Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeźbiarstwo jest dla Jana Puka wszystkim. Po powodzi, która zalała jego zbiory, nie załamał rąk

Klaudia Tajs
Mimo uszkodzenia wielu zbiorów, Jan Puk jest pełen optymizmu i każdą wolną chwilę wykorzystuje na rzeźbienie, by uzupełnić swoje zbiory.
Mimo uszkodzenia wielu zbiorów, Jan Puk jest pełen optymizmu i każdą wolną chwilę wykorzystuje na rzeźbienie, by uzupełnić swoje zbiory. Klaudia Tajs
Od lat z namaszczeniem układał na półkach swoje grzechotki, szopki i koniki. Na innych składał gromadzone od lat kroniki, książki i gazety. Spokój zbiorów zakłóciły dwie fale powodziowe, które wdarły się do jego parterowego domu i warsztatu.

Zniszczyły ponad 200 zabawek i dwa tysiące książek. Dziś dla artysty liczy się tylko jedno. Oczyszcza z mułu zabawki i suszy kroniki, by znów wyruszyć w teren i kultywować ludową tradycję.

Jan Puk był jednym z wielu mieszkańców gminy Gorzyce, którego wodny żywioł nie oszczędził. Muł naniesiony z dwoma falami powodziowymi wdarł się do jego malutkiego warsztatu oraz do domu, wyrządzając ogromne szkody. Szkody, o których artysta nie chce mówić, bo na samą myśl o utraconych zabawkach, kronikach i książkach cisną mu się do oczu łzy. Jest jednak pełen optymizmu. Nie załamuje rąk. - Trzeba się wziąć do pracy, bo woda wyrządziła sporo bałaganu - mówi. - Idzie rok szkolny. Dzieci na mnie czekają. Ktoś musi im pokazać, jak powstają drewniane zabawki.

NIE ZDĄŻYŁ PRZED WODĄ

Przed powodzią w niewielkim warsztacie Jana Puka trudno było znaleźć wolne miejsce. Drewniane zabawki wypełniały półki. Pełno ich było w koszach. Artysta to człowiek o wielkim sercu. Po każdym spotkaniu w szkole lub przedszkolu jego zbiory zmniejszały się. Ale tylko na jakiś czas, bo w miejsce wydanych pojawiały się nowe. Przed wodą w warsztacie było ponad 300 zabawek. - Kiedy dowiedziałem się, że idzie powódź, część zabawek pomogli mi wywieźć mieszkańcy Gorzyc - opowiada Jan Puk. - Zawieźliśmy je do Domu Kultury w Gorzycach. - Po cichu liczyłem, że woda nie będzie wysoka i nie dojdzie do mojego domu. Niestety, żywioł był straszny.

Kiedy woda opadła, okazało się, że muł przykrył ponad 200 misternie wystruganych figurek. Jan Puk ze smutkiem bierze do ręki brudne grzechotki i kołatki. Woda nie oszczędziła koników, wózków, samolotów, diabłów, krytych strzechą szopek i drewnianych kapliczek. Żywiołowi nie oparli się marszałek Józef Piłsudski na swojej Kasztance i kronikarz Kadłubek. - Pan Jezus ma złamaną rękę, a Babom-Jagom połamały się miotły - wylicza rzeźbiarz. - Powoli, powoli. Wszystkie odczyszczę i pomaluję bejcą. Będą jak nowe.

Głos artysty załamuje się, gdy zaczyna mówić o rzeźbie przedstawiającej mężczyznę orzącego pole, którego pług ciągnie misternie wystrugany konik. W dalszej rozmowie okazuje się, że właśnie ta rzeźba była bardzo bliska sercu artysty. - Przypomina mi ojca, który pracował na roli - tłumaczy. - Pracowałem nad nią dwa tygodnie. Zabierałem do szkół i na wystawy.

Rzeźbę porwała fala powodziowa. - To zięć, który wszedł do warsztatu, zauważył, że fala porwała tę rzeźbę - wspomina. - Gdy mi o tym powiedział, długo spać nie mogłem.
Ale los był dla artysty łaskawy. Okazało się, że woda porwała figurę i przeniosła kilkadziesiąt metrów dalej. Została odnaleziona po wielu dniach w krzakach za stodołą. Czeka w kolejce na oczyszczenie z mułu.

Jan Puk

Jan Puk

Skończył 70 lat. W Trześni mieszka od ponad 40 lat. Urodził się w Woli Rusinowskiej, potem mieszkał niedaleko Sandomierza. Przez większość życia pracował jako nastawniczy na kolei. Po przejściu na emeryturę zajął się rzeźbieniem w drewnie i zachowywaniem dla potomnych tego, co pamięta z lat dziecięcych, a co w kulturze lasowiackiej już dawno zanikło.

ZALANE KRONIKI

Praca w drewnie to nie jedyne hobby Jana Puka. O jego kronikarskiej pasji napisało już wielu studentów w swoich pracach magisterskich. Ich kopie można było znaleźć w pracowni artysty. Kroniki w jego pracowni miały swoje miejsce. Zajmowały kilka półek - oprawione czerwonym materiałem, każda z innego roku. Była kronika, w której artysta opisywał, jak wał na rzece w gminie usypywano. Były także kroniki opisujące codzienność sandomierskiego węzła PKP, gdzie Jan Puk przepracował 30 lat. To dzięki niemu te kroniki wraz z innymi archiwalnymi materiałami nie trafiły na śmietnik, lecz do warsztatu artysty. - Straty są, straty są - ubolewa Jan Puk. - Woda i kronik nie oszczędziła.

Kolekcję kronik wzbogacał zbiór około czterech tysięcy książek. Gromadził je przez 45 lat. Biblioteka, która mieściła się na parterze domu, także nie oparła się fali powodziowej. Wśród licznych tytułów przeważają książki historyczne, nawiązujące do wydarzeń w kraju i naszego regionu. Część zbiorów artysta uchronił przed wodą, wywożąc do Gorzyc. Ale czas był bezlitosny i część zbiorów została. Najbardziej szkoda książek pisanych staropolszczyzną. To między innymi "Szkółka dla młodzieży część 5", wydana w 1808 roku. To także 100-letnie gazety, które w towarzystwie książek i kronik schną dziś w przydomowym garażu.

Odnowienie książek, kronik i gazet wymaga więcej czasu od zabawek, nazywanych potocznie przez rzeźbiarza drewniakami. Każdy egzemplarz wymaga kilku, a nawet kilkanastu dni pracy, gdyż oczyszczenie z mułu nie jest rzeczą łatwą i szybką. - Kartkę po kartce przekładam, suszę i czyszczę, taka to praca - pokazuje poeta.

NIE ZOSTAŁ SAM

W osuszaniu książek pomagają mu ludzie dobrej woli, którzy wiedzą, że dzięki twórczej pracy Jana Puka ich dzieci czy wnukowie będą znali ludowe tradycje. Są i tacy, którzy nie odmawiają czyszczenia drewnianych cudeniek. Straty w książkach artysta wycenił na około 10 tysięcy złotych. W rzeźbach na ponad pięć tysięcy złotych.

O tragedii artysty nie zapomnieli pracownicy Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Wolu, którzy podczas jednej z plenerowych imprez z myślą o artyście z Trześni zorganizowali zbiórkę pieniędzy. Do puszek trafiło dwa tysiące złotych.
On sam nie załamuje rąk. Powoli czyści drewniane cudeńka. W przerwie między czyszczeniem struga nowe. Ostatnio jego koniki, czarownice na miotłach i gwizdki można było kupić na Jarmarku Dominikańskim w Tarnobrzegu. - Życie toczy się dalej, trzeba patrzeć przed siebie, bo zawsze jest ktoś, kto powie, że tylko u mnie zobaczył tak misternie wykonane drewniane zabawki - kończy optymistycznie Jan Puk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie