Przypomnijmy. Do scysji na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Lesku doszło latem 2009 roku. Matka Magdaleny B. przyjechała tu, gdy doznała bolesnego urazu ręki, a w Sanoku nie było ortopedy. W Lesku zajęła się nią jedna z lekarek. - Wysłuchała pacjentkę, wzięła dokumentację, obejrzała zdjęcie rtg. Wtedy wtrącił się lekarz Mirosław P., który postanowił "spławić" obie kobiety - tak Andrzej Podstawski, obrońca oskarżonej, przedstawia przebieg zdarzeń.
"Sanockie świnie"
Między kobietami i lekarzem rozpoczęła się kłótnia. Ze strony medyka padły wulgarne i obraźliwe słowa. Nazwał kobiety "sanockimi świniami". - To było zachowanie skandaliczne. Nie waham się użyć tego słowa - mecenas Podstawski nie kryje swojego osądu.
Gdy lekarz skierował się do wyjścia, nie udzielając pomocy matce Magdaleny B., córka stanęła na jego drodze. W tym miejscu wersje lekarza i kobiety są tak różne, że sprawę musiał zbadać sąd.
Lekarz czuł się zagrożony
Mirosław P. jesienią ubiegłego roku wniósł do Prokuratury Rejonowej w Lesku zawiadomienie o pobiciu. Prokuratura oskarżyła młodą kobietę z art. 157 par. 1 posiłkując się między innymi opinią biegłego okulisty, który stwierdził, że w wyniku uderzenia lekarz doznał obrażenia lewego oka. To skutkowało następstwami chorobowymi na okres powyżej 7 dni.
Doniesienie Magdaleny B. do prokuratury w Sanoku skończyło się poradą, by skierować sprawę na drogę cywilną.
Proces rozpoczął się w styczniu. Jako oskarżyciel posiłkowy występował Mirosław P. Prokurator Monika Kaszubowicz nie miała wątpliwości co do przebiegu wydarzeń. - Pan doktor czuł się zagrożony zachowaniem kobiet - stwierdziła.
- Oskarżona w sposób siłowy chciała dowieść, że zachowanie lekarza jest niewłaściwe. Zastawiła mu drogę, wręcz napadła. Mogło paść w tym czasie jakieś niestosowne słowo, ale to nie ma znaczenia - dodała mecenas Ewa Nowaczek, pełnomocnik lekarza.
Prokurator wystąpiła z wnioskiem o karę czterech miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem i 20 godzin pracy na cele społeczne. Wniosek został poparty przez lekarza, który uznał, że będzie to kara adekwatna do sytuacji oskarżonej i do jej zachowania.
Obrońca Magdaleny B. wystąpił o zmianę kwalifikacji prawnej czynu. Według niego, oskarżona działała w sposób nieumyślny, w stanie zdenerwowania. Chciała pomóc matce i została źle potraktowana przez medyka. W zależności od rozstrzygnięcia sądowego wniósł o uniewinnienie, warunkowe umorzenie postępowania lub warunkowe zawieszenie orzeczonej kary z uwagi na okoliczności.
Uderzenie w twarz uszkodziło oko
Sąd przychylił się do wniosku prokuratury. Sędzia Robert Maślanka zauważył, że lekarz zachowywał się wprawdzie niewłaściwie, ale gdy chciał przejść, oskarżona zastawiła mu drogę. W tej sytuacji złapał ją za ręce i pchnął na ścianę. W odwecie kobieta uderzyła go otwartą dłonią w twarz. To uderzenie spowodowało obrażenia oka. Według sądu było to zachowane celowe. - Każdy, kto zadaje taki cios, musi się liczyć z tym, że spowoduje trudne do przewidzenia obrażenia ciała - stwierdził sędzia.
Sąd zauważył, że żadna ze stron nie wykazała woli ugodowego załatwienia konfliktu. - Przemoc nie jest metodą ich rozwiązywania. W cywilizowanym świecie nie można dochodzić swoich racji przy pomocy rękoczynów - powiedział sędzia.
Matka Magdaleny B. nie zamierza złożyć broni i nie wyklucza dalszych działań prawnych. - Nie dość, że nie została mi udzielona pomoc w szpitalu, to jeszcze publicznie zostałam znieważona - zaznacza. - Teraz w majestacie prawa czuję się "świnią" i "śmieciem".
Wyrok nie jest prawomocny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?