Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ola i Andrzej Wiśniewscy ze Starachowic w podróży karetką pogotowia dookoła świata spotkali w Mongolii niezwykłego człowieka (ZDJĘCIA)

Sławomir Sijer
Starachowiczanka Ola Wiśniewska wraz z mężem Andrzejem kontynuuje podróż dookoła świata starą karetka pogotowia. To już szósta, niezwykle barwna relacja Oli, ponownie z Mongolii, okraszona świetnymi zdjęciami Andrzeja.

Po iście rajdowej przeprawie przez rzekę z Doliny Khujirt wyjeżdżamy na taśmę asfaltu. Początkowo jego stan jest taki, że marzymy o powrocie na bezdroża. Z czasem jednak sytuacja poprawia się na tyle, że zamiast koncentrować się na dziurach na drodze, możemy delektować się tym, co rozciąga się za oknem.

Krajobraz zaczyna się znacząco zmieniać. Już w Dolinie Khujirt idealnie płaska nić horyzontu zaczęła wznosić się w zielone pagórki. Teraz pagórki przechodzą w coraz wyższe wzgórza, a zielona darń coraz częściej ustępuje siwym plackom kamienistych stoczy. Flora łąkowych pagórków zmienia się w wykwity ostrych skał. Tylko niebo pozostaje ciągle jaskrawo błękitne. Potężne. Bezbrzeżne.

Razem z otoczeniem zmienia się fauna. Do standardowych już stad koni, krów i owiec dołączają wielbłądy. Na kamienistych poboczach, pomiędzy błotnistymi kałużami brodzą żurawie. Pomiędzy nimi, wtulając łyse głowy w ramiona skrzydeł, jak rabusie, cichcem przemykają wielkie sępy. Nad nimi, trzymając majestatyczny dystans, kołują orły. Każdy przydrożny słup obsiadają ptaki. Drapieżne. Bystrookie.

Pod ich bacznymi spojrzeniami docieramy do niespodziewanego postoju. Na wzgórzu, zaraz przy głównej drodze wznosi się kompleks posągów. Z myślą, że to buddyjska świątyni wdrapujemy się na pagórek i stajemy oko w oko z dziesiątkiem kamiennych koni. Ich statuy na cokołach szerokim półkolem otaczają podwórzec kompleksu. Za główną jego częścią, z
marmurowym podestem, masywnymi kolumnami i przeszklonym ołtarzem pod złotą kopułą natykamy się na szereg leżących na ziemi czaszek. Czaszek końskich.

Kamienne tablice z wyrytymi po mongolsku opisami kompleksu mówią nam kompletnie nic. Kiedy już – pod wrażeniem, ale sfrustrowani brakiem informacji – wracamy do samochodu, zagaduje nas po angielsku przygodny chłopak.
- Turyści? Skąd?
- Z Polski. Wiesz co to za miejsce?
- Kompleks poświęcony najsłynniejszym koniom wyścigowym w Mongolii.
- Miejsce hołdu dla tych, co przeszły na wieczną emeryturę?
- To też. Ale większa część z koni przedstawionych tutaj jeszcze żyje, ma się dobrze i cały czas bierze udział w wyścigach. Co więcej – wygrywa! – chłopak wyjaśnia, jednocześnie machając do nas przyzywająco ręką.

Siedząca obok niego staruszka wyciąga termos i nalewa w jego nakrętkę biały płyn.
- Proszę. Spróbujcie. To nasz skarb narodowy – airag. Sfermentowane kobyle mleko. Tylko dwa procent alkoholu. Można po nim prowadzić – śmieje się chłopak i podaje nam kubek. Alkoholu rzeczywiście praktycznie nie czuć. A rzadki, lekko musujący płyn, rozlewa się po języku cierpkim, ale orzeźwiającym smakiem. Zaspokoiwszy i pragnienie i rządzę wiedzy, ruszamy dalej, do Bajanchongor.

Na miejsce docieramy późnym wieczorem, w strugach deszczu i okazjonalnego gradu. Dopiero nazajutrz dostrzegamy pełnię urody miejsca, w którym się zatrzymaliśmy. Ranek wita nas złotą kulą słońca. Oświetla pasmo górskie otaczające Bajanchongor, migotliwą rzeczkę, wijącą się przed progiem naszego „salonu” i kudłate krówska spacerowym tempem przekraczające wodę. Solennie postanawiamy dziś się nigdzie nie ruszać i pracowicie oddawać się błogiemu lenistwu. Nagle…

- Słyszysz?
- Aha. Skąd to?
Gdzieś zza ściany samochodu dochodzi nucenie i skoczne podśpiewywanie. Chwilę później – charakterystyczny dźwięk dzwonka Nokii, cisza i znowu śpiewy. Osłupiali otwieramy boczne drzwi samochodu i stajemy oko w oko z porannym gościem.

Starszy Mongoł w szmaragdowo lśniącym, kaszmirowym płaszczu i czarnym kapeluszu, wykrzykuje radosne ‘”Ach!” na nasz widok. Ładuje się do samochodu i rozsiada przy stoliku. Ani na chwilę nie przestaje mówić, energicznie gestykulować i raz po raz wybuchać śmiechem. W końcu sięga za pazuchę i wyciąga bogato haftowany woreczek. Wyjmuje z niego maleńką
buteleczkę – tabaka.

W międzyczasie dochodzimy do siebie na tyle, żeby przypomnieć sobie, co robić w podobnej sytuacji. Grzecznie bierzemy więc buteleczkę, podziwiamy i nieco uchylając korek, imitujemy niuchanie tabaki. Skutkuje. Gość jest wniebowzięty i znów zalewa nas potokiem słów. Nasz ewidentny brak znajomości mongolskiego kompletnie mu nie przeszkadza. Kontynuując monolog, sięga do cholewy wysokiego, skórzanego buta i wyciąga płaski portfel. Delikatnie wyjmuje z niego poskładany kawałek papieru i podtyka Andrzejowi pod nos. Na papierku jest numer telefonu. Mężczyzna, na migi, domaga się, żeby zapisać go w naszych telefonach. Na migi również każde nam dać swoje numery. Wymianę kontaktów zaraz testuje i dzwoni do nas. Udany
test telefoniczny konkluduje kolejne, radosne „Ach!”. W książce zapisany jest wielkimi literami: FACET.

Po kilkunastu dobrych minutach gość zbiera się do wyjścia, ale zanim to nastąpi, kilkukrotnie upewnia się, że do niego zadzwonimy. Wreszcie odwraca się na pięcie, pakuje za pazuchę oferowane mu pudełeczko z serem i znika za drzwiami. W samochodzie robi się dziwnie pusto, cicho i tylko w dali niesie się skoczne podśpiewywanie przerywane dzwonkiem Nokii.
Kilka dni później, Andrzej odbiera telefon. Szczegółowo opowiada, co robi, jakie ma na dziś plany i rozłącza się.

- Ktoś z Polski? – pytam.
- Nie. FACET.

CZYTAJ TAKŻE:

POLECAMY RÓWNIEŻ:




Na te psy musisz mieć pozwolenie urzędnika! To groźne zwierzęta!


Prezenty dla dzieci na Mikołajki 2018. TOP 10



Rzadko widujesz te znaki drogowe. Lepiej przypomnij sobie, co oznaczają!



Najlepsze seriale 2018 roku. Jaki wybrać na wieczór? Zobacz najciekawsze




Śladami słynnych filmów i seriali - miejsca, które trzeba odwiedzić! [GALERIA]



Plastik i śmieci zalewają Ziemię? Zobacz niezwykłe zdjęcia z kosmosu


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie