Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkanka powiatu niżańskiego przez wiele lat była maltretowana przez męża

Marcin RADZIMOWSKI [email protected]
Gdy pierwszy raz on cię uderzy, to jest jego wina, ale gdy pozwolisz, żeby uderzył cię drugi raz, to już jest twoja wina…

Wyrok

Wyrok

Jesienią ubiegłego roku niżański sąd wydał wyrok. 48-latek skazany został na dwa lata więzienia z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na czteroletni okres próby. Dwaj synowie za znęcanie fizyczne i psychiczne dostali kary po dziesięć miesięcy więzienia "w zawiasach" na trzy lata. Do tego cała trójka została zobowiązana do zaprzestania znęcania się nad kobietą. Wyrok nie jest prawomocny, apelację za trzy tygodnie rozpozna Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu. Za znęcanie się nad osobą najbliższą kodeks karny przewiduje do 5 lat więzienia (ze szczególnym okrucieństwem do 10) a za zgwałcenie karę do 12 lat więzienia.

Przez dwadzieścia lat małżeństwa 48-letnia obecnie mieszkanka wsi w powiecie niżańskim, była maltretowana przez męża. Domowy kat bił ją, gwałcił i znęcał się psychicznie. Z czasem znęcać nad kobietą zaczęli się także synowie. Minęło wiele lat, zanim ofiara przemocy przestała milczeć…

Danuta, a właściwie Danusia - bo tak się do niej zwracają współpracownicy - to 48-letnia, bardzo pogodna kobieta. Pomimo ogromnego brzemienia doświadczeń. Koleżanki z pracy, tej obecnej i byłej, mówią, że to człowiek dusza. Zawsze pomoże, pocieszy. Choć sama przez wiele lat milczenia na pocieszenie nie mogła liczyć. Wszystko dusiła w sobie. Przez praktycznie cały okres małżeństwa powroty z pracy do domu nie są niczym przyjemnym. Nie chciała wracać do męża kata. W pracy, między ludźmi zapominała o kłopotach. Tam była sama, mogła jedynie ryczeć do poduszki.

- Teraz też nie chce mi się wracać do domu. Bo po co? Oprócz męża mam jeszcze czterech synusiów, od których wiele razy słyszałam, że jestem szmatą, wywłoką, jebaną suką. Żebym wypierdalała z domu, żebym się szła powiesić - kobieta nie jest w stanie powstrzymać łez.

IDEAŁ MĘŻCZYZNY

Doskonale pamięta, gdy mąż uderzył ją pierwszy raz. Minęło kilka miesięcy od dnia, kiedy w białej sukni szła do ołtarza. Wtedy była przekonana, że Juruś (tak mówi o mężu) to aniołek. Grzeczny, miły, elegancki i zawsze ogolony. Danuta była przekonana, że to jej ideał mężczyzny…

- Byłam wtedy w ciąży. Pamiętam, Juruś wrócił z pracy w hucie, z drugiej zmiany. Zaczął wygadywać, że jak byłam panną to z jakimś tam chłopakiem gdzieś się całowałam. Powiedziałam, żeby bzdur nie gadał - wspomina Danuta. - Ale on ciągle dopytywał, czy to prawda, czy się z kimś tam całowałam, bo on to wie i mam się przyznać. W końcu wyprowadził mnie z równowagi i powiedziałam mu, że tak, całowałam się z tamtym facetem, choć to nie była prawda.

Dostała pięścią w twarz. A potem kolejny. Z rozbitego nosa polała się krew, wkrótce na twarzy 24-letniej wówczas dziewczyny pojawił się siniak. Juruś nie był wtedy pijany. W ogóle rzadko zagląda do kieliszka. Tym samym łamie stereotyp, bo zazwyczaj domowymi katami są osoby nadużywające alkoholu. On bił na trzeźwo.

Pierwszy raz zgwałcił żonę kilka dni później. Dla Danuty to bardzo bolesne wspomnienia. Kiedy do nich wraca, oczy znów zalewają się łzami.

- Po tym jak mnie pobił nie chciałam, żeby mnie dotykał - mówi. - Chwycił mnie za szyję, wykręcił ręce. Zaczęłam krzyczeć, ale on zatkał mi ręką usta. I zgwałcił…

CHOROBLIWA ZAZDROŚĆ

Młodzi małżonkowie mieszkali wtedy jeszcze w domu teściów Danuty, w sąsiedniej wiosce. Młodzi na górze, teściowie na dole. Dom młodych był w trakcie budowy. Danusia pracowała wówczas w dużej firmie ubezpieczeniowej. Najpierw w Tarnobrzegu, później w Stalowej Woli. Zarabiała dobrze, ale budowa domu to ogromny wydatek i pieniądze szybko się rozchodziły.

Kolejny raz dostała po twarzy jakieś trzy tygodnie później. Powód był znów ten sam - brak powodu. I znów zgwałcił. Wykręcił ręce, docisnął twarz żony do poduszki i wykorzystał.

- On był chorobliwie zazdrosny. Ja nie mogłam na weselu czy innej imprezie zatańczyć z jakimś innym mężczyzną. Od razu słyszałam później od Jurusia, że na pewno dałam mu dupy - wspomina ofiara domowej przemocy.

- Za każdym razem tak mówił, wystarczyło, by na ulicy jakiś facet się w moją stronę popatrzył. I już był pretekst do wyzwisk. On nawet ojcu swojemu awanturę kiedyś zrobił, że kiedy on jest w pracy, to teść przychodzi do naszej części domu. To jakieś chore było. Ja nie mogłam się dziesięć minut spóźnić z pracy, bo już wydzwaniał i sprawdzał, czy w ogóle byłam. Miał obsesję na tym punkcie.

BABA MA CHŁOPU DAWAĆ

Mijały kolejne tygodnie, miesiące. Danusia nikomu nie mówiła o swoim koszmarze. Nawet matce, nawet siostrze. Pracowała i starała się nie myśleć o mężu tyranie. Jak często ją bił, jak często gwałcił?

- Raz, dwa a czasami kilka razy w miesiącu… - 48-latka znów płacze. - Ja nabrałam do niego takiego wstrętu, że nie chciałam, by mnie w ogóle dotykał. Ale on miał to gdzieś. Dlaczego przez tyle lat pozwalałam, żeby mnie bił i gwałcił? Myślałam, że to moja wina. Wstydziłam się, dlatego moja siostra ani mama nie wiedziały. Gdy mnie któryś z kolei raz zgwałcił to nie wytrzymałam i poskarżyłam się teściowej. Usłyszałam od niej, że baba jest od tego, żeby chłopu dawać.

Nigdy nie przepraszał, co też wyróżnia go od innych domowych katów. Zazwyczaj mąż bijący żonę następnego dnia przychodzi na kolanach, płacze i zarzeka się, że to był ostatni raz. Błaga o wybaczenie. Żona wybacza a jakiś czas później znów dostaje. Ale Juruś nie przepraszał, jakby katowanie żony uważał za coś normalnego. Przecież i tak od niego nie odejdzie. Jest mały synek, kolejny w drodze.
Mijały kolejne lata.

- To był czas, kiedy byłam uzależniona od teściowej i od męża. Pracowałam, więc teściowa opiekowała się dziećmi. Nie miałam prawa jazdy, więc jak trzeba było pojechać na przykład do lekarza, musiałam prosić męża - dodaje kobieta. - U teściów mieszkaliśmy jakieś dziesięć lat, zanim poszliśmy na swoje.

JAK KAMELEON

Czas nie stoi w miejscu i Danuta ani się obejrzała, a była już kilkanaście lat starsza. Mąż wciąż ją bił, wyzywał, gwałcił. Teraz jednak musiała myśleć nie tylko o sobie, ale też o czterech synach. Rodziła praktycznie rok po roku i nie ma wątpliwości, że trzej młodsi są owocami zgwałceń. Od tamtego pierwszego razu kobieta nie pamięta, by między nią a mężem doszło do normalnego kontaktu.

- On był jak kameleon. Między ludźmi pełna kultura, uprzejmy, miły, służący pomocny. W domu zmieniał się nie do poznania - mówi Danuta. - Kiedy jechaliśmy do sklepu, to z koszykiem oczywiście podjeżdżał, zakupy do samochodu pakował. A po powrocie do domu to ja musiałam torby taszczyć.

Juruś się nie zmienił. Bił nadal, okładał pięściami i kopał. Ślady na twarzy żona maskowała pudrem. Zakładała swetry z wysokim kołnierzem, żeby nie było widać zaczerwienień na szyi. Pracowała w kasie, więc miała styczność z wieloma osobami. Ktoś mógł zauważyć ślady pobicia, a ona nikomu nie chciała mówić o swoim koszmarze.

- Kiedyś pamiętam, jak chciał mnie pobić to uciekłam do piwnicy w nowobudowanym domu. Tam mnie dopadł i zaczął kopać. Obok leżał nóż i miałem przez chwilę taką myśl, żeby po niego sięgnąć i skończyć to wszystko raz na zawsze - mówi przez łzy Danuta. - Nie zrobiłam tego i chyba dobrze.

Wiele razy przed pobiciem ratowała się ucieczką z domu. Kiedy było lato, miejscem ukrycia przed awanturnikiem był kąt pod schodami wejściowymi. Tam szukała schronienia, często tylko w pantoflach i koszuli nocnej. Siedziała pod schodami. Jak pies, całą noc.
- Zimą pod schody nie dało się uciekać. Zostawałam, więc mnie bił - mówi z płaczem.

MAMA PRZYNOSI WSTYD

Przez 20 lat małżeństwa maltretowana kobieta miała chwile zwątpienia. Kilka razy chciała ze sobą skończyć. Później przychodziła refleksja, że to nie jest dobre rozwiązanie. Odejść od tyrana nie ma dokąd, wszystkie pieniądze wpakowała w dom. No i są dzieci przecież.
A synusiowie rośli, patrzyli i słuchali. Zaczynali brać przykład z ojca, z każdym rokiem było gorzej. Początkowo tylko dwaj najstarsi wyzywali matkę od pojebanych, od suk. Kiedy zwracała im uwagę, bo na przykład nabłocili na podłodze, słyszała, żeby wypierdalała z domu, jak jej nie pasuje.

- Tak, czułam się winna i nadal się czuję. Pracowałam i nie poświęcałam wystarczająco wiele czasu na wychowanie synów - Danuta nie kryje wyrzutów sumienia. - A może to po prostu nie wychowanie, tylko geny odziedziczone po ojcu? Oni nawet w obecności obcych osób wyzywali mnie od najgorszych. Nieraz słyszałam od synusiów, że jestem jebaną suką.
Kilka lat temu Danuta zaczęła się powoli otwierać. Miała ochotę wyrzucić to wszystko z siebie, wykrzyczeć na całą wieś. W ciąż brakowało jej sił. I wsparcia.

- Powiedziałam miejscowemu księdzu o tym, co się dzieje. O zachowaniu męża i synów. Sama nie wiem, czego mogłam oczekiwać, skoro Juruś to dla tego księdza ideał? Pomaga mu, jak cos trzeba zrobić na plebani, zawsze do usług - Danuta wyciera oczy kolejną chusteczką. - Kiedy w końcu zdecydowałam się do sądu sprawę oddać powiedział do moich synusiów, że "mama musi się zmienić i wszystko wycofać, bo wstyd przynosi".

TERAZ, ALBO NIGDY

48-latka wspomina, że tylko jeden kapłan, w którym szukała pociechy, zrozumiał, jaki nosi codzienny krzyż. - Miał łzy w oczach, kiedy opowiedziałam mu o wszystkim - mówi.
Kobieta wspomina, że mąż któregoś dnia w 2006 roku skopał ja tak bardzo, że całą klatkę piersiową miała siną. Akurat zbiegło się to w czasie z chorobą wymagająca interwencji chirurgicznej.

- Prosiłam lekarza, by nie kierował mnie do szpitala. Gdybym się tam rozebrała, zobaczyliby, że jestem pobita - płacze.

Ostatni raz została zgwałcona przez męża w 2008 roku. Powiedziała wtedy, że jak ją jeszcze dotknie to zawiadomi policję. Ale bił nadal.

Danuta w końcu dojrzała do tego, żeby powiedzieć dość! Zaczęła zwierzać się ze swoich trosk, zrzucając ogromny ciężar. Miała wsparcie w przyjaciółkach z pracy, miała w policjancie i kuratorze sądowym sprawującym nadzór nad najmłodszym synem. Popadł on w problemy z prawem, na tle narkotykowym.

- Kurator mówiła, że jeśli ja nie złożę zawiadomienia o przestępstwie, to ona to zrobi. Bardzo w podjęciu decyzji pomógł mi ten policjant. Przekonał mnie, że idę drogą donikąd, że jeśli tego nie skończę to dojdzie do tragedii - mówi Danuta. - Policjant był zresztą świadkiem anormalnych zachowań mojego synusia, który chwycił się za krocze i ostentacyjnie zaczął zaciskać rękę. Powiedział do policjanta "się ma to się rusza".

JEDŹ, I NIE WRACAJ

Policja zawiadomienie o znęcaniu się psychicznym i fizycznym przez męża i dwóch najstarszych synów, przyjęła pod koniec grudnia 2011 roku. Od tamtej pory nie została już ani razu pobita, ale wyzwiska nieraz usłyszała. Z ust synów. Od teściowej usłyszała, żeby po żadnych policjach nie chodzić i pośmiewiska na całą wieś nie robić.

Stres powodowany przeżyciami pozostawił ślady. 48-latka korzystała z porad psychiatry, dała o sobie znać cukrzyca a w ubiegłym roku u Danuty lekarze zdiagnozowali nowotwór złośliwy piersi. Nie było wyjścia, musiała trafić na stół operacyjny. Nawet wtedy nie miała wsparcia w najbliższych, w mężu i synach. Kiedy jeździła na konsultacje, a później na operację, musiała sobie radzić sama.

- Gdy powiedziałam jednemu z synów, że jadę na operację, usłyszałam "jedź i nie wracaj, wypierdol się na pierwszym zakręcie". Nic ich nie obchodziło, że mam poważną operację - mówi 48-latka. - Kiedy wieźli mnie już na blok operacyjny, wysłałam sms z informacją. Nikt nie odpisał.

Po przeprowadzonym zabiegu mastektomii, 48-latka dochodziła do zdrowia. W domu nadal nie miała nikogo, z kim mogłaby normalnie porozmawiać. Wspomina, że kiedyś źle zwijała się z bólu, to do jej pokoju przyszedł najstarszy syn i zapytał, czy wezwać karetkę. To był jeden drobny gest, ale Danuta go pamięta doskonale. Pamięta, że wtedy u syna była jego dziewczyna. Może dlatego zareagował słyszą jęki matki?

TO ŻONĘ MOŻNA ZGWAŁCIĆ?

W prokuraturze a potem w sądzie prawie żaden świadek nic nie słyszał i niczego nie widział złego w relacjach małżeńskich między Danutą i jej mężem. Przez dwadzieścia lat. Teściowie też nie słyszeli żadnych awantur, o pobiciach też nie wiedzieli.

- Teściowa na przesłuchaniu zapytała sędzię, "jak to, można zgwałcić żonę"? - niedowierza Danuta. - Usłyszała, że tak, żonę też można zgwałcić.

Maltretowana przez lata kobieta wspomina, że jedną z sąsiadek, która zeznawała na jej korzyść w sądzie, spotkały później dziwne zdarzenia. Któregoś dnia ktoś rzucił jej kamień na schody i rozbił płytki, innym razem znów w oczku wodnym znalazła swojego utopionego kota.

Kiedy rozmawia się z Danutą, trudno oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystkich cierpień, żal jej synów. Męża nie, ale synów tak. Chciałaby mieć z nimi normalny kontakt. Jak inne matki. Przez te wszystkie lata myślała, że jeśli poświęci im więcej czasu, będzie lepiej. Ale było coraz gorzej.

- Co czuję do męża? Obrzydzenie. Tylko tyle - przekonuje. - Co się we mnie zmieniło w ostatnich trzech latach? Psychicznie jestem silniejsza. I czuję się bezpieczna, chodzę z podniesioną głową a nie tak, jak kiedyś. Teraz wiem, że gdyby czas można było cofnąć, nie czekałabym tyle lat. To taki apel do kobiet w podobnej sytuacji. Gdy pierwszy raz on cie uderzy, to jest jego wina, ale gdy pozwolisz, żeby uderzył cię drugi raz, to już jest twoja wina…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie