Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przybyła z Klewania koleją - opowieść Krzysztofa Chmielnika

Krzysztof Chmielnik
Opowieść o cudownym obrazie Matki Boskiej Klewańskiej, znajdującym się w skwierzyńskim kościele pod wezwaniem św. Mikołaja

Nasza historia zaczyna się w Klewaniu. To szlacheckie kresowe miasteczko w województwie wołyńskim nad rzeką Stubłą, powstałe za sprawą rodu Czartoryskich, obok zamku będącego od 1474 główną siedzibą tego rodu.

Za sprawą Czartoryskich powstaje w latach 1610-1630 kościół pw. Zwiastowania NMP. W 1642 zawisł w nim cudowny obraz Matki Boskiej Wspomożenia Wiernych. Stworzenie działa przypisuje się Carlo Dolciemu, XVII-wiecznemu malarzowi z Florencji, specjalizującemu się w tematyce religijnej. Podobno przywiózł go z Rzymu Kazimierz Florian Czartoryski. Są jednak tacy, którzy kwestionują autora obrazu i twierdzą, że jest sto lat starszy. Sprawę zatem rozstrzygnąć muszą specjalistyczne ekspertyzy. Dla naszej opowieści sprawa ta nie jest najważniejsza.

Po Unii Brzeskiej
Czasy zarówno zbudowania kościoła, jak i czas zawieszenia w nim świętej ikony są czasami dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów przełomowe. W roku 1596 dokonała się Unia Brzeska. Połączyły się wówczas działające w Rzeczypospolitej kościół prawosławny z kościołem katolickim. Połączenie wywołało opór hierarchii kościoła prawosławnego w Moskwie, uznającej centrum Rosji za Trzeci Rzym. Rosnące z inspiracji Rosji niezadowolenie z unii stało się zarzewiem powstań kozackich. Rusini zwani czernią, czyli niepiśmienni pańszczyźniani chłopi, podburzani w cerkwiach przez prawosławny kler przyłączali się w wielkimi masami do kozackich oddziałów, chętni do wojaczki i rabunku. W 1649 powstanie dosięgło miasta Klewań, ale powstańcy zamku nie zdobyli. Po powstaniu listopadowym zamek podupadł i Czartoryscy już w nim nie mieszkali. Ostatecznie jeden z nich, Aleksander, mieszkający w Krakowie, sprzedał swoje dobra wraz zamkiem carowi.

Obraz słynący cudami
Wracając do obrazu. Jego cudowne właściwości musiały być szeroko znane, a pielgrzymowanie do niego niezwykle popularne, skoro zgodnie z powszechną wówczas procedurą dla obiektów słynących cudami zaprowadzono w XVII w. Księgę Cudów, w której rejestrowano skutki wznoszonych do wizerunku modłów. Wynikało z niej, że Matka Boża szczególnie ukochała te ziemie i zasiedziała była tu od pokoleń. Biskup łucki Jędrzej Gembicki powołał w 1639 roku specjalną komisję. Efektem jej działania było uznanie obrazu za cudowny przez papieskiego urzędnika Baptistę de Rubeisa.

Po upadku Polski ruch pielgrzymkowy zamarł, a sława obrazu przyblakła. W bliższych nam czasach, 17-18 września 1920 roku, pod Klewaniem polska kawaleria odniosła świetne zwycięstwo nad armią Budionnego. W jego efekcie można było wypchnąć Sowietów ziem polskich. Klewań stał się popularnym w przedwojennej Polsce wczasowiskiem, a sława obrazu zalśniła znowu jasnym blaskiem.

We wrześniu 1939 roku na teren Klewania wkroczyła Armia Czerwona. Rozpoczął się czas eksterminacji ludności polskiej i czystki etniczne dotykające szczególnie inteligencję.

Okupacja niemiecka
Czas niemieckiego panowania od 1941 roku, jak można się domyślać, sprowadził na ludność żydowską holokaust. Mordy na ludności wyznania mojżeszowego zaczęły się następnego dnia po wkroczeniu do miasta Wehrmachtu. Tragiczny czas rzezi wołyńskiej oszczędził Klewań i jego mieszkańców. Sprawujący tu kapłańską posługę nad 2200 miejscowymi katolikami ks. Aleksander Pierzchała w obawie przed represjami ukraińskimi opuścił miasteczko jeszcze przed wojną. Jego następcą został ks. Piotr Sąsiadek, oddany sprawom wiary kapłan, ale także inicjator powstania oddziału samoobrony, który bronił miasteczko przed nacjonalistami z UPA. W niespokojny czas wojny ludność polska nękana przez UPA, w obawie o własne życie ściągała do Klewania, licząc na szczęście. Mniej znanym wątkiem gehenny Polaków na Wołyniu jest to, że od kwietnia 1943 w Klewaniu stacjonowała kompania 202 batalionu policyjnego, do którego po ucieczce Ukraińców do UPA przyjęto miejscowych Polaków.

Historia 202 batalionu, jednostki kolaborującej z niemieckim okupantem, nie jest jednoznacznie negatywna. Po wojnie, w czasach stalinowskich, za przynależność do tych oddziałów sądy orzekały niskie wyroki, 2-3 lata. Ponadto Niemcy utworzyli nieskoszarowany oddział miejscowej polskiej policji. Oba oddziały broniły Polaków, czynnie zwalczały UPA, a także pacyfikowały ukraińskie wioski w rewanżu za rzezie na Polakach. Kiedy w sierpniu 1943 roku w kulminacji wołyńskiej rzezi oddziały UPA zaatakowały Klewań, Polakom z odsieczą przybył oddział węgierski. W miasteczku istniała także, jak wspomniano, polska samoobrona pod przywództwem ks. Piotra Sąsiadka; dzięki temu Polacy z Klewania przetrwali do nadejścia Armii Czerwonej w 1944 roku. Jak wspominają klewianie, księdza Sąsiadka nazywano „kapitanem”.

Cudowne ocalenie i przeprowadzka
Niezależnie od wyżej wymienionych faktów, klewiańscy katolicy byli i są nadal przekonani, że swoje ocalenie zawdzięczają właśnie Matce Bożej Opiekunce Wiernych. To pod Jej opiekę przed niebezpieczeństwem udawali się w mury kościoła mieszkańcy Klewania oraz uchodźcy z okolicznych wsi. Chroniąc się na noc, spędzali czas na modlitwie, dorośli na parterze, dzieci na galerii. Modlili się do Matki Bożej, przed jej świętym wizerunkiem. Rankiem ruszali do swoich zajęć. Jest też opowieść o tym, że ukraińscy bandyci podeszli pod kościół, a kiedy chcieli się do niego wedrzeć, objawił się im siwowłosy tajemniczy starzec i przekonał napastników, aby zmienili zamiar. Inna z kolei mówi o tym, że tuż po wkroczeniu do Klewania wojsk sowieckich Rosjanie przekonani, że w kościele chronią się Niemcy, zamierzali podpalić kościół. Ale… zmienili zamiar. Warto nadmienić, że w okolicy stacjonowały przez krótki czas jednostki I Armii Wojska Polskiego, a ksiądz Sąsiadek zgłosił się do niej jako kapelan.

W wyniku politycznych ustaleń w maju 1945 roku stało się jasne, że większość polskich mieszkańców Klewania, uznających się za Polaków, zostanie zmuszona do opuszczenia miejscowości. Wtedy jeden z nich, Henryk Wielogórski, podsunął swojej sąsiadce Stanisławie Basaj pomysł, aby zabrać ze sobą cudowny obraz. Chcieli nie tylko ratować obraz przed sowieckim barbarzyństwem, ale mieć z sobą coś, co w nieznanym miejscu, do którego mieli się udać, będzie częścią miejsca, w którym się urodzili i które było ich ojczyzną. Wielogórski nie chciał ryzykować, ponieważ w jego domu kwaterował sowiecki żołnierz. Stanisława Basaj podjęła się tego zadania i udało się jej zabrać obraz ze sobą i wyruszyć z nim transportem w nieznane. Jej mąż walczył w Dywizji Kościuszkowskiej, zatem była była mniej podejrzana. Na obrazie podczas tej podróży leżała ciężko poparzona kobieta, co chroniło przed zbytnią ingerencją sowieckich nadzorców. Pociąg z uchodźcami wyruszył z Klewania 17 maja 1945 roku. Na zachód jechało w nim około 800 osób. Do Skwierzyny dotarli po niemal miesiącu - 6 czerwca.

Na miejscu Stanisława Basaj przekazała obraz miejscowemu proboszczowi, którym był ojciec Felicjan Gomółczak z zakonu bernardynów. Ze względu na liczne kontrole komunistów obraz został ukryty i dopiero w 1950 powieszony w kaplicy pod chórem. Jednak wciąż przed władzami ukrywano wciąż prawdziwą wartość i znaczenie obrazu.

Trudne początki
Oficjalne obraz Matki Boskiej Klewańskiej znalazł się w głównym ołtarzu kościoła dopiero w 1968 roku. Stało się to za sprawą proboszcza ks. Edmunda Łowińskiego, który widząc ludzi klęczących przed obrazem przy bocznym ołtarzu, przeniósł obraz do ołtarza głównego. Intronizacji obrazu, czyli uznania Matki Boskiej za „władczynię”, dokonano 23 maja 1992 roku. 22 maja 2021 biskup Tadeusz Lityński ustanowił dekretem kościół św. Mikołaja Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej - Patronki Rodzin Przybyłych z Kresów.

Jest jeszcze jeden przyczynek do uznania cudowności obrazu. Kościół, zanim przyjął pod swój dach cudowny obraz, był magazynem zrabowanego w mieście przez Sowietów poniemieckiego mienia i dlatego uniknął spalenia. Może to przypadek, a może boska interwencja?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Przybyła z Klewania koleją - opowieść Krzysztofa Chmielnika - Gazeta Lubuska

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie