka smsów ze swoim przyjacielem. Ten wiedząc, że jest w podróży, sprawdził o której przyjeżdża pociąg i na którym peronie się zatrzymuje.

- Wyszłam z pociągu i skierowałam się do ruchomych schodów. Ze spuszczoną głową jechałam w dół. Jak ją podniosłam, zobaczyłam jego. Czekał tam na mnie jak w jakimś filmie. Oni tak umieją, wiedzą, jak sprawić by kobieta poczuła się jak księżniczka - podkreśla.

Prawda w laptopie

Poznali się bez problemu, bo przecież wcześniej niemal codziennie widywali się na Skypie. Po dwóch tygodniach od tego spotkania zadecydowali, że zamieszkają ze sobą. W jego warszawskim mieszkaniu. Sielanka nie trwała długo. Co prawda przez 3 miesiące byli niemal nierozłączni i Ani wydawało się, że bardzo zakochani w sobie, ale otrzeźwienie przyszło szybko.

- Cała ta historia rozegrała się tuż po mojej maturze. W czerwcu zamieszkaliśmy razem. To były wakacje, więc nie przejmowałam się ani pracą ani dalszą edukacją. Ale w końcu trzeba było zejść na ziemię. We wrześniu pojechałam do domu, po moje szkolne świadectwa. Chciałam złożyć papiery do jakiejś szkoły, poszukać sobie zajęcia - tłumaczy.

Wróciła do ich gniazdka wcześniej niż planowała. Chciała mu zrobić fajną niespodziankę. Zrobiła, tyle, że sobie i wcale nie miłą...

- Miałam klucze, więc weszłam do mieszkania. On akurat się kąpał, na stole stał włączony laptop. Nie chciałam być niedyskretna, ot tak, spojrzałam na monitor. Zamurowało mnie. Na pulpicie było otwarte okno rozmowy z jakąś dziewczyną, też Polką - przypomina.

Zrobiła mu awanturę, on niczego się nie wypierał. Spakowała swoje rzeczy i tego samego dnia stanęła u progu domu ciotki. Planowała zaczepić się w stolicy i tam zacząć dorosłe życie, już bez swego ukochanego.

- Ale jak to mówią, powiedz Bogu o swoich planach, to go rozbawisz. Okazało się, że jestem w ciąży. On początkowo nie chciał ze mną rozmawiać, wypierał się, że to na pewno nie jego dziecko - opowiada.

Ostrożności nigdy za wiele

Nie chciała być sama, więc wróciła do domu. Do rodziców. On zerwał z nią kontakt. Próbowała go odnaleźć, bo chciała, żeby brał udział w wychowaniu ich dziecka. Długo nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Okazało się bowiem, że kilka miesięcy po wyprowadzce Ani... ożenił się z dziewczyną, którą ona wtedy widziała w laptopie.

Dwa lata temu nieodpowiedzialny ojciec sam odszukał Anię. Jego żona nie wie, że ma z nią dziecko. Raz widział córkę na żywo. Czasami dzwoni na Skypie, mała myśli, że to jakiś wujek.

- Nie wie, że to jej tata. Nie chce jej mieszać w głowie, nie wiem jaki mi numer może jeszcze wywinąć. Ostatnio wpadł na pomysł, byśmy pojechały z nim do Iranu. Jestem rozsądna, wiem, że mogę stamtąd nie wrócić z dzieckiem - podkreśla.

Dodaje na koniec, że mimo wszystko nie boi się go, nie broni mu kontaktów z dzieckiem.

- Każdy jest innym człowiekiem. Nie można wrzucać wszystkich do jednego worka - kończy.

Ewa Bochenko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.