Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma takiego drugiego księdza...

Piotr SZPAK
Ksiądz Wiesław w stroju reprezentanta Polski.
Ksiądz Wiesław w stroju reprezentanta Polski. Marcin Radzimowski
Pasją duchownego jest wędkowanie.
Pasją duchownego jest wędkowanie.

Pasją duchownego jest wędkowanie.

- To ksiądz wyjątkowy. Drugiego takiego nie ma na tym świecie. To wielkie szczęście, że jest z nami - mówi wylewnym głosem mieszkanka Koniemłotów, wsi leżącej w województwie świętokrzyskim. Nie tylko ona wychwala pod niebiosa księdza Wiesława Wołoszyna z parafii p.w. Opatrzności Bożej w Stalowej Woli.

Ksiądz Wiesław swoją toyotą mknie czasami i 200 km/h.
Ksiądz Wiesław swoją toyotą mknie czasami i 200 km/h. Marcin Radzimowski

Ksiądz Wiesław swoją toyotą mknie czasami i 200 km/h.
(fot. Marcin Radzimowski)

Ksiądz Wiesław ma 33 lata, urodził się w Tarnobrzegu, ale wychował w podstalowowolskiej wsi Ruda Jastkowska. Od zawsze lubił kopać piłkę, a pasja ta pozostała nawet po wyświęceniu go na księdza.

Wyciągał z baru

Przed czterema laty ksiądz Wiesław trafił do parafii w Koniemłotach. Od razu zainteresował się drużyną piłkarską, która była właśnie w rozsypce. Postanowił uratować to, co jeszcze zostało z zespołu.

- Przyjechałem tu w wakacje, drużyna była w "ogonie" A-klasy. Wielu miało dość piłki - wspomina ksiądz Wiesław. - Zacząłem kopać z tymi, którym się jeszcze nie znudziło. Szybko zauważyłem, że młodzieży potrzebny jest ktoś, kto ich wyciągnie z barów, z domu, z alkoholu. Wspólnie z mieszkańcem tej wsi Andrzejem Sojdą, który jest działaczem klubu, postanowiliśmy coś zrobić. Udało nam się zebrać kilku zapaleńców i stworzyć przychylny klimat wokół klubu. Na nasze mecze zaczęli chodzić ci, którzy wcześniej boisko piłkarskie omijali z daleka.

Wyrozumiały biskup

Wiesław wyświęcony został w 1998 roku w Sandomierzu przez biskupa Wacława Świerzawskiego. Trafił do parafii w Krzątce k. Nowej Dęby, później do Goźlic k. Klimontowa i tam zaczął grać w piłkę w zespole Klimontowianki Klimontów. Później były Koniemłoty, a następnie posługa w parafii Świętego Michała Archanioła w Ostrowcu Świętokrzyskim. Potem wyjechał do Kanady. Dlaczego do Kanady?

- Bo tam mam całą swoją rodzinę, także ze strony mamy i taty. Rodzice wyemigrowali z Polski przed ponad 20 laty, w latach gospodarczego i politycznego kryzysu w naszym kraju. Mieszkają w prowincji Ontario. Od 15 lat zawsze tam jeździłem na każde wakacje. Aż nadszedł dzień, kiedy postanowiłem, że wyjadę do Kanady na stałe. Było mi o tyle łatwiej, że tu w Polsce nie mam prawie nikogo z rodziny. Prawie, bo została tu tylko siostra mamy, która jest siostrą zakonną w Warszawie - mówi.

Bał się reakcji biskupa na to, że chce pełnić posługę w Kanadzie. Ale znalazł zrozumienie i zgodę otrzymał natychmiast.

Z obłoków na ziemię

Jego marzeniem była praca z Polonią kanadyjską. Tak było uzgodnione przed wyjazdem, ale co innego znaczyły ustalenia, a co innego stało się rzeczywistością.

- Podczas rozmowy z biskupem w Toronto, dowiedziałem się, że nie dostanę polskiej parafii, bo te były już pozajmowane. "Jak chcesz, możemy ci dać parafię anglojęzyczną" usłyszałem. Zamurowało mnie, bo angielskim władałem dobrze, ale nie na tyle, by prowadzić parafię. Poszedłem więc na kurs nauki języka, który kosztował sześć tysięcy dolarów. Okazałem się pojętnym uczniem i szybko, bo w ciągu pięciu miesięcy, opanowałem angielski na tyle, że mogłem głosić kazania w tym języku.

Ale praca z tamtejszymi wiernymi szybko sprowadziła księdza Wiesława z obłoków na ziemię.

Klimatyzowane groby

Duchowny z Podkarpacia szybko zorientował się, że jego posługa będzie jedynie namiastką tego, co mógłby robić w Polsce.

- Choć wierzymy w tego samego Boga, to ich wiara i nasza wiara różnią się diametralnie. Tamtejsze duszpasterstwo nie wchodzi w głąb wiary, w głąb człowieka. Nie mają żadnych tradycji, nie wiedzą, co to Boże Narodzenie, co to Wielkanoc. Szokiem dla mnie było też to, że księża nie chodzą tam w sutannach, a niektóre groby są tam klimatyzowane - opowiada. Nie mógł na to wszystko patrzeć. Postanowił wrócić.

Ale nasz bohater nadal chce pracować w Kanadzie lub USA. Jednak tylko w parafii polonijnej. Wierzy, że swego dopnie i za kilka lat znów wyjedzie. Tym razem na stałe...

Trenował u... Anioła

Po powrocie zza oceanu ksiądz Wiesław został przydzielony do parafii Opatrzności Bożej w Stalowej Woli. Ale o Koniemłotach nie zapomniał. Sentyment do piłki szybko się odezwał. Zresztą, uprawiał nie tylko piłkę nożną, ale także lekkoatletkę. Nim poszedł do seminarium, trenował biegi u Stanisława Anioła, ówczesnego trenera lekkoatletów Stali Stalowa Wola. Jego rekord życiowy na 100 metrów wynosi 11,04 sek., a więc jest nieosiągalny dla wielu wyczynowych sportowców!

- Trenowałem przełaje, byłem wicemistrzem województwa, zająłem trzecie miejsce w zawodach rozegranych w Przemyślu - wspomina ksiądz

Będzie polował!

Ale pasją księdza ze Stalowej Woli jest nie tylko piłka nożna. Lubi wędkowanie. W Kanadzie złowił 5,5 kilogramowego szczupaka. Teraz odezwała się w nim żyłka myśliwego. Jeszcze nie upolował żadnego zwierza, ale ma nadzieję, że niedługo to nastąpi.

- Nawiązałem kontakt z proboszczem jednej z parafii, który jest zapalonym myśliwym. Chyba połknąłem bakcyla, bo już nie mogę doczekać się, kiedy upoluję grubego zwierza. Ale pierwsze strzały dopiero przede mną. Najpierw wstąpię do koła łowieckiego w Pysznicy - śmieje się.

Podkreśla jednocześnie, że te wszystkie pasje, a szczególnie grę w piłkę nożną może uprawiać dzięki życzliwości księdza proboszcza Jerzego Warchoła, który swemu podopiecznemu idzie na rękę jak tylko może.

Twarde życie

Jego życie nie było usłane różami. Co więcej, jako 14-latek musiał zająć się gotowaniem, praniem, sprzątaniem, prasowaniem i wszystkim tym, czym zajmują się kobiety mające rodziny.

- Cóż było robić. Bóg tak sprawił, że tata był w Kanadzie, mama we Włoszech, a my zostaliśmy przy dziadkach. Dziadkowie doglądali nas, ale wszystko robiliśmy sami. To znaczy ja i moje trzy młodsze siostry. Ale daliśmy sobie radę. Nie ma więc dla mnie rzeczy, której nie zrobię. Jestem ze wsi, dobrze władam kosą, potrafię wydoić krowę, umiem ugotować, uprać. Życie mnie tego nauczyło. I choć czasami było ciężko, mało kiedy narzekałem.

Zakochany w Koniemłotach

Po mszach w Stalowej Woli, ksiądz Wiesław wsiada do swej Toyoty i mknie ile sił do Koniemłotów. Odległość 80 kilometrów pokonuje dość szybko. Nie pamięta, ile zapłacił mandatów za przekroczenie prędkości, ale bywa, że "depnie" nawet 200 km/h. Oczywiście, tam gdzie się da, i kiedy się da.

- Policję mamy sympatyczną i wyrozumiałą. Ja posiadam angielskie prawo jazdy, a kiedy "drogówka" mnie zatrzyma, posługuję się językiem angielskim. To pomaga - uśmiecha się.

Ale ksiądz nie łamie nagminnie przepisów ruchu drogowego. Co ma jednak zrobić latem, gdy w niedzielę ma mało czasu na dotarcie na mecz do Koniemłotów? Grać musi, bo grać uwielbia, więc musi jechać szybko. Niedługo w jego zespole zagra inny ksiądz, Tomasz Wargacki z parafii p.w. Matki Bożej Śnieżnej w Zarzeczu k. Niska.

Wyjątkowy

W Koniemłotach o księdzu Wiesławie mówią: wyjątkowy. I faktycznie jest to duchowny wyjątkowy. Ale wielu księży postawa Wiesława kole w oczy. Wiele razy dawali mu to do zrozumienia.

- Już się do tego przyzwyczaiłem. Wielu ma mi za złe, że chodzę własnymi ścieżkami, że jestem aż tak bardzo otwarty. Staram się być księdzem dla wiernych, a nie księdzem dla księży - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie