Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć Kamilka. Wstrząsające wyznania rodziców maluszka

Beata TERCZYŃSKA
Cierpienia dziecka, które nie ma możliwości poczuć bliskości swoich rodziców i odczuwa jedynie ból, nie da się przeliczyć ani racjonalnie oszacować.
Cierpienia dziecka, które nie ma możliwości poczuć bliskości swoich rodziców i odczuwa jedynie ból, nie da się przeliczyć ani racjonalnie oszacować. Krzysztof Łokaj
Kamilek urodził się ciężko chory. Zmarł po 14 miesiącach. Szpital w Nisku musi zapłacić 1,3 miliona złotych zadośćuczynienia.

Miało być szczęście z narodzin synka. Stało się inaczej. Choć mama alarmowała lekarzy, że nie czuje ruchów dziecka, ci nie kwapili się do cesarki i ratowania malucha.

Lekarz wyznaczył termin porodu na 2-3 marca 2008 roku. Na świat miał przyjść chłopczyk. Ciąża 25-letniej, zdrowej mamy przebiegała dobrze. Do Szpitala Powiatowego w Nisku trafiła 5 marca. Dziecko nie kwapiło się na świat, ale badanie usg pokazywało, że wszystko jest w porządku. Kobieta zaniepokojona jednak nieudanymi próbami wywołania porodu zagadnęła ordynatora o cesarkę. Ten oświadczył, że nie ma takiej potrzeby.

COŚ NIE TAK Z TĘTNEM

13 marca, około godziny 8.45, sala porodowa. Lekarze znów starają się wywołać poród. Około godziny 11.15 lekarz przecina worek owodniowy, z którego wypływa czysty płyn. Około południa do sali wchodzi jedna z lekarek. Pyta rodzącą o samopoczucie i sprawdza zapis ktg. Wychodzi. Matka słyszy przypadkiem od położnych, że - ich zdaniem - zapis nie jest prawidłowy. Wysyła wiadomość do męża, by przyjechał i porozmawiał z lekarzem dyżurnym. Po godzinie 13 do sali wchodzą dwie lekarki, oglądają ktg i wychodzą. Przyjeżdża mąż pacjentki i rozmawia z ordynatorem. Ten uspokaja, że cesarki robić nie trzeba. Około godziny 16 kolejne badanie. Brak odczuwania bólów porodowych przez pacjentkę to efekt wysokiej odporności jej macicy na ból - twierdzi lekarz. Kobieta do godziny 19 jest sama w sali porodowej, podłączona do ktg.

DZIECKO BEZ OZNAK ŻYCIA

Zmieniają się położne. Rodząca ma schodzić z łóżka i robić ćwiczenia przyspieszające poród. Około godziny 22.30 w badaniach wychodzą zaburzenia tętna płodu. Mimo to nadal kontynuowany jest poród siłami natury. Maluszek rodzi się po północy. Siny, bez oznak życia. Nie oddycha sam, nie reaguje na bodźce, jego serce nie pracuje. Szybka reanimacja. Serduszko zaczyna bić.

- Dziecko, przez wiele godzin podduszone w kanale rodnym, urodziło się z ciężkim i trwałym uszkodzeniem mózgu - mówi mecenas Bogna Wais-Przybyło z rzeszowskiej kancelarii adwokackiej Lassota i Partnerzy.

Noworodek trafia na oddział neonatologii w Przemyślu, później na oddział noworodków z intensywną opieką medyczną w szpitalu przy ulicy Szopena w Rzeszowie. Dziecko w szpitalach spędza dziesięć miesięcy. Przechodzi posocznicę, cierpi na nawracające infekcje dróg moczowych, leczone jest antybiotykami.

Po zabiegu tracheotomii oddycha przez tchawicę. Niemowlę nie ma odruchów ssania i połykania, musi być karmione dożołądkowo. Ostatnie miesiące życia spędza w domu.
CZUŁ TYLKO BÓL

- Jeszcze w 2008 roku wystąpiliśmy w imieniu Kamila z powództwem przeciwko szpitalowi w Nisku o zadośćuczynienie za szkodę wyrządzoną podczas porodu - mówi mecenas Bogna Wais-Przybyło.

Sprawa toczyła się przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu. Szpital bronił się, że przyczyną złego stanu zdrowia chłopca był zespół aspiracji smółki, nie zaś nieprzeprowadzenie cesarskiego cięcia. Nieprawidłowo przeprowadzony poród potwierdziła jednak opinia ekspertów z Kliniki Położnictwa i Ginekologii Instytutu Matki i Dziecka. We wrześniu 2009 roku zapadł wyrok: milion złotych na rzecz rodziców jako spadkobierców dziecka.

- Do tego stopnia, że nie mógł poznać, usłyszeć, zobaczyć, ani poczuć swojej matki, ojca czy osób, które go pielęgnowały w szpitalu - uzasadniał wyrok sędzia Marek Nowak. - Mózg Kamila reagował wyłącznie na bodźce bólowe. Wszystko to razem daje obraz dziecka skrzywdzonego ponad ludzką miarę, którego cierpienia nie da się przeliczyć ani racjonalnie oszacować.

MILION ZŁOTYCH TO SPORO?

Sędzia Nowak podkreśla, że zadośćuczynienia w kwotach około miliona złotych nie są już dziś czymś nadzwyczajnym. Choć zgadza się, że dla znacznej części społeczeństwa to kwota wręcz niewyobrażalna. - Ale, jak każda suma pieniędzy, ma swoją wymierną, ekonomiczną wartość. Z jednej strony stanowi równowartość około 27-letnich przeciętnych zarobków, z drugiej to odpowiednik ceny półtora domu jednorodzinnego lub około pięciu mieszkań w Tarnobrzegu, ale już tylko jednego dużego mieszkania w Warszawie.

200 TYSIĘCY ZŁOTYCH WYSTARCZY

Szpital w Nisku odwołał się od wyroku. Sprawę drugiej instancji prowadził Sąd Apelacyjny w Rzeszowie. Ten w lutym 2010 roku obniżył zadośćuczynienie do 200 tysięcy złotych. Jakie były argumenty? "Z uwagi na stan uszkodzenia mózgu i wiek dziecko nie miało cierpień psychicznych związanych z odczuciem wyrządzonej mu krzywdy. Wraz ze śmiercią ustały jego cierpienia. Podstawą ustalenia wysokości zadośćuczynienia nie może być to, co Kamil utracił umierając, a więc nieprzeżyte życie i to, co ono mogło i powinno mu przynieść. Dziecko nie mogło mieć z zadośćuczynienia żadnych korzyści" - czytamy w uzasadnieniu.

SZPITAL ZAPŁACI Z ODSETKAMI

Od tego wyroku z kolei odwołali się rodzice. Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu.
- Szpital ma zapłacić rodzinie 800 tysięcy złotych, bo 200 tysięcy zapłacili po wyroku Sądu Apelacyjnego. Odsetki urosły do około 300 tysięcy. Ponad 90 tysięcy to koszty procesu na rzec skarbu państwa - wylicza mecenas.

Stanisław Krasny, dyrektor szpitala, zna wyrok. - Zasądzone zadośćuczynienie jest bardzo wysokie. Jednocześnie ubolewamy, że w historii szpitala znalazł się taki dramatyczny przypadek, bo ogólnie oddział ginekologiczno-położniczy cieszy się dużym zaufaniem wśród pacjentek. Średnio rocznie rodzi się u nas 700 dzieci - mówi. - Wyrok Sądu Najwyższego jest ostateczny. Trzeba go wykonać, choć jego uzasadnienia nie bardzo rozumiem. Szpital jest ubezpieczony.

A co z odpowiedzialnymi za ten błąd? Będą ukarani? - Odnośnie tego nie będę się wypowiadał, bo prokuratura bada sprawę. Lekarze na razie pracują - mówi dyrektor.

TO NIE JEDYNY TAKI PRZYPADEK

Rodzice nieżyjącego Kamila są bardzo skromnymi ludźmi, nie chcą rozgłosu. - To była dla nich straszna trauma. Dzień w dzień jeździli do szpitala do synka. Ostatnie chwile życia maluszek spędził w domu, podłączony do aparatur - mówi mecenas. - Po takim dramacie trudno zaplanować kolejną ciążę.

Kancelaria Lassota i Partnerzy twierdzi, że to nie jedyna sprawa o zadośćuczynienie dotycząca szpitala w Nisku. Stara się o nie inna matka, która rodziła w tym samym roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie