Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po zabójstwie w Stalowej Woli. "Zapowiadał, że zrobi krwawy Irak w perszingu"

Zdzisław Surowaniec
Krzysztof w mieszkaniu, które wkrótce się spaliło.
Krzysztof w mieszkaniu, które wkrótce się spaliło. Zdzisław Surowaniec
I słowa dotrzymał. Zadźgał nożem trzech mężczyzn. A potem zasnął w pokoju przy trupach.

ZOBACZ TAKŻE:
Podejrzany o podwójne zabójstwo: Broniłem się. Motyw? Prawdopodobnie awantura o alkohol

(dostawca: gs24.pl/gs24.pl)

Bestialskie morderstwo trzech mężczyzn, każdy miał na sobie kilkadziesiąt pchnięć nożem, do krwawej jatki przyznał się Krzysztof, był podżegany.

O 27-letnim Krzysztofie napisaliśmy przed rokiem. Mieszkał w socjalnym mieszkaniu w cieszącym się złą sławą perszingu przy ulicy 1 Sierpnia. Był grudzień, a w mieszkaniu miał wybitą szybę. Od lodowatego wiatru wiejącego przez okno nie chroniła zawieszona szmata.

Maleńkie mieszkanie na drugim piętrze Krzysztof zamienił w norę. Łazienka to był chlew, nie nadawała się do mycia, muszla była zatkana, z kranu nad brudnym zlewem nie ciekła woda. W mieszkaniu nie było ogrzewania i światła, bo energetycy odłączyli prąd, za który mężczyzna nie płacił. Nie miał już prawa do mieszkania w perszingu, bo nie wystąpił o przedłużenie najmu.

Biegał po korytarzu i krzyczał

Mieszkańcy perszinga mieli dość Krzyśka, który nocami biegał po korytarzu, krzyczał, nie dawał im spać. Nawet jak na warunki, jakie tu panują, był zanadto uciążliwy. - Mieszka tu trzy lata, zawsze był z nim problem - mówili przed rokiem sąsiedzi. - Płacze nocami, drze się sam do siebie, kiedy dostaje depresji. Chodzi po korytarzu i krzyczy „kurwo, zabije cię” - opowiadała kobieta na inwalidzkim wózku. Kiedy sąsiedzi mieli dość, dzwonili po pogotowie. Ale Krzysiek dawał ratownikom warunek, że na oddział psychiatryczny nie da się zawieźć, tylko chce na neurologię.

Kiedy przed rokiem pierwszy raz zobaczyłem Krzyśka, zatkało mnie. To wysoki, ładny, dobrze zbudowany młody mężczyzna, z czarną, gęstą czupryną włosów i zarostem na twarzy. Zauważyłem, że drgają mu ręce. Nie był rozmowny, ale był łagodny, powiedział, że potrzebuje pomocy, chciałby mieć nowe spodnie.

Miała z nim piekło

Matka mężczyzny mieszka w bloku jakieś trzysta metrów od perszinga, przy ulicy Niezłomnych. - Kiedyś pił bardzo dużo, od czterech lat nie pije - przyznała. Twierdziła, że kiedy mieszkał z nią, miała z nim piekło. - Wybijał szyby w domu, niszczył meble, wynosił różne rzeczy, nie miałam chwili spokoju - opowiada. - Jest uparty, nie daje się umieścić w szpitalu czy w dziennym domu dla psychicznie chorych. Biorę jego rentę i kupuję mu jedzenie, bo jakby dostał wszystko naraz, natychmiast by stracił - uważa. - Jak mu posprzątam, to na drugi dzień jest bałagan. Jak do mnie przyjdzie dam mu jeść, choć czasami samej mi brakuje. Ale u mnie nie zamieszka, nie chcę ponownego piekła - postanowiła.

Spalił mieszkanie

Po kilku tygodniach mieszkanie zajmowane przez Krzyśka spaliło się od niedopałka papierosa. Mężczyzna został przeniesiony do męskiego schroniska dla bezdomnych na rogatkach miasta. Ale mieli z nim problem, bo pił. Włóczył się po mieście, przychodził do perszinga przy 1 Sierpnia, ale w jego dawnym mieszkaniu był już inny lokator. Nocował gdzieś pod gołym niebem albo zapędzał się do pershinga przy ulicy Popiełuszki.

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej starał się o umieszczenie Krzysztofa w zakładzie psychiatrycznym, gdzie lekami można byłoby mu było podreperować zdrowie. Jednak psychiatrzy orzekli, że mężczyzna nie ma choroby psychicznej, ma za to chorobę alkoholową. Nie chciał jednak iść na odwyk do ośrodka leczącego uzależnienia, choć taki jest w Stalowej Woli. Po odwyku mógł być przeniesiony do kolejnego ośrodka, który zajmuje się takimi osobami. Nic z tego nie wyszło.

Dostawał bony

Nigdzie nie pracował, więc Ośrodek Pomocy Społecznej dawał mu bony na kupno jedzenia, sześćset złotych miesięcznie, do realizacji w sieci sklepów Społem. - Przychodził z bonami, brał mąkę, pieczywo, nabiał, wędliny. Po chwili wracał z pieniędzmi, które chyba dostawał za towary, które komuś tanio sprzedał i kupował piwo - przypomina kierowniczka sklepu, w sąsiedztwie bloku, gdzie doszło do tragedii. - Był spokojny - zapewnia.

Jednak awanturę zrobił w niedzielę. Przyszedł na chwilę przed zamknięciem sklepu. Zamiast żywności domagał się zamiany bonu na alkohol. A że nie dostawał „procentowego zamiennika”, krzyczał. Ale żadnej szkody nie narobił, niczego nie rozbił. Czy to on rozbił wielką szybę w społemowskim Jubilacie, też będącym w sąsiedztwie perszinga? - Nie wiem, nie wiem, nie wiem - tak odpowiedziała kierowniczka tej placówki.

Bony zginęły

Czasami Krzysztofowi udawało się zamienić u znajomych bony na pieniądze. Początkowo bony warte 150 złotych sprzedawał za 100 złotych, ostatnio z bólem pozbywał się ich za 20 złotych - tak mówią mieszkańcy pershinga przy Popiełuszki.

W niedzielę podobno bony mu zginęły. I postanowił zrobić porządek z tymi, których podejrzewał o kradzież. Jak nam powiedziała kobieta mieszkająca obok mieszkania, gdzie doszło do tragedii, już o godzinie wpół do drugiej nad ranem w poniedziałek było głośno. Przebywał tam Krzysiek. - Latały meble, była kłótnia - wspomina. O mieszkaniu mówi, że to pijacka melina, w środku nie ma nawet kibla. - Leją i srają do dziury w łazience albo na korytarzu - ubolewa (na drugi dzień spotkaliśmy tę kobietę kompletnie pijaną).

Szukał telefonu

Sprzątaczka pierwsza dowiedziała się o morderstwie. Kiedy przyszła w poniedziałek rano posprzątać klatkę, w której dech zapiera wiecznie panujący tu smród, podszedł do niej mężczyzna i poprosił, żeby wezwała pogotowie ratunkowe, bo w jego mieszkaniu jest trup. - Nie miałam przy sobie telefonu, więc poszedł dalej - wspomina. Tym proszącym był właściciel mieszkania, gdzie zasztyletowani zostali dwaj mężczyźni. Udało mu się w końcu znaleźć kogoś z telefonem i wezwać policję.

Do komendy policji informacja o zwłokach w mieszkaniu na pierwszym piętrze perszinga dotarła w poniedziałek około godziny dziewiątej rano. Funkcjonariusze myśleli, że będzie jeden trup. Po przybyciu na miejsce okazało się, że są tam zbroczone krwią ciała dwóch mężczyzn. W tym samym pomieszczeniu, gdzie leżały trupy, na drugiej wersalce, spał Krzysztof. W trakcie wykonywania czynności policjanci ustalili, że w innym mieszkaniu, na wyższym piętrze, znajdują się zwłoki trzeciego mężczyzny. Zabici to Józef Z. i Andrzej W. (obaj mieli po 62 lata) oraz 39-letni Andrzej G.

Przyznał się do morderstwa

Policjanci odnaleźli właściciela mieszkania. Był nim 64-letni Zenon K. Został zatrzymany razem z Krzysztofem w policyjnym areszcie. Krzysztof od razu przyznał się do zamordowania nożem trzech mężczyzn. Najpierw życie stracił mieszkający na trzecim piętrze 62-letni Józef Z. Miał mieszkanie na przyzwoitym poziomie, z telewizorem, porządnymi drzwiami. Potem od ciosów nożem zginęli dwaj Andrzeje pijący wódkę w zarobaczonym mieszkaniu na drugim piętrze, należącym do to 64-letniego Zenona K. Morderca musiał wpaść w szał, bo zabici mieli na ciele po kilkadziesiąt ciosów.

Przekręcone kamery

Na korytarzach perszinga przy ulicy Popiełuszki są przymocowane do sufitu kamery rejestrujące obraz. To po to, aby wyłapywać wandali, a przynajmniej zniechęcić ich do niszczenia pomieszczeń. Za niszczenie groziła eksmisja. Zapis z nagrania byłby bezcenny dla śledczych, bo pokazywałby co się działo na klatce w ponurą noc. Pech chciał, że dzień wcześniej ktoś dla draki kijem powykręcał kamery i nie doszło do nagrania tego co się działo na korytarzu perszinga. Bo w poprzeddnich latach w perszingu były dwa morderstwa, pożary i strzelanina.

W środę 27-letni Krzysztof S. usłyszał zarzut potrójnego zabójstwa. Złożył obszerne wyjaśnienia. Grozi mu dożywocie. 64-letni Zenon K. został oskarżony o usiłowanie zabójstwa i podżeganie do zbrodni. Nie przyznał się do winy. W momencie zatrzymania obaj mężczyźni byli trzeźwi, choć prawdopodobnie w chwili szaleństwa byli pod wpływem alkoholu. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i aresztował obu tymczasowo na trzy miesiące.

Policjanci zrobili wiele, aby wychodzący z sądu i wsiadający do radiowozów oskarżeni mężczyźni (przewożono ich osobno) byli jak najmniej widoczni dla fotoreporterów, którzy od pięciu godzin czekali na zimnie, wietrze i w deszczu na możliwość zrobienia zdjęcia tym, którzy dopuścili się krwawej jatki, o której zrobiło się głośno w całej Polsce.

Eksperyment z manekinem

Zaraz po rozprawie, Krzysztof został przewieziony do perszinga przy Popiełuszki na eksperyment, jak nazywa się wizję lokalną z udziałem sprawcy przestępstwa. Policjanci dostarczyli dwa manekiny, na których Krzysztof pokazał prokuratorowi jak dźgał nożem ofiary. Być może był to ostatni jego pobyt w perszingu i w rodzinnym mieście, bo grozi mu nawet dożywocie. Jeśli się okaże, że był poczytalny.

Tragiczne zdarzenia

Śmierć trójki mężczyzn w Stalowej Woli to kolejne tragiczne zdarzenie w ostatnich latach. W styczniu 2014 roku w mieszkaniu w Lipie wracająca w południe do domu 12-letnia dziewczynka, odkryła zakrwawione ciała matki i dwojga rodzeństwa - 6-letniego brata i 9-letniej siostry. Jak się okazało kobieta poderżnęła gardła swoim dzieciom, a potem popełniła samobójstwo. W kwietniu 2014 roku piętnastoletnia Małgorzata będąca w piątym miesiącu ciąży, została znaleziona martwa w sosnowym młodniku koło cmentarza w Kłyżowie. Do zabójstwa przyznał się szesnastoletni chłopiec, ojciec nienarodzonego dziecka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie