Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skopje - raj turystów, koszmar architektów. Dobre jedzenie, niskie ceny, a Polacy mogą poczuć się chwilami jak w Warszawie 25 lat temu

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Skopje 2019 / centrum miasta / dzielnica muzułmańska / stadion piłkarski / polscy kibice / mecz Macedonia - Polska
Skopje 2019 / centrum miasta / dzielnica muzułmańska / stadion piłkarski / polscy kibice / mecz Macedonia - Polska Wojciech Wojtkielewicz
Odwiedzając stolicę Macedonii przy okazji niedawnego meczu Polaków w eliminacjach Euro 2020 zaliczyliśmy z kolegą déjà vu. Trudno nam było oprzeć się wrażeniu, że wszystko to już widzieliśmy... 25 lat temu w Warszawie.

Może nie wszystko, bo nawet w czasach raczkującego kapitalizmu nie mieliśmy w stolicy Polski aż takiego wysypu kiczu. Niemniej odwiedzający Skopje polscy kibice mogli poczuć się, jakby cofnęli się w czasie o ćwierć wieku. Architektoniczny chaos, bo tutejszym urbanistom nieznane jest najwyraźniej pojęcie jednolitej zabudowy. Dziury w chodnikach, stare samochody...

Niektóre tak stare, że pamiętające jeszcze czasy, gdy Macedonia Północna (do niedawna tylko Macedonia - o tym za chwilę) była częścią Jugosławii. Zaparkowane byle jak i byle gdzie, bo troska o wygodę pieszych to w tym mieście również pojęcie dość abstrakcyjne. Pierwszeństwo na pasach? Zapomnij. Zdarza się, ale lepiej nie ryzykować, bo bywa, że kierowca wydaje się nie widzieć „zebry” (w Polsce też się zdarza, ale jednak zauważalnie rzadziej). Ścieżki rowerowe? Bywają, ale tutejsi cykliści są jeszcze bardziej nieokiełznani, niż nasi rodzimi. Po co więc komu ścieżka, skoro chodnikiem wygodniej. I na pewno bezpieczniej, niż ulicą.

Dodajmy bazary, wszechobecne reklamy. Jedna tak sprytnie umiejscowiona, że fotografując w centrum ogromny pomnik Aleksandra Macedońskiego trzeba się trochę nagimnastykować, żeby nie sfotografować przy okazji reklamy jednego z lokalnych piw. Polskie ulice też tak kiedyś wyglądały (gdzieniegdzie nadal wyglądają). Nie tylko w okolicach Pałacu Kultury czy przerobionego na bazar Stadionu Dziesięciolecia, na którym - jak głosi miejska legenda - kupić można było nawet karabin Kałasznikowa.

Wojownik na koniu zamiast Aleksandra

Wspomniany już pomnik, to po części efekt trzęsienia ziemi, jakie spustoszyło w 1963 roku stolicę Macedonii. Zniszczeniu uległo prawie 80 procent miasta, a odbudowano je w stylu raczej prostym i funkcjonalnym. Niespecjalnie pasującym do kraju, który lubi podkreślać na każdym kroku swoje antyczne korzenie.

Nie nam osądzać, czy słusznie, choć na przykład Grecy mają w tej kwestii wyrobione zdanie i uważają, że Macedończycy najzwyczajniej w świecie zawłaszczają sobie ich dziedzictwo kulturowe. Ci ostatni mają to jednak w nosie, a na 20-lecie niepodległości swojego kraju postanowili pozmieniać to i owo w miejskiej architekturze.

Powołali do życia program o nazwie Skopje 2014, w efekcie którego w centrum miasta - na Placu Macedonii - powstał m.in. pomnik Aleksandra Wielkiego. Po protestach Grecji jego oficjalną nazwę zmieniono co prawda na „Wojownika na koniu”, ale wszyscy i tak wiedzą o kogo chodzi. Trudno go zresztą przeoczyć, bo ma 12 metrów wysokości i stoi na 10-metrowym cokole. Otacza go fontanna, wokół której umiejscowiono cztery lwy z brązu. Na cokole znajduje się za to osiem kamiennych figur antycznych żołnierzy (jedna to podobizna Filipa II Macedońskiego). Kosztować miał początkowo 6 milionów euro, ale ostatecznie skończyło się na 9 mln.

Na tym nie koniec, bo w centrum miasta zaczęły wyrastać neoklasycystyczne budynki (m.in. muzea, opera i teatr) i mosty, a przede wszystkim kilkadziesiąt pomników, przedstawiających antycznych bohaterów i postacie ważne dla macedońskiej historii i kultury. Jest tam m.in. bułgarski car Samuel, są Cyryl z Metodym i inni prawosławni święci, czy wspomniany już ojciec Aleksandra Wielkiego (Filip II), który doczekał się również samodzielnego postumentu. Jest cesarz bizantyński Justynian, są bohaterowie walk o niepodległość kraju, a nawet ważniejsi działacze socjalistyczni z czasów Jugosławii.

Wszystko z iście bizantyjskim rozmachem, choć złośliwi mówią, że za pół miliarda euro wyciągniętych z kieszeni podatników władze Macedonii zbudowały sobie antyczny Disneyland. Coś w tym faktycznie jest, chociaż... Nam akurat się podobało. Kicz też miewa swój urok, a siedzenie przy jednej z fontann miało w dniu meczu również praktyczny wymiar, bo temperatura w Skopje przekroczyła 30 stopni i żar lał się z nieba.

Macedonia - Polska, a po meczu... pralka

Kwintesencją tutejszego chaosu budowlanego jest stadion, na którym Polska zagrała z Macedonią. Antyczny jedynie z nazwy, bo choć od niedawna to oficjalnie „Tose Proeski Arena Narodowa”, ale dla miejscowych wciąż jest „Areną Narodową im. Filipa II Macedońskiego”.

- W nosie mamy politykę - podkreślał zapytany przez nas o drogę mieszkaniec Skopje, bo zmiana nazwy to oczywiście pokłosie konfliktu z Grecją, która posunęła się nawet do tego, że blokowała starania Macedończyków o członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Stadion to zresztą małe piwo, bo w ramach ustępstw wobec Greków doszło nawet do wspomnianej na wstępie zmiany nazwy kraju i dodania do niej słowa Północna.

Zmarły tragicznie (w wypadku samochodowym) w wieku 26 lat Proeski był popularnym piosenkarzem nie tylko w Macedonii, ale także w innych krajach byłej Jugosławii. W 2004 roku został też mianowany ambasadorem UNICEF i nagrał piosenkę „This World”, która stała się hymnem tej organizacji.

Sam stadion wygląda... różnorodnie. Grający dekadę temu w Legii Warszawa były reprezentant Macedonii Pance Kumbev reklamował go w polskich mediach, jako najnowocześniejszy obiekt piłkarski na Bałkanach i od wewnątrz faktycznie na taki wygląda. Z zewnątrz wygląda za to tak, jakby ktoś rozpoczął jego budowę dawno temu i wciąż jej nie skończył.

W pobliżu powstał luksusowy hotel, więc od tamtej strony Proeski Arena może się pochwalić się nowoczesną fasadą. Za to przechodząc na drugą, w okolice boiska treningowego, można się natknąć na autentyczne ruiny. W najlepszym razie plac budowy, choć mocno wiekowy i zapuszczony. Plac budowy można znaleźć również w środku, bo wjeżdżających windą na trybunę prasową dziennikarzy wita po wyjściu z niej dziura w ścianie, zasłonięta kawałkiem dykty. Wiedzie do kolejnego pomieszczenia, w którym na razie nic jeszcze nie ma.

Sporo jest za to na zewnątrz, bo od frontu dobudowano sklepy. Oprócz produktów typowo sportowych można w nich znaleźć m.in. sprzęt AGD. Raczej nie na wypadek, gdyby któryś z miejscowych kibiców zapragnął uczcić zwycięstwo swojej reprezentacji zakupem pralki. Bardziej realna jest teoria, że po prostu stadion musi na siebie zarabiać, nie tylko meczami. W sumie... faktycznie musi.

Na razie taniej, niż w Chorwacji

„Antycznych” przeróbek uniknęła na szczęście muzułmańska dzielnica miasta. Po przekroczeniu Kamiennego Mostu (najstarszy zachowany most w Skopje, symbol miasta i główny element jego herbu) można przenieść się do innego kraju. Meczety, minarety, niska zabudowa...

No i bazar, na którym oprócz typowo turystycznych atrakcji można kupić niemal wszystko. Od zabawek, po trampki Converse’a, łudząco podobne do oryginału. Zdradzała je tylko cena, bo 500 macedońskich denarów, to równowartość 35 polskich złotych. Tak nisko ta firma się nie ceni.

Ceny to jeden z powodów, dla których warto odwiedzić Macedonię. I to w miarę szybko, bo staje się coraz bardziej atrakcyjnym turystycznie miejscem i za kilka lat może być tu tak drogo jak np. w Chorwacji. Póki co turysta z Polski nie musi jednak sięgać głęboko do portfela, bo tanie są nie tylko trampki.

- 180 denarów - zagadnął mnie sprzedawca pamiątek widząc, że przyglądam się uważnie ręcznie malowanym (i bardzo ładnym) magnesom na lodówkę. - To tylko 3 euro - dodał, widząc moją zdziwioną minę, bo na pobliskim straganie za mniej artystycznie wykonaną ozdobę lodówki sprzedawca chciał trzy razy mniej.

80 do 100 denarów kosztuje piwo w pubie. Obiad w restauracji trochę więcej, ale jeśli zagadać z miejscowymi, to można trafić do knajpy dla „lokalsów”. Właśnie taką wskazał nam właściciel hotelu, w którym się zatrzymaliśmy i w efekcie wylądowaliśmy w klimatyzowanym (doceniliśmy) wnętrzu, gdzie za obiad dla dwóch osób z napojami zapłaciliśmy 1000 denarów. Czyli 70 zł. Deser dostaliśmy w prezencie. W pakiecie z zapewnieniami, że ich reprezentacja zleje naszą. Pozwoliliśmy sobie się nie zgodzić...

Obaj byliśmy za to zgodni, że fajnie byłoby jeszcze kiedyś wrócić do Skopje. Dobre jedzenie, niskie ceny, mili ludzie, oryginalne widoki. Czego może chcieć więcej turysta...

Nazwa Macedonia Północna wciąż dzieli greckie społeczeństwo. Setki osób protestowały na ulicach Salonik, wśród nich kibice klubu piłkarskiego PAOK

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Rowerem przez Mierzeję Wiślaną. Od przekopu do granicy w Piaskach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Skopje - raj turystów, koszmar architektów. Dobre jedzenie, niskie ceny, a Polacy mogą poczuć się chwilami jak w Warszawie 25 lat temu - Portal i.pl

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie