Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wypadku w szpitalu w Stalowej Woli 74-letnia kobieta zmarła. Jej synowie walczą teraz o odszkodowanie [ZDJĘCIA]

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
- Mojej mamie nic życia nie zwróci, chodzi mi tylko o sprawiedliwość - mówi Rafał Pawelec ze Stalowej Woli
- Mojej mamie nic życia nie zwróci, chodzi mi tylko o sprawiedliwość - mówi Rafał Pawelec ze Stalowej Woli Fot. Marcin Radzimowski
Z powodu niewpłacenia w terminie wynoszącej 3 tysiące złotych zaliczki, Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu oddalił w środę pozew dwóch braci, którzy skarżą Powiatowy Szpital Specjalistyczny w Stalowej Woli. Domagają się wypłaty 160 tysięcy złotych odszkodowania za śmiertelny wypadek ich matki, do jakiego doszło na terenie lecznicy.

Cała sprawa dotyczy tragicznych wydarzeń, które swój początek miały 3 lutego 2016 roku. Tego dnia 74-letnia Zyta Pawelec ze Stalowej Woli przyszła do miejscowego szpitala w odwiedziny do przebywającej tam siostry.

Seniorka w towarzystwie siostrzeńca szła klatką schodową na właściwe piętro (nie lubiła jeździć windą), w pewnym momencie potknęła się na schodach i bardzo nieszczęśliwie upadła - uderzając o twarde podłoże złamała kość biodrową i rękę w łokciu.

W trakcie 6-godzinnej operacji pani Zycie wstawiono endoprotezę biodrową, przeprowadzono też rekonstrukcję złamanej ręki.

Endoprotezę wstawiono prawidłowo, bo widać było, że noga goi się prawidłowo. Zupełnie nieudana była natomiast, moim zdaniem, operacja ręki - wspomina Rafał Pawelec ze Stalowej Woli, syn kobiety.

To on wspólnie ze starszym bratem, Markiem, pozwał szpital.

- Początkowo w złamaną rękę lekarze wstawili druty i nie założyli gipsu. Z rany wystawały druty, sączyła się z niej ropa. Ręka zupełnie się nie goiła, mama przez cały czas skarżyła się na ból. Dopiero po jakimś czasie lekarze założyli gips, była też druga operacja. To jednak nic nie pomogło, mama bardzo cierpiała. Dotąd energiczna, mimo wieku kobieta, stała się zupełnie niesamodzielna. Była bowiem praworęczna, a właśnie prawą rękę złamała. Moim zdaniem ważne było to, że mama od około 20 lat chorowała na cukrzycę. Miało to kolosalne znaczenie dla jej leczenia, bo przy takiej chorobie zwykła rana ciężko się goi, a co dopiero, gdy do ręki włoży się druty.

Rafał Pawelec mimo upływu czasu nie może się pogodzić ze stratą mamy. Wspomina, że była kobietą bardzo elegancką, lubiła się stroić, ładnie ubierać, ładnie pachnieć.

- Musiała raz w tygodniu pójść do kościoła, dbała o swój ogródek przy bloku. Mama kochała życie, była otwarta na świat. Cieszyła się, że wkrótce zostanie babcią. Lubiła ludzi, lubiła wśród nich przebywać - mówi Rafał Pawelec.

Po wypadku kobieta zupełnie się załamała. Kiedy wypisano ją ze szpitala, trafiła do domu pod opiekę synów.

28 maja 2016 roku synowie wezwali pogotowie - 74-latka miała wysoką gorączkę, której towarzyszyły wymioty. Szybko okazało się, że doszło do sepsy - zakażenia organizmu, posocznica gronkowcowa wywodziła się z rany na łokciu.

Zyta Pawelec przebywała na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej Powiatowego Szpitala Specjalistycznego w Stalowej Woli. Stan kobiety nie poprawiał się, z racji niemożności sprawowania nad kobietą właściwej opieki w warunkach domowych, 11 lipca 2016 roku przewieziono ją do hospicjum w Ostrowcu Świętokrzyskim. Zmarła sześć dni później.

Rafał Pawelec złożył do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa błędu lekarskiego, który doprowadził do śmierci matki. Po wielomiesięcznym śledztwie sprawa została jednak umorzona.

Mężczyzna wspólnie z bratem złożyli jednak pozew cywilny do Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. Chodziło o ustalenie odpowiedzialności szpitala za wypadek na schodach.

W 2018 roku zapadł wyrok. Sąd uznał, że szpital rzeczywiście nie zadbał o właściwe oświetlenie całej klatki schodowej (nie zapewnił pełnego bezpieczeństwa osobom z niej korzystającym). Jednocześnie połową odpowiedzialności za wypadek obarczył kobietę, uznając, że 74-latka lub towarzyszący jej siostrzeniec mogli zapalić światło na klatce schodowej lub zejść innymi, oświetlonymi schodami.

W konsekwencji takiego rozumowania sąd podzielił kwotę żądania na pół - po 15 tysięcy złotych dla każdego z dwóch braci, do tego po 1,5 tysiąca złotych świadczenia za okres opieki nad matką po leczeniu szpitalnym.

W kolejnym pozwie, który w środę miał rozpoznać Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu, bracia domagali się od szpitala (poprzez firmę ubezpieczeniową) po 80 tysięcy złotych odszkodowania za śmierć matki. Zostali jednak zobligowani przez sąd do zapłaty wynoszącej 3 tysiące złotych zaliczki na pokrycie kosztów biegłych, których opinie miały być kluczowymi dowodami w sprawie. Zaliczka została wpłacona po wyznaczonym terminie, 21 września. Pełnomocnik powoda argumentował, że stało się tak przez trudna sytuację finansową, w jakiej znalazł się powód, na co miała wpływ także pandemia.

Sąd jednak powołując się na przepisy, oddalił pozew i sprawa nie została wcale merytorycznie rozpoznana.

Powód z pośrednictwem pełnomocnika planuje złożenie apelacji.

- To spóźnienie to wynik trudnej sytuacji. Mój brat stał się bezdomnym, odkąd musieliśmy sprzedać mieszkanie po rodzicach. Ja także mam trudną sytuację finansową, której nie ułatwia trwająca pandemia. Kwotę 3 tysięcy złotych jednak uzbierałem i wpłaciłem. Uważam, że sąd powinien uznać wpłatę - argumentował Rafał Pawelec po wyjściu z sądu. - Tym bardziej, że kwota żądania jest symboliczna. Mojej mamie nic życia nie zwróci, chodzi mi tylko o sprawiedliwość.


ZOBACZ TEŻ: „Lekarz obejrzał ją przez drzwi i odesłał nas do domu”. 35-latka zmarła następnego dnia, sprawę bada prokuratura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie