Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownik z Wrocławia: Wytrzymamy jeszcze góra 4 tygodnie

Marcin Kruk
Jedna maszyna do dezynfekcji wszystkich wrocławskich karetek, środek do odkażania, który potrzebuje dwóch godziny, żeby zadziałać, brak maseczek, rękawic i kombinezonów. Jeden punkt, gdzie można pobrać nowe środki ochrony osobistej – tak ratownik z wrocławskiego pogotowia opisuje kulisy swojej pracy. Przekonuje, że to ostatnie chwile, żeby zapobiec krachowi i dlatego zdecydował się opowiedzieć o najsłabszych punktach. Zdaniem urzędu marszałkowskiego, któremu podlega pogotowie, system działa właściwie i zgodnie z procedurami.

- Myślę, że w ciągu trzech, czterech tygodni ten system stanie się niewydolny – pracownik jednej z wrocławskich podstacji pogotowia ratunkowego opowiada portalowi GazetaWroclawska.pl, jak wieloletnie zaniedbania w służbie zdrowia wpływają na codzienną pracę załóg karetek w stanie epidemii.

Ratownicy jednej z karetek obsługujących wezwania związane z koronawirusem otrzymali osiem maseczek. To maseczki bez jakichkolwiek atestów, szyte chałupniczo przez chcących pomóc ludzi. Miały im wszystkim wystarczyć na pięć zmian.

Według zaleceń niemieckiego Instytutu Roberta Kocha, odpowiednika naszego sanepidu, maski powinny spełniać normę FFP2, a tam, gdzie może dochodzić do rozpylenia w powietrzu śliny przez chorego pacjenta - FFP3.
- Sam producent określa, że maski FFP3 powinny być używane maksymalnie do 6 godzin. A my, jeżeli w ogóle je dostajemy, to jedną na cały dyżur. Ostatnio była jedna na cały zespół na całą noc, a członków zespołu jest minimum dwóch – opowiada wrocławski ratownik medyczny.

Z poczucia odpowiedzialności, ze świadomości, że ich praca jest też misją, a także pasją, wielu ratowników korzysta ze swojego prywatnego sprzętu. Dzięki temu kierownicy mogą nieco zaoszczędzić dając przydział sprzętu tym, którzy swojego prywatnego nie mają. - Ja mam prywatną maskę, ale w niej są filtry, które muszę wyrzucić po kontakcie z pacjentem z potwierdzonym koronawirusem. I żeby miało sens jej używanie później, muszę kupić sobie kolejne – tłumaczy ratownik. - Były rozmowy, żeby zamiast tych masek kupować filtry, ale one spełzły na niczym. Stanęło na tym: chcecie mieć lepszą ochronę osobistą, to musicie sobie kupić. Niestety, w ten sposób to działa – przekonuje wrocławski ratownik medyczny.

Trudności są także z odkażaniem karetek. Po jeździe z pacjentem z podejrzeniem koronawirusa ratownicy muszą zdezynfekować pojazd. Ale jedyne urządzenie do dezynfekcji znajduje się w bazie pogotowia przy ul. Ziębickiej, więc wszystkie zespoły muszą tam pojechać: - Jak tych zespołów stoi tam siedem i dezynfekuje się po pół godziny, to ostatni jest gotowy po 3,5 godziny. Były plany, żeby pod szpitalami, które mają przyjmować pacjentów podejrzanych o koronawirusa, stały te urządzenia do dezynfekcji – przypomina medyk.

Natomiast na środku do dezynfekcji karetek producent napisał, że na „zabicie” wirusów potrzebuje dwóch godzin: - Tymczasem zalecenia dla zespołów mówią o tym, że karetka po przekazaniu pacjenta powinna być odkażona tak, aby do następnego wyjazdu była gotowa w 25 minut – opowiada ratownik i stwierdza, że w tej sytuacji dezynfekcja karetki zgodnie ze sztuką nie jest do wykonania.

Nasz rozmówca przyznaje, że jeśli brakuje odpowiedniego sprzętu i środków, zespół ratowników zawsze może zgłosić, że nie jest gotowy do służby. - Ale mamy poczucie odpowiedzialności i tego nie nikt nie robi. Tylko nas też jest ograniczona liczba. Jeśli do zakażenia dojdzie wśród ratowników jednej podstacji, to wyłączonych może być w jednym czasie 4 – 5 karetek.

Ratownicy nie rozumieją, dlaczego po nowe środki ochrony osobistej oraz żeby dezynfekować karetkę muszą jechać do bazy pogotowia na ul. Ziębicką. - Pogotowie ma wiele podstacji i nie wiemy, dlaczego te pakiety nie mogą czekać w podstacjach. Wymaga się, żeby zespoły jeździły często przez całe miasto tylko po to, żeby pobrać strój. Także powinno być więcej urządzeń do dezynfekcji karetek, a nie tylko jedno na Ziębickiej. Nie wiem czy to niechęć, czy brakuje kogoś, kto podejmie decyzję, żeby tych urządzeń było więcej – tłumaczy rozmówca portalu GazetaWroclawska.pl.

Kolejny problem wskazywany przez ratownika został także dostrzeżony przez ministra zdrowia. Łukasz Szumowski wczoraj zapowiedział, że testy będą wykonywane w pierwszej kolejności medykom. Jakie to ma znacznie, wyjaśnia nasz rozmówca. - Do tej pory nikt nas nie chce badać. My jesteśmy w większości młodymi ludźmi, więc możemy przechodzić zakażenie bezobjawowo. A skoro tak, to możemy zarażać siebie nawzajem albo pacjentów. To nie jest kwestia tylko naszego bezpieczeństwa, ale przede wszystkim bezpieczeństwa pacjentów, bo my nie jeździmy najczęściej do młodych, zdrowych, tylko do ludzi chorych – tłumaczy ratownik i przekonuje, że w razie wykrycia zakażenia u jednego z nich w kwarantannie będzie musiała pozostać cała zmiana – kilkanaście osób i cztery lub pięć karetek.

Na niebezpieczeństwo, które grozi załamaniem całego systemu, narażają ratowników także sami pacjenci, którzy bywają skrajnie nieodpowiedzialni. Akcja „Nie kłam medyka” ma sens. - Zamknięte koło. Żeby oszczędzać środki ochrony osobistej zawsze pytamy czy ktoś się źle czuje, czy ktoś kaszle, ma temperaturę. Nie chcemy się zakazić, żeby móc pracować i nie zakażać innych. Ale miałem taką sytuację, kiedy pani mówiła, że mąż nie ma żadnych takich objawów, a po wejściu okazało się, że pan ma temperaturę 38 stopni, kaszle i źle się czuje od kilku dni. Dlatego teraz wchodzę zawsze co najmniej w masce – mówi ratownik i dodaje, że często też w stroju ochronnym, chociaż przyznaje, że jest ich cały czas zdecydowanie mniej niż potrzeba, a z używania tych środków muszą później tłumaczyć się na piśmie.

Nastroje ratownikom poprawia ogromne wsparcie, jakie okazują im w tym czasie ludzie. Jak mówi nasz rozmówca, chałupnicze maseczki czy drukowane w 3D przyłbice, nawet jeśli nie mają atestów, są lepsze niż nic. - To zaangażowanie ludzi w pomoc nam jest warte podkreślenia. Także to dostarczanie posiłków jest miłe, oczywiście jeśli medycy nie nadużywają tego, bo też widziałem już, że niektórzy z nas wręcz żądali, bo im się należy, bo są ratownikami – mówi ratownik.

Pogotowie odpowiada: Wszystko zgodne z procedurami
Michał Nowakowski, rzecznik marszałka województwa przekonuje, że pogotowie ratunkowe działa według procedur sanitarnych określonych przez Ministerstwo Zdrowia i Główny Inspektorat Sanitarny.

- W głównej bazie wrocławskiego pogotowia przy ul. Ziębickiej utworzone zostało specjalne, wydzielone miejsce do dekontaminacji ambulansów wracających z akcji, podczas której ratownicy mieli kontakt z osobą zakażoną bądź u której istniało podejrzenie zakażenia koronawirusem. Jest to miejsce, w którym kombinezony zdejmują ratownicy – wyjaśnia Nowakowski.

Jak tłumaczy rzecznik, obecnie zużywanych jest bardzo dużo jednorazowych środków ochrony osobistej, takich jak maski, kombinezony czy rękawice. Przy ul. Ziębickiej jest miejsce na ich składowanie przed utylizacją. - W bazie wrocławskiego pogotowia znajdują się specjalne, ponad tysiąclitrowe pojemniki na odpady medyczne – właśnie na zużyte kombinezony, ale również elementy osłonowe wykorzystywane podczas interwencji, tj. prześcieradła jednorazowe osłaniające nosze, folie termiczne, zużyte opatrunki. Wszystkie te elementy są odpowiednio zabezpieczanie i utylizowane jako odpady medyczne – wskazuje Michał Nowakowski.

Także dezynfekcja karetek odbywa się, jak zapewnia Nowakowski, według procedury na oddzielonym stanowisku przy Ziębickiej: - Dekontaminacja, zamgławianie ambulansu łącznie z jego przewietrzeniem po dezynfekcji i gotowością danego pojazdu do kolejnego wyjazdu z bazy wynosi około godzinę czasu – mówi rzecznik i dodaje, że każda podstacja pogotowia ma pełne zaplecze socjalno-sanitarne dla ratowników. Michał Nowakowski zapewnia, że ratownicy mają niezbędny do bezpiecznego pełnienia służby sprzęt i środki ochrony osobistej.

To ważne, zobacz

Nie przegap tych informacji

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ratownik z Wrocławia: Wytrzymamy jeszcze góra 4 tygodnie - Gazeta Wrocławska

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie