Z pierwszej edycji „Barometru Polskiego Rynku Pracy” wynika, że 63 proc. firm już pod koniec lutego obawiało się spowolnienia gospodarczego. Spokojny był co trzeci pracodawca. Obawy o recesję już wtedy przekładały się na powściągliwe deklaracje dotyczące sytuacji firmy w 2020 roku. Połowa przedsiębiorców spodziewała się, że będzie taka sama jak w 2019 roku, 13 proc. widziało szansę na poprawę, a 29 proc. oczekiwała pogorszenia.
Największe wyzwanie przed jakimi stoją teraz firmy to konsekwencje koronawirusa dla ich biznesu, ale jeszcze w lutym 3 na 4 przedsiębiorców obawiało się wyższych kosztów prowadzenia działalności, 64 proc. nie chciało zmian przepisów, a 62 proc. widziało zagrożenie w presji płacowej. Na kolejnych miejscach znalazły się m.in. inflacja czy deficyt kadrowy, który jeszcze niedawno spędzał sen z powiek większości firm.
- Na rynku pracy mamy do czynienia do dużej podaży pracowników z Polski, którzy są tutaj między innymi dlatego, że nie mogą wyjechać za granice, ponieważ w przypadku powrotu do Polski czeka ich kwarantanna. Oznacza to, że masa ludzi, która wyjeżdżała z Polski do pracy sezonowej w tym okresie, czyli w lutym, marcu, kwietniu i maju do Niemczech czy Holandii w tym roku nie wyjedzie. Są to setki tysięcy ludzi, blisko miliona, które zostały w Polsce i szukają zatrudnienia. Tym samym pojawiają się w pośredniakach, w tych statystykach bezrobocia- tłumaczy w rozmowie z AIP Krzysztof Inglot, Prezes Zarządu Personnel Service.
Jednak jak tłumaczy, te statystyki i tak są zaniżone. Jego zdaniem duża część pracowników w pierwszych miesiącach koronawirusa, w marcu i kwietniu przebywała na L-4. - Te osoby nie mają dokąd wrócić po tych zwolnieniach, więc zasilą pulę bezrobotnych w Polsce. Możemy się spodziewać, że w maju będziemy mieć kolejne, silne uderzenie wzrostu bezrobocia w Polsce- mówi Inglot.
Niepewność związana z koronawirusem, przekłada się na mniej entuzjastyczne deklaracje dotyczące zwiększania poziomu zatrudnienia. W lutym tylko 17 proc. firm planowało rekrutacje na nowe stanowiska, a większość chciała utrzymać liczbę etatów na niezmienionym poziomie.
Natomiast 13 proc. pracodawców planowało redukować liczbę pracowników. Jak przyznają eksperci Personnel Service, ta liczba będzie jeszcze spadać, wraz z obniżającymi się przychodami firm. Dane Pracodawców RP wskazują, że pod koniec marca br. aż 93 proc. pracodawców odczuwało straty finansowe w związku z epidemią. W konsekwencji spada także zapotrzebowanie na pracowników z Ukrainy.
Pod koniec lutego odnotowano najniższy wynik od początku prowadzenia przez Personnel Service badania – tylko 11 proc. firm deklarowało zatrudnianie kadry ze Wschodu, a 10 proc. zamierzało rekrutować ich w najbliższej przyszłości. Nie oznacza to jednak, że pracy dla Ukraińców nie będzie w ogóle.
- W tej chwili polska gospodarka nie ma problemu z brakiem Ukraińców poza dwoma sektorami: rolnym i ogrodniczym, które właśnie teraz mają najwięcej pracy. Nie zauważymy tego w dużych statystykach. Cały czas podkreślaliśmy, że jeżeli w Polsce przebywa 1- 1,2 mln Ukraińców średnio miesięcznie, to w ZUSie zarejestrowanych jest 600- 640 tys. Naszym zdaniem ta różnica, czyli 500- 600 tys pracowała w szarej strefie w rolnictwie, ogrodnictwie i budownictwie. Tych ludzi nie będzie widać na liczbach, ponieważ to nigdy nie było zgłoszone w ZUSie- mówi.
Natomiast rolnicy mają wielkie problemy, bo Polacy jeszcze nie oswoili się z myślą, że jak nie jadą do niemieckiego rolnika, to mogą popracować w Polsce ale szybko będą musieli się z tym oswoić- alarmuje Inglot.
- Ukraińców nie ma na taką skalę. Ja mówię o skali, że w polskim ogrodnictwie i rolnictwie zabraknie minimum 200 tys Ukraińców do pracy dorywczej, najemnej- dodaje.
Jednocześnie ekspert zwraca uwagę na fakt, że w Tarczy Antykryzysowej znalazł się zapis mówiąc o tym, że osoby, które są już w Polsce legalnie mogą pracować do 30 dni po zakończeniu epidemii.
- Te osoby z Ukrainy, które są legalnie w Polsce, a straciły pracę w fabrykach czy w usługach, w tej chwili zasilą ten głód pracownika, który się pojawi w ogrodnictwie i rolnictwie. De facto nie przyjadą nowi Ukraińcy, czyli około 200 tys, natomiast ci, którzy wylądowali bez pracy, a muszą ponosić koszty życia, zdecydują się na dorywczą pracę w rolnictwie i ogrodnictwie w Polsce.
Obejrzyj wideo:
Dobra passa deweloperów musiała się kiedyś skończyć. Sprzedaż dużej liczby mieszkań zaowocuje zapewne dużą liczbą ich zwrotów
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?