Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straciła dziecko we wczesnej ciąży. Teraz walczy z bezdusznością urzędników, bo chce je pochować

Iza BEDNARZ
Natalia Słaby, psycholog ze Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka w Kielcach, mówi, że kobiety, które poroniły muszą mieć możliwość przeżycia żałoby po straconym dziecku.
Natalia Słaby, psycholog ze Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka w Kielcach, mówi, że kobiety, które poroniły muszą mieć możliwość przeżycia żałoby po straconym dziecku. Łukasz Zarzycki
- Oni myślą, że ja jestem głupia. Mówią: "Jakie dziecko? Tam nie było żadnego dziecka. Czego pani od nas chce?" A przecież jak jest ciąża, to musi być dziecko. No bo jak nie dziecko, to co?

Tak jest w Niemczech

Tak jest w Niemczech

W Niemczech trwała w latach 90. kampania społeczno-edukacyjna "Ciąża bez szczęścia". W niektórych miastach stworzono już miejsca pamięci dla poronionych płodów i martwo urodzonych dzieci, w Munster istnieje nawet grób szeregowy dla płodów "nie nadających się do pochówku". W drugą niedzielę grudnia obchodzi się dzień pamięci o wszystkich zmarłych dzieciach i o godzinie 19 wystawia w oknie zapaloną świecę. Efektem końcowym wysiłków podejmowanych dla właściwego traktowania zwłok dziecięcych i płodowych jest utrwalone przekonanie, że także te dzieci, martwo urodzone lub poronione, zasługują na pożegnanie z godnością (na podstawie: Piotr Morciniec "Bioetyka personalistyczna wobec zwłok ludzkich").

Krystyna, ciemne krótkie włosy, zmęczona twarz, podkrążone oczy: - Ja mam już 35 lat, wie pani to jest ostatni dzwonek, nie było co czekać. Starsza córka ma 15 lat. Nawet długo się nie staraliśmy. Mąż się strasznie ucieszył. Łóżeczko po starszej nam zostało, wystarczyło przynieść, odkurzyć. Koleżanki w pracy mi gratulowały. Trochę mi się skomplikowała sytuacja w szpitalu, gdzie pracuję. A co tam, pomyślałam, studia mam na ukończeniu, na macierzyńskim jakoś bym je dociągnęła. Trzeba przecież kiedyś żyć, mieć dzieci.

19 LISTOPADA

- Obudziłam się z bólem brzucha. Od miesiąca byłam na zwolnieniu, bo pracuję na ciężkim oddziale, a pierwszy trymestr, wiadomo, dla dziecka najważniejszy. To był dwunasty tydzień, dziewczyny w pracy mówiły, że czasem tak boli. Zaczęłam plamić. Niedobrze. Pójdę do szpitala na izbę przyjęć, zbadają mnie, dadzą kroplówkę i wrócę do domu, tak sobie myślałam. I poszłam.

- Współczuję tej pani - mówi doktor Rafał Rudziński, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach i zarazem konsultant wojewódzki do spraw ginekologii i położnictwa. - To się czasem zdarza. Nie każda ciąża kończy się sukcesem.

- Powiedzieli, że nie da się już uratować. Że nie ma tętna i dziecko obumarło. No jak obumarło, jak w tym dniu zrobili mi usg w szpitalu i było widać, że jest dziecko… Ponad sześć milimetrów, przecież jest napisane w karcie - Krystyna mówi nerwowo, urywa wątek, chce w jednym zdaniu zmieścić wszystko, całe emocje i fakty. - Dali mi tabletkę, żeby indukować poród, powiedzieli, że będzie większe krwawienie. Ja wiem, powinnam wcześniej o tym pomyśleć, sama zadbać, jakieś naczynie przygotować. W takiej chwili człowiek jest w szoku. Wszystko ze mnie poszło. Część prosto do toalety. Potem było czyszczenie macicy.

Tomasz, mąż Krystyny: - Jak już było po wszystkim, słyszałem, jak lekarz, który wychodził z sali, powiedział do pielęgniarki: "proszę wezwać salową niech to posprząta". "To", jakby chodziło o śmieci. Sam byłem w szoku, z córką czekaliśmy na korytarzu, denerwowaliśmy się.

W poniedziałek po wypisaniu ze szpitala Krystyna przyszła do ordynatora po zaświadczenie zgłoszenia urodzenia dziecka. Taki dokument ma prawo otrzymać matka, nawet jeśli dziecko urodziło się martwe, bez względu na to, w jakim momencie ciąży to nastąpiło - mówi o tym rozporządzenie ministra zdrowia z 2 lutego 2005 roku.

Ordynator odmówił wydania dokumentu tłumacząc, że zabrania mu tego prawo. Krystyna wróciła do domu. Następnego dnia przyszła z mężem.
SCENY I AKTY

Usiedli w gabinecie doktora Rudzińskiego i powiedzieli, że nie wyjdą dopóki nie wyda im pisemnego zgłoszenia urodzenia dziecka. Nie wiedzieli, że 5 lipca konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii i położnictwa profesor Stanisław Radowicki rozesłał do konsultantów wojewódzkich opinię dyrektora Departamentu Prawnego Ministerstwa Zdrowia (wystawioną zresztą na jego prośbę), która mówi: "W opinii Departamentu Prawnego nieistnienie tkanek płodu, stwierdzone makroskopowo i mikroskopowo, uniemożliwia wydanie karty zgonu oraz zaświadczenia, o którym mowa w paragrafie 8 ustęp 3 rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 7 grudnia 2001 roku w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi (Dziennik Ustaw numer 153, pozycja 1783, z późn. zm.). W konsekwencji wydaje się, że materiał z poronień, z których nie można fizycznie wyosobnić tkanek płodu nie może być wydawany rodzicom jako zwłoki dziecka martwo urodzonego. Konsekwencją powyższego jest również niemożność wydania, w przedstawionym stanie faktycznym, pisemnego zgłoszenia urodzenia dziecka, o którym mowa w rozporządzeniu Ministra Zdrowia z dnia 2 lutego 2005 roku w sprawie pisemnego zgłoszenia urodzenia dziecka (Dziennik Ustaw numer 27, pozycja 232)". Pod opinią podpisał się dyrektor departamentu Władysław Puzoń.

Tę opinię wyciągnął z szuflady biurka doktor Rudziński. Krystyna i jej mąż Tomasz nie przyjęli jej do wiadomości. Protestowali na siedząco. W gabinecie robiło się coraz bardziej duszno i niezręcznie. Za drzwiami gęstniała kolejka pacjentek czekających na konsultację. Zdesperowany lekarz zadzwonił po ochronę szpitala. Do scen nie doszło. Rodzice wycofali się na korytarz.

- Proszę zrozumieć, to był płód w 13 tygodniu ciąży, który obumarł i uległ autolizie, czyli rozkładowi. Nie sposób było wyodrębnić jakiekolwiek tkanki płodu. Samo poronienie nie upoważnia nas do wydania zaświadczenia o urodzeniu dziecka. Gdybym je wypisał, poświadczyłbym nieprawdę - tłumaczy mi doktor Rudziński, powołując się jeszcze raz na opinię Departamentu Prawnego Ministerstwa Zdrowia. - Jako konsultant wojewódzki zobowiązałem innych lekarzy do przestrzegania tego przepisu.

Za kulisami powstania tej opinii stały ponoć skargi napływające do profesora Radowickiego od lekarzy z całej Polski, zasypywanych prośbami pacjentek o wydawanie dokumentów na każde poronienie. Do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach wpływa rocznie kilka próśb o wydanie zgłoszenia urodzenia martwego dziecka. - Zwykle idziemy tym kobietom na rękę, jeśli tylko widać jakieś ludzkie tkanki. Jedne kobiety to rozumieją, inne nie. Niektóre nawet nie pytają o zwłoki dziecka - mówi konsultant wojewódzki do spraw ginekologii i położnictwa. Podkreśla, że i tak pomógł, bo zatelefonował do zakładu patomorfologii, żeby wydano rodzinie szczątki po zakończeniu badania.

- To jakaś patologia. Jak będziemy ulegać, dojdziemy do tego, że trzeba będzie chować podpaski. Na pewno branża pogrzebowa zaprojektuje takie małe, gustowne trumienki - ironizuje inny lekarz z tego oddziału. - Wiecie, o co chodzi? O ubezpieczenie, zasiłek pogrzebowy, wyciąganie publicznych pieniędzy.

GDZIE TA PATOLOGIA

Dokument, o który walczą Krystyna i Tomasz uprawnia do rejestracji martwo urodzonego dziecka w Urzędzie Stanu Cywilnego i wystawienia aktu urodzenia będącego jednocześnie aktem zgonu. Mając ten akt rodzice mogą pochować zmarłe dziecko. Mogą też wyprawić mu katolicki pogrzeb.

Zasiłek pogrzebowy wynosi aktualnie 6406,16 złotych. Paweł Szkalej, rzecznik prasowy kieleckiego oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, nie widzi tu patologii, wyciągania publicznych pieniędzy. - W oddziale w ciągu miesiąca realizujemy kilka wniosków dotyczących wypłaty zasiłków pogrzebowych dzieci martwo urodzonych. Za okres półrocza było ich około 10-15. W ostatnim czasie nie zanotowaliśmy, ani żadnego wzrostu, ani spadku składanych wniosków - dodaje.

- To krzywdzący osąd, że chodzi tylko o zasiłek pogrzebowy. Część rodziców chce tylko zarejestrować swoje nienarodzone dziecko, bo dla nich to jest człowiek, natomiast nie decydują się na pogrzeb - uważa Monika Nagórko ze Stowarzyszenia Rodzice po Poronieniu. Sama jest matką trójki dzieci, dwoje poroniła we wczesnych tygodniach ciąży. Razem z innymi kobietami poznanymi na forum internetowym założyła Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu, prowadzi stronę internetową poronienie.pl, dyżuruje przy telefonie, informuje rodziców o przysługujących im prawach.

Przyznaje, że z chwilą rozesłania do konsultantów ginekologii i położnictwa opinii Departamentu Prawnego Ministerstwa Zdrowia z 5 lipca 2010 roku, problemy rodziców po poronieniu stały się jeszcze większe: - Lekarze dostali pismo, dość niejednoznaczne, które dla nich staje się podstawą do odmowy wydania dokumentacji. Codziennie dzwonią do nas rodzice, którym gdzieś w Polsce odmówiono prawa do zarejestrowania dziecka i do pochowania go. Z jednej strony przepisy są po stronie rodziców i pozwalają na pogrzeb i rejestrację dziecka bez względu na czas zakończenia ciąży, z drugiej - brakuje w prawie wytycznych, które uwzględniłyby sytuację śmierci dziecka na wczesnym etapie ciąży.

Stowarzyszenie doradza rodzicom, żeby na własny koszt wykonywali badanie genetyczne materiału po wyłyżeczkowaniu macicy. Ekspertyza kosztuje około 400 złotych. - Przede wszystkim jednak kobieta, która traci dziecko w wyniku poronienia musi wiedzieć, że przysługuje jej prawo do takiego badania odpowiednio wcześniej, zanim szczątki trafią do utylizacji - podkreśla ekspert stowarzyszenia. - Niestety, rodzice są na przegranej pozycji, a lekarz ma wszystkie karty w kieszeni. A wystarczyłoby, żeby wykazał odrobinę dobrej woli i zrozumienia. Nie musi łamać przepisów, przecież nadal obowiązują ustawy ministra zdrowia z 2005 roku i rozporządzenia z 21 grudnia 2006. Departament Matki i Dziecka, a także Biuro Praw Pacjenta są za szeroką rejestracją zmarłych dzieci. Jeśli tylko są podstawy do rejestracji dziecka, to należy jej dokonać.

- Dlaczego stowarzyszenie nie interweniuje u rzecznika praw obywatelskich? - pytam.
- Bo nie mamy do czynienia z łamaniem prawa, tylko z brakiem dobrej woli.

MECHANIZMY OBRONNE

- To najbardziej boli, że w tym szpitalu uważają, że wszystko to moje wymysły, histeria, patologia - Krystyna wyrzuca z siebie żal i złość. - Jak to jest, że jak wszystko w ciąży przebiega dobrze, to lekarze mówią: "proszę zobaczyć, tu jest dzidziuś, widać rączki, nóżki, bije serduszko". A jak stanie się coś złego, to są strzępy, wyskrobiny, martwy płód, trofoblast. Już nie dzidziuś. To nie człowiek? Przecież ja to dziecko kochałam, czekałam na nie!

- Działają mechanizmy obronne - tłumaczy zachowanie ginekologów Natalia Słaby, psycholog. - Lekarze muszą się jakoś bronić, na co dzień obcują ze śmiercią, nie mogą przeżywać jej tak jak pacjentki. To obrona przed konfrontacją, tak samo uciekamy przed odkażaniem rany.

PAŃSTWO JEST PRZYJAZNE

Czy urzędnik Ministerstwa Zdrowia zdaje sobie sprawę, ile zamieszania wywołała jego opinia? Co ministerstwo zamierza zrobić w tej sprawie? Nie dostąpiłam możliwości porozmawiania z dyrektorem Puzoniem. - Proszę przysłać maila - poradziła mi pani w Biurze Prasowym Ministerstwa Zdrowia.

Krystyna dzwoniła w swojej sprawie do Departamentu Matki i Dziecka. Odpowiedzi dostałyśmy prawie jednocześnie.

Piotr Olechno, pełniący funkcję rzecznika prasowego Ministra Zdrowia, przyznaje, że do ministerstwa docierają sygnały o kłopotach z interpretacją i "niejednolitym stosowaniu przepisów od rodziców, którym odmówiono wystawienia pisemnego zgłoszenia urodzenia dziecka". Zaznacza, że problemy z wypełnieniem pisemnego zgłoszenia urodzenia martwego dziecka (zwłaszcza gdy doszło do niego na wczesnym etapie ciąży) mają również szpitale, które są zobligowane do wpisania do tego dokumentu płci, ciężaru i długości dziecka. Informuje, że obecnie w Ministerstwie Zdrowia trwają prace nad ujednoliceniem postępowania w sytuacjach, w których dochodzi do urodzenia martwego w zakładzie opieki zdrowotnej lub poza nim. "Jeżeli istnieją dowody potwierdzające ciążę/martwe urodzenie, uprzejmie informujemy, zgodnie ze stanowiskiem Ministra Zdrowia z 2008 roku, brak jest podstaw do odmowy wystawienia pisemnego zgłoszenia urodzenia dziecka i należy wypełnić je w możliwie szerokim zakresie". Rzecznik dodaje, że Komisja Nadzwyczajna Przyjazne Państwo podjęła już inicjatywę zmierzającą do usunięcia obowiązku ustalania płci, ciężaru i długości dziecka martwo urodzonego na potrzeby sporządzania pisemnego zgłoszenia urodzenia dziecka w sytuacjach, gdy tych danych nie jest w stanie ustalić obiektywnie zakład opieki zdrowotnej.

W odpowiedzi przesłanej przez Departament Matki i Dziecka Ministerstwa Zdrowia do Jana Gierady, dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego - do wiadomości Krystyny i Tomasza - stwierdzono, że opinia Departamentu Prawnego nie może mieć zastosowania w ich przypadku. "Czynności podjęte w związku ze zgłoszeniem się i pobytem pacjentki w szpitalu jednoznacznie wskazują, że nastąpiło martwe urodzenie i brak jest podstaw do odmowy wystawienia dokumentu pisemnego zgłoszenia urodzenia dziecka."

- Ja walczę nie tylko o siebie - zastrzega Krystyna. - Nikt w tym szpitalu nie poinformował mnie, że mam prawo zastrzec, że chcę odebrać ciało dziecka, nie powiedział, jak mam się zachować w czasie porodu. Na oddziale wiszą jakieś plakaty o żywieniu, reklamy, a nie ma informacji dla kobiet, co poroniły.

KOSTKI PARAFINY
Z zakładu patomorfologii Krystyna dostała cztery płaskie kostki parafiny, wielkości ekranu telefonu komórkowego, z zatopionymi wewnątrz czerwonymi plamkami. Tkanek płodu nie znaleziono. - Ale pani z tego zakładu wyjaśniła mi, że niektóre szpitale przysyłają nawet całe płaty gazy z zabiegu, to można znaleźć tkanki płodu. Ze mnie wszystko prawdopodobnie poszło do utylizacji - przypuszcza.

Od kilku tygodni chodzi do psychologa. - Nie mogę się pozbierać, w nocy mam koszmary, wszyscy przeżywamy, mąż i córka. Psycholog powiedział, że dla mojej psychiki dobrze byłoby zakończyć tę sprawę. Chcę pochować to, co zostało z mojego dziecka w naszym rodzinnym grobie.

- Żal, emocje, które towarzyszą stracie dziecka nie mają nic wspólnego z wiekiem dziecka czy czasem trwania ciąży. Nie ma znaczenia, czy był to czwarty, dwunasty czy dwudziesty piąty tydzień. Największą rolę odgrywają tutaj nadzieje, plany, jakie kobieta wiązała, jak bardzo ta ciąża była ważna dla niej - mówi psycholog Natalia Słaby. Od kilku lat pracuje w Świętokrzyskim Centrum Matki i Noworodka w Kielcach. Pracę magisterską pisała o problemach psychologicznych kobiet po stracie dziecka. - Kiedy ciąża obumiera, to umiera dziecko, bliska osoba. Kobieta ma prawo przeżywać żałobę, czuć się przygnębiona, to normalne zjawisko, które może trwać nawet rok. Często otoczenie próbuje pomóc bagatelizując: przecież to tylko embrion, nic się nie stało, nawet nie było nic widać. Jeśli kobieta dostaje sygnał, że to, co przeżywa, to bzdura, zaczyna blokować swoje emocje, myśli: może ja jestem jakaś nienormalna? Zatrzymuje się w pewnym miejscu, które potem będzie rzutować na całe jej życie. Temat będzie powracał przy różnych okazjach, rocznicach, okolicznościach związanych z tym wydarzeniem. Oczywiście na początku jest szok, wyparcie, niektóre kobiety nawet nie chcą oglądać ciałka, ale potem przychodzi refleksja: co się stało z moim dzieckiem?

- A pogrzeb? Co właściwie można pochować w przypadku, kiedy trudno nawet wyodrębnić tkanki płodu?
- Pogrzeb jest potrzebny, jak odkażanie rany, pomaga urealnić emocje. Kobiety, które straciły dziecko w drodze do szpitala często pakują do pudełka różne rzeczy związane z dzieckiem, kartę ciąży, ubranka i robią symboliczny pogrzeb. Niektóre adoptują na cmentarzu zapomniane groby dziecięce. To ważne, żeby pozwolić im powiedzieć: umarło mi dziecko.
Krystyna: - Dałabym jej na imię Marcelinka. U mnie w rodzinie rodziły się same dziewczynki.

Ps. Personalia bohaterki i jej męża zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Straciła dziecko we wczesnej ciąży. Teraz walczy z bezdusznością urzędników, bo chce je pochować - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie