Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd utrzymał w mocy wyrok dla lekarza radiologa z Tarnobrzega. Medyk dopuścił się zaniedbania, ale brak związku ze śmiercią pacjentki

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
Trzyosobowy skład rozpoznający apelacje: od lewej sędzia Małgorzata Szwedo-Dec, sędzia Robert Pelewicz, sędzia Arkadiusz Hryniszyn
Trzyosobowy skład rozpoznający apelacje: od lewej sędzia Małgorzata Szwedo-Dec, sędzia Robert Pelewicz, sędzia Arkadiusz Hryniszyn Fot. Marcin Radzimowski
Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu w środę 24 czerwca w całości utrzymał w mocy zaskarżony wyrok skazujący lekarza radiologa Bogdana P. Uznał, że medyk poprzez brak staranności nieumyślnie naraził na niebezpieczeństwo utraty życia ranną w wypadku kobietę, ale nie sposób wykazać bezpośredniego związku tych uchybień z jej śmiercią. Sąd zasugerował również rozważenie, czy w procesie nie powinni być oskarżeni także inni lekarze.

Nieprawomocny wyrok w tym procesie zapadł w ubiegłym roku przed Sądem Rejonowym w Tarnobrzegu - LEKARZ POPRZEZ BRAK STARANNOŚCI NARAZIŁ PACJENTKĘ NA NIEBEZPIECZEŃSTWO UTRATY ŻYCIA

Przewodniczący trzyosobowego składu orzekającego, sędzia Robert Pelewicz przez blisko trzy kwadranse bardzo precyzyjnie, punkt po punkcie odnosił się do argumentów podnoszonych w apelacjach prokuratora, pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego oraz obrońcy oskarżonego.
Na początku ustnego uzasadnienia sędzia Pelewicz w imieniu sądu odniósł się do trzech prywatnych ekspertyz przedłożonych przez obrońcę oskarżonego. Podkreślał, że choć ich autorzy wskazują, że do śmierci pacjentki mogły się przyczynić działania lecznicze podjęte z opóźnieniem przez innych lekarzy (chirurgów), w tym procesie nie mają one znaczenia. Prokurator oskarżył bowiem jedynie lekarza radiologa. Podobnie jak sąd pierwszej instancji, tak i teraz sąd odwoławczy kilkukrotnie zasugerował oskarżycielowi publicznemu rozważenie, czy w kontekście tych ekspertyz, nie byłoby zasadne ustalenie ewentualnej odpowiedzialności także innych lekarzy.
- Wszystkie trzy stanowiska przedstawione w ekspertyzach wniesionych przez obrońcę oskarżonego wskazują na błędy w procesie leczniczym i diagnostycznym innych lekarzy, lekarzy głównie z oddziału chirurgii - mówił sędzia Robert Pelewicz. Dodając, że oskarżyciel publiczny oparł się w tym zakresie na opinii biegłych ze Szczecina (sporządzali opinię w czasie postępowania przygotowawczego), którzy nie doszukali się błędów w sztuce lekarskiej innych lekarzy.

Sędzia bardzo precyzyjnie wskazywał elementy, które umknęły autorom wniesionych apelacji. Choćby fragment zeznań biegłego lekarza, który w opinii uzupełniającej stwierdził, że najprawdopodobniej do zapalenia otrzewnej doszło w następstwie nieszczelności miejsca zszycia powłok jamy brzusznej, a więc po interwencji chirurgicznej, nie przed nią. W tym kontekście nie ma związku przyczynowo-skutkowego między nieopisaniem przez lekarza radiologa wyniku badania tomografią, a śmiercią pacjentki. Kolejna sprawa to nieustalona jednoznacznie przyczyna śmierci - lekarz patomorfolog wykonujący sekcję określił, że do zgonu przyczyniło się bezpośrednio zapalenie płuc (w połączeniu z ciężkimi powypadkowymi obrażeniami ciała), natomiast według biegłych doszło do zapalenia otrzewnej.

Zdaniem sądu odwoławczego wina Bogdana P. nie budzi żadnych wątpliwości, zresztą wynika z jego wyjaśnień przed sądem. Mówił, że widział rozerwane powłoki brzuszne, ale nie wie, dlaczego ich nie opisał. Lekarzowi radiologowi nie sposób jednak przypisać winy za śmierć pacjentki, bo takiego bezpośredniego związku nie ma. Innymi słowy swoim zaniedbaniem naraził kobietę na utratę życia, ale nie można uznać, że doprowadził do jej śmierci. Na tragedię złożyło się wiele czynników, nie można też wykluczyć, że pewne błędy innych lekarzy. W tym kontekście oskarżony lekarz radiolog skazany został z artykułu 160 paragraf 3 kodeksu karnego, nie zaś, czego domagał się oskarżyciel publiczny i oskarżyciel posiłkowy, z artykułu 155 kodeksu karnego.

Sąd drugiej instancji utrzymał zaskarżone orzeczenie w całości w mocy, toteż kara została taka sama. Sędzia Robert Pelewicz podkreślał, że sąd rozumie ogromny ból rodziny po stracie bliskiej osoby, którego nic nie ukoi. Nie ukoją go także zasądzone zadośćuczynienia czy odszkodowania. W procesie karnym sąd dostosował ich wysokość do stopnia zawinienia udowodnionego oskarżonemu, jednak sam wyrok otwiera drogę do dochodzenia odszkodowania w procesie cywilnym. Tam odszkodowanie będzie musiał wypłacić ubezpieczyciel szpitala i kwota będzie nieporównywalnie wyższa, a do tego będzie ją można szybko i skutecznie wyegzekwować.

Przypomnijmy. Ta tragedia miała swój początek 24 października 2015 roku, kiedy to do tarnobrzeskiego szpitala przywieziono ciężko ranną w wypadku drogowym Urszulę O. oraz jej męża Bogusława, który w procesie lekarza oprócz dzieci występował w charakterze oskarżyciela posiłkowego.

Pacjentka bezpośrednio ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego trafiła do Zakładu Diagnostyki Obrazowej, celem wykonania badań mających określić zakres obrażeń. Dyżur pełnił ówczesny kierownik zakładu, lekarz radiolog Bogdan P. To on opisywał wykonane u poszkodowanych w wypadku badania, między innymi tomografię komputerową.

Niestety, w opisie badania tomografii komputerowej kobiety nie znalazły się informacje dotyczące bardzo istotnych obrażeń wewnętrznych ciała, jakich doznała. Chodzi o uraz rozerwanie tylnej i bocznej ściany jamy brzusznej na odcinku kilkunastu centymetrów i powstanie przepukliny. W konsekwencji operację wykonano zbyt późno (trzeciego dnia). Okazało się, że wcześniej doszło do perforacji jelita (wskazuje to na powstałą martwicę wywołaną obrzękiem ściany jelita). W jamie brzusznej było wolne powietrze i rozlana treść żołądkowa.

Operacja wykazała ostre zapalenie otrzewnej i rozwijającą się sepsę. Pani Urszula trafiła na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii, jednak cud się nie wydarzył - nie odzyskała przytomności. Zmarła 10 listopada, dwa tygodnie po wypadku.

Zdaniem rodziny kobiety, jak również prokuratora, winę za śmierć pacjentki ponosi Bogdan P. To bowiem od wykonanego przez niego opisu badania tomograficznego zależało, czy pacjentka kwalifikuje się do natychmiastowej operacji, czy też do leczenia zachowawczego.

- Analizując obraz z badania widziałem ubytek w powłokach i wydawało mi się, że to wpisywałem do opisu - wyjaśniał przed sądem oskarżony Bogdan P. - Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego tego opisu ostatecznie nie było. Być może duża liczba pacjentów tego dnia i kolejne badanie do opisu mogły spowodować, że to mi umknęło. Wydrukowany wynik badania dostał lekarz dyżurny na chirurgii, dokumentacja zdjęciowa była w systemie.

Co istotne, na etapie śledztwa Bogdan P. inaczej tłumaczył fakt niewpisania do opisu informacji o pękniętych powłokach brzusznych. Mówił wówczas, iż nie doszło do perforacji (uszkodzenia) jelita, dlatego też w jego ocenie nie było zagrożenia wymagającego natychmiastowej interwencji chirurgicznej.

W późniejszych wyjaśnieniach oskarżony lekarz odpowiedzialność za tragedię wyraźnie próbował przerzucić na innych lekarzy, którzy w dalszej kolejności zajmowali się pacjentką.
Podkreślał, że w kolejnych godzinach po wykonaniu badania ani nawet następnego dnia, nie otrzymał żadnych informacji odnośnie nieadekwatnego stanu pacjentki do wyniku badania i opisu. Także obrończyni oskarżonego, która w mowie końcowej wnosiła o uniewinnienie Bogdana P., w trakcie procesu próbowała przerzucać odpowiedzialność na lekarzy, którzy w dalszych godzinach i dniach zajmowali się pacjentką.

Biegli ze Szczecina w opinii byli jednak jednoznaczni - to na lekarzu radiologu ciążył obowiązek opisania wszelkich obrażeń, które nie są widoczne na zewnątrz, a których istnienie wskazuje badanie tomograficzne. Potwierdziła to również lekarz radiolog pracująca w szpitalu.

Konkluzja wyroku sądu jest taka, że gdyby oskarżony prawidłowo opisał stwierdzone podczas badania tomograficznego obrażenia, lekarz chirurg po przejęciu pacjentki najpewniej zdecydowałby o operacji zszycia rozerwanych powłok jamy brzusznej, co z kolei zapobiegłoby późniejszym tragicznym wydarzeniom.

Biegli w opinii wskazali, że gdyby taki zabieg przeprowadzono odpowiednio wcześnie, kobieta najprawdopodobniej by żyła. Słowo „najprawdopodobniej” (nawet graniczące z pewnością) jest tutaj kluczowe, gdyż wszelkie wątpliwości należy tłumaczyć na korzyść oskarżonego. Z tego też powodu sąd zmienił kwalifikacje prawną czynu z „nieumyślnego spowodowania śmierci” na „narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia”.

Lekarz skazany został na 3 miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok próby, 2 tysiące złotych grzywny, po 2,5 tysiąca złotych nawiązki dla męża zmarłej oraz dwójki dzieci, ponad 10 tysięcy złotych kosztów sądowych oraz dla oskarżycieli posiłkowych po 3900 złotych dla pełnomocnika procesowego. Do tego pisemne przeprosiny pokrzywdzonych.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie