Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polityka Motyki

/PISZ/

Miało być łatwo i przyjemnie, a będzie dramatycznie i kto wie, czy nie tragicznie. Po kompromitującej grze w Radomiu i porażce 1:3 z Radomiakiem piłkarze Tłoków są coraz bliżej trzeciej ligi.

Tylko kwadrans

Gorzyczanie w Radomiu z dobrej strony zaprezentowali się jedynie w pierwszym kwadransie gry, kiedy bliscy pokonania Pawła Gałczyńskiego byli Piotr Bański, Dariusz Solnica i Tadeusz Krawiec oraz w doliczonym czasie gry (4 minuty), kiedy Bogusław Pacanowski trafił piłką w poprzeczkę, a Łukasz Piasecki strzelił gola.

- Dobrze, że Łukasz zdobył tę bramkę, szkoda tylko, że mnie na przeszkodzie stanęła poprzeczka. Chociaż w sumie nie ma co narzekać, bo równie dobrze mogło być 5:0 dla rywali - mówił po spotkaniu Bogusław Pacanowski.

Zajechani?

Piłkarze Tłoków sprawiali wrażenie mówiąc piłkarskim żargonem "zajechanych". Byli wolni, przegrywali pojedynki jeden na jeden. Niestety, nie mogliśmy zapytać trenera Marka Motyki, co robił z naszym zespołem na zgrupowaniu w Dębicy i co w rundzie wiosennej. Motyka od kilkunastu dni nie odbiera od nas telefonów, obrażony pewnie za niektóre artykuły. Jego praca może być jednak tylko oceniona krytycznie, ba, bardzo krytycznie. Mogą coś na ten temat powiedzieć działacze Szczakowianki Jaworzno, klubu którego działacze szybciutko zorientowawszy się w trenerskich umiejętnościach Motyki i raz, dwa podziękowali mu za pracę. Gorzyckim działaczom tej odwagi zabrakło. I za ewentualny spadek ponosić będą taką samą winę, jak Motyka.

Po co wygrywali?

Bardzo znamienne słowa padły z ust jednego piłkarzy Tłoków po meczu w Radomiu.

"Po co wygrywaliśmy z Cracovią, jak byśmy dostali w "łeb", to już by go pogonili, a tak...". Te słowa słyszeli też dziennikarze z Radomia, których "zamurowało". Ale dobrze zorientowani wiedzą, że Motyka miał i ma w zespole swoją opozycję. Wiedzą też o tym działacze klubu, ale nie chcieli sobie brać "strupa" na głowę, udając, że nic się nie dzieje i strasząc piłkarzy, że jak im się nie podoba, to...

Gdzie Pyskaty?

W Radomiu najlepszym piłkarzem Tłoków był bramkarz Krzysztof Petrykowski, ale na ławce rezerwowych zabrakło Krzysztofa Pyskatego. To on wraz z Krzysztofem Złotkiem padli łupem polityki kadrowej Motyki.

- Jestem urlopowany, więcej nic nie powiem. Nie zależy mi na tym, żeby teraz robić burzę wokół drużyny. Póki są szanse na utrzymanie, póty trzeba walczyć - powiedział nam Pyskaty.

Także Krzysztof Złotek nie zamierza zabierać głosu w tej sprawie. Już raz się "wychylił" i... nie ma go w drużynie.

Co dalej?

Wczoraj działacze Tłoków zastanawiali się, co zrobić z tym fantem. Odważnych do podjęcia decyzji jednak nie było. Dziś ma się rozstrzygnąć, czy do ostatniego meczu sezonu zespół poprowadzi Motyka, czy Tomasz Tułacz, który ma wielu zwolenników.

- Dla Tomka to oni będą trawę gryźć i w rewanżu rozniosą Radomiaka - powiedział nam jeden z działaczy Tłoków. - Gdyby to ode mnie zależało, to pan Motyka dawno by już tu nie pracował. Może to i sympatyczne chłopisko, ale jaki z niego trener, każdy widzi - dodał.

Niestety, personalne decyzje nie należą do niego. Zadziwiające jest natomiast to, że trener Motyka tak kurczowo trzyma się trenerskiego stołka w Tłokach. Czyżby wiązało się to z finansami, o czym coraz głośniej?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie