Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina Ulmów. Zginęli, bo ukrywali Żydów. Będą beatyfikowani

Jaromir Kwiatkowski
Rodzina Ulmów z Markowej.
Rodzina Ulmów z Markowej. Archiwum Mateusza Szpytmy
Zostali zamordowani 79 lat temu przez niemieckich żandarmów. Razem z siódemką swoich dzieci i ósemką Żydów, których ukrywali. Ich beatyfikacja 10 września br. będzie miała dwa precedensy: po raz pierwszy zostanie wyniesiona na ołtarze cała rodzina i po raz pierwszy zostanie ogłoszone błogosławionym dziecko nienarodzone.

- Chciałem, żeby to była Markowa [wieś pod Łańcutem na Podkarpaciu – przyp. aut], gdzie Wiktoria i Józef Ulmowie narodzili się dla nieba i gdzie wsiąkła w ziemię ich męczeńska krew – nie kryje radości z miejsca beatyfikacji dr Mateusz Szpytma, wiceprezes IPN. Wiktoria Ulma była siostrą jego babci i matką chrzestną taty.

Wątek markowskich korzeni Ulmów jest dla miejscowych bardzo ważny.

- Tutaj się urodzili, wzrastali i hartowali się, tu pomagali rodzicom w pracy w obejściu domowym – podkreśla Maria Ryznar-Fołta, prezes Towarzystwa Przyjaciół Markowej. I dodaje: - Codzienność każdej rodziny wyznaczał wspólny dom, ziemia, praca, stół i modlitwa.

Jak na tamte czasy, zwłaszcza Józef Ulma był postacią niezwykłą. Mimo ukończenia zaledwie czterech klas szkoły podstawowej, a później tylko półrocznego kursu w szkole rolniczej w Pilźnie, był bardzo wszechstronnym człowiekiem. Jak to było możliwe?

- Poprzez samokształcenie – odpowiada Mateusz Szpytma. - Opanował czytanie, wciągnął się w lekturę książek, na które przeznaczał znaczną część swoich zarobków. A były to książki o tematyce geograficznej, filozoficznej, historycznej, religijnej. Był wśród nich także podręcznik do fotografii, która była jego pasją.

Józef Ulma zrobił także w swoim gospodarstwie małą wiatrownię, dzięki której było ono jednym z pierwszych, które korzystało z oświetlenia elektrycznego. Interesował się nowoczesnymi jak na owe czasy metodami upraw; hodował jedwabniki, których jajeczka sprowadzał ze Lwowa.

Akcja „Reinhardt”

W 1942 roku Niemcy zaczęli realizować akcję „Reinhardt”, mającą na celu wymordowanie wszystkich Żydów w Generalnym Gubernatorstwie. Dotarła ona do Markowej w pierwszych dniach sierpnia tego samego roku.

- Zabroniono Żydom przebywania w ich domach. Wszyscy mieli być wysiedleni „na wschód do pracy”, a w rzeczywistości do obozu w Pełkiniach, a później się okazało, że także do obozu zagłady w Bełżcu. Wielu się domyślało, jaki będzie ich los i uciekło w lasy lub inne niedostępne miejsca – opowiada wiceprezes IPN.

Żydzi ukrywali się przez kilka miesięcy, ale przyszła zima, a wraz z nią ciężkie warunki atmosferyczne. Część z nich znalazła schronienie u kilku markowskich rodzin. W grudniu 1942 roku Niemcy zarządzili poszukiwania tych Żydów. Ci, których znaleziono, zostali wymordowani, ale 29 Żydów ukrywało się jeszcze w chłopskich domach. Spośród nich osiem osób u rodziny Ulmów. Byli to Saul Goldman i jego czterech synów: Baruch, Mechel, Joachim i Mojżesz, oraz dwie córki Chaima Goldmana, krewnego Saula: Gołda Grünfeld i Lea Didner. Ta ostatnia z małą córeczką o imieniu Reszla. Mężczyźni mieszkali wcześniej w Łańcucie, kobiety w Markowej. Ojciec Gołdy i Lei, Chaim Goldman, był markowskim rolnikiem. Saul Goldman był wnukiem Barucha, który wcześniej prowadził w Markowej karczmę. Józef Ulma jeszcze przed wojną utrzymywał kontakty z Saulem, wspólnie handlowali warzywami.
Dom Józefa i Wiktorii był mały i znajdował się na uboczu wsi, co umożliwiało wychodzenie Żydom na zewnątrz.

- Na pewno ktoś pilnował, czy nikt nie podjeżdża, a jeśli to się zdarzało, wtedy wszyscy się chowali – podkreśla Mateusz Szpytma. I dodaje: - Choć znam też relacje dwóch osób, które były zaskoczone widokiem Żydów, którzy się tam ukrywali. Powszechną wiedzą we wsi to jednak nie było. Poza tym trudno jest ukrywać się przez kilkanaście miesięcy w ścisku w jednym małym pomieszczeniu na strychu. Nie ma co się dziwić, że ukrywający się Żydzi chcieli choć na chwilę wyjść i pobyć na świeżym powietrzu.

Osiem dodatkowych osób to tyleż ludzi więcej do wyżywienia. Aby zarobić na swoje utrzymanie, Żydzi pomagali Józefowi przy garbowaniu skór.

– On sam, robiąc fotografie, chętnie brał za to kaszę czy groch, żeby było czym tych Żydów nakarmić – opowiada Maria Ryznar-Fołta. I dodaje: - A i tak zdarzały się głosy złośliwych sąsiadów, którzy wypytywali Wiktorię, po co szykuje tyle jedzenia.

Stanęli po tej samej stronie co Żydzi

24 marca 1944 roku na podwórko Ulmów wpadła niemiecka żandarmeria pod dowództwem Eilerta Diekena. Żandarmi wymordowali najpierw Żydów, później Józefa i Wiktorię, a na końcu ich szóstkę dzieci w wielu od 1,5 do 8 lat (Wiktoria była z siódmym dzieckiem w zaawansowanej ciąży). Jeden z żandarmów, Josef Kokott, krzyczał do świadków tej zbrodni: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które pomagają Żydom!”. O tym, że takie słowa rzeczywiście padły, zeznał przed Sądem Wojewódzkim w Rzeszowie w 1958 roku Edward Nawojski, jeden z woźniców, którzy zostali wezwani z niedalekiej Kraczkowej, aby podwieźli żandarmów do Markowej. Oprawcy rozkazali owym woźnicom, aby przyglądali się egzekucji. Miało to być ostrzeżenie dla mieszkańców Markowej i okolic, by nikt nie ważył się już ukrywać Żydów.

- Akurat w tym dniu była w kościele spowiedź wielkanocna i dzięki temu szybko się rozniosło, że rodzina Ulmów wraz z Żydami została zamordowana – wspomina Roman Kluz, wówczas ośmiolatek, rówieśnik najstarszej córki Ulmów, z którą chodził do szkoły. Jego mama była siostrą Wiktorii Ulmy.

Maria Ryznar-Fołta opowiada, że ciała zabitych zostały pochowane w dwóch wielkich dołach. Tak jak leżeli, bez trumien.

– W przeciągu tygodnia ojciec Romka Kluza zrobił skrzynie. Znów zakopano Ulmów koło chałupy, tyle że już w skrzyniach. W styczniu 1945 roku zostali przeniesieni na tutejszy cmentarz – dodaje szefowa Towarzystwa Przyjaciół Markowej. Dwa lata później również ciała Żydów zostały przeniesione, tyle że na inny cmentarz.

Starsi mieszkańcy pamiętają, że po zamordowaniu Ulmów we wsi zapanował wielki strach.

- Często narracja koncentruje się na tym, że dla ukrywanych Żydów to, iż musieli się ukrywać, było traumatycznym przeżyciem. To prawda, ale warto też podkreślić, że ta sytuacja stanowiła nie mniejszą traumę dla tych, którzy ich ukrywali – zwraca uwagę Mirosław Mac, wójt gminy Markowa. – Ci ludzie, podając Żydom rękę, nie tylko dotykali ich nieszczęścia. Oni stawali po tej samej stronie, czyli też byli zagrożeni zagładą – dopowiada Maria Ryznar-Fołta.

Zginęli w wyniku donosu

Ulmowie nie byli jedyną rodziną w Markowej ukrywającą Żydów. Być może ich historia zakończyłaby się happy endem, jak w przypadku Doroty i Antoniego Szylarów ukrywających siódemkę Żydów, gdyby nie donos, o który posądza się człowieka nazwiskiem Leś.

- Nie mamy stuprocentowej pewności, jak to się stało, że Niemcy dowiedzieli się, iż Ulmowie przechowują Żydów – zaznacza Mateusz Szpytma. - Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie mówi, że rzeczywiście doniósł na nich Włodzimierz Leś, policjant granatowy z Łańcuta, który miał rzekomo wcześniej nawet pomagać Goldmanom. Ale oni mieli nachodzić go i domagać się zwrotu swojego majątku. Być może dlatego ujawnił Niemcom, gdzie przebywają.

Leś brał udział w zbrodni na Ulmach jako jeden z policjantów granatowych. We wrześniu 1944 roku z wyroku Polskiego Państwa Podziemnego został zastrzelony za gorliwą współpracę z niemieckim okupantem.

- W Polsce zdarzali się ludzie podli, ale w czasie wojny ta podłość mogła dojść do głosu tylko dlatego, że Niemcy tu byli – uważa Mateusz Szpytma. - Prawo, które zaczęło obowiązywać w 1939 roku, nakazywało donoszenie, pomaganie w eksterminacji. Co oczywiście nie usprawiedliwia tych, którzy zachowywali się niegodnie i w jeszcze większym blasku pokazuje naszych bohaterów, takich jak rodzina Ulmów.

Beatyfikacja? W Markowej?!

Historia Ulmów przez wiele lat nie była szerzej znana.

- W kilku opracowaniach historycznych była na ich temat tylko krótka wzmianka – podkreśla wiceprezes IPN. - Ale już w monografii „Z dziejów wsi Markowa”, która ukazała się w 1993 roku, w rozdziale „Sylwetki markowiaków”, znalazł się czterostronicowy opis „ Józef Ulma (1900-1944”. Ta monografia była dla ks. proboszcza Stanisława Lei jednym z impulsów, by pokazać to wszystko arcybiskupowi Józefowi Michalikowi. Metropolita przemyski zachęcił ks. Leję do zainteresowania się tą rodziną. Okazało się, że cieszy się ona nieposzlakowaną opinią.

W 1995 roku Wiktorię i Józefa Ulmów uhonorowano pośmiertnie tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

- Kiedy w 2003 roku pojechałem na Wielkanoc do rodziców do Markowej, usłyszałem w ogłoszeniach parafialnych z ust ks. Lei, że jest rozważane wszczęcie procesu beatyfikacyjnego rodziny Ulmów i że każdy, kto ma informacje o ewentualnych przeszkodach, jest zobowiązany w swoim sumieniu zgłosić to w kancelarii parafialnej – opowiada Mateusz Szpytma.

- Informacja o możliwym procesie beatyfikacyjnym wstrząsnęła mną. W tym sensie, że pomyślałem: tu, w Markowej, proces beatyfikacyjny?! Przyznam, że choć jestem historykiem, do tego spokrewnionym z Wiktorią Ulmą, to mimo odwiedzania ich grobu jakoś nie interesowałem się wcześniej dziejami tej rodziny. To się zmieniło po tym właśnie ogłoszeniu w kościele.

Mateusz Szpytma rzeczywiście uczynił wiele, by historia Ulmów stała się szerzej znana. Jest autorem wielu publikacji na ich temat, był współtwórcą Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej, otwartego uroczyście w marcu 2016 roku, z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy.

- Muzeum ma swój bardzo duży udział w szerzeniu wiedzy na temat rodziny Ulmów, zwłaszcza poza Polską, gdzie nie jest ona powszechna – zauważa wiceprezes IPN. - Dlatego bardzo mi zależało, by wystawa stała w tym muzeum była opisana nie tylko w języku polskim i angielskim, ale także hebrajskim.

Z kronikarskiej powinności należy jeszcze odnotować, że w 2004 roku w Markowej został wzniesiony pomnik upamiętniający męczeńską śmierć rodziny Ulmów, a sześć lat później prezydent Lech Kaczyński odznaczył ich Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Wstępnie: 20 tysięcy uczestników beatyfikacji

Proces beatyfikacyjny trwał prawie 20 lat. Na szczeblu archidiecezji przemyskiej rozpoczął się w 2003 roku. W 2011 akta zostały przekazane Stolicy Apostolskiej. W grudniu ub.r. papież Franciszek uznał heroiczność cnót rodziny Ulmów. W lutym br. poznaliśmy datę i miejsce beatyfikacji: Markowa, 10 września.

- Długo czekaliśmy – przyznaje wójt. Miejsce beatyfikacji kwituje krótko: - To dla naszej społeczności wielki zaszczyt i radość.

- Zgodnie z ostatnią praktyką Stolicy Apostolskiej, uroczystości beatyfikacyjne odbywają się w Kościołach lokalnych, a więc w miejscach, z których pochodzili Słudzy Boży, albo w których ponieśli męczeńską śmierć – wyjaśnia ks. Bartosz Rajnowski, rzecznik archidiecezji przemyskiej.

I dodaje: - Kościołem lokalnym dla rodziny Ulmów była archidiecezja przemyska, stąd w sposób naturalny były do wyboru dwie lokalizacje: miejsce męczeńskiej śmierci albo stolica archidiecezji. Stolica Apostolska wybrała tę pierwszą ewentualność uznając, że związanie beatyfikacji bezpośrednio z miejscem, w którym rodzina Ulmów żyła, przyjęła Żydów do swojego domu i w którym poniosła męczeńską śmierć, jest najbardziej właściwe.

Watykan ogłosił, że przedstawicielem papieża podczas uroczystości beatyfikacyjnych będzie kard. Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. Są już także przymiarki, gdzie mogłyby się one odbyć: jest to otwarta przestrzeń powyżej muzeum, za Domem Ludowym i centrum kultury, w okolicy skansenu i boiska sportowego, w bliskiej odległości kościoła i cmentarza, na którym znajduje się grób Ulmów.

- Przygotowujemy się na przyjęcie od kilkunastu do 20 tysięcy wiernych – twierdzą zgodnie wójt gminy i rzecznik archidiecezji. Ks. Rajnowski zastrzega jednak: - Nie jest to liczba, którą moglibyśmy w tym momencie czymkolwiek potwierdzić, ponieważ nie wysłaliśmy jeszcze do diecezji w Polsce zapytania o ewentualną liczbę uczestników uroczystości. Dopiero wówczas, gdy otrzymamy te informacje, będziemy mogli mówić o szacunkowych liczbach.

Już wiadomo, że ta beatyfikacja będzie miała dwa precedensy. Pierwszy: będzie wyniesiona na ołtarze – jednocześnie - cała rodzina. Drugi, o niesamowitej wymowie: będzie beatyfikowane dziecko nienarodzone (mówiąc ściślej: w czasie egzekucji rozpoczęła się akcja porodowa lub zaczął się poród trumienny – przy późniejszej ekshumacji okazało się, że główka i klatka piersiowa dziecka były już na zewnątrz).

Znana jest już data, kiedy będziemy obchodzić liturgiczne wspomnienie błogosławionej rodziny Ulmów. Abp Adam Szal, obecny metropolita przemyski, wyraził pragnienie, aby był to 7 lipca – dzień zawarcia przez Wiktorię i Józefa sakramentu małżeństwa.
Sejmik podkarpacki ogłosił rok 2023 Rokiem Rodziny Wiktorii i Józefa Ulmów z dziećmi. Zostanie on wypełniony różnymi wydarzeniami towarzyszącymi beatyfikacji - koncertami, sympozjami, konferencjami. Będzie je animował Komitet Obchodów Towarzyszących Beatyfikacji Rodziny Ulmów, którego działalność zostanie zainagurowana 24 marca br. z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, który z tej okazji odwiedzi Markową.

Heroiczny „czyn miłosierdzia”

Ulmowie nie zginęli wprost za wiarę. Ale moi rozmówcy są zgodni, że ich postawa była silnie motywowana religijnie. Dobrze oddaje to fakt, że w należącej do nich Biblii została podkreślona na czerwono przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie. Stąd Ulmowie nazywani są często „Samarytanami z Markowej”.

- Jedni mówili, że dobrze, iż przyjęli Żydów pod swój dach, inni - że nie musieli tego robić i wtedy mogliby przeżyć – podkreśla Roman Kluz. - Teraz też rozmaicie mówią. Mnie się wydaje, że dobrze zrobili, choć narażali siebie na śmierć. Zrobili to w imię miłosierdzia.

Ów heroiczny „czyn miłosierdzia” nie zawsze bywa rozumiany. Zdaniem Marii Ryznar-Fołty, dzieje się tak dlatego, że heroizm jest czymś nadprzyrodzonym, czymś więcej niż odwagą. - W aspekcie religijnym życie ziemskie, choć bardzo ważne, nie jest dobrem absolutnym. Tym dobrem jest życie wieczne. Miłość, którą oddaję człowiekowi tu i teraz w nadziei połączenia się kiedyś ze Stwórcą – uważa szefowa Towarzystwa Przyjaciół Markowej.

- Ta beatyfikacja pokazuje piękno rodziny jako podstawowej jednostki społecznej i religijnej – podkreśla ks. Bartosz Rajnowski. - Stąd jednym z przesłań będzie podkreślenie roli pełnej rodziny, atmosfery miłości, fundamentów, na których rodzina buduje. Konsekwencją budowania na fundamentach ewangelicznych było to, że dla rodziny Ulmów czymś naturalnym było otwarcie drzwi swojego domu komuś, kto zapukał i poprosił o pomoc. I drugi aspekt: Wiktoria oczekiwała kolejnego dziecka. Ta uroczystość pokazuje więc także piękno rodzicielstwa.

tekst alternatywny

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rodzina Ulmów. Zginęli, bo ukrywali Żydów. Będą beatyfikowani - Nowiny

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie