Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stan wojenny - Czy prawdą jest to, że w Tarnobrzegu nie było żadnej działalności opozycyjnej?

Grzegorz LIPIEC [email protected]
(Od lewej) Krzysztof Wianecki wraz z radioodbiornikiem, który służył działaczom Solidarności do nadawania audycji radiowych.(z prawej) Ulotki opozycyjne, które trafiły do Tarnobrzega na początku 1983 roku.
(Od lewej) Krzysztof Wianecki wraz z radioodbiornikiem, który służył działaczom Solidarności do nadawania audycji radiowych.(z prawej) Ulotki opozycyjne, które trafiły do Tarnobrzega na początku 1983 roku. Grzegorz Lipiec
W niedzielę 13 grudnia minie 28 lat od wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Jak ten smutny i przygnębiający czas wyglądał w Tarnobrzegu? Dla milionów Polaków czas od sierpnia 1980 po grudzień 1981 roku dawał nadzieję na lepszą przyszłość i zmiany w kraju.

Czym był stan wojenny?

Czym był stan wojenny?

Wprowadzony 13 grudnia 1981 roku na terenie całej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej na mocy uchwały Rady Państwa z 12 grudnia 1981 roku, podjętej niejednogłośnie na polecenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowej. Zawieszony 31 grudnia 1982 roku i ostatecznie zniesiony 22 lipca 1983 roku. Oficjalnie powodem, dla którego został on wprowadzony, była zła sytuacja gospodarcza kraju, a tak naprawdę główną przyczyną była obawa komunistów przed utratą władzy.

Niestety, w nocy z 12 na 13 grudnia marzenia o wolności zniszczyła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego.

Obawiając się utraty władzy, rząd komunistyczny wprowadził stan wojenny. Jak wyglądały zatem pierwsze dni stanu wojennego od orędzia generała Wojciecha Jaruzelskiego oczami działaczy opozycji w Tarnobrzegu? "Żadna WRONA Orła nie pokona" - ulotki z takimi hasłami mogli zobaczyć mieszkańcy Tarnobrzega dzięki bohaterstwie i poświęceniu kilkudziesięciu osób, które nie dały się zastraszyć reżimowi komunistycznemu.

RADIOWY OPOZYCJONISTA

W 1981 roku Krzysztof Wianecki ma zaledwie 21 lat i pracuje w Kopalni i Zakładach Przetwórstwa Siarki Siarkopol w radiowęźle przemysłowym, poza tym jest aktywnym członkiem Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność. W okresie wydarzeń sierpniowych stara się na bieżąco informować machowskich robotników o tym, co dzieje się w Gdańsku i innych polskich miastach. Po podpisaniu porozumień sierpniowych wierzy, że wszystko powoli ma się ku lepszemu. Nie spodziewa się tego, że aparat Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zaczyna powoli przygotowywać się do wprowadzenia stanu wojennego.

W sobotę 12 grudnia spotyka się w Stalowej Woli z czołowymi działaczami Solidarności na ziemi sandomierskiej. Zostaje na noc w Stalowej Woli i jeszcze nie wie, że w kraju zaczynają się aresztowania działaczy Solidarności.

- Jak można było się tego spodziewać? Słyszeliśmy, że komuniści przygotowują się do wprowadzenia jakiegoś stanu wyjątkowego, ale wojny domowej, bo tak to trzeba określić, nie spodziewaliśmy się w ogóle - mówi Krzysztof Wianecki.

Do Tarnobrzega pan Krzysztof dociera przed południem i wtedy od znajomych dowiaduje się o wprowadzeniu stanu wojennego. - Od razu wiedziałem, że muszę skontaktować się z którymś ze swoich związkowych kolegów. Dotarłem do Kopalni Machów i tam spotkałem przewodniczącego Komisji Zakładowej - Stanisława Zipsera. Wspólnie zdecydowaliśmy, że musimy napisać odezwę, w której to poinformowaliśmy o masowych aresztowaniach działaczy Solidarności. Na końcu wezwaliśmy również do podjęcia czynnego oporu. Czułem strach, widząc wojsko na ulicach, ale też wiedziałem, że muszę działać - opowiada Wianecki.

ARESZTOWANIE

Już następnego dnia, czyli 14 grudnia, Krzysztof Wianecki zostaje zatrzymany i przewieziony do komendy milicji przy ulicy 1 Maja w Tarnobrzegu. Po kilkugodzinnym przesłuchaniu trafia do Rzeszowa. W więzieniu na rzeszowskim Załężu przechodzi tak zwaną ścieżkę zdrowia, czyli bieg wąskim korytarzem w towarzystwie "esbeków, którzy okładali więźnia pałami.
- To nie koniec. Potem zajęli się mną osobiście i pobili do nieprzytomności - dodaje Wianecki.
Krzysztof Wianecki został skazany przed sądem wojskowym w Rzeszowie. Dowodem w sprawie była odezwa, napisana 13 grudnia razem ze Stanisławem Zipserem. Dostał, jak współautor ulotki, trzy lata. Wyrok odsiadywał w więzieniu w Hrubieszowie.

- Mimo że siedziałem w więzieniu, to dochodziły mnie słuchy, co dzieje się na zewnątrz. Chciałem jak najszybciej wyjść i na nowo zacząć walkę o Polskę - opowiada.
W czerwcu 1983 roku Krzysztof Wianecki opuścił mury hrubieszowskiego więzienia i na nowo rozpoczął działalność konspiracyjną, ale już w Solidarności Walczącej, gdzie między innymi organizował opozycyjne audycje radiowe.
Dla Krzysztofa Wianeckiego, jak i dla wielu opozycjonistów stan wojenny skończył się bardzo szybko, ale na szczęście wtedy pojawiły się zupełnie nowe postacie, takie jak choćby pan Andrzej z Tarnobrzega.

CHCIELIŚMY STRAJKU

Andrzej Rozwód była zatrudniony w Kopalni Jeziórko od 1978 roku. Czynnie uczestniczył w strajku robotników z tego zakładu w 1980 roku. Formalnie został członkiem związku w październiku 1980 roku. Mając kontakty z kolporterami Komitetu Obrony Robotników oraz Młodej Polski, posiadał wydawnictwa niezależne.
- Stan wojenny zastał mnie w domu, a właściwie to w drodze na poranną mszę. Podeszła do mnie sąsiadka i wystraszona zapytała, co teraz będzie, bo mamy wojnę. Byłem zdziwiony i nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Od razu pobiegłem do budki telefonicznej zadzwonić do domu, ale telefony nie działały. Postanowiłem więc skierować swoje kroki do szefa komisji wydziałowej Stanisława Florasa - mówi Andrzej Rozwód. - Chcieliśmy zaplanować, jak rozpocząć strajk generalny w Jeziórku, ale najpierw musieliśmy sprawdzić, jakie panują nastroje w załodze kopalni.

Dwaj opozycjoniści

Dwaj opozycjoniści

Krzysztof Wianecki - 49 lat, działacz Solidarności oraz Solidarności Walczącej, w momencie wybuchu stanu wojennego ma 21 lat i jest pracownikiem technicznym radiowęzła w machowskim Siarkopolu. Zatrzymany 14 grudnia 1981 roku i skazany przez sąd wojskowy w Rzeszowie 5 stycznia 1982 roku na trzy lata więzienia za rozpowszechnianie treści zagrażających władzy ludowej. W więzieniu w Hrubieszowie siedział do czerwca 1983 roku, został ułaskawiony. Po powrocie do Tarnobrzega wrócił do konspiracji, w której był czynnym działaczem do końca lat osiemdziesiątych poprzedniego stulecia.

Andrzej Rozwód - 53 lata, działacz Solidarności od początku lat osiemdziesiątych. Pracownik Kopalni Jeziórko, tam też aktywnie działał w trakcie dwóch strajków - w 1980 oraz 1981 roku. Po 13 grudnia 1981 roku nie został aresztowany i wraz z grupką znajomych wciąż działał, przeciwstawiając się reżimowi komunistycznemu. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych działacz Solidarności Walczącej.

W poniedziałek 14 grudnia, kiedy już większość działaczy Solidarności została internowana, pan Andrzej wraz ze Stanisławem Florasem postanowili działać.
- W pierwszej kolejności zabezpieczyliśmy dokumenty Solidarności, które były zamknięte w naszym biurze w Jeziórku. Zakopaliśmy je w pobliskim lesie. Kiedy okazało się, że ludzie wcale nie chcieli podejmować akcji strajkowej, stwierdziliśmy, że poczekamy na to, co wydarzy się w innych zakładach. Niestety, ducha walki całkowicie zgasiły w społeczeństwie tragiczne wydarzenia w Kopalni Wujek na Śląsku - dodaje pan Andrzej.

STRACH W KOŃCU MINĄŁ

- Nie ukrywam, że się bałem, ale kiedy mijały kolejne dni i nie spotkało mnie nic złego, to ten strach w końcu zaczął mijać. Nadszedł czas działania i robienia nawet bardzo małych, ale złośliwych rzeczy względem partii i komunistów - mówi.
Jak dodaje, zaczęło się od zdzierania plakatów, niszczenia transparentów wychwalających władzę ludową, a skończyło się na pismach tak zwanego drugiego obiegu.
- Boli mnie, że wiele osób twierdzi, iż w Tarnobrzegu nic się nie działo. Nic bardziej mylnego. Robiliśmy tyle, ile mogliśmy - tłumaczy Andrzej Rozwód. - Spotykaliśmy się w mieszkaniach, obmyślaliśmy, co można jeszcze zrobić dla rodzin aresztowanych. Na przykład zbieraliśmy żywność oraz inne datki na Wielkanoc dla pani Nieradki, małżonki Mieczysława Nieradki, który był przewodniczącym Solidarności w Kopalni Jeziórko.

WIZYTY SŁUŻBY BEZPIECZEŃSTWA

To właśnie przez tę zbiórkę pan Andrzej miał okazję do pierwszego kontaktu ze Służbą Bezpieczeństwa.
- Dowiedzieli się o zbiórce i przyjechali do zakładu, by przesłuchać mnie. Oczywiście nic im nie powiedziałem, ale od tamtej pory zaczęli mnie odwiedzać nawet w domu. Aż w końcu zatrzymali mnie i grozili, że przewiozą do Rzeszowa - opowiada Rozwód. - Kiedy stan wojenny miał się już ku końcowi, zatrzymali mnie przed 1 maja 1983 roku na posterunku Milicji Obywatelskiej w Machowie, tam też zostałem pobity przez dwóch ormowców.
Oczywiście przez cały okres stanu wojennego Andrzej Rozwód wraz z kolegami kolportowali bibułę, która powstawała również w Tarnobrzegu (Biuletyn Solidarności Ziemi Sandomierskiej - przypomina autor), malowali obraźliwe dla władzy napisy ("WRON i PRON won za Don"), a także niszczyli wszelkie oznaki propagandy komunistycznej.
- Nie robiłem nic nadzwyczajnego i nie chcę, żeby pomyślano o mnie jak o bohaterze. W tym samym czasie wiele innych osób robiło jeszcze większe rzeczy niż ja, choćby Janek Woynarowski, Michał Mycek czy też wielu, wielu innych - kończy Andrzej Rozwód.

OKIEM HISTORYKA

Jak stan wojenny ocenia lokalny historyk, który w tamtym okresie studiował, ale też i podejmował próbę walki (wraz z kolegami próbował roznosić w Tarnobrzegu ulotki opozycyjne - przypomina autor)? Tadeusz Zych, obecnie doktor nauk historycznych, ocenia stan wojenny jako zło, które zniszczyło dopiero co budującą się tkankę społeczeństwa obywatelskiego.
- Stan wojenny to porażka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ponieważ władza ludowa pokazała, że jest słaba, bo potrafi rozmawiać z ludźmi tylko i wyłącznie używając argumentu pałki i karabinu. Niestety, ta siła zgasiła też w społeczeństwie nadzieję na wolność i zasiała w umysłach strach i marazm - mówi Tadeusz Zych. - Choć z drugiej strony niemal na każdym kroku widać było, że władza ludowa długo przygotowywała się do wprowadzenia stanu wojennego. Przecież w ciągu zaledwie kilku godzin cały kraj został spacyfikowany, a wszelkie próby jakiegokolwiek oporu były niszczone w zarodku.

Jak dodaje, w Tarnobrzegu stan wojenny przebiegał w sposób charakterystyczny. - Brak elit społecznych, czyli liderów, sprawił, że chłopów-robotników z Siarkopolu nie udało się zmobilizować do przeprowadzenia jakiejkolwiek akcji strajkowej - mówi historyk. - Stan wojenny ostatecznie przedłużył tylko rządy komunistów, ale kiedy się już skończył, to umocnił w działaniu tych, którzy zaczęli swoją walkę o wolność już pod koniec lat osiemdziesiątych, doprowadzając ostatecznie do upadku PRL i odzyskania niepodległości w 1989 roku.

Od autora. Niestety, pan Andrzej Rozwód nie zgodził się na publikację swojego zdjęcia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie