Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przywłaszczyli sobie skarby wykopane z ogródka. Bezprawnie

Dorota Mękarska
To tylko część kosztowności. Robotnicy podzielili je między siebie, a teraz odpowiedzą za bezprawne przywłaszczenie znaleziska.
To tylko część kosztowności. Robotnicy podzielili je między siebie, a teraz odpowiedzą za bezprawne przywłaszczenie znaleziska. policja
Robotnicy podzielili znalezisko między sobą. Łup zabrali do domów. Niedługo się jednak nim nacieszyli. Do jednego z nich zapukała policja, a potem do następnych.

Znalazłeś? Zanieś na policję

W ogródku koparka wykopała wartościowe rzeczy.

W ogródku koparka wykopała wartościowe rzeczy. Policja

W ogródku koparka wykopała wartościowe rzeczy.
(fot. Policja)

Znalazłeś? Zanieś na policję

Nie można sobie przywłaszczać cennych materialnie, naukowo lub artystycznie rzeczy wykopanych z ziemi. Każe tego typu znalezisko, którego własności nie da się stwierdzić, należy zgłosić na policję lub do najbliższego terytorialnie urzędu miasta lub gminy. Możemy liczyć wówczas na tzw. znaleźne, które wynosi 10 proc. wartości znaleziska. Przywłaszczenie sobie rzeczy znalezionej zagrożone jest karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku. Stanowi o tym art. 284 kk.

Najczęściej z ziemi wykopuje się zabytki archeologiczne. Zawsze są one własnością Skarbu Państwa. Jeśli do odkrycia zabytkowego przedmiotu doszło przypadkowo, a nie przez nielegalne poszukiwania, np. za pomocą wykrywacza metali, znalazca może liczyć na nagrodę pieniężną.

Przeszukiwanie stanowisk archeologicznych jest zakazane. Nie powiadomienie konserwatora zabytków o odnalezieniu przedmiotów zabytkowych stanowi wykroczenie, a wejście w posiadanie artefaktu, który został pozyskany w nielegalny sposób, jest zagrożone karą do 5 lat więzienia!

- Jeszcze w środę żeśmy wykopali w tym miejscu kolczyki, ale oddaliśmy je policji. Nie było się na co łakomić. Brzydkie były… - śmieją się robotnicy. Ich koledzy wcześniej znaleźli tu prawdziwy skarb.

Wydobyć coś z ziemi, to dla nich nie pierwszyzna. W przeszłości trafiały się moździerze albo bagnety. Jak się przewala tony ziemi, zawsze jest jakieś urozmaicenie. Jest później co wspominać i opowiadać znajomym. Przez jakiś czas. No, bo ile można ekscytować się jakąś zardzewiałą, starą skorupą?

Przy starym drewnianym domu

Tę historię będą jednak pamiętać długo. Coś takiego, jak z filmu, przytrafiło się im pierwszy raz w życiu. Kto by pomyślał, że ogródek starego, drewnianego domku skrywa taką tajemnicę?

Sanok, ulica Lipińskiego. Dom, jakich wiele w okolicy. Niepozorny, pomalowany brązową farbą, otoczony małym skrawkiem ziemi. Wzrok tylko dlatego może się na nim zatrzymać, że stoi przy samej drodze.

- Ten ogródek zawsze był mocno zarośnięty - mówi jeden z sąsiadów. - Ale rok temu zaczął się w nim straszny ruch. Został przekopany i posadzono w nim kwiatki. Może to wtedy doszło do zakopania tego złota…

Ładna dziewczyna i gagatek

W domku przez długie lata mieszkała starsza kobieta. - Ona takiego majątku na pewno nie zgromadziła. Żyła skromnie i do bogatych nie należała - mówią sąsiedzi.

Po śmierci starszej pani, przez jakiś czas dom zamieszkali jeszcze członkowie jej rodziny. Potem śmierć zabrała kolejną osobę, a inni wyjechali za granicę. Wracają od czasu do czasu, ale dom przez długie miesiące stoi pusty.

- A jakie tam dwie ładne dziewczyny mieszkały! - nie może się nachwalić urody sąsiadek mężczyzna z sąsiedztwa. - To właśnie jedna z nich znalazła sobie tego gagatka. Jak właścicielki były za granicą, to on pilnował domu.

- Moja żona bardzo lubi zwierzęta, nie mogła patrzeć na tego człowieka - kontynuuje opowieść sąsiad. - Facet przywiązywał swojego psa na metrowym łańcuchu do rynny. Pies godzinami szarpał się na tej uwięzi. Raz był taki upał, że zwierzę prawie zdychało z pragnienia, ale nie pozwoliło do siebie podejść. Jak dałem mu wody, to tak pił, że mało tej miski nie rozniósł. Facet miał na dodatek taki zwyczaj, że jak wychodził z domu, to psa kopał. Biedne zwierzę wyło na całą okolicę! Trwało to całe wakacje. Po wakacjach gość zniknął.

Podzielili się złotem

W zeszły piątek nic nie zapowiadało sensacyjnego odkrycia. Ekipa z powiatu jasielskiego, która na ulicy Lipińskiego kopała w ziemi pod instalację gazową, śpieszyła się z wykonaniem roboty. Było przed samym fajrantem, więc nikt nikomu na ręce nie patrzył, tylko robił swoje. Trzech mężczyzn pracowało w ogródku, a reszta od strony ulicy. Nie słychać było, że koparka w ogródku przestała pracować. Tę ciszę wywołała torba, którą trzech pracowników wykopało spod ziemi.

To była najzwyklejsza torba na świecie, z zielonego płótna. Taka, jaką bierze się na zakupy. Znajdowało się w niej plastikowe pudełku, a w pudełku… złote i srebrne precjoza. Głównie damska biżuteria: pierścionki, kolczyki, łańcuszki oraz wydane okolicznościowe banknoty i monety. Wszystkiego kilkadziesiąt sztuk. Nie wiadomo, ile jest warta, bo jej jeszcze nie oszacowano. Arcydzieła sztuki jubilerskiej to jednak nie są.

- Te wyroby nie mają wartości historycznej - wyjaśnia podkomisarz Łukasz Gliwa, rzecznik jasielskiej policji.

Robotnicy podzielili znalezisko między sobą. Łup zabrali do domów. Niedługo się jednak nim nacieszyli. Do jednego z nich zapukała policja, a potem do następnych.

Mężczyznom postawiono zarzut przywłaszczenia mienia znalezionego. Cała trójka zdecydowała się dobrowolnie poddać karze. Sąd głowy im na pewno za to nie urwie.

To złoto pochodzi z kradzieży

Na ul. Lipińskiego ludzie zachodzą w głowę. Skąd złoto wzięło się w ogródku?
- Ta biżuteria na pewno pochodzi z kradzieży, bo to nie jest złoto pożydowskie. Żydzi tu nie mieszkali - mówi tonem znawczyni jedna z sąsiadek.

- To złoto z tego domu - uważają inni. - Ci ludzie od dawna mieszkają za granicą, więc mogli się dorobić.

Wszystko wskazuje na to, że złoto zakopał młody mężczyzna, który pilnował domu. Ten człowiek jest dobrze znany policji. Trudno powiedzieć, za co siedział, bo ma na koncie różne sprawki, ale wiadomo, że za "sreberka" i "złotka" policję już na głowie miał. Funkcjonariuszom rok temu udało się odzyskać kilka "fantów", które młody człowiek zastawił w lombardzie. Zakopana biżuteria w ogródku stanowi prawdopodobnie drugą część tego łupu.

- On nam się od razu nie spodobał. Dobrze, że się stąd wyprowadził - mówią z ulgą sąsiedzi.

Jak udało nam się ustalić, mężczyzna dopiero co opuścił więzienie w Uhercach. Wrócił do swojej rodzinnej miejscowości w Bieszczadach. Ponoć na pudełku pozostawił jednak swoje odciski palców. Jeśli rzeczywiście tak jest, pewnie znów będzie oglądał świat z drugiej strony więziennej kraty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie