Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strona kościelna wytacza kolejne argumenty w sprawie krzyża na górce. Prezydent Szlęzak stoi przy swoim

Zdzisław Surowaniec
Krzyż na kokoszej górce stoi od dwóch i pół roku.
Krzyż na kokoszej górce stoi od dwóch i pół roku. Zdzisław Surowaniec
Inspektor nadzoru budowlanego w powiecie stalowowolskim Marian Pędlowski miał już gotową decyzję wzywającą księdza Jerzego Warchoła do usunięcia krzyża postawionego na wzgórku na osiedlu Młodynie, kiedy w ostatniej chwili otrzymał pismo, które wstrzymało na razie wydanie postanowienia.

4,90 cm wysokość

Od 28 lutego 2009 roku, czyli od kiedy krzyż został postawiony na miejskiej działce bez zgody władz miasta, prezydent domaga się jego usunięcia. Krzyż ma 4,90 cm wysokości, rozpiętość ramion na 2 m, oddalony jest 23 m od jezdni.

Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wznowił postępowanie po tym jak Naczelny Sąd Administracyjny oddalił zażalenie księdza Wrachowała na decyzję Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Rzeszowie. WSA przed półtora rokiem uchylił decyzję Podkarpackiego Wojewódzkiego oraz Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Obaj inspektorzy uznali, że postawienie krzyża na miejskiej działce bez zgody właściciele nie było samowolą.

DAŁ CZAS

Teraz inspektor Pędlowski dał księdzu Jerzemu Warchołowi czas do 8 września tego roku na dostarczenie odpowiednich dokumentów. A są nimi decyzja o warunkach zabudowy i zaświadczenie, że może decydować co stanie na miejskiej działce, zwanej kokoszą górką. Miałby także uiścić 2,5 tysiąca kary za zalegalizowanie samowoli.

W czwartek, 8 września, pod koniec urzędowania starostwa, inspektor nadzoru budowlanego otrzymał od pełnomocnika księdza Warchoła prośbę o zawieszenie postępowania z uwagi na potrzebę rozstrzygnięcia zagadnienia wstępnego przez sąd w zakresie prawa do dysponowania nieruchomością.

Jak nam powiedział Marian Pędlowski, do wniosku dołączona został kserokopia pisma ówczesnego biskupa sandomierskiego Wacława Świerzawskiego, w którym w nawiązaniu do rozmowy z ówczesnym prezydentem Alfredem Rzegockim, prosi o "zabezpieczenie nieruchomości pod budowę kościoła parafialnego w Stalowej Woli na osiedlu Młodynie". Rzegocki miał odpowiedzieć, że zabezpieczył na te cel działkę w sąsiedztwie szkoły.

BYŁA OBIETNICA

- Kościół potraktował słowa ówczesnego prezydenta jako promesę, obietnicę przyznania działki miejskiej. Dlatego muszę mieć kilka dni na rozważenie czy tamte fakty mają znaczenie dla podejmowanych teraz decyzji - powiedział nam inspektor nadzoru budowlanego.

Z naszego rozeznania wynika, że nie miały. Nawet jeśli prezydent coś obiecał biskupowi, to nie poszły za tym konkrety czyli decyzje radnych w formie uchwały przekazującej teren czy zmieniającej plan zagospodarowania przestrzennego, gdzie nie ma mowy o postawieniu obiektu kultu religijnego. Kościół nie poniósł żadnej materialnej straty z powodu nie spełnienia jego oczekiwań. Może jedynie poniósł stratę moralną, w postaci żalu za nie dotrzymanie danego słowa.

Kropkę nad i postawił prezydent Andrzej Szlęzak, który w marcu 2009 roku stwierdził, że nie udzielił i nie udzieli inwestorowi prawa do dysponowania oznaczoną nieruchomością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie