Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samorządy podkarpackie odczuły siłę LGBT. Nie spodziewały się takiej ostrej reakcji organizacji międzynarodowych

Andrzej Plęs
Katastrofy wizerunkowe, lawina krytyki społecznej, sprawy sądowe i - co chyba najbardziej boli samorządy - groźba utraty milionów euro z dotacji zewnętrznych. Takie są skutki uchwał anty-lgbt na Podkarpaciu. Cofnięcie dotacji 1,7 mln euro z funduszu norweskiego na realizację „Szlaku Karpackiego”, to może być dopiero początek problemu. Podkarpackie „strefy wolne od LGBT” od ponad roku zmagają się z krytyką społeczności krajowej i międzynarodowej, prawdziwie zaboleć może dopiero uderzenie po kieszeni. Pierwsze, bardzo mocne, już nastąpiło.

Szlak Karpacki to inicjatywa samorządu województwa podkarpackiego: miał promować makroregion karpacki, jego kulturowe i przyrodnicze dziedzictwo, wymianę doświadczeń z podobnymi regionami alpejskimi czy norweskimi, zacieśniać współpracę międzynarodową i popularyzować turystycznie regiony karpackie uczestniczących w projekcie państw.

Państw, bo do wspólnej realizacji projektu już w 2018 r. Podkarpacki Urząd Marszałkowski, lider projektu, pozyskiwał partnerów z Czech, Słowacji, Węgier, Ukrainy, Rumunii i Serbii.

Pomysłodawcom wymarzyło się, by realizację Szlaku w dużym stopniu sfinansował fundusz norweski. Powstał plan na papierze i kosztorys pomysłu, plan przesłano Funduszowi, Fundusz przyznał 1,7 mln euro. Od teraz międzynarodowe towarzystwo gotowe było przystąpić do wytyczania Szlaku już w przestrzeni, a nie tylko na papierze.

I pewnie już teraz zaczęło by wytyczać, gdyby w maju 2019 r. Sejmik Województwa Podkarpackiego nie przegłosował uchwały „w sprawie przyjęcia stanowiska wyrażającego sprzeciw wobec promocji i afirmacji ideologii tak zwanych ruchów LGBT”.

Nie był ani pierwszym ani ostatnim samorządem w Polsce, który zdobył się na taką uchwałę. Na falę podobnych zareagował Parlament Europejski, wyrażając swoją dezaprobatę dla - noszących znamiona dyskryminacji na tle seksualnym - uchwał, stanowisk i deklaracji. W liście do marszałka Władysława Ortyla Komisja Europejska zażądała wyjaśnień. Wyraziła obawy, czy aby przyznawane Podkarpaciu fundusze unijne nie będą pożytkowane bez poszanowania praw obywatelskich, także ludzi nieheteronormatywnych.

Niektórzy opozycyjni radni wojewódzcy i media zaczęli podnosić, że zgrzyt w relacjach z dwoma najważniejszymi instytucjami Unii Europejskiej to katastrofa wizerunkowa, a w perspektywie może i uszczuplenie dotacji unijnych. Może by tak kolejną uchwałą wycofać się z majowego stanowiska. Większość w sejmiku tematu nie podjęła.

CZYTAJ TEŻ: Unia pyta marszałka województwa o "strefy wolne od LGBT" na Podkarpaciu. Czy staniemy się też strefą wolną od unijnych dotacji?

Nie podjęto temato nawet we wrześniu 2020 r., kiedy fundusz norweski oznajmił, że cofa decyzję o przyznaniu dotacji na „Szlak Karpacki”. Z uzasadnieniem, że:

„dopóki partner wiodący zajmuje publiczne stanowisko, które podważa w takim stopniu zasadę równego traktowania i jest zasadniczo sprzeczne z poszanowaniem praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości, taka podmiot nie jest w stanie zrealizować projektu i działań zgodnych z tymi wartościami”.

Czyli wartościami, którymi kieruje się Fundusz. W uzasadnieniu kluczowym sformułowaniem jest „parter wiodący”, więc - samorząd województwa podkarpackiego.

Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego o decyzji Funduszu wiedział już we wrześniu ub. r., opinia społeczna o tej decyzji dowiedziała się z końcem stycznia br. i wcale nie z portalu informacyjnego UMWP. Bo też nie było się czym chwalić.

CZYTAJ TEŻ: Podkarpacie - przestrzeń otwarta. Ale nie dla LGBT i 1,7 mln euro. Fundusz Norweski wycofał się z finansowania międzynarodowego projektu

Dziś urząd dementuje medialne doniesienia, że jedną majową uchwałą wcale nie stracił 1,7 mln euro na „Szlak Karpacki”, a jedynie (?) 389 680 euro. Co znaczy, że ok. 1,3 mln euro stracili zagraniczni partnerzy Podkarpacia w tym międzynarodowym projekcie. Zupełnie niczym nie zawiniwszy. U „partnera wiodącego” wciąż nie pojawiła się refleksja, by może jednak uchylić uchwałę z maja 2019 r. Nim straty staną się większe.

Nowa Dęba się wycofała

Radni Nowej Dęby w swoje „uchwale anty-LGBT” poszli argumentacją w lipcu 2019 r. daleko dalej, niż większość polskich samorządów. W innych próżno szukać sformułowań takich, jak „nachalna propaganda lewicowych demoralizatorów (spadkobierców ideologii bolszewickiej)”, czy „terroru politycznej poprawności” albo „profanacji świętych dla katolików symboli”. Nowodębska uchwała bogato zacytowała także Pismo Święte, rzadkość w innych tego rodzaju uchwałach w skali kraju.

Na Nową Dębę wylała się w Internecie fala krytyki, czy hejt - jak wolą tu widzieć to zjawisko. Krytyka nie zrobiła na władzach miasta większego wrażenia, wstrząsem była dopiero decyzja zaprzyjaźnionego od 14 lat z Nową Dębą samorządem irlandzkiego Fermoy w hrabstwie Cork.

12 października 2020 r. Irlandczycy zerwali z podkarpackim samorządem umowę partnerską, za przyczynę wyraźnie podali uchwałę anty-lgbt. Istniało ryzyko, że za przykładem Irlandczyków pójdą inne miasta partnerskie Nowej Dęby. Może nie ukraińskie Suhowola i Komarno, ale francuskie Ploemeur w Bretanii - czemu nie?

Cztery dni po decyzji Irlandczyków burmistrz Wisław Ordon w oficjalnym oświadczeniu zapewniał, że „nasza gmina: pełna tolerancji i pozbawiona najmniejszych znamion dyskryminacji”, także wobec członków społeczności LGBT. Władze Fermoy do dziś nie przekonał. O już zaistniałych i mogących zaistnieć skutkach własnej uchwały przekonali się za to radni miejscy, skoro z końcem stycznia br. uchwalili kolejną: „Szanując osobiste poglądy radnych i mieszkańców miasta i gminy Nowa Dęba, mając jednocześnie na uwadze liczne krzywdzące nieporozumienia i kontrowersje, jakie narosły wokół przyjętej 26 lipca 2020 r. deklaracji w sprawie wprowadzenia i promocji ideologii LGBT do wspólnot samorządowych, wnoszę o jej uchylenie” - wnosił przewodniczący rady miasta. I to pierwszy podkarpacki samorząd, który zrobił krok wstecz. Na razie ostatni.

Dyplomacja Dębicy

Wprawdzie uchwała radnych dębickich z 2019 r. była tylko (?) uchwała wprowadzającą Samorządową Kartę Praw Rodziny, ale i tak miasto trafiło na - sformułowaną przez podkarpackich aktywistów środowisk LGBT - „Mapę Nienawiści”. A trafiały na nią samorządy, które podjęły uchwały anty-lgbt.

W dodatku we wrześniu 2020 r. burmistrz omiasta zakazał działaczkom organizacji Queer Tour ustawienia na miejskim rynku stoiska, przy którym chciały dębiczan edukować w zakresie tolerancji wobec „kochających inaczej”. Interweniowała policja.

Echa dotarły do belgijskiego Puurs-Sint-Amand, z którym Dębica jeszcze od „czasów komuny” miała wyjątkowo, wręcz niezwykle serdeczne relacje. W listopadzie ub. r. radni Puurs zawiesili współpracę z Dębicą, prosząc radnych Dębicy o wyjaśnienia, o co chodzi z tą „strefą wolną od LGBT”.

Prawicowa część dębickich radnych, przy sprzeciwie pozostałych, odpowiedziała listem, w którym wytknęła Belgom zbrodnie ich króla z przełomu XIX i XX w. Leopolda II, który w Kongo Belgijskim doprowadził do śmierci kilku milionów tubylców. W ten sposób listem z Dębicy wszyscy Belgowie dostali w twarz, zapachniało międzynarodowym skandalem, spór (nieporozumienie?) trafiło do świadomości publicznej.

Burmistrz Mariusz Szewczyk próbował sprawę łagodzić pojednawczymi z Belgami oświadczeniami, w końcu w połowie stycznia br. odbył telekonferencję z władzami Puurs. Doszło do wyjaśnień, burmistrz belgijskiego miasta argumenty dębiczan przyjął do wiadomości, sprawę uznał za niebyłą, współpraca została przywrócona.

To wcale nie był koniec problemów ze „strefą wolną od LGBT”: po krachu „Szlaku Karpackiego” Dębica zaczęła się martwić o to, czy miasto dostanie z funduszy norweskich dofinansowanie na tzw. Plac Sztuki. To część projektu Związku Gmin Dorzecza Wisłoki „Zielono - błękitna Infrastruktura”. Obawa: Dębica trafiła do tzw. Atlasu Nienawiści, co może Norwegów zasugerować. Nadzieja: Dębica nie jest liderem projektu, bo jest nim ZGDW.

Przemyśl walczy sam z sobą

Z końcem sierpnia radni Przemyśla oświadczyli Oświadczeniem, że „Rada Miasta w Przemyślu wyraża sprzeciw wobec działań, zmierzających do promocji ideologii tzw. ruchów LGBT”, także „próbom narzucenia szkodliwych i demoralizujących standardów”. A już z początkiem października radni próbowali się z niej wycofać, dając pod głosowanie kontruchwałę o uchylenie poprzedniej. Z uzasadnieniem: Oświadczenie o sprzeciwie wobec „promocji i afirmacji tzw. rychów LGBT” jest „prawnie bezużyteczne a jego zapisy krzywdzące ze względu na dyskryminację osób identyfikujących się, jako społeczność LGBT”.

Jest i argument wizerunkowo - ekonomiczny: Przemyśl postrzegany był, jako miasto przyjazne, wielokulturowe i otwarte, a po sierpniowym Oświadczeniu zyskało opinię zaściankowego, nietolerancyjnego i prowincjonalnego. Tyle wizerunek, teraz ekonomia: „Konsekwencją takich działań jest zmniejszenie zainteresowania potencjalnych benefaktorów i turystów, które znacząco wpływają na rozwój naszego miasta”. Wynik głosowania: 10 za 10 przeciw, troje radnych było nieobecnych. Wniosek nie przeszedł, Przemyśl nadal sprzeciwia się promocji i afirmacji ideologii LGBT.

Jest i trzeci argument, nie wyrażony w uzasadnieniu do kontruchwały: Przemyśl ubiega się o 10 mln euro z Funduszu Norweskiego.

- Nasz wniosek pozytywnie przeszedł pierwszy etap kwalifikacji - zapewnia Agata Czereba, rzeczniczka przemyskiego ratusza. - Czekamy na oficjalne rozstrzygnięcie.

Tyle, że „Szlak Karpacki” już dostał 1,7 z tego samego funduszu. Po czym Fundusz mu je odebrał.

Tuszów idzie w zaparte, Niebylec pozywa

Tuszów Narodowy, podkarpacki pionier w uchwalaniu stanowisk anty-lgbt ani myśli wycofywać się ze swojej uchwały. Kiedy w 2020 r. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar napisał do wójta Andrzeja Głaza prośbę o wycofanie się z uchwały, ten odpowiedział w sposób, który wstrząsnął wieloma. A Barta Staszewskiego, aktywistę środowisk LGBT, pozwał do sądu za umieszczenie pod przydrożną tablicą z nazwą gminy, swoje tabliczki: „Strefa wolna od LGBT”. I domaga się od pozwanego przeprosin i sprostowania w mediach.

W pozwie: - Wspominamy w nim o utracie dobrego imienia gminy i jej mieszkańców, domagamy się zamieszczenia przez pana aktywistę sprostowania i przeprosin we wszystkich mediach, w których udzielał się w związku z naszą gminą - tłumaczy wójt Głaz.

Lżejszym kalibrem sądową wojnę ze Staszewskim zaczęła gmina Niebylec. Tu aktywista też powiesił tabliczkę o „strefach wolnych”, więc władze gminy próbowały w sądzie uzyskać zakaz publikowania zdjęć takiej instalacji z nazwą swojej gminy. Sąd Okręgowy w Rzeszowie rozstrzygnął: „Nie wykazano, by treść upublicznionych zdjęć nie była zgodna z rzeczywistym stanem faktycznym. Ujemny wizerunkowo skutek w postaci uznania gminy za nietolerancyjną nastąpił w konsekwencji przyjęcia uchwały” - uznał sąd i wniosek gminy odrzucił.

Niebylec nie dał za wygraną, do tego samego SO w Rzeszowie złożył pozew przeciwko Staszewskiemu o ochronę dóbr osobistych. „W szczególności dobrego imienia, renomy, reputacji wiarygodności publicznej i zaufania publicznego przez umieszczenie gminy w Atlasie Hejtu”, tudzież na stronach www, prowadzonych przez pozwanego. Gmina domaga się usunięcia nazwy gminy z Atlasu Hejtu (który nie istnieje, jest za to Atlas Nienawiści) i przeproszenia Gminy Niebylec. W imiennie samorządu wojnę sądową ze Staszewskim prowadzi organizacja Reduta Dobrego Imienia.

Radny sejmiku Antoni Pikul, który głosował przeciwko uchwale tego gremium „wyrażającej sprzeciw wobec promocji i afirmacji ideologii tak zwanych ruchów LGBT”, zwraca uwagę, że takie gesty samorządów nie mają żadnego znaczenia prawnego, są bezużyteczne i tak naprawdę niczego ludziom nie dają.

Rzeczywistość podpowiada, że nawet odbierają: pozytywny wizerunek samorządu i miliony euro zewnętrznych dotacji.


ZOBACZ TAKŻE: Sąd Najwyższy nie orzeknie w sprawie drukarza z Łodzi, który odmówił usługi dla organizacji LGBT

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Samorządy podkarpackie odczuły siłę LGBT. Nie spodziewały się takiej ostrej reakcji organizacji międzynarodowych - Nowiny

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie