Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces dotyczący zbrodni w Racławicach i zmienne zeznania oskarżonego 22-latka

Marcin Radzimowski
Przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu ruszył w środę proces 22-letniego Przemysława S. i 34-letniego Artura D., oskarżonych o brutalne zabójstwo 89-letniej Genowefy B. z Racławic koło Niska. Po wyjaśnieniach oskarżonych wiadomo już, że sąd będzie miał niełatwe zadanie oceniając dowody w tej sprawie.

Jako pierwszy przed pięcioosobowym składem orzekającym z przewodniczącym sędzią Józefem Dylem, wyjaśnienia złożył Przemysław S. Rocznik 1996, wykształcenie gimnazjalne, pracujący dorywczo, sąsiad (odległość trzech domów) zamordowanej Genowefy B. często zażywający narkotyki i dopalacze. Przyznał się do włamania do szopy na placu budowy domu i kradzieży elektronarzędzi, młotka i taśm mierniczych.

- Nie przyznaję się do zabójstwa - oświadczył wczoraj w sądzie, rozpoczynając składanie wyjaśnień. Wrócił pamięcią do 7 lipca i nocy z 7 na 8 lipca ubiegłego roku. Jego relacja była dość precyzyjna. Problem w tym, że całkowicie inna od pierwszych wyjaśnień a znacznie zmodyfikowana w odniesieniu do każdych kolejnych.

- Pojechałem do Niska, żeby się spotkać z Aleksandrem P., miałem wypłatę dostać od niego - wyjaśniał wczoraj Przemysław S. - Piliśmy alkohol we dwóch, potem dołączył Artur D. (współoskarżony). Gdy alkohol się skończył, pojechałem rowerem na stację paliw i kupiłem wódkę. Piliśmy dalej, zażywaliśmy też narkotyki a gdy się skończyły pojechałem do domu po kolejne. Miałem je w garażu.

Tylko do tego momentu wyjaśnienia Przemysława S. są spójne podczas każdego z kilku kolejnych przesłuchań w prokuraturach w Nisku i Tarnobrzegu, w sądzie (na posiedzeniu aresztowanym), na wizji lokalnej i na konfrontacji. Każda kolejna relacja dotycząca dalszego przebiegu zdarzeń z feralnego wieczoru, jest modyfikowana i wyraźnie ukierunkowana na przyjętą linię obrony...
Kontynuując składanie wyjaśnień przed sądem Przemysław S. mówił, że z narkotykami z garażu pieszo zaczął iść w stronę Niska. Przy kościele w Racławicach spotkał Artura D. Miał reklamówkę z piwami.

- Poszliśmy za kościół na takie płyty betonowe. Tam wypiliśmy piwo - wyjaśniał oskarżony.

Mówił, że potem poszli na pobliską posesję z nowo budowanym domem, gdzie wyrwał kłódkę przy drzwiach szopy i zabrał ze środka wkrętarkę, szlifierkę, dwie taśmy miernicze i nowy młotek. Młotek wsunął za pasek spodni, resztę łupu schował do reklamówki. Twierdził, że z Arturem D. poszedł na plac zabaw, że z jego telefonu dzwonił do jakichś dziewczyn aż w końcu Artur zabrał mu telefon i ukrył aparat za zjeżdżalnią, „żeby go nie namierzyli”. Kto i po co? Tego Przemysław S. nie potrafił sądowi wyjaśnić.

Relacjonował, że poszli na posesję K. i szarpali za drzwi do domu, ale były zamknięte. - Wychodząc z posesji Artur D. znalazł stary młotek, powiedziałem, żeby go sobie wziął - wyjaśniał 22-latek. Mówił też, że poszedł do domu po bluzę a łup wrzucił na podwórko, że w tym czasie Artur poszedł po telefon na plac zabaw, że potem chodzili po Racławicach.

- Podeszliśmy pod dom pani Genowefy. Mi przyszła do głowy głupota, żeby zabrać z jej domu radio - mówił w środę Przemysław S. - Przeskoczyliśmy przez ogrodzenie, drzwi do domu były otwarte. Mieliśmy latarki, nimi świeciliśmy. Znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu, nagle odwróciłem się i zobaczyłem jak Artur robi takie zamachy. Podszedłem, zostałem uderzony w prawe ramię. Chciałem wyjść z tego domu, znaleźliśmy się w łazience, Artur wycierał ręce, rzucił jakąś szmatę do pojemnika. Wybiegliśmy. Przy moim domu zapaliliśmy papierosa i rozeszliśmy się. Następnego dnia przed południem koło sklepu w Racławicach usłyszałem, jak ludzie mówią o zabójstwie i dotarło do mnie co się stało.

Mówił, że kilka dni później, jeszcze przed zatrzymaniem, prosił mamę, żeby znalazła mu specjalistę psychiatrę, że nie radził sobie przez te narkotyki. Mówił o próbach samobójczych w przeszłości.

Jego środowa relacja była precyzyjna i... całkowicie inna od wyjaśnień składanych na pierwszych przesłuchaniach. Wtedy to przyznał się do zabójstwa i opowiedział jak go dokonał, na wizji lokalnej pokazał przebieg zdarzeń. O Arturze D. nie wspomniał słowem - ani w kontekście włamania do szopy, ani w kontekście zabójstwa 89-latki.

Jak wówczas twierdził, feralnego wieczoru będąc pod wpływem alkoholu i narkotyków nie mógł sobie znaleźć miejsca i bez celu chodził po Racławicach. W końcu sam nie wie czemu trafił na podwórko Genowefy B., nie wie po co wszedł do jej domu. Wyjaśniał, że znał kobietę dobrze, bo to dalsza sąsiadka.

- Świecąc latarką zauważyłem, że pani Genowefa się obudziła. Wystraszyłem się, że mnie rozpozna - wyjaśniał w śledztwie, opisując zadawanie ciosów. Mówił też, że ze strachu łupy z włamania do szopy i młotek, którym uderzał 89-letnią kobietę, zakopał w lesie.

Na kolejnych przesłuchaniach wersja zdarzeń podawana przez Przemysława S. ewoluowała. Pojawił się w niej jego kolega Artur D., zaś włamania i zbrodni mieli dokonać obaj.

- Artur miał ten stary młotek znaleziony na posesji u K., ja miałem ten drugi młotek, z szopy - wyjaśniał 22-latek. - Z odległości dwóch metrów widziałem, jak Artur uderza młotkiem panią Genowefę, chyba w głowę. Ona cały czas leżała na łóżku. Ja też uderzyłem młotkiem w kołdrę, ale nie wiem czy trafiłem.

Po tych obciążających wyjaśnieniach to Artur D. został aresztowany, choć obecnie odpowiada już z wolnej stopy. Może to świadczyć o tym, że na niego prokuratura nie ma zbyt mocnych dowodów - przekonamy się o tym w kolejnych rozprawach.
Na kolejnych przesłuchaniach Przemysław S. już całą winę starał się przerzucić na Artura D. Tak, jak w środę. Sąd zaczął dopytywać, skąd taka diametralna zmiana.

- Nie myślałem wtedy trzeźwo, nie chciałem wsypać kolegi. W szoku byłem - oskarżony szukał argumentów mogących przekonać sąd.

- Co to znaczy nie chciałem wsypać? Oskarżony przyznał się do czegoś, czego nie zrobił? Co to ma być? W szoku był? - pytał retorycznie wyraźnie poirytowany sędzia Józef Dyl. - Przecież to wbrew jakiejkolwiek logice, żeby brać na siebie winę, skoro - jak teraz oskarżony twierdzi - to Artur D. zadawał ciosy. Jak sąd ma ocenić słowa oskarżonego? Kiedy kłamał a kiedy prawdę mówił?
- Teraz inaczej na wszystko patrzę, bo nie zażywam narkotyków i nie piję alkoholu - odparł oskarżony Przemysław S., wyraźnie i być może nieświadomie wskazując linię obrony.

Drugi z oskarżonych - 34-letni Artur D. od początku utrzymuje, że jest niewinny - nie ma nic wspólnego z włamaniem do szopy i nie był w domu Genowefy B. Jak wyjaśniał, do zabójstwa Przemysław S. przyznał mu się którejś nocy podczas wspólnego picia alkoholu. 7 lipca ubiegłego roku, kiedy we trójkę z Aleksandrem P. pili alkohol w Nisku, Przemysława S. widzieli do czasu, aż pojechał po narkotyki do garażu. Nie wrócił. Nie odbierał też telefonu.

Świadka Aleksandra P. wczoraj w sądzie zabrakło, usprawiedliwienia nie przysłał. Sąd dyscyplinując go orzekł 2 tysiące złotych grzywny. Kara zostanie prawdopodobnie uchylona, jeśli świadek poda powód niestawiennictwa. Jego zeznania mogą mieć duże znaczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie