Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stulatków nam w regionie nie brakuje

Zdzisław Surowaniec
Zdzisław Surowaniec
106 urodziny obchodziła Aniela Sołtyska z Katów w gminie Jarocin Koło Niska, jest w dobrej kondycji
106 urodziny obchodziła Aniela Sołtyska z Katów w gminie Jarocin Koło Niska, jest w dobrej kondycji archiwum
Aniela Sołtyska z Katów w gminie Jarocin koło Niska świętowała 106 urodziny. Z tej okazji jubilatkę odwiedzili wójt gminy Zbigniew Walczak, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego Alicja Habuda-Cichoń, przewodniczący Rady Gminy w Jarocinie Bogusław Iskra oraz sołtys wsi Katy Genowefa Pieróg. Goście oprócz bukietu kwiatów złożyli jubilatce bukiet wspaniałych życzeń.

Jubilatka niezmiennie cieszy się dobrym zdrowiem. Jej recepta na długowieczność to zdrowe odżywianie i spokojny tryb życia. Według portalu internetowego „Najstarsi Polacy” pani Aniela w województwie podkarpackim zajmuje trzecie miejsce. Starsze od niej są dwie panie urodzone w 1909 roku.

Stulatków nam w regionie nie brakuje. Aniela Kotwica ze Stalowej Woli zmarła w 2009 roku w wieku 105 lat, na rękach córki. Zawsze zajmowała się domem. Dom rodzinny miała we wsi Pławo na ulicy Żytniej. Pracowała na roli, zajmowała się dziećmi. Jak wspomina jej córka Helena, mama nigdy do ust nie wzięła wódki rosołu, jajek i ryb.

Od najmłodszych lat rozpoczynała każdy dzień od mszy i Komunii Świętej. Należała do Rodziny Franciszkańskiej i Rodziny św. Michała, co wiąże się z obowiązkiem codziennej modlitwy. Dopóki mogła chodzić, codziennie szła na mszę świętą na godzinę szóstą rano. Od trzech lat nie była w stanie wychodzić z domu. - Zmarła na moich rękach, kiedy ją karmiłam. Westchnęła tylko. Miała lekką śmierć - wspomina pani Helena.

Tego samego roku 2009 sto lat stuknęło jej bratowej Zofii Kotwicy ze Stalowej Woli. Zmarła w wieku 106 lat w styczniu 2016 roku. Była najstarszą mieszkanką Stalowej Woli. Wygląda na to, że nazwisko Kotwica i imię Aniela jest gwarantem długowieczności. Obie panie miały wspólną receptę na długie życie - pracować i modlić się.

Niezwykłym zbiegiem okoliczności było to, że przed laty we wsi Szyperki w gminie Jarocin koło Niska na skraju leśnej głuszy, przy ścianie Lasów Janowskich żyła Aniela Kotwica. Zmarła w wieku 106 lat. Dwie panie Kotwice ze Stalowej Woli nie były rodziną stulatki z Szyperek, kobiety nawet się nie znały. W jej domu najważniejszym sprzętem były dwa radia, nastawione wyłącznie na Radio Maryja.

- Modlić się co dzień - to jej zdaniem była gwarancja długiego życia. Mówiła, że jak człowiek ciężko pracuje, to nie musi się długo modlić, bo praca jest jak modlitwa. - Modlitwa i praca to kraj wzbogaca - to było jedno z jej ulubionych powiedzeń. Po przebudzeniu najpierw się modliła. Nie wzięła nic do ust, zanim nie od zmówiła pacierza.

Była przeciwnikiem picia wódki. - Wszystko można pić, tylko nie wódkę! Wino można pić, herbatę, mleko, wszystko. Tylko wódki nie! - mówiła. Kto wierzy, że jedzenie tego, co jedzą stulatkowie pozwala dożyć sędziwego wieku, ma do wyboru - kartofle, chleb, kompot, kaszę i zupy. Bo to najczęściej zjadała pani Aniela. Propozycją na długie życie jest także... głodówka. Pani Aniela przywiązywała dużą wagę do piątkowych postów, niekiedy pościła także w czwartek, piątek i sobotę.

Sto cztery lata przeżył Bronisław Ryczko z Kurzyny Średniej w gminie Jarocin. W tej wsi spędził całe życie. W 1936 roku ożenił się z Weroniką z Dąbrowicy. Mieli czworo dzieci: Genowefę, która zmarła w niemowlęctwie, Feliksa, Marię Apolonię i Barbarę. Sędziwy jubilat doczekał się ośmiu wnuków. Wśród nich są dwaj słynni stalowowolscy tancerze Piotr Kiszka i jego starszy brat Wiktor. Miał ciężkie życie. Pracował na roli, ale był także masarzem. W czasie II wojny światowej prowadził nawet sklep. Należał do Armii Krajowej. Nie walczył w partyzantce, ale jego sklep służył jako punk kontaktowy i zaopatrzeniowy dla zbrojnego podziemia. To był też powód aresztowania go przez NKWD w listopadzie 1945 roku. Na półtora roku trafił na Syberię do gułagu w miejscowości Baranicze. Tam otarł się o śmierć. - Byłem tak wycieńczony, że uznano mnie za zmarłego - wspominał. - Wrzucono mnie do zbiorowego grobu wraz z ciałami zmarłych współwięźniów. Na szczęście ktoś zauważył ruch mojej ręki i wyciągnięto mnie dosłownie z mogiły. Po powrocie z zesłania trafił w szpony siepaczy Urzędu Bezpieczeństwa w Biłgoraju. Ale przeżył i to piekło.

Był osobą bardzo samodzielną i pogodną, ma świetną kondycję fizyczną i psychiczną. Lubił tradycyjną polską kuchnię, potrawy dobrze okraszone tłuszczem, a przepada za pieczonym boczkiem - zwierza się. I takie jedzenie dodaje mu sił i radości życia!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie