Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skrzypacza walka o kładkę na Łęgu

Zdzisław SUROWANIEC
Co woda zniszczyła, Skrzypacz będzie chciał poprawić.
Co woda zniszczyła, Skrzypacz będzie chciał poprawić. Zdzisław Surowaniec
Tylko rzeka jakoś próbuje zmyć mostek postawiony samowolnie przez Skrzypacza. Nikt inny nie zagraża drewnianej konstrukcji.

Od czterech lat, kiedy Władysław Skrzypacz zbudował bez pozwolenia drewnianą kładkę na Łęgu, z kładką walczy powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, wójt i przyroda. Najbardziej dokuczyła Skrzypaczowi przyroda - tak mu kładkę sponiewierała, że musi ją odnowić.

Skrzypacz - to jest ten słynny swego czasu na cały kraj facet. Niektórzy dziennikarze z centralnej telewizji i gazet zrobili z niego ofiarę bezdusznych urzędników, patriotę, który z miłości do ojcowizny nie daje się nikomu ruszyć z rodzinnego gniazda nad brzegiem Łęgu.

Ruszyć chciało go wojsko, które na terenie przyległym do Łęgu ma poligon. Wszyscy z tego terenu dali się przenieść w inne miejsca, pobudowali nowe domy. Skrzypacz nie, trwa na placówce, nie daje się zaborcom.

OBRZEŻE POLIGONU

Skrzypacz ma dom na obrzeżu poligonu. Bez prądu, bez gazu, bez kanalizacji, wodociągu, bo to zupełne odludzie przy ścianie sosnowego lasu. Nikt mu tam prądu nie podciągnie, bo za drogo, sam nie jest w stanie tego zrobić, bo klepie biedę. Nie ma łatwego dojścia do najbliższego sklepu w Burdzach, od których oddziela go Łęg. I dlatego wybudował nielegalnie kładkę na rzece, za co chce go ukarać inspektor nadzoru budowlanego. Ostatnio jego pasją jest hodowla kilkunastu dzików w zagrodzie i z tego ma kotlety dla siebie, żony i córki.

Sytuacja, w jakiej się znalazł Skrzypacz, jest tak pokręcona jak on sam. Ma dom na terenie gminy Grębów w powiecie tarnobrzeskim, a chce korzystać z tego wszystkiego, z czego korzystają mieszkańcy gminy Bojanów w powiecie stalowowolskim. Bo mu tam najbliżej. Ma pomoc socjalną z grębowskiego ośrodka, a zapędza się po pomoc do starosty stalowowolskiego.

Skrzypacz przyszedł w tym tygodniu do naszej redakcji w Stalowej Woli z boleścią w oczach. Zazwyczaj dosadnie pokrzykujący na władzę ile sił w gardle, tym razem był jak zbity pies. Poczuł się do cna oszukany przez urzędników. - Bo zabrali mu łódkę - jak twierdzi.
DAŁ MU ŁÓDKĘ

O byłym staroście Wiesławie Siembidzie Skrzypacz mówi po prostu "Wiesiek". - No więc przed rokiem Wiesiek dał mi łódkę. Ładną, zieloną, żebym się przeprawiał na drugą stronę Łęgu - opowiada. Chodziło mu przede wszystkim o córkę, która chodzi do Stalowej Woli do gimnazjum katolickiego. Musi przeskoczyć przez Łęg, żeby dojść do przystanku autobusowego.

W tym roku doszedł jeszcze kolejny argument na istnienie kładki. - Iza ma czternaście lat idzie do bierzmowania i musi chodzić do kościoła w Burdzach na nauki - tłumaczy Skrzypacz. A tu przyszli i zabrali mu łódkę. Skrzypacz twierdzi, że to byli urzędnicy.

Przez godzinę wydzwaniałem do różnych wydziałów Starostwa Powiatowego, żeby dojść kto zabrał Skrzypaczowi łódź. Nikt nic nie wiedział. Także pracownicy kancelarii, którzy podobnie jak ja wypytali kogo tylko można było, niczego się nie dowiedzieli. Tymczasem były starosta Wiesław Siembida nie odbierał telefonu i sprawa wyglądała na bardzo zagadkową. W końcu Siembida oddzwonił i sprawa się wyjaśniła.

PRZEJASKRAWIA

- Skrzypacz przychodził do mnie po pomoc. Przypadkiem znajomy wędkarz zadeklarował, że może pożyczyć mu łódkę z tworzywa sztucznego - wspomina były starosta. - Na szczęście byłem przezorny, spisałem dokument potwierdzający przekazanie łódki na czasowe użytkowanie. Była to moja prywatna inicjatywa, nie mająca nic wspólnego ze stanowiskiem starosty - przyznaje Siembida. Dodał, że Skrzypacz ma tendencję do przejaskrawiania tego, co się wydarzyło.

Kiedy na drugi dzień Skrzypacz zorientował się, że wiem o podpisanej umowie na łódkę, zmienił ton. - No tak, przyjechał syn Wieśka i zabrał łódkę. Jego nie winię, bo go tata wysłał - pokrzykuje, kiedy stoimy przy kładce nad Łęgiem, aż się echo po wodzie niesie.

Jego żona Boguśka dodaje, że kiedyś dostali drewnianą łódkę, ale się rozleciała. - Była chyba od Polsatu czy jakiejś gazety - próbuje sobie przypomnieć, ale nie jest pewna. Bo przecież tyle telewizji i redaktorów się do nich kiedyś zapędzało, że nie było tygodnia, żeby o nich nie było programu na cały kraj.

Z CIENKICH DESEK

W czerwcowy śliczny poranek stoję przy czymś, co jest drewnianą ruiną stojącą w poprzek leniwie płynącej rzeczki. Na zniszczonej przez wodę kładce, przechylonej do piaszczystego dna, Skrzypacz zbudował węższą kładkę. Zbudował jak umiał, a że nie umiał, to zrobił to byle jak z cienkich desek.

Przechodzenie przez kładkę skleconą na zniszczonej kładce, jest tak trudne jak chodzenie po linie. Skrzypacz uśmiecha się, że się chwieję, idąc po tej konstrukcji. Bo w ten sposób mam go docenić, jak trudno mu żyć przez upór urzędników i złą wolę wojskowych.

- A z tego kawałka kładki Iza spadła do wody - pokazuje przybite do starej kładki deski, po których szło dziecko. - Dobrze, że woda jest teraz płytka - wykrzykuje dramatycznym głosem.

Skrzypacz, który straszył kiedyś, że zrzeknie się polskiego obywatelstwa i wywiesił amerykańską flagę przy domu, nie docenia jak wiele ma szczęścia, że żyje w kraju, gdzie można urzędnikom grać na nosie i gdzie bezprawie uchodzi na sucho. Dopóki był most na rzece, świat nie wiedział nawet, że jest takie indywiduum jak Władysław Skrzypacz. Wszystko zaczęło się od tego, że wojsko rozebrało most, bo był zniszczony i już do niczego nieprzydatny.

ERA SKRZYPACZA

Wtedy nastała era Skrzypacza. Wybudował z chłopami ze wsi kładkę w miejscu, gdzie stał most. Trwało to trochę, zanim urzędnicy rzeszowscy stwierdzili jednak, że jest to samowola, na dodatek wykonana w sposób urągający wszelkim zasadom, jakie spełniać mają takie budowle.

Kiedy pierwsza kładka spłynęła z wiosenną wodą, Skrzypacz zbudował następną, bardziej masywną. Ta znikła w ubiegłym roku na wiosnę pod wysoką wodą i wydawało się, że spłynęła. Ale jakimś cudem wytrzymała napór wody. Tyle tylko, że się przechyliła i w części zapadła. Mimo tego można nią było przechodzić po desce, jaką Skrzypacz dostawił.

Do akcji wkroczył powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Uznał, że to konstrukcja zagrażająca życiu i nakazał rozebranie kładki. Skrzypacz, nawet przypiekany rozpalonym żelazem, kładki by nie rozebrał. Inspektorowi nie udało się jednak znaleźć fachowej firmy, która za pieniądze rozebrałaby mostek, nawet w asyście policji, gdyby trzeba było. Skrzypacz, który przez chwilę miał obawy, że może być finansowo obciążony za rozebranie kładki, poczuł się znowu pewny siebie. Państwo nie było w stanie wyegzekwować prawa.

WIĘCEJ SZKÓD

- Szkoda, że rzeka sama nie rozwiązała problemu i nie zmyła kładki - uśmiecha się inspektor Marian Pędlowski.
O rozebraniu konstrukcji mowy więc nie ma. Chociaż w tym roku woda narobiła jeszcze większych szkód i przechylona kładka wymaga solidnej naprawy. Czas więc najwyższy, żeby się Skrzypacz zabrał do generalnego remontu. I - jak obiecuje - zrobi to w wielkim stylu, z wielkim hukiem.

- Podjadę pod kładkę papają - obiecuje (tak nazywane są własnoręcznie skonstruowane traktory). - Wystawię głośniki o mocy stu sześćdziesięciu watów i na cały regulator puszczę muzykę z rosyjskimi albo lwowskimi piosenkami, bo lubię - obiecuje. - Postawię wódki, przyjdą chłopy i naprawimy kładkę - snuje plany. - Daleko, daleko będzie słychać - cieszy się jak dziecko, trzymając w ręce siekierkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie