Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na poligonie w Nowej Dębie był ... Stalingrad

Katarzyna SOBIENIEWSKA-PYŁKA
Dziś na nowodębskim poligonie międzynarodowe ćwiczenia z udziałem niemieckich wojsk to codzienność.
Dziś na nowodębskim poligonie międzynarodowe ćwiczenia z udziałem niemieckich wojsk to codzienność. fot. Marcin Radzimowski
- Tego dnia błądziliśmy po lesie w poszukiwaniu grzybów, gdy nagle mój kolega zaproponował: "Chodź, pokażę ci coś niesamowitego" - opowiada pan Wiesław. - Chwilę później naszym oczom ukazała się wielka makieta miasta. "To Stalingard" - powiedział. "Wiem, co mówię, sam go dla Niemców budowałem."
Dziś na nowodębskim poligonie międzynarodowe ćwiczenia z udziałem niemieckich wojsk to codzienność.
Dziś na nowodębskim poligonie międzynarodowe ćwiczenia z udziałem niemieckich wojsk to codzienność. fot. Marcin Radzimowski

Dziś na nowodębskim poligonie międzynarodowe ćwiczenia z udziałem niemieckich wojsk to codzienność.
(fot. fot. Marcin Radzimowski)

Grzybobranie z lat sześćdziesiątych pan Wiesław z Nowej Dęby wspomina do dziś. - To były takie fragmenty lasu, w które mało kto się zapuszczał - opowiada mężczyzna. - Można tam było nieźle oberwać, bo wokół poligon i ciągłe strzelanie. Tego dnia uzbieraliśmy po wiaderku prawdziwków. Jak na tamte lasy, to niewiele i wtedy właśnie, znudzony poszukiwaniem grzybów, kolega postanowił zrobić mi taką niespodziankę.

PO MAKIECIE NIE MA JUŻ ŻADNEGO ŚLADU

Widok zapierał dech w piersiach. Jakieś mury, ulice, wszystko trochę przypominało scenografię do filmu. Kolega pana Wiesława chętnie opowiadał o tym, jak Niemcy zatrudnili go do budowy makiety Stalingradu, bo był dobrym i znanym w okolicy murarzem.

Historycy są dziś ostrożni i choć nikt nie zaprzecza, że na poligonie w Nowej Dębie stała owa makieta, w materiałach źródłowych ciężko znaleźć o niej jakąkolwiek wzmiankę. Udało nam się odkryć ją jedynie w internetowym życiorysie feldmarszałka Friedricha von Paulusa.

Dziś po makiecie nie ma już śladu. Jak twierdzą ci, co ją widzieli, nie została zniszczona przez wojsko, ale zniszczył ją przede wszystkim czas. Na jej gruzach powstała tak zwana poligonowa twierdza, którą od lat zdobywają nie tylko Polacy, ale też Niemcy, Amerykanie, Francuzi.

KTO WIDZIAŁ FELDMARSZAŁKA?

Niezaprzeczalnym historycznie faktem jest jednak to, że to właśnie na nowodębskim poligonie wiosną 1941 roku Niemcy przeprowadzali wielkie ćwiczenia przed operacją "Barbarossa" i kampanią stalingradzką. Czy ćwiczącymi żołnierzami dowodził wówczas sam feldmarszałek? To również jest zagadka, do której historycy podchodzą z pewną rezerwą, mimo że niemal w centrum miasta stoi po dziś dzień biała willa, zwana przez wszystkich Paulusówką.

Nieżyjący już od lat historyk z Nowej Dęby Władysław Bajda podchodził do tych opowieści z pewnym dystansem, bo sam w latach wojennych pracował w tak zwanym wzorcowym folwarku i nieraz bywał w Paulusówce, przynosząc tam mleko. - Mieszkał tam niemiecki generał Rexilius, który był wówczas kierownikiem zakładu amunicji, ale nigdy nie widziałem tam feldmarszałka ani o nim nie słyszałem - wspominał kilkanaście lat temu. - Z drugiej jednak strony, ktoś musiał czuwać nad wielkimi manewrami i przygotowaniem planu "Barbarossa". Ale kto?

- Są tacy, co podobno widzieli w Nowej Dębie faldmarszałka Paulusa - mówi Grażyna Rębisz ze świetlicy szkolnej, która mieści się dziś w Paulusówce. - Osobiście nie znam tej osoby, ale słyszałam taką opowieść, że pamięta go służąca, która w czasie wojny tu pracowała i była świadkiem wizyty Paulusa w willi. Przecież musi być jakiś powód, dla którego mieszkańcy miasta nazwali tę willę właśnie Paulusówką.

W wilii zwanej Paulusówką mieści się świetlica szkolna. W czasie II wojny bywał tu podobno feldmarszałek Friedrich von Paulus.
W wilii zwanej Paulusówką mieści się świetlica szkolna. W czasie II wojny bywał tu podobno feldmarszałek Friedrich von Paulus. fot. Katarzyna Sobieniewska-Pyłka

W wilii zwanej Paulusówką mieści się świetlica szkolna. W czasie II wojny bywał tu podobno feldmarszałek Friedrich von Paulus.
(fot. fot. Katarzyna Sobieniewska-Pyłka)

TAJEMNICA WILLI NA WZGÓRZU

Biała willa, zwana Paulusówką, skrywa na pewno niejedną tajemnicę. Faktem jest jednak to, że nie powstała dla feldmarszałka ani jego ludzi, tylko dla Janusza Szypowskiego, kierownika fabryki amunicji, która powstała w Nowej Dębie w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego. Willę wybudowano w 1937 roku. Po wojnie zamieszkiwali w niej pracownicy Zakładów Metalowych. Później została przekształcona w szkołę, a dziś jest świetlicą szkolną.

O odzyskanie tego domu starali się członkowie rodziny Janusza Szypowskiego. Kilka lat temu Nową Dębę odwiedzał jego syn, Mirosław Szypowski, który chciał budynek odkupić. Okazało się to jednak mało możliwe, bowiem willa została wpisana do rejestru zabytków i ma pełnić funkcje użyteczności publicznej. Kiedy syn Janusza Szypowskiego zrezygnował z jej wykupienia, poprosił kierowniczkę mieszczącej się w willi świetlicy o pozwolenie na spędzenie jednej nocy w dawnym domu swojego ojca. Mieszkańcy miasteczka mają na ten temat swoja teorię. - Podobno, kiedy Szypowscy uciekali z wilii po wybuchu wojny, zostawili tam skarb - opowiada jedna z mieszkanek Nowej Dęby. - Ludzie mówili, że jest zakopany gdzieś pod sosną, ale wokół same sosny. Jak więc znaleźć cokolwiek?

CZARNE LIMUZYNY Z NIEZNAJOMYMI

"Paulusówka" jest obiektem zainteresowania i opowieści już od lat. Atmosferę tajemnicy podkręcają dodatkowo wizyty niecodziennych gości, którzy przyjeżdżają czasem tylko po to, by popatrzeć na budynek i odjechać.

- Kilka tal temu przed willę podjechały dwie czarne limuzyny - wspomina pracownica świetlicy szkolnej. - Wysiadło z nich kilku eleganckich panów, ubranych w czarne garnitury. Wyglądali jak ochroniarze jakiegoś dygnitarza. Pochodzili wokół ogrodzenia, popatrzyli, wymienili między sobą jakieś uwagi i odjechali. Nikt nie wie, skąd i po co przyjechali. Czy to kolejni poszukiwacze rzekomego skarbu, czy tylko osoby szukające śladów przedwojennej i wojennej historii?

NIE TYLKO KOMANDOSI JEDLI BUNDESBUŁKI

W 1994 roku po raz pierwszy w powojennych latach niemieccy komandosi znów wylądowali na poligonie w Nowej Dębie. Potem bywali tu wielokrotnie, a dziś międzynarodowe ćwiczenia z udziałem wojsk niemieckich to już zwykła codzienność. Jednak z tamtą pierwszą powojenną ich wizytą też wiąże się opowieść, nie tyle już tajemnicza, co zabawna, wciąż krążąca po mieście. Otóż w czasie ćwiczeń wojskowych w 1994 roku nowodębscy piekarze zaczęli piec specjalnie dla Niemców białe bułeczki z sezamem, które miejscowi szybko nazwali bundesbułkami. Specjalne wypieki pieściły podniebienia nie tylko wojaków, ale też wszystkich cywili, którzy smak bundesbułek pamiętają do dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie